XLV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Kylo

Poruszałem się po korytarzu bezszelestnie. Omijałem wszelkie patrole. Przekląłem się w duchu za brak maski. Od kiedy Rey zagościła w moim życiu na dobre, zaprzestałem jej noszenia. Wtedy patrzyła na mnie tak jakoś bardziej ludzko. Jednak teraz Rey nie było, a maska bardzo by mi się przydała. 

W końcu dotarłem pod ciężkie, stalowe wrota, prowadzące do sali z hologramem Snoka. Ukryłem wszystkie myśli i wspomnienia, przybrałem obojętny wyraz twarzy i otworzyłem mocą drzwi. 

Czekał na mnie. Na jego obrzydliwej twarzy, gościł pogardliwy uśmiech.

- Znowu mnie potrzebujesz, mój uczniu.

Stwierdził i zaczął się bezceremonialnie śmiać. Miałem ochotę napluć mu w poharataną bliznami twarz. Niestety musiałem zepchnąć pragnienie na bok, mimo iż propozycja była bardzo kusząca. Po prostu przytaknąłem głową. 

- Nie radzisz sobie z uczuciami. Przejmują nad tobą kontrolę. A to wszystko wina tej złomiary. Rey. Ależ ty jesteś beznadziejnie słaby. 

Prychnął z pogardą. 

- Ben Solo wraca. Chcę go z powrotem zabić. Ale sam nie potrafię. 

Ostatnie słowa ledwo mi przeszły przez gardło. Nienawidzę przyznawać się do słabości, a szczególnie przed Snokiem. Wystarczy jedno słowo, a on będzie się nabijał i upokarzał przez następny miesiąc. Ale właśnie tego potrzebowałem. Potrzebowałem złości.

- W takim układzie, jesteś jeszcze słabszy niż myślałem. Co ty w tej dziewczynie widzisz? Jest nic nie warta, a ty przez nią tracisz potęgę. Odrzuć ją, zbesztaj i wtedy powinno  być po staremu. O ile oczywiście, potrafisz to zrobić.

Nie spodziewałem się... rady. Bardzo dziwnej i brutalnej rady. Kiwnąłem głową i opuściłem pomieszczenie. Nie zrobię tego. Przecież nie chcę odciąć się od Rey na stałe, a tylko na chwilę. Znajdę inny sposób. Księga Rey. Ona emanuje ciemnością. To powinno załatwić sprawę. 


Rey

Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Trenować jeszcze nie mogłam, spać mi się nie chciało, a na medytacji za cholerę nie mogłam się skupić. I wtedy przypomniała mi się księga. Otworzyłam szafę, trochę pogrzebałam i znalazłam ją wepchniętą między buty.

Oczywiście, nadal była pusta. Ale zawsze mogłam ją przejrzeć. Może zostały jakieś ślady, wskazówki, co do tego, jak przywrócić tekst. Rzuciłam tomisko na łóżko i zaczęłam przeglądać. Kartkowałam książkę, strona po stronie. Przyglądałam się uważnie każdej kartce. Nie doszłam nawet do jednej czwartej, kiedy ktoś zapukał w moje drzwi. Jeszcze przed otwarciem, wiedziałam kto to. Kylo.

Otworzyłam drzwi na oścież. Wyglądał marnie. Oczy miał podkrążone, a włosy za długie. Najchętniej bym mu je ścięła. Staliśmy tak i milczeliśmy. Opuścił wzrok. 

- Cześć. 

Na tyle go było stać. Odsunęłam się kawałek, robiąc mu miejsce do wejścia. Kiwnęłam głową w stronę pokoju. 

- Zapraszam.

Wszedł a ja za nim, zamykając drzwi. Stanął na środku i odchrząknął. Ja usiadłam na łóżku i wymownie na niego spojrzałam. 

- Więc? 

- Potrzebuję do ciebie czegoś.

Jego wzrok, powędrował na otwartą książkę, leżącą obok mnie. 

- Wiesz, jak ja byłam w skrzydle szpitalnym, to też czegoś potrzebowałam. I zamiast tego, dostałam towarzystwo Jacka. Ty mu kazałeś mnie zabawiać, czy sam na to wpadł? 

Zacisnął usta w wąską kreskę i spojrzał na czubki swoich butów. Nie poganiałam go. Czekałam. Chciałam wiedzieć, co wymyśli. 

- To nie tak. 

- A jak?

- Potrzebowałem chwili... samotności. 

- Tak. Zdecydowanie ci pomogła. 

- Rozumiem, że jesteś zła...

- Nie, nie jestem zła.

Wstałam i podeszłam do niego. Oparłam dłonie na jego torsie. Wstrzymał oddech. Przełożyłam ręce na jego spięte ramiona i delikatnie go pogłaskałam. 

- Jestem wściekła.

Delikatnie się uśmiechnęłam i zrobiła to, na co najbardziej zasługiwał. Przywaliłam mu z otwartej ręki w policzek. Zdecydowanie się tego nie spodziewał. Złapał się za czerwone miejsce, zdziwiony. A ja cały czas się uśmiechałam. 

- Po co ci książka? 

- Potrzebuję jej.

- Tak się składa, że ja też jej potrzebuję. A jest moja.

- Rey, na prawdę jej potrzebuję. 

Był zdesperowany. A ja chciałam się mu odpłacić. Więc, czemu by się nie podroczyć?

- Jak mi powiesz, po co ci ona, to się zastanowię. 

- Serio? 

Już powoli wytrącałam go z równowagi. Idiota myślał, że przyjdzie do mnie i przekupi mnie na słodkie oczka. Może kiedyś by to na mnie zadziałało, ale nie teraz. 

- Serio. 

Oczywiście, że nie. Nie chciałam mu jej dawać. Chciałam, żeby się wściekł. 

- A nie możesz mi jej po prostu pożyczyć? Na chwilę. Max do jutra. 

- A ty nie mogłeś po prostu do mnie przyjść, jak tego potrzebowałam? 

- Myślisz, że ja tego nie chciałem! Nie potrafiłem! Starałem się. 

Tego się akurat nie spodziewałam. Nagle, otworzył się przed mną. 

- Chciałem do ciebie przyjść. Nie chciałem, żeby Jack zanudził cię na śmierć. Po prostu nie potrafiłem. Próbowałem, ale jestem beznadziejnie słaby. Robisz ze mną coś, czego nie powinnaś. 

- Co robię? 

- To trudnie. 

- To mi wytłumacz. 

- Nie wiem.

Przyznał cicho. Może było to głupie, ale rozumiałam. On też coś ze mną robił, a ja nie potrafiłam tego wytłumaczyć. Czułam się tak, jakby z nim było łatwiej. Teraz to ja się poczułam głupio. Niepotrzebnie go denerwowałam. 

- Rozumiem. Przepraszam. 

- Za co?

W końcu na mnie spojrzał, a ja dopiero teraz zauważyłam. Był zmęczony, wręcz wykończony. Tęskniłam za nim. Rzuciłam mu się na szyję. Z początku nie wiedział co zrobić, ale potem odwzajemnił uścisk. Jak mi tego brakowało! Przymknęłam oczy i poczułam jak się rozluźnia. 

- Za policzek.

- To nic. Należało mi się.

Szepnął mi przy uchu.

- Sprawiasz, że jestem słaby. Prze ciebie, wraca stary ja. 

- Co w tym złego? Każdy jest czasami słaby. Ja zresztą, mogę cię posądzić o to samo i nic na to nie poradzę. 

Już nic nie powiedział. Tylko przytulił mnie mocniej. 

- Ja cię powinienem przeprosić. Przepraszam. Powinienem do ciebie przyjść. Mam nadzieję, że nie nudziłaś się z Jackiem? 

Cicho zaśmiałam się w jego ramię. 

- Trudno było się nudzić. Nie spodziewałam się, że jest takim sadystą.

- Czyli nie tylko mnie opowiadał o miliardach sposobów na śmierć.

- Dokładnie. 

Odsunęliśmy się od siebie, cicho się śmiejąc. Patrząc mu w oczy, widziałam jak ożywa. Potrzebował tego. Tak samo, jak ja. Zbliżył do mnie twarz i delikatnie pocałował w usta, czekając na pozwolenie. Oczywiście, dałam mu je. Odwzajemniłam pocałunek. Był bardzo delikatny, ale tego właśnie oczekiwałam. Powoli się od siebie odkleiliśmy. 

- Nie zostawiaj mnie więcej. 

- Nie zostawię. 

Powiedział, całując wierzch mojej dłoni. 


Hejka!

Pomyśleć, że wystarczył tylko tydzień, a wena ruszyła jak nigdy. Jestem zalana przez pomysły. 

Mam nadzieję, że się wam podobało. Teraz reylo się rozkręca, Kylo się w miarę ogarnął życiowo. Czego chcieć więcej? 

Zachęcam do komentowania, ale to już każdy wie.

Do następnego i niech Moc będzie z Wami!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro