LI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kylo

Byliśmy gotowi do wyjścia. Rey była pewna siebie, pragnęła zemsty. Musiałem ostudzić jej zapał. Pilot najprawdopodobniej miał zawisnąć. Razem z moją matką. Żołądek podszedł mi do gardła. Zabiłem ojca. Zabiję matkę. Cudowny ze mnie syn. 

Dziewczyna zauważyła moje zachowanie. Pociły mi się dłonie oraz trzęsły. Po plecach przebiegał dreszcz przerażenia. 

- Będzie dobrze.- Szepnęła i złapała mnie za rękę.

Ale nie mogło być dobrze. Nie było innego wyjścia z sytuacji. Rutynowe przesłuchanie, rozłożone na dwa dni. A potem szubienica. Na oczach całego Najwyższego Porządku. Ja, stojący pośród tych wszystkich szturmowców, udający niewzruszenie. Tak to miało wyglądać. I będzie. Nie jestem tylko pewny swojego niewzruszenia. 

Nienawidzę jej. Nienawidzę Lei Organy, mojej matki. Ale pomimo całej tej nienawiści, tylu samotnie spędzonych lat, gdzieś głęboko w sercu, jakiś maleńki skrawek mnie, kochał ją. Byłem potworem. To piętno przylepiło się do mnie kiedy Han Solo spadał w otchłań. Nigdy nie odkupię swoich win. Mogę się jedynie stawać gorszy i gorszy. Zabijać i wieszać innych ludzi, aż w końcu zabraknie we mnie człowieczeństwa. Miałem ochotę się rozpłakać. 

- Nie jesteś potworem.- Uścisk na mojej dłoni, wzmocnił się. 

- Jestem.- Powiedziałem, będąc blisko płaczu. 

- Spójrz na mnie Kylo.- Złapała mnie za policzki i zmusiła do spojrzenia sobie w oczy.- Nie. Jesteś. Potworem. Czy potwór potrafi kogoś pokochać?- Wolałem nie ufać swojemu głosowi.- Nie. Nie potrafi. A ty mnie kochasz. A ja kocham ciebie. Potwora nikt nie kocha.  Nie jesteś sam. Po za tym, zawsze można coś wymyślić. 

Pocałowała mnie lekko w policzek i uśmiechnęła się delikatnie. Przytaknąłem głową. Ten dzień ledwo się zaczął, a ja już byłem zmęczony. 


Rey

Martwiłam się o niego. Wiedziałam, jak matka traktowała go kiedy był jeszcze chłopcem. Ale to nie zmieniało faktu, że była jego matką. Nieważne ile by to wypierał, zawsze będzie ją w jakimś stopniu kochał. 

Szliśmy powoli, obok siebie, przez puste korytarze Niszczyciela. Słyszałam jego niespokojny oddech, odbijający się echem od metalu maski. Ponownie złapałam go za rękę. Przyjął ten gest bardzo zachłannie.  Przez moc czułam, że najchętniej zawrócił by do swojej kajuty i nie wychodził z niej przez najbliższy miesiąc. Dodając mu otuchy, delikatnie ścisnęłam jego dłoń.

Trzymając się za ręce, doszliśmy w końcu na piętro więzienne. Pilot znajdował się w tej samej celi, co poprzednim razem. Starałam się nad tym zapanować, ale mimowolnie wzdrygnęłam się. Finn nie żył. Sama go zabiłam. Nic mi nie zrobi, nie dotknie mnie. 

Dawno o tym nie myślałam. Udało mi się odgonić od siebie wszystkie wspomnienia, związane z moją nieudana misją. Ale teraz powróciły i uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Nagle dotyk Kylo stał się nie do zniesienia. Sparaliżowało mnie.

- Co się dzieje?- Spytał wyraźnie zmartwiony chłopak. 

Przystanęłam, nie byłam w stanie się ruszyć. Kolana się pode mną ugięły. Kylo złapał mnie w ostatniej chwili. I czułam jego ciało tak blisko mojego. I nie potrafiłam myśleć o niczym innym, niż o wietrznej nocy. O zimnym powietrzu, przedzierającym się przez nieszczelne deski drewnianego domku. O gorących ustach na mojej szyi i dłoniach na moim sparaliżowanym ciele. Ciężko mi było oddychać, nie mogłam złapać tchu. 

- Spokojnie. Oddychaj Rey. 

- Nie... Nie dotykaj...

Wychrypiałam słabo. Łzy płynęły po moich policzkach strumieniami. Ale Kylo posłuchał. Puścił mnie delikatnie, pomagając oprzeć się o ścianę. I odsunął się kawałek, ściągając maskę. Trochę mi ulżyło kiedy zobaczyłam jego zaniepokojoną twarz. Nadal, mimowolnie bałam się go, kiedy zakładał maskę. 

Jeszcze chwilę temu nie chciałam jego dotyku. Ale nagle poczułam, że jest mi niezbędny. Podeszłam do chłopaka chwiejnym krokiem i rzuciłam mu się na szyję. Cichy szloch wydobył się z mojego gardła, kiedy mnie mocno objął. Usłyszałam metaliczny trzask i ciche kliknięcie. Kylo wyłączył kamery i zablokował korytarz. Byliśmy sami.

Było mi tak źle, a jednocześnie tak dobrze. Ukryłam twarz w połach jego ubrania, o on delikatnie gładził mnie po plecach i głowie. Czułam się jak podczas nieudanego lotu na Ahch To. Wtedy też płakałam przez Finna. I Kylo też mnie uspokoił. 

- Co się stało?- Szepnął mi cicho do ucha.

- Wspomnienia. Bardzo złe wspomnienia.

Poczułam jak jego mięśnie się napinają. Wiedział o co chodzi. A ja wiedziałam, jak bardzo nienawidzi ciemnoskórego. Zdradził go. A potem prawie mnie zgwałcił. Fakt, że nie żył, wcale nie osłabiał nienawiści Kylo.

- Już dobrze. 

Odparłam cicho. Wcale nie było dobrze. Było wręcz fatalnie. Ale miałam zadanie do wykonania i chciałam je wykonać. Dokonać zemsty, tego właśnie potrzebowałam. 

- Na pewno? Jeśli nie, to może jutro...

- Nie.- Przerwałam mu zdecydowanie. Otarłam resztki łez i byłam gotowa. 

- W porządku.- Nie był co do końca tego przekonany. Włączył kamery, odblokował drzwi i włożył maskę.- Jakby się coś działo, wróć do pokoju i na mnie poczekaj. 

Przytaknęłam głową i zobaczyłam, jak chłopak znika za ciężkimi metalowymi drzwiami. Cele dla generałów znajdowały się na innym korytarz. Wzięłam głęboki wdech i wpisałam kod, otwierający wrota do celi pilota. 


Kylo

Ten dzień nie mógł stać się gorszy. Bałem się o Rey, bałem się o matkę i bałem się o siebie samego. I to właśnie na martwieniu się, straciłem całą drogę pod cele generał Organy. A mogłem wymyśleć taktykę. Przez chwilę stałem pod drzwiami, walcząc z chęcią ucieczki. Wpisałem kod i wszedłem do środka. 

Co jak co, ale Najwyższy Porządek potrafi zadbać o swoich więźniów. Nie wszystkich, ale o ważnych jak najbardziej. Cela mojej matki, była całkiem niezłym apartamentem.

- Ben.

Siedziała przy niewielkim stole. Wyglądała dobrze, nikt wcześniej u niej nie był, nic jej nie było. Nie wiem dla czego, ale zdjąłem maskę. Podeszła do mnie i dotknęłam mojego policzka. Tego, na którym znajdowała się cienka blizna. Nie miałem pojęcia jak się zachować. 

- Powiesz wszystko.- Zdobyłem się na chłodny ton. Zabrała dłoń z mojej twarzy. 

- Przecież wiesz, że nie mogę. Ruch Oporu na mnie liczy. To moi ludzie. 

- Twoi ludzie, którzy już za pewne nie żyją. Ruchu Oporu już nie ma. 

Nie byłem tego pewien. Ale jedno wiedziałem na pewno. Bez Lei Organy, Rebelia nie mogła istnieć. Odsunęła się ode mnie kilka kroków. 

- Zabiłeś ich.- W jej oczach, zabłyszczały łzy. 

-  Nie. Nie musiałem. Sami się wybili w walce o przywództwo. 

To nie była prawda. Chyba. Ale stwierdziłem, że tak będzie najlepiej. Najłatwiej. Kiedy zniszczę w niej wszelką nadzieję. 

- Teraz mnie zabijesz.- Stwierdziła chłodno.

- Nie. Nie teraz.- W mojej głowie, pojawił się pewien pomysł.- Albo nawet w ogóle. Musisz tylko zdradzić wszystkie plany Rebelii, wszystkich sojuszników. 

- Po co? Po co, skoro jej nie ma? 

Cholera. O tym nie pomyślałem. Dlatego, standardowo powiedziałem to, co pierwsze przyszło mi do głowy. Całe szczęście, Organa była zbyt przejęta rebelianckimi ścierwami. 

- W razie czego. 


Rey

Pilot siedział opary plecami o ścianę. Tak ja za pierwszym razem. Jednak udało mi się odgonić nieprzyjemne wspomnienia i przybrałam obojętny wyraz twarzy.

- Wiedźma. 

- Witaj Pilociku. Wygodnie ci? 

- Oczywiście. Brakuje mi tylko basenu.- Przewrócił teatralnie oczami. 

- Aleś ty zabawny. Może porozmawiamy o Rebelii? 

Widziałam mord w jego oczach. Pragnął mojej śmierci. Nie myślał o niczym innym, tylko o moim martwym ciele. Przynajmniej miał chłopak zajęcie. A skoro uparcie milczał, weszłam mu brutalnie do głowy. 

Krzyczał i błagał abym przestała. Ja jednak chciałam mu zadać ból. Nie zwracałam uwagi na wspomnienia, dopóki nie zobaczyłam płomieni. I wtedy się przyjrzałam. Pilot mierzył do kogoś blasterem. Czarna postać wyskoczyła z ognia i upadła na kolana. Wtedy strzelił. Mężczyzna zatoczył się i upadł na plecy. A ja poczułam tą samą pustkę. Tą, którą poczułam po wydostaniu się z ognia razem z Kylo. Pilot zabił Jacka. Rzuciłam nim wściekle o ścianę. 

- Zamordowałeś go!

- A ty?! A ty jędzo zabiłaś Finna! Mojego przyjaciela! Ja się tylko odwdzięczyłem. 

Tego było za wiele. Ja widziałam śmierć Jacka. On powinien usłyszeć o tym, jak zabiłam Finna.

- On chciał popełnić samobójstwo. Chciał się zabić, bo prawie mnie zgwałcił. Ale nawet to mu nie wyszło. Skoczył z wysoka do wody. Chciał trafić na skały, ale nie udało się. Przeżył skok. Kiedy tamtędy przechodziłam, siedział nad brzegiem i mazał się jak dziecko. A ja mu tylko pomogłam, przy okazji się mszcząc. Okładałam go tak długo, aż nie przestał oddychać. Ale nadal mi było mało. Połamałam mu ręce. Połamałam mu nogi. Zmiażdżyłam mu twarz kamieniem, aż w końcu nie przypominał człowieka. 

- Przestań.- Wysapał niespokojnie. 

- A nie chcesz wiedzieć, gdzie pochowałam twojego najdroższego przyjaciela? Spoczywa pod wodą, przygnieciony wielkim głazem. Raczej nie wypłynie.

Wycedziłam każde słowo z jadem. Byłam tak zaślepiona złością, że nie zdążyłam zareagować, kiedy pilot się na mnie rzucił. Złapał mnie obiema rękami za gardło i mocno ścisnął. Przewróciłam się, a on poleciał na mnie z całym impetem. Próbowałam odciągnąć jego ręce, kopnąć mnie. Jednak jedyne co robiłam, to marnowałam tlen do którego nie miałam dostępu. Szamotałam się i wydawał z siebie dziwny świst. Ciemniało mi przed oczami, czułam się, jakby chciał mi urwać głowę. 

W końcu udało mi się go kopnąć w kroczę. Odruchowo zwolnił uścisk. To był moment, ale ja byłam jak dzikie zwierz. Zepchnęłam go z siebie i dopadłam do drzwi. Zaczęłam wpisywać kod, ale ręka mi drżała. Złapał mnie za włosy i odwrócił przodem do siebie. Uderzył mnie pięścią w policzek. Tak mocno, że znowu wylądowałam na ziemi, obijając boleśnie biodro. W ostatniej chwili odepchnęłam go mocą na ścianę. Zemdlał, ale ja i tak uciekłam pośpiesznie. Bałam się i chciałam jak najszybciej wrócić do pokoju, najlepiej Kylo, rzucić się na łóżko razem z chłopakiem i porządnie się wypłakać. 


Kylo

- Ty taki nie jesteś Ben.-  Powiedziała po krótkiej chwili milczenia.- Nie zrobiłbyś mi krzywdy. To z ojcem to nic. Wypadek. Rozumiem. 

Zaczęła się do mnie niebezpiecznie zbliżać. Coś jej się chyba stało w głowę. Jaki wypadek? Zabiłem jej męża do jasnej cholery! Powinna być wściekła, a na pewno nie powinna wybaczać. Miałem go zabić. To był plan, a nie wypadek. I kiedy już prawie mnie obejmowała, machnąłem ręką przed jej twarzą. Poleciała nieprzytomna na ziemię. 

- Bena nie ma.

Powiedziałem bardziej do siebie niż do niej, po czym opuściłem sale. Rey przesłucha ją jutro.

*

Już wchodząc do pokoju, coś mi nie pasowało. Rey leżała skulona na łóżku. Łkała cicho. Podszedłem do nie powoli, bojąc się, że to znowu wspomnienie z Finnem. Usiadłem na materacu za jej plecami i delikatnie dotknąłem jej ramienia. 

- Rey, skarbie. Co się stało?- Powiedziałem delikatnie. 

Odwróciła się w moją stronę. Oczy miała napuchnięte i zaczerwienione od płaczu. Łzy posklejały jej rzęsy. Ale najgorszy był jej prawy policzek. Dotknąłem go delikatnie opuszkami palców. Zacisnęła powieki z bólu. Na jej policzku widniała czerwona plama, zapewne od uderzenia. 

-  Jak...?

- Przytul mnie.

Przerwała mi. Jej głos był zachrypnięty i bardzo słaby. Dopiero teraz zwróciłem uwagę, jak ciężko przełyka ślinę. Ułożyłem się obok niej i przyjrzałem się jej szyi. Cała była zaczerwieniona, jakby... Zabiję go. Wypruje z niego flaki. Będę torturował tak długo, że nie będzie miał siły błagać o litość. 

Objąłem ją mocno. Nawet nie próbowałem jej pocieszać. Wiedziałem, że potrzebuje się wypłakać, więc jej na to pozwoliłem. 

Uspokoiła się w końcu i usnęła. Na dobranoc, pocałowałem ją w czoło i szepnąłem:

- Zatłukę go. 

Ale to dopiero jutro. Nie chciałem zostawiać jej samej.


Hejka!

No, zadziało się. Musicie przyznać. 

W ogóle, to muszę się wam pochwalić haha. Niesamowite osiągnięcie, a mianowicie, skończyłam trylogię grisza. Możecie być dumni, dłużyło mi się jak nie wiem. Jak ktoś czytał, to możecie dzielić się opiniami. Mi się podobało, ale. Było za mało Zmrocza. Zdecydowanie za mało. No i, nie lubię Aliny. Bywa. 

Koniec o nie moich książkach. Mam nadzieję, że wam się podobało. Szykujcie popcorn na następny rozdział. Ze smutkiem pożegnamy Poego. 

Do następnego i niech Moc będzie z Wami!

P.S. Znowu nie chciało mi się sprawdzać. Staram się, ale pisząc codziennie, z dnia na dzień, sprawdzanie jej serio uciążliwe. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro