LII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kylo

Byłem wściekły. Byłem taki wściekły, że nie udało mi się zmrużyć powiek. Myślałem o pilocie. Już raz mi uciekł. Ale wtedy liczyła się tylko informacja o kryjówce Skywalkera. Teraz nie to było ważne. Uderzył Rey. Uderzył i poddusił. Pod moim nosem. 

Stwierdziłem, że jednak nie zawiśnie. To by był przejaw łaski. A na nią w żadnym stopniu nie zasługiwał. Umrze w celi. Nie jako najlepszy pilot Rebelii, a jako nikt. Ja już o to zadbam. 

*

Rey obudziła się, cicho jęcząc. Uchyliła powieki, zlepione od płaczu. Oczy miała cały czas czerwone. Jej prawy policzek, z czerwonego zaczął się zmieniać w fioletowy. Ale to nie policzek sprawiał jej najwięcej trudności. Miała problem, żeby przełknąć ślinę. Próbowała coś powiedzieć, ale z jej ust zamiast słów, wydobyło się ciche westchnienie. 

- Nie mów nic.- Powiedziałem cicho, głaszcząc ją po włosach.- Dzisiaj odpoczniesz. Ja dokończę przesłuchanie Organy. Tobą się zajmie droid medyczny. Dobrze Rey? 

Nawet nie próbowała się kłócić. Przytaknęła krótko i ponownie zamknęła oczy. A mi nie pozostało nic innego, jak wstać, ogarnąć się i wrócić do celi matki. Najpierw konieczności, potem przyjemności. 


Leia Organa

Obudziło mi zimno, bijące od podłoża. Uchyliłam powieki. Leżałam na ziemi, policzkiem przyciśniętym do lodowatej, metalowej podłogi. Cela w Najwyższym Porządku. Wszystkie wspomnienia ostro we mnie uderzyły, powodując pulsujący ból w skroniach. 

Ben. Był u mnie. Mój synek. Zrozumiałam go. Nie chciał zabijać ojca. Tak wyszło, to był wypadek. Jednak kiedy powiedziałam to na głos, spojrzał na mnie jak na wariatkę. A ja jedynie pragnęłam go zrozumieć, pragnęłam, żeby do mnie wrócił. Na te myśli, na podłogę skapnęła jedna, mroźna łza. Ben gdzieś tam jest. Chowa się głęboko i jest tłumiony przez Rena. Ale jest. 


Rey

Chciałam ponownie usnąć ale jak na złość, ból nie pozwalał zmrużyć mi oka. Biodro rwało a policzek piekł. Ale to było nic w porównaniu z szyją. I gardłem. Nie mogłam przełknąć śliny, nie mogłam nic powiedzieć. Ja nawet nie mogłam przekręcić głowy. Chciało mi się płakać. Dałam się zwieść złości i straciłam czujność. A ten cholerny pilot to wykorzystał. Miałam cichą nadzieję, że Kylo zabije go bardzo, bardzo boleśnie. 

Jednak pamiętałam, co sobie obiecałam. Nie rozpłakałam się. Powstrzymałam łzy. I czekałam cierpliwie i w bezruchu na droida. 


Kylo

Organa leżała tam, gdzie ją zostawiłem. Z tą różnicą, że była przytomna. Już się nie obawiałem rozmowy. Byłem wściekły. Na pilota, na matkę i na siebie. I na każdej z tych osób zamierzałem się zemścić. 

- Wstawaj. 

Usiadła i spojrzała na mnie zapłakanymi oczami. Dużymi, ciemnymi i pełnymi smutku. Ale miałem to szczerze gdzieś. Złapałem ją brutalnie za ramię i wyprowadziłem z celi. Miałem świetny pomysł. Chciałem, żeby zobaczyła, jak masakruje jej pilota.

*

Przez całą drogę była spięta. Rozglądała się i pytała co chwile gdzie idziemy. Nie zamierzałem zdradzać jej niespodzianki. Po chwili skręciliśmy w bok. Wpisałem kod i przed nami otworzyły się drzwi. 

Pilot wyglądał marnie. Obdarta koszulę podarł jeszcze bardziej i przykładał kawałek brudnego materiału do głowy. Zapewne Rey mu ją rozbiła, kiedy próbowała się bronić. Uśmiechnąłem się delikatnie pod maską. 

- Ben? 

- Pilot zrobił coś, co mi się bardzo nie spodobało. A ty, zobaczysz co z nim zrobię. 

Zbladła, a ja pchnąłem ją na twardą prycze. Poleciała jak kłoda. A ja wziąłem się za robotę. Wyciągnąłem rękę i wdarłem się bezczelnie do głowy chłopaka. Z jego ust wydobył się przeraźliwy krzyk. Chciałem zobaczyć co dokładnie zrobił Rey. Więc on krzyczał, ja się wściekałem coraz bardziej, a moja matka praktycznie mdlała. I w końcu wszystko wiedziałem. 

- Wiedźma, tak?

Pilot spojrzał na mnie przerażony. Nie spodziewał się, że o to mi chodzi. Przełknął nerwowo ślinę. 

- Ja... Nic ci nie zrobiłem... Tylko jej... Ona jest...

Złapałem go za gardło. Wił się i krztusił, ale cały czas walczył. 

"Nie jest nikim".

Spojrzał na mnie jeszcze bardziej przerażony. Jeżeli to w ogóle możliwe. Nie powiedziałem tego na głos. Przeniknąłem do jego głowy i cicho mu to szepnąłem. Pilot myślał, że zwariował.


Rey

Droid przyszedł praktycznie od razu. Nasmarował mi policzek i strzaskane biodro śmierdzącą maścią. Ale to serio było nic. Oglądał moje gardło bardzo długo. Okazało się, że Dameron prawie rozgniótł mi krtań. Dlatego miałam trudności z przełykaniem, a o mówieniu nie było nawet mowy. Chociaż bardzo się starałam, nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego słowa. 

Już raz miałam podobną sytuację. Na samym początku szkolenia Ren, kiedy jeszcze nienawidziłam Kylo, przesadził. Poddusił mnie za mocno. Musiałam pić jakiś ohydny syrop i dziwny płyn. Teraz miało być tak samo. Tylko, że leki były mocniejsze i jeszcze ohydniejsze. 

Wizyta droida wyssała ze mnie całą energię. Leżałam na łóżku z zamkniętymi oczami. I usnęłam, otulona mocnym zapachem Kylo. Kylo, który zapewne właśnie mordował pilota.


Kylo

Kiedy był bliski omdlenia, rzuciłem nim mocno o podłogę. Coś pękło z trzaskiem, kiedy już spotkał się z twardym gruntem. Znowu krzyknął. A to był dopiero początek. Moja matka zemdlała. I w sumie dobrze. Miałem możliwość porozmawiania z pilotem w cztery oczy. Nad chyliłem się nad nim i pociągnąłem do góry. 

- Chciałbyś coś może powiedzieć? 

Nie odezwał się. Usta mu drgały, serce waliło młotem, z oczu biło błaganie. Nie, to nie. 

Odpaliłem miecz. Czerwona poświata zalała pokój. Podszedłem do niego jeszcze bliżej. A on cofał się niezgrabnie do tyłu. O to mi chodziło. Podążałem za nim powoli czekają, aż w końcu jego plecy zetkną się z nieprzyjemnie zimną ścianą. A chłód odbierze mu resztki nadziei. 

I w końcu się to stało. A ja się na niego rzuciłem. I ciąłem. Mocno, ale płytko. Ból, ale nie śmierć. Docierał do mnie jedynie krzyk i smród spalonego ciała. Liczyła się tylko zemsta. Ten parszywy, rebelianci robak, podniósł rękę na moją kobietę. Skrzywdził ją, a ona teraz cierpi. Wściekłość nade mną zapanowała. Myślałem, że siedzę za sterami, ale to złość mną kierowała. Wbiłem rozżarzone ostrze głęboko w serce pilota. I jeszcze raz, i jeszcze raz, i znowu. Ciąłem jego ciało mimo iż czułem, że uszło z niego życie. Masakrowałem je. Przypalałem jego włosy, ucinałem kończyny, dziurawiłem. I w końcu, wisienka na torcie. Zmasakrowany łeb pilota, potoczył się pod moje nogi. Zgasiłem ostrze i wyszedłem. Wyszedłem, zostawiając w celi nieprzytomna generał. I bezgłowe ciało. W sumie, to jego resztki. 

Jeszcze jedna osoba. 


Rey

Obudziło mnie otwieranie drzwi.  Do pokoju, cicho wszedł Kylo. Chciałam się z nim przywitać, ale głos ponownie odmówił mi posłuszeństwa.  Podniosłam się powoli. W moim gardle panowała pustynia. Musiałam się napić, a najlepiej paskudnego syropu. Był straszliwy w smaku, ale przynosił ulgę. 

- Był u ciebie droid. 

Spytał dziwnie słabo i usiadł obok mnie. Nie zdjął maski. Przytaknęłam głową i złapałam go za rękę. Trzęsła się. Zdjęłam mu ostrożnie rękawiczkę. Był niespokojny, przestraszony i czegoś się obawiał. Sięgnęłam do maski i zdjęłam ją z wolna. Był jeszcze bledszy niż zazwyczaj. Pod oczami miał ciemne sińce a z nosa leciała mu stróżka krwi. A ja nawet nie mogłam się zapytać co się stało. Musiał wyczuć moje zmartwienie. 

- Nic mi nie jest. Nie martw się Rey, pilot już nic ci nie zrobi. 

Ale mnie nie interesował pilot. Martwiłam się o Kylo.


Hejka!

No to jak. Co znowu odwalił Kylo? Zachęcam do dzieleniem się swoimi teoriami. 

Mam nadzieję, że wam się podobało. Jutro będzie Dark. A u mnie w końcu burza i porządny deszcz.

Do następnego i niech Moc będzie z Wami!

P.S. Nie sprawdzone. Typowo.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro