X

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kylo

Rey wyglądała, jakby była martwa. Jej skóra była trupio blada, policzki zapadnięte a usta sine i spierzchnięte. Gdyby nie jej otwarte oczy, które co jakiś czas mrugały, byłbym pewien, że dziewczyna nie żyje.

Podszedłem powoli do pryczy na której leżała. Szturchnąłem ją w ramię. Nie zareagowała. Domyślałem się czemu, dlatego postanowiłem poczekać, aż wybudzi się z wizji. W tym czasie postanowiłem zastanowić się jeszcze dokładniej nad tym, co zobaczyłem w jej głowie. 

Najpierw mała dziewczynka, jak mniemam Rey, krzyczy za swoją mamą. Z tego co pamiętam, działo się to na pustyni, czyli prawdopodobnie Jakku. Z tego wynika, że Rey została pozostawiona sama sobie w bardzo młodym wieku. W jej wspomnieniu nie mogła mieć więcej niż pięć lat.

Kolejne wspomnienia były nieistotne. Pobudka, zbieranie złomu, wymienienie go na jedzenie. Każdy dzień taki sam. Aż do momentu, kiedy nie uciekła z pustynnej planety, razem ze zdrajcą. Było to ostatnie normalne wspomnienie. Tak jakby nie miała wspomnień przed i po Jakku. Dziwne a zarazem ciekawe.

Wtedy zaczęły się wizje. Nie składały się w żadną logiczną całość. Każda z wizji byłą oddzielną myślą. Niektóre były przerażające, jak na przykład Rey paląca się w lawie. Inne były niewytłumaczalne. Szczególnie jedna zapadła mi w pamięć. Na tej właśnie postanowiłem się głównie skupić.

Całość działa się na nieznanej mi planecie. Wyraźnie było czuć ciemną stronę mocy. Rey szła przed siebie. Nie zwracała uwagi na panujący mrok. Drogę oświetlała sobie wściekle fioletowym mieczem świetlnym. Z każdym krokiem robiło się coraz ciemniej. Kiedy dziewczyna weszła do czegoś w rodzaju jaskini, nie widziałem nic, poza jej bladą twarzą oświetloną purpurą. Zatrzymała się i zaczęła zjeżdżać w dół. Jakby w "jaskini" znajdowała się winda. Na dole było w miarę jasno. Na kamiennych ścianach wisiały pochodnie. Co dziwne żarzyły się błękitnym światłem. Na końcu korytarza znajdowała się gigantyczna sala. Na jej środku stał potężny, kamienny tron. Nagle, Rey padła na kolana i pochyliła głowę. Od strony tronu, było słychać mrożący krew w żyłach śmiech. Na tym wizja się kończyła.

Wizje dziewczyny były bardzo ciekawe, jednak zastanawiała mnie jedna rzecz. Gdzie są jej wspomnienia? Czy ona w ogóle wie co robiła wczoraj? Muszę się jej o to spytać, kiedy się wybudzi.

Finn

Zaproponowałem, żebyśmy polecieli do bazy Ruchu Oporu. Trochę musiałem się namęczyć, żeby Skywalker się zgodził. Droga minęła nam w milczeniu. Staruszek siedział tuż za mną, ze względu na to, że x-wing  jest bardzo mały, i od momentu startu, aż po lądowanie medytował. Dopiero kiedy myśliwiec   osiadł na ziemi, zorientowałem się jak bardzo mam przejebane. Wyruszyłem na powiedzmy misję, bez zgody Generał Organy. Przecież ona obedrze mnie ze skóry! Zacząłem się bardzo stresować. Zauważył to Skywalker.

- Czym się tak stresujesz?- Zapytał mistrz, nadal siedząc w sadzie skrzyżnym z zamkniętymi powiekami.

-  Poleciałem na Ach-To bez wiedzy Generał Organy.- Starzec zaczął się śmiać.

- Nie zadzieraj z Leią. Uwierz mi, nie warto nastąpić na jej odcisk.- Otworzył oczy.- No już, wychodzimy. Nie możesz uciekać przed karą nie wiadomo jak długo. Rusz się.

Wyszliśmy z myśliwca. Pierwszą osobą jaką zauważyłem był Poe. Uśmiechnąłem się do niego pogodnie. Wtedy spojrzałem na osobę stojącą obok mojego najlepszego przyjaciela. Wściekła Organa wypalała we mnie dziurę. Od razu spoważniałem. O dziwo jej mina zmieniła się. Na jej twarzy wymalowało się zaskoczenie.

-Luke.

-Leia.

Rodzeństwo podeszło do siebie wolnym krokiem. Myślałem, że przytulą się albo coś. Natomiast Generał Organa strzeliła bratu z liścia. 

- Jak mogłeś! Z tobą było by mi łatwiej! Tak po prostu mnie zostawiłeś! Bo co?! Bo nie zwracałeś uwagi na to co się dzieje z Benem!- Wściekła Organa uderzała pięściami tors Skywalkera. Płakała i krzyczała. Jak się zmęczyła to oparła czoło na piersi brata.- Tęskniłam. Dobrze, że wróciłeś Luke.

Rey

Znowu znajdowałam się w sali tronowej. Klęczałam. Wyciągnął zmarszczoną i zimną rękę. Dotknął moje  czoło. Opuszkami palców zjechał po moim policzku aż do żuchwy. 

- Jesteś taka piękna i silna. Mogłabyś to wszystko po mnie przejąć. Całą galaktykę.- Jego głos był lodowaty, dokładnie akcentował każde słowo. Wzdłuż mojego kręgosłupa przeszedł dreszcz. - Chciałabyś ją odziedziczyć?

- Tak.- Odpowiedziałam nie panując nad sobą. Usta same mi się otwierały. Przecież jeszcze niedawno, nie mogłam wydać z siebie żadnego zrozumiałego dźwięku. Dlaczego teraz mówię wyraźnie, głośno z nutką odwagi? To do mnie nie podobne.

- Dobrze. Więc idź. Idź i pokaż całej galaktyce, jaka jesteś potężna! Idź Rey. Idź moja wnuczko.

Obudziłam się z przerażeniem.

Kylo

Rey nagle podniosła się do pozycji siedzącej. Miałą lekko uchylone usta i oddychała nieregularnie. Chciałem z nią porozmawiać. 

- Rey, możesz mówić?- Otworzyła usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk.- No dobrze.- Robot medyczny nadal stał w kącie celi. Podszedłem do niego i uruchomiłem.- Podaj dziewczynie jakieś leki. Ma mówić.- Powiedziałem do robota. Wyszedłem z celi. Postanowiłem dać im trochę prywatności.

Rey

Droid nasmarował moją szyję dziwną ziołową maścią. Jej zapach był tak intensywny, że z oczu zaczęły płynąć mi łzy.

- Tak bardzo panienkę boli?- Spytał droid swoim mechanicznym głosem. Zaprzeczyłam  ruchem głowy.

Moja szyja została szczelnie zawinięta bandażem.

- Proszę smarować dwa razy dziennie. Bandaż jest konieczny. Wtedy maść wchłania się lepiej.- Powiedział, podając mi szklankę z czymś w rodzaju budyniu i łyżeczkę.- Proszę to zjeść. Będzie to panienka musiała spożywać codziennie, dopóki opuchlizna nie zniknie.

Niepewnie powąchałam zawartość naczynia. W moje nozdrza buchnął nieprzyjemnie słodko- korzenny zapach. Spojrzałam na droida.

- Nie jest takie złe. Proszę jeść.

Niepewnie nałożyłam małą ilość masy na łyżeczkę. Powoli wsadziłam do buzi. Smak był jeszcze gorszy niż  zapach. Z trudem przełknęłam. Cała krtań paliła.

- Teraz proszę spróbować coś powiedzieć.- Polecił droid.

- To jest straszne.- Wychrypiałam bardzo cicho. Spojrzałam zdziwiona na medyka. Mówiłam. Cicho ale jednak.

- Po zjedzeniu całości będzie znacznie lepiej. Proszę jeść.

Po  zjedzeniu całej szklanki naprawdę było lepiej. Mogłam mówić jednak mało. Do pomieszczenia wszedł Kylo Ren.

- Jak widzę już skończyłeś. Wyjdź.- Powiedział sucho. Droid posłuchał go bez słowa i opuścił pokój.- Czyli możesz mówić tak?

- Tak.- Wyszeptałam.

- Słabo. Ale niech będzie. Co robiłaś wczoraj?- Nie spodziewałam się takiego pytania. Spędził większość dnia ze mną. Powinien wiedzieć co robiłam.

- Przecież... Przecież spędziłeś większość dnia ze mną. Wiesz co robiłam.

- Nie o to mi chodzi. W sensie czy pamiętasz, co robiłaś wczoraj?- Zdecydowanie go nie rozumiałam.

- Tak.- Odpowiedziałam niepewnie.

- I jesteś w stanie wywołać te wspomnienia, zobaczyć w umyśle?- Ta rozmowa robiła się coraz dziwniejsza.

- Tak.

- A mogę je zobaczyć?- Spojrzałam na niego przestraszona.- Spokojnie będę delikatny. Chcę tylko coś sprawdzić. Mogę?- Wahałam się. Nie wiedziałam co powiedzieć. Zaczęłam się trząść. Nie chciałam się go bać. Nie chciałam się nikogo bać. Przypomniałam sobie silną siebie z sali tronowej. Byłam taka odważna.

- Nie, nie możesz.- Spojrzał na mnie zdziwiony. Nie spodziewał się się, że się nie zgodzę.

- Dlaczego?- Spytał poddenerwowany.

- To moje myśli i wspomnienia. Nie chcę, żebyś w nich grzebał. Nie masz prawa.

- Ja nie mam prawa?- Podszedł bliżej.- Chciałem po dobroci, ale skoro tak się nie da, to zrobię to siłą. Wyrwę z ciebie te wspomnienia!- Podniósł dłoń i wdarł się do mojego umysłu. Ale teraz się broniłam. Stawiałam mury, jednocześnie próbując wejść do umysłu Rena. Udało się. Teraz to ja stałam nad nim i przeglądałam sobie jego wspomnienia. Nie interesowała mnie ich treść. Chciałam sprawić mu ból. Taki jak on mi. Zaczął krzyczeć i błagać, żebym przerwała. Przestałam. Podeszłam do niego z złapałam go za ramię.

- Przerwałam tylko dla tego, że nie jestem takim potworem jak ty.- Wysyczałam mu prosto do ucha. Nie spodziewałam się tego po mnie. Jednak byłam z siebie zadowolona. Pokazałam mu, że nie jestem taka słaba.

Ren wstał z kolan i stanął na przeciwko mnie. Spojrzał mi w oczy  i powiedział:

- Nie masz prawa tak robić. Teraz jestem twoim mistrzem i zabraniam ci z tym dyskutować. Trening zaczynamy jutro. O szóstej chcę  cię widzieć w sali treningowej. Spóźnisz się, a pożałujesz. Rozumiesz?- Przytaknęłam. Mój nowy mistrz wyszedł z pomieszczenia. 

Prawdopodobnie jutro, zacznie się prawdziwa walka o przetrwanie.





Cześć wszystkim!!!!!!

Kolejny rozdział na poprawę humoru. 

Widzimy się w kolejnym.

Niech Moc będzie z Wami!!!!!!!!!



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro