*41*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Nie uważasz, że powinniśmy ją odszukać? Zaczyna wschodzić słońce, a jej dalej nie ma! - mówiła Rey do siedzącego obok niej na pieniu Bena.

- Uspokój się! Przywiązałaś się do niej, czy co? Myślisz, że przez to, że powiedziałem jej prawdę, ona będzie chciała być po naszej stronie w wojnie z Najwyższym Porządkiem? - pytał Ben. - Ona nas nienawidzi.

- Chyba ciebie! - odwarknęła. - Aja mi ufa i na pewno nie uciekła. Może ona potrzebuje nas poradzić sobie z gniewem? Chodź, poszukamy jej! - Rey wyciągnęła rękę do Bena, jak on do niej przed czasy. Wtedy, gdy jeszcze sobie nie ufali jak teraz. Chciała mu przypomnieć o tej chwili, gdzie on też chciał, żeby ona do niego dołączyła. Jednak on siedział tylko ze spuszczoną głową nawet nie odwracając się w jej stronę. Jej pięknego gestu w jego stronę nie widział i przegapił.

- Daj spokój. Jak nie ten Buntownik, to inny. W galaktyce się od nich aż roi! - odwarknął.

- Nie, to nie. Idę jej śladami, ale jak mnie po drodze coś zeżre to będzie tylko i wyłącznie twoja wina!

- Nic cię nie zażre! Pamiętaj, masz miecz świetlny!

- A propos mieczy świetlnych. Nie zastanawiałeś się, czemu mój miecz jest biały, a twój czarny. Przecież mówiłeś, że one zmieniają kolor pod wpływem cyklu dobowego. - odrzekła i odbezpieczyła swój miecz, który jak już mówiła ostrze było kolory białego.

- Nie wiem. - mruknął pod nosem Ben.

Jak nie, to nie. Nie chcesz ze mną gadać. Rozumiem. Idę sama. - powiedziała i odeszła od jeszcze palącego się ogniska zostawiając przy nim jedynie Bena.

Szła chwile szukając czegoś, co pomogło by jej odnaleźć Aje. Jednak niczego takiego nie znalazła.

Szła poprzez gęstwinę mokrej i wilgotnej trawy. Usłyszała rozmowę dwóch ludzi. Przyczaiła się w dość wysokiej trawie, jednak, żeby nikt jej nie zobaczył musiała przykucnąć.

Po głosie poznała, że była to rozmowa Aji. Mężczyzna, co z nią rozmawiał nie miał zbytnio dobrego nastawienia. Nie słyszała, o czym rozmawiają. Była za daleko.

Wyjrzała zza trawy i aż dech jej stanął w płucach. Poznała od razu osobę, która rozmawiała z Ają. - To był nie kto inny jak Hux. Co prawda trochę się zmienił od momentu, gdy zostawili go z Benem w lawie. Teraz skórę miał poparzoną i bladą. Wszystkie kończyny miał mechaniczne po starciach z Benem. A żeby był nastrój Genarała - Już nie rudy człowiek miał na sobie pelerynę z kapturem na głowie zasłaniając tym samym istne przebarwienia i poparzenia od niespodziewanej kąpieli we wrzącej lawie.

Rey wyszła z trawy. Nie bała się przeciwnika. Podeszła bliżej. Jednak coś ostrzegło Huxa, ponieważ odwrócił się w stronę w którą podążała do niego Rey.

- Ah, widzę, że znalazłem moją zgubę! Hahaha. - zaśmiał się Hux. - Jak miło Rey, że wpadłaś. Jednak nie potrzebuję już ciebie. Starczy mi tylko ona.

- Co chcesz z nią zrobić? - zapytała.

- A to, zobaczysz. A raczej nie zobaczysz, bo nie zabieram cię ze sobą. Hahaha. - Hux w tej chwili wyjął z rękawa miecz świetlny, który zaświecił się przerażającym czerwonym kolorem. - Jeszcze jeden krok, a ją zabiję!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro