LIV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rey

W końcu było lepiej. Leki i maści pomogły na tyle, że byłam w stanie coś powiedzieć. Faktem było to, że żeby mnie zrozumieć, słuchacz musiał się nad chylić tak, żebym mogła szepnąć mu prosto do ucha. Ale to mi wystarczyło. 

Kylo cały czas był otępiały. Stracił tak wiele, w tak krótkim czasie. Najlepszego przyjaciela. Praktycznie brata. I matkę. Ostatnią cząstkę prawdziwej rodziny. W pewien sposób, stracił też władzę. Nie było renów, więc jego tytuł był na nic. Zostaliśmy sami. Tylko on i ja. Bez rodzin. Bez przyjaciół. Z tym samym pragnieniem. Kylo długo się do tego nie przyznawał, ale potrafiłam wyczuć jego emocje. Chciał śmierci Snoka, niemal tak samo jak ja. 

Wódz nam zagrażał. Domyślałam się, że nasza relacja, jest mu nie na rękę. Razem byliśmy silniejsi. Silniejsi od niego. A ja bardzo chciałam to wykorzystać. Jednak potrzebowałam pomocy chłopaka. I miecza. Miecza nie miałam i czułam, że nie szybko go zdobędę. A Kylo się bał. I bał się do tego strachu przyznać. 

*

- Gdzie można znaleźć kryształ kyber? 

- Rey, miałaś oszczędzać głos. Już ci mówiłem. Będziesz gadać, jak dojdziesz do siebie. 

- Ale doszłam. Kylo...

- Cicho.

Przyłożył mi rękę do ust, utrudniając mówienie. Jaki miał problem w odpowiedzi? Zadawałam mu pytania o kryształy od dobrego tygodnia. Rozumiałam, że jest w żałobie, ale nic by mu się nie stało, gdyby odpowiedział. A ja nie mogłam odpuścić. Czym szybciej zyskam kryształ, tym szybciej zbuduję miecz. I zatłukę Snoka. Ale do Kylo definitywnie to nie docierało. 

- Co z tobą człowieku!

Krzyknęłam, a w zasadzie wyszeptałam, odrzucając jego dłoń. 

- Do czego ci ta informacja? 

- Ty matole. Potrzebuje miecza.

Mówiłam coraz ciszej. Zaschło mi w gardle i zaczęło piec. Znowu Kylo miał rację i znowu byłam na niego wściekłą. Zauważył. 

- Mówiłem, żebyś nie gadała. Tak mnie właśnie słuchasz. Do jutra nie chcę ci słyszeć Rey.

I wyszedł z pokoju, robić swoje rzeczy. Właśnie tak wyglądała nasza relacja po śmierci Jacka. Wieczna kłótnia. Miałam tego serdecznie dość. Nie chciałam się z nim kłócić, ale chciałam, żeby mnie wysłuchał, żeby odpowiedział. A on unikał tematu jak zwykły tchórz. Ze zdenerwowaniem rzuciłam kubkiem o ścianę. On przejął moje wieczne przerażenie, a ja jego niepochamowaną złość. 

Kylo

Było mi ciężko. Myślałem, że przy Rey pozbieram się szybciej. Ona jednak męczyła mnie ciągłymi pytaniami. Wierciła mi dziurę w brzuchu. Tylko kryształ, miecz i księga. Pogodziła się ze stratą Jacka tak szybko. Co prawda, nie znała go tak długo jak ja. Nie znaczył dla niej tyle, co dla mnie. Tak szybko się pozbierała. Popłakała i już. Koniec żałoby. Ale ja tak nie potrafiłem. Przebudziła we mnie zbyt dużo uczuć. I mam wrażenie, że zabrałem te uczucia Rey. 

Stała się chłodna. Pragnęła mocy, zemsty i władzy. Nie miałem pojęcia, co na nią wpłynęło. Jednak byłem pewny, że to nie ja. To On. Nie żył, ale zasiał w niej ziarenko. Teraz kiełkowało w najlepsze. 

Bałem się. Obawiałem się tego, co się z nią stanie, kiedy posiądzie miecz. Czy stanie się jeszcze silniejsza? Na dobrą sprawę, nie potrzebowała miecza. Nie posługiwała się nim jakoś wybitnie. Ale co do mocy, nie miałem żadnych wątpliwości. Nauka przychodziła jej zaskakująco szybko. A jej moc stawała się potężniejsza z każdym dniem. Była niemal silniejsza od mojej. 

Jeszcze ta księga. Chciała przelać na nią swoją moc. Miała obsesję na jej punkcie. Musiała wiedzieć, co w książce jest napisane. Ja straciłem do tego zapał. Podobnie jak do wszystkiego. Chciałem, żeby Rey znowu była Rey. Tą delikatną i wystraszoną dziewczyną. A jednak odważną i silną. Jednak moja Rey, była inna. Potężna, pragnąca władzy i potęgi. Zabójcza. W różnym tego słowa znaczeniu. 

Całkowicie usunęła ze swojej garderoby ubrania, podobne do pustynnego. Chodziła tylko w idealnie dopasowanych spodniach, opinających się na jej szczupłej tali. Bandaże, wcześniej osłaniające jej ramiona, zastąpiła obcisłymi bluzkami z długimi rękawami. Niektóre z nich miały całkiem duże dekolty. Często chodziła w butach na niewielkim, grubym obcasie. Po prostu zmieniła się cała. I nie to, że mi się to nie podobało. Podobało mi się, i to bardzo. Po prostu, martwiła mnie jej nagła zmiana. 

*

Oddaliliśmy się od siebie. Rey albo medytowała, albo intensywnie myślała. Często też, chodziła na siłownie. Ledwo jej obite biodro doszło do siebie, a ona poszła biegać po sali gimnastycznej. 

Ja też dużo myślałem. I te myśli, powoli zabijały mnie od środka.

Rey

Nie wytrzymałam. Zerwałam się z łóżka i poszłam do swojego pokoju. Otworzyłam z impetem szafę i wyjęłam z niej to, czego szukałam. Kiedy otworzyłam księgę, przeszedł mnie zimny dreszcz. I wiedziałam dokładnie, co mam zrobić. 

Przyłożyłam dłoń do chropowatej kartki i zaczęłam naciskać na nią mocą. Zadziałało. Po chwili, pod moim palcami wykwitały pojedyncze słowa, przemieniające się w zdania. Myślałam, że na tym się skończy. Że po prostu uzupełnię strony i będę mogła je odczytać. Ale zaczęło robić się ciemno. Czarno. I nagle pojawiło się niebieskie światło. Jak w sali tronowej.

- Dawno się nie widzieliśmy, Rey. 

Jego głos był tak samo przeraźliwe chłodny, jak przy naszym ostatnim spotkaniu. Siedział zgarbiony na kamiennym tronie. Jego twarz, zasłaniał ogromny kaptur. 

- Myślałam, że nie żyjesz. 

- Bo nie żyję. Tak na prawdę, to nigdy nie żyłem. Ty mnie przywróciłaś. I ty mnie zabiłaś. Dlatego, zawsze będę z tobą. W tej księdze. Na zawsze. 

Chciałam zadać pytanie. I to nie jedno. Co? Jak? Ale wszystko zaczęło się rozpływać. Chęć poznania odpowiedzi była taka silna, że puściłam księgę. I wybiegłam w stronę tronu. Ale Jego już tam nie było. Tylko zimny kamień. Nagle kontury wróciły. Ziemia i ściany zaczęły się trząść. 

- Rey?

Usłyszałam gdzieś z oddali. Jakby z drugiej strony kamiennych ścian. Ale to był jedynie szept. 

- Cos ty zrobiła, głupia dziewczyno! Za szybko!

Ryknęło w mojej głowie. Ściany zaczęły się kruszyć. Kamienne odłamki spadały na posadzkę z hukiem, odbijając się od niej i kalecząc moją skórę. Chciałam uciekać, ale coś przyciągało mnie do zwalonych ścian. Okazało się, że kamienne mury miały tylko jedno zadanie. Zasłaniały prawdziwe ściany. Błyszczące, odbijające niebieskie światło pochodni. Kryształowe. Mieniły się niebieskim blaskiem, ale w rzeczywistości, były przezroczyste. Jednak mnie interesował jedynie jeden kamień. Jedynie jeden, malutki kamyk. Wyróżniał się na tle innych. Fioletowy. Wydawał się najjaśniejszy, najpiękniejszy. Wołał mnie. A ja jego. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy złapałam go w pięść.

I wtedy ściany się zwaliły, przygniatając mnie tonami kamieni. 

Hejka!

Jestem na wakacjach w istnej dziczy. Ale jest fajnie. Tyle, że brak mi laptopa i nie mam jak pisać. Dodatkowo, internet to jakiś żart. Mam kilka zapasowych rozdziałów, więc spokojnie. Nie zostaniecie z niczym. 

Mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał. Koniecznie dajcie znać. 

Do następnego i niech Moc będzie z Wami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro