XXXIX

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kylo

- Cholera.- Zakląłem cicho pod nosem. Rey straciła przytomność. Nie chciałem do tego dopuścić, bo znałem konsekwencje. Śpiączka nie jest dobrym rozwiązaniem. 

Przemierzałem las, tą samą drogą, którą dotarłem do polany. Był środek nocy, a księżyc wskazywał mi drogę. Chociaż w gęstwinie pnączy i liści, mało co było go widać. Żałowałem, że nie mogę uruchomić szkarłatnego miecza. Czuł bym się pewniej i moja widoczność była by znacznie lepsza.

Mimo, że Rey była lżejsza niż bym przypuszczał, zraniona ręka dawała we znaki. Rana paliła i czułem jak powoli sączy się z niej krew. Jednak nie to było w tamtej chwili ważne. Posoka ze  zranionego boku dziewczyny zdążyła już przesiąknąć przez gruby materiał peleryny, którą była odkryta. To nie był dobry znak. Organizm Rey był na wyczerpaniu. Rana nie miała prawa zakrzepnąć. 

Gdzieś daleko z tyłu słyszałem szelest wysokiej trawy. Ktoś mnie śledził, albo szedł za mną przez zupełny przypadek. Obstawiałem jednak pierwszą możliwość. W końcu czułem czyjąś obecność, jeszcze przed znalezieniem Rey. Byłem pewny, że to Skywalker i moja matka. Ich aura jest tak specyficzna, że nie sposób odróżnić ją od innych użytkowników mocy. 

Przyspieszyłem. Nie tylko ze względu na podążających za mną ludzi. Głównie na to, że w Rey czułem coraz mniej życia. 

Jak to się stało, że dała się postrzelić? W jaki sposób zawędrowała tak głęboko w las? Czemu czułem, że jest słaba jeszcze przed postrzałem? 

Te pytania na przemian zajmowały moje myśli, dopóki nie dotarłem do Jacka, czekającego przed TIE Silencerem. 

- O kurwa.- Spostrzegł Rey w moich ramionach. Bez słowa przejął ode mnie dziewczynę. Zaniósł ją do sporego frachtowca, na którym znajdowały się droidy medyczne. Potrzebowała pomocy i to natychmiast. 

Pragnąłem do niej iść i przy niej czuwać, jednak nagle opuściły mnie wszystkie siły. Miałem ochotę się położyć. Nawet na ziemi, byle by tylko chwilę odpocząć. Dopiero teraz moje ciało odczuło skutki długiej walki. 

Resztkami sił wgramoliłem się do myśliwca i bezwładnie opadłem na fotel pasażera. Niech Jack steruje. Może to będzie jego nowa funkcja. Może jako pilot nie straci następnej kończyny. 

Przymknąłem oczy i oparłem czoło o zimną blachę, będącą ścianą TIE Silencera. Tak bardzo chciało mi się spać. Jednak musiałem zaczekać na Jacka i dowiedzieć się co z Rey.

Leia Organa

Razem z Lukiem śledziliśmy mojego syna. Wracał tą samą drogą, którą dotarliśmy na polanę. Przez cały czas niósł ranną dziewczynę. Ciekawe, kto ją tak załatwił?

Cały czas myślałam o dziwnym połączeniu, które nastąpiło pomiędzy Benem a Rey. Nie rozumiałam tego. W zasadzie to nigdy nie rozumiałam mocy. Zawsze było to dla mnie coś dziwnego, nierealnego i nieosiągalnego. Mimo, iż byłam na nią czuła. Bałam się tego co nieznane. Dlatego odmówiłam Lukowi, kiedy zaproponował mi szkolenie. 

W końcu doszliśmy na skraj lasu. Brat zatrzymał mnie ruchem ręki. Skryliśmy się w cieniu drzew i czekaliśmy na rozwój wydarzeń. 

Ben podał Rey jakiemuś chłopakowi z metalową dłonią. Wyniósł ją na większy frachtowiec. Ben chwilę stał i po prostu patrzył przed siebie. Tak bardzo pragnęłam wybiec z cienia i uściskać mojego jedynego syna. Jednak nic z tego. 

- Jest osłabiony.- Wyszeptał Luke. Spojrzałam na niego z przerażeniem.- Zapewne ranny. Ale to raczej nic poważnego. Dziwię się, że w ogóle jestem w stanie ujrzeć jego emocje.- Słuchałam z zaciekawieniem.- Zawsze był bardzo zamknięty. Teraz w ogóle nie blokuje emocji. 

- Jak myślisz Luke. Dlaczego?- Zapytałam szeptem, nie ukrywając zaciekawienia. 

- Możliwe, że ze zmęczenia.- Odparł.- Martwi się.- Dodał.

- Martwi? Ale o kogo?- Spojrzałam ze zdziwieniem spojrzałam w kierunku Bena, który wchodził do myśliwca.- Myślisz, że chodzi o Rey?- Nie wiem skąd ta myśl pojawiła się w mojej głowie. Jak można się martwić o kogoś takiego? 

- Całkiem możliwe.- Powiedział Luke, zastanawiając się nad czymś mocno.- To ich połączenie... To coś znaczy Leia. Trzeba się dowiedzieć co.- Odwrócił się i ruszył w las. Ostatni raz spojrzałam w kierunku statku mojego syna. Ruszyłam za bratem.


Jack Ren

Z Rey nie było dobrze. W zasadzie to było fatalnie. Pięć droidów medycznych kręciło się nad nieprzytomną dziewczyną. Zszywały jej ranę, oczyszczały pozostałe niewielkie zadrapania oraz wstrzykiwały w jej ramiona wiele dziwnych płynów. 

W końcu jeden z droidów mnie zauważył i wyprosił. Pociągnąłem go do wyjścia. Musiał mi powiedzieć co z Rey.

- Co z nią?- Spytałem, starając się uspokoić. Dopiero teraz poczułem, że jestem wściekły. 

-  Nie mogę teraz rozmawiać. Wracam do pracy.- Odparł mechanicznym głosem i już chciał wracać do pokoju. Nie dałem za wygraną. Zagrodziłem mu wejście. 

- Gadaj.- Wysyczałem przez zaciśnięte zęby. Droid o dziwo nie wystraszył się. 

- No dobrze.- Odparł zrezygnowany. Nigdy wcześniej nie sądziłem, że maszyna może okazywać tyle emocji. Praktycznie więcej ode mnie.- Pacjentka straciła bardzo dużo krwi. Jest nieprzytomna i raczej szybko się nie wybudzi. Ponad to jest lekko odwodniona i jej organizm jest wygłodniały.- Spojrzałem na robota z nie małym zdziwieniem.- Dawno nie jadła. Teraz musze wracać.- Już go nie zatrzymywałem. Musiałem wrócić do Kylo.


Kylo

Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi. Usiadłem prosto i spojrzałem na Jacka. Miał na sobie trochę krwi, prawdopodobnie Rey.

- I co z nią?- Odchrząknąłem. Krótki sen sprawił, że byłem jeszcze bardziej wykończony, niż wcześniej.

- Nie najlepiej.- Odparł cicho i opadł na fotel pilota. 

Starałem się zamaskować mój strach o dziewczynę. Nie chciałem, żeby ktokolwiek wyczuł, że się o nią martwię. Ktoś mógłby to wykorzystać. Zapewne nie był by to Jack, ale lepiej dmuchać na zimne.

- To znaczy?- Musiałem udawać obojętność. Było to nadzwyczaj trudne do wykonania. Jeszcze w dodatku byłem w stanie wysokiego zmęczenia. 

- Odwodniona, raczej szybko się nie wybudzi. No i najdziwniejsze. Wychodzi na to, że dawno nie jadła. Dlatego tak szybko osłabła.- Pokiwałem  wolno głową. W tym czasie Jack odwrócił się do mnie tyłem i uruchomił myśliwiec.

- Nie chcesz pilotować?

- Nie. Leć. Ja się trochę prześpię.- Z powrotem oparłem czoło o zimną blachę. Jestem pewny, że nie zasnę. 


Hejka!

Witam w nowych wypocinach. Jakoś tak ciężko mi się pisało ten rozdział. Mam nadzieję, że nie zwaliłam za bardzo.

Do następnego i niech Moc będzie z Wami!

P.S. Już zaraz wakacje! I tylko tego się trzymajmy. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro