Cz.2. Rozdział 12 - Drzewo Wyrocznia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***średni 2540 słów

Z całego serca nie chciałam uwierzyć w słowa Gajusza. Tak, z pewnością jak sam się określił był smętnym, zdziwaczałym starcem, snującym niedorzeczne teorie na temat wszelakich zdarzeń.

Na wszelki wypadek postanowiłam jednak wybrać się do wspomnianego przez niego drzewa. O ile tak owe w ogóle istniało, ponieważ równie dobrze mogło być wytworem ogarniętego demencją umysłu starego Gajusza.

Po rozmowie z nim byłam wzburzona. Szybkim krokiem, mając nadzieję, że nie napotkam nikogo znajomego, przeszłam do wschodniego skrzydła pałacu. Aby zaoszczędzić czasu przebiegłam przez kuchnie i zwyczajem Yasminy przez okno izby, w której pracowali Maria i kucharz wyszłam na mur.

Zeskoczyłam z niego, biegiem przemierzyłam mały ogród. Pokonałam kolejną przeszkodę w postaci obrośniętego winoroślą muru by znaleźć się w Dużym Ogrodzie. Biegłam dalej rozpoznając drogę, którą szłyśmy wczoraj z Yasminą. Minęłam staw, różany tunel i rzeźbę przedstawiającą ptaki Cygnus Malte.

Zwolniłam dopiero przy gąszczu paproci, przez który musiałam się przedzierać. Następnie pokonałam kłujące jeżyny i znów ruszyłam po krótkiej zielonej trawie, by po chwili dobiec do ceglanej altany. Stanęłam przed nią i przyjrzałam się jej dokładniej.

Miałam nadzieję, że moim oczom ukaże się jakiś kompletnie odmienny widok. Nic się jednak nie zmieniło. Wszystko wyglądało tak jak wczoraj. Nie wyczułam też żadnej magii nawet za pomocą mojej aury. Stary Gajusz najwyraźniej tracił już zmysły, a rzeczywistość mieszała mu się z fantazjami. Obeszłam altanę wokół nie znajdując nic. Odczekałam jeszcze chwilę.

Zamierzałam wrócić do zamku lecz będąc blisko skarbca Yasminy zapragnęłam jeszcze raz zobaczyć przedmiot tak bardzo podobny do tego, który musiałam odnaleźć. Weszłam więc do środka. Od razu skierowałam się ku miejscu, w którym dziewczynka przechowywała drogocenną monetę. Ujęłam ją w dłoń i spojrzałam w oczy czarodziejki. Jej głowa nakryta była kapturem, spod którego wystawały kosmyki włosów. Usta układały się w lekkim, powiedziałabym, szelmowskim uśmiechu. Oczy jak to na monetach bywa nie były wykonane zbyt szczegółowo. Przypatrując się awersowi monety poczułam lekkie mrowienie, powietrze w izbie jakby zadrżało. Nie odkładając cennego przedmiotu na miejsce rozejrzałam się wokół.

 Na jedną z ośmiu ścian padł dziwny cień. Coś kazało mi zbliżyć się do niego. I wtedy je zobaczyłam. Drzwi ukryte zaklęciem. Tak jak te w Zamarzniętym Jarze, widoczne tylko gdy spogląda się na nie pod odpowiednim kątem. Ruszyłam w ich kierunku. Nacisnęłam na klamkę, a one bez żadnego oporu otworzyły się. Nie wahając się ani chwili przeszłam przez nie.

 Znalazłam się w części ogrodu otoczonej murem zbudowanym z cegły, takiej samej jak ta tworząca altankę. Z jego szczytu w każdym miejscu zwisały gałęzie nieznanej mi rośliny z pięknymi, drobnymi, białymi kwiatami, które od zewnątrz obrastały również ogrodową konstrukcję. Trawa była tu tak samo krótka, lecz bardziej aksamitna, o innym, dużo intensywniejszym odcieniu. Niebo nad moją głową nie było tym samym niebem, które zaledwie parę minut temu wisiało nade mną. Na tym nie było ani jednej chmury, a jego centralna część miała fioletowy odcień przechodzący przy widnokręgu w blady błękit. Było tu też trochę cieplej niż w miejscu, które przed chwilą opuściłam. Dobrze wiedziałam co leży u podstawy tych zjawisk. Znajdowałam się w innym wymiarze.

Pośrodku trawnika rosło drzewo. Miało gruby, pobrużdżony pień i rozłożystą koronę, którą stanowiło kilka potężnych gałęzi. Rosły na nim tysiące liści o kształcie przypominającym wachlarz. Część z nich była soczyście zielona, część złota.

Patrzyłam na sterczące ku górze konary, gdy kątem oka dostrzegłam jakiś ruch pod murem na przeciwległym końcu ogrodzonego terenu. Natychmiast przeniosłam wzrok w tamtym kierunku. Po trawie kicał niewielki, szary króliczek.

Wyraźnie zmierzał ku mnie. Zatrzymał się jakieś dwa metry przede mną, przysiadł na tylnych nóżkach, zastrzygł uszami. Jak króliki mają w zwyczaju, cały czas poruszał swoim jasnym noskiem i krótkimi wąsikami. Czekałam w bezruchu sama nie wiedząc czego mogę się po nim spodziewać.

Królik jakby namyślił się, po czym spowiła go fioletowa mgła, pod wpływem której jego sylwetka zaczęła rosnąc i zmieniać formę. Po krótkiej chwili nie stało już przede mną małe futrzaste zwierzątko tylko bardzo drobna kobieta. Choć miała ludzką postać pewne szczegóły jej wyglądu sprawiały, że zrozumiałam, że nie jest człowiekiem. Była niższa ode mnie i wręcz filigranowa. Miała jasną, lekko opalizującą skórę, fioletowe włosy sięgające za ramiona. Jej subtelne rysy kontrastowały z dużymi szmaragdowymi oczami.

Oczywiście można było stwierdzić, że jest piękna, ale nie było to ludzkie piękno, lecz piękno charakterystyczne dla istot magicznych, które u osób nieobytych z nimi budziło lęk. Miała na sobie sukienkę bez ramion, sięgająca połowy ud. Wykonana była z purpurowej tkaniny, która w górnej część nasuwała na myśl aksamitne futerko królika, w dolnej zaś rozchodziła się promieniście niczym ptasie pióra.

Pomimo jej kruchości coś kazało mi sądzić, że istota ta jeśli chce, potrafi być śmiertelnie niebezpieczna.

Wyraźnie czekała aż przemówię do niej pierwsza, co też zrobiłam.

- Witaj, nazywam się Nadia, zjawiłam się tu aby poprosić drzewo o przepowiednię.

Wyraz twarzy stojącej przede mną istoty nie uległ żadnej zmianie, kontynuowałam więc.

- Dowiedziałam się o jego istnieniu od Gajusza, bez jego porad nigdy bym tu nie trafiła.

Nimfa, bo tak postanowiłam ją nazywać, lekko złagodniała na twarzy. Przeniosła spojrzenie na moją dłoń, w której nadal trzymałam złotą monetę. Zmarszczyła brwi i przemówiła melodyjnym, aczkolwiek dość niskim jak na jej posturę głosem.

- Ten przedmiot nie należy do ciebie.

- Absolutnie nie, gdy tylko powrócę do swojego wymiaru, odłożę go na miejsce. Nie zamierzam zabierać go jego prawowitej właścicielce.

Istota lekko skinęła głową.

- Ja jestem strażniczką drzewa przepowiedni. Aby tu trafić musiałaś spełnić kilka warunków, jednak o tym czy możesz przemówić do drzewa ostatecznie decyduję ja. Gdybyś natomiast miała niecne zamiary i chciała skrzywdzić drzewo jestem tu również po to by skutecznie ci w tym przeszkodzić - ostatnie słowa wypowiedziała bardzo stanowczo.

Nie wiedziałam dlaczego, ale od razu pomyślałam o tym, że nimfa tak samo jak wcześniej zmieniona była w łagodnego króliczka, gdyby zechciała mogłaby przybrać postać dowolnej, krwiożerczej bestii, która w ciągu sekundy jednym kłapnięciem szczęk pozbawiłaby mnie życia. Na moment zwątpiłam czy moje pojawienie się tu było zasadne.

- Podejdź bliżej - powiedziała do mnie.

Wiedziałam, że zamierza poddać mnie jakiejś próbie, podłóg której zdecyduje czy jestem godna wysłuchania drzewa. Każdy magiczny test lepiej wypada gdy człowiek pozbędzie się leku i wątpliwości. Tak też postanowiłam zrobić, skupiłam więc uwagę na czymś co mnie pokrzepi. Niestety pierwszym kto przyszedł mi na myśl był Aren...

Gdy nimfa zaczęła lustrować moją aurę i ducha zamknęłam oczy. Było to uczucie nieprzyjemne. Chłodne mrowienie, które po chwili zamieniło się w ukłucie tysiąca lodowych igieł. Nie próbowałam się przed nim bronić choć był to mój pierwszy odruch. Na szczęście nie trwało to długo. Gdy magia nimfy opuściła moje ciało uniosłam powieki.

- Możesz porozmawiać z drzewem – orzekła istota – muszę jednak przedstawić ci warunki wysłuchania przepowiedni. Po pierwsze musisz podejść do drzewa i połączyć się z jego aurą, następnie poprosić je o proroctwo. Jak każda przepowiednia nie będzie ono dosłowne jednak to ty sama musisz zrozumieć jego treść. Słowa zostaną zapisane w twej pamięci na zawsze, nie możesz nigdy nikomu ich wyjawić ani poprosić o pomoc w ich interpretacji. Dopiero gdy zrozumiesz ich sens możesz dzielić się nimi z innymi ludźmi. Po wysłuchaniu drzewa niezwłocznie opuścisz nasz wymiar. Czy wszystko jest dla ciebie jasne?

- Tak – odparłam. Po doświadczeniach w świątyni Wyroczni opodal Gór Mglistych nie miałam zamiaru igrać z czarami, szczególnie tymi wiążącymi się z przepowiadaniem przyszłości.

Nimfa zeszła mi z drogi.

Ruszyłam w stronę drzewa. W miarę jak zbliżałam się do majestatycznej rośliny umocniłam się w swoim przeświadczeniu, że drzewa są takimi samymi istotami jak my. Czują, myślą, uczą się i zdobywają doświadczenie, być może również porozumiewają się między sobą z tą różnicą, że całą swą egzystencję spędzają w jednym miejscu. Od tego mistycznego stworzenia bił swego rodzaju spokój połączony z wiedzą i mądrością zdobywaną przez tysiąclecia.

W bezpośredniej bliskości drzewa poczułam wyraźną wibrację w powietrzu. Miejsce to nasycone było pradawną magią. Skrzętnie ukryte pośrodku ogrodu, dostępne tylko dla wybranych.

Stanęłam u podnóża drzewa przypatrując się jego rozbudowanym korzeniom wnikającym w ziemię. Poprzez system korzeniowy rośliny pobierają z ziemi część niezbędnych im życiodajnych substancji. To drzewo jednak wydawało się tak samo wyciągać z ziemi składniki jak i dzielić się z nią swoją magią.

Przeniosłam spojrzenie w górę ku szeleszczącym liściom. Tak, teraz sobie przypomniałam, były to liście miłorzębu.

Nie bardzo wiedziałam jak zacząć naszą rozmowę. Może wcześniej w ciągu mego życia kilka razy zdarzyło mi się przemawiać do drzew nie oczekiwałam jednak, że któreś mi odpowie. Tym razem miało być inaczej.

Wzięłam głębszy oddech. Zamknęłam oczy i połączyłem swoją aurę z aurą drzewa. Przyszło mi to łatwo. Zdumiał mnie ogrom stojącej przede mną istoty. Doznałam wrażenia, że we wszystkim mnie przewyższa, zarówno pod względem duchowym, umysłowym jak i fizycznym. Zebrałam się w sobie by rozpocząć naszą telepatyczną rozmowę.

- Przybyłam do ciebie aby prosić cię o proroctwo.

 Choć miałam zamknięte oczy widziałam przed sobą kołysane wiatrem liście. Ich szum stopniowo wzmagał się aż zaczął układać się w słowa skierowane do mnie:

Szłaś drogą przeznaczenia swego

Zaznałaś na niej dobrego i złego

By spełnić swoje ostateczne zadanie

Nim koniec czasu twojego nastanie

Ten sam człowiek dwa razy z twej drogi cię zwodził

Czar potężny zawisł nad twoim istnieniem

Tylko wielka moc może sprawić że stanie się on wspomnieniem

Dwie drogi na horyzoncie życia zoczysz

By iść jedną z tej drugiej nie musisz zboczyć

Słowa znów zmieniły się w szum liści. Zrozumiałam, że drzewo powiedziało mi już wszystko. Odłączyłam swoją aurę od aury magicznej istoty. Otworzyłam oczy. Rozejrzałam się. Wokół mnie nic się nie zmieniło, z tym wyjątkiem, że nigdzie nie dostrzegłam nimfy ani królika.

Tak jak nakazała mi strażniczka drzewa, pokierowałam się do wyjścia. Zanim opuściłam wymiar dostrzegłam pełznąca w trawie żmiję Viperba.

***🧱🌳🧱***

Moja wizyta u drzewa wyroczni oraz wypowiedziane przez nie proroctwo niewiele mi pomogły. Z jego słów nie potrafiłam wywnioskować niczego co miałoby rzucić promień jasności na moją niepewną przyszłość .

W dodatku opuszczając murowaną altanę doszłam do wniosku, że w wymiarze w którym znajdowało się drzewo czas biegł dużo wolniej niż w naszym. Byłam pewna, że moja wizyta w nim nie trwała dłużej niż pół godziny, w Rhye natomiast już dawno minęło południe. Cienie znacznie się wydłużyły dając mi do zrozumienia, że bliżej jest do wieczora niż do środka doby.

Zmarszczyłam czoło. Zmarnowałam pół dnia na wysłuchanie trudnej do zinterpretowania, a może nawet bezsensownej przepowiedni.

Pomyślałam, że jest to najwyższy czas aby opuścić mury zamku i udać się do biblioteki, nad którą pieczę pełnił znajomy Gajusza. Może tam pójdzie mi lepiej?

Tego dnia nie było mi jednak dane do niej dotrzeć, ponieważ idąc korytarzem do swej komnaty wpadłam na Kristinę.

- Nadio, szukałam cię wszędzie – powiedziała do mnie wyraźnie uradowana moim widokiem.

- Czyżby? – zdziwiłam się.

Pomimo tego, że darzyłam dziewczynę spontaniczną sympatią, nie podzielałam jej entuzjazmu wywołanego naszym przypadkowym spotkaniem.

- Proszę chodź ze mną, Elia błagała mnie abym cię odnalazła, a gdy to zrobię niezwłocznie zaprowadziła do jej pokoju. Ma ci do powiedzenia coś bardzo ważnego. Musi zrobić to teraz.

- Wybacz, ale nigdzie z tobą nie pójdę, ja również mam do załatwienia sprawę niecierpiącą zwłoki i nie poczuj się urażona, ale jest to mój priorytet. Bardzo się śpieszę.

- To zajmie tylko chwilę, proszę cię, jeśli nie pójdziesz ze mną do niej, zrobi jej się bardzo przykro – mówiąc to Kristina ujęła mnie pod rękę i prawie zawisła na moim ramieniu dając mi do zrozumienia, że jeśli nadal będę jej odmawiać zatrzyma mnie siłą.

 Oczywiście było to raczej nie możliwe ponieważ Kristina była dziewczyną bardzo drobną. Podkreślało to jednak jak wielki jest jej upór i determinacja w zamiarze zaprowadzenia mnie do Elii. Dałam za wygraną kalkulując, że im szybciej pójdę tym szybciej będę wolna i wyruszę do biblioteki.

- Dobrze, chodźmy więc, mam nadzieje, że istotnie jest to sprawa nie cierpiąca zwłoki.

 Podejrzewałam, że Elia planuje w jakiś sposób odwdzięczyć mi się za to co dla niej zrobiłam. Zamierzałam ją zbyć. Nie oczekiwałam żadnej zapłaty, a nawet nie czułam abym na jakąkolwiek zasłużyła. Wszystko co zrobiłam od momentu wyruszenia do Kamiennej Twierdzy, zrobiłam dla siebie, przypadek chciał, że Elia wplątana była w te wydarzenia.

Ruszyłyśmy korytarzem do najbliższej klatki schodowej. Dałam się prowadzić Kristinie, która cały czas trzymała mnie za rękę.

- Wiesz już z kim pójdziesz na święto letniego nowiu? – zapytała.

- Tak – odparłam zdecydowanie.

Kristina aż pisnęła podekscytowana.

- Z kim? Ktoś cię już zaprosił?

- Z nikim, w ogóle nie zamierzam się tam pojawić.

- Daj spokój, nie można przepuścić takiej okazji – pomimo mojej oschłej odpowiedzi entuzjazm Kristiny ani trochę nie zmalał. - Więc wszystko jeszcze przed tobą. Tradycja mówi, że to mężczyźni powinni prosić kobiety, ale to nic złego jeśli dziewczyna pierwsza poprosi chłopaka. Ja sama chciałam zaprosić pewnego młodzieńca, ale wcześniej ktoś inny poprosił mnie. Chcesz wiedzieć kto?

- Nie. I tak jego imię nic mi nie powie, prawie nikogo tu nie znam.

- Więc może najwyższy czas z kimś się zapoznać? Pamiętaj też o tym, że jeśli ktoś cię zaprosi nie możesz odmówić, tego tradycja zakazuje, chyba że już jesteś zajęta.

- Przecież to nie ma żadnego znaczenia, tak samo jak to głupie losowanie.

- Mylisz się, ja już nie mogę się doczekać.

- Nie mylę, nie wierzę w głupie, przestarzałe zabobony.

- W takim razie przekonasz się sama – nie ustępowała Kristina.

- Ty się przekonasz gdy zobaczysz jaki będzie wynik losowania, pewnie całkowicie irracjonalny.

- Wręcz przeciwnie, odzwierciedli szczerą prawdę, powiem ci w sekrecie, że marzę o tym aby jedną z wylosowanych par byliśmy ja i Falco – wyznała mi konspiracyjnym szeptem. Nie miałam pojęcia kim był Falco, zapytałam jednak:

- To właśnie z nim idziesz?

- Nie, jego chciałam zaprosić, ale ubiegł mnie Sylvan prosząc, abym poszła z nim! Właśnie dlatego jest to takie ekscytujące! – prawie krzyknęła Kristina.

Ani trochę nie podzielałam jej zdania. W duchu pomyślałam o tym jak wielkie szczęście miałam wychowując się na Wyspie. Tam z moimi siostrami zajmowałyśmy się strzelaniem z łuków, walką na miecze, nurkowaniem w zimnej morskiej wodzie, zawodami we wspinaniu się po drzewach na czas i innymi tego typu aktywnościami. W Rhye najwidoczniej jednym z ważniejszych dziewczęcych zajęć było uganianie się za chłopcami. Dzięki bogini, że mnie to ominęło. Nie mówiąc nic pokręciłam głową.

- Na prawdę ani trochę nie interesują cię obchody Święta Letniego Nowiu w pałacu Rhye? Na dobrą sprawę praktycznie nic o nich nie wiesz? – zapytała mnie Kristina.

- Nie, w ogóle mnie one nie obchodzą, a wiedza na ich temat jest mi totalnie zbyteczna – odparłam oschle. Dziewczyna tylko westchnęła i wzruszyła ramionami.

Teraz szłyśmy wyjątkowo zdobnym korytarzem. Na pewno byłam tu pierwszy raz. Wydawał się wyższy i jaśniejszy niż pozostałe. Między oknami, które w całości zapełniały piękne witraże z florystycznymi wzorami znajdowały się rzeźby i malowidła. Całość jednak była elegancko stonowana. Wszelkie drewniane elementy wykonane były z ciemnego mahoniu, a podłoga z grafitowego marmur.

Nie zastanawiałam się nad tym gdzie znajdują się komnaty Elii, teraz jednak przypomniałam sobie jak Gregor śmiejąc się z Kajla wspominał, że mieściły się one we wschodnim skrzydle, my natomiast nadal znajdowałyśmy się w zachodnim. Już otwierałam usta by wyrazić swoje wątpliwości na ten temat, gdy zatrzymałyśmy się przed masywnymi drzwiami. Najwidoczniej dotarłyśmy do celu.

Kristina nacisnęła na klamkę i otworzyła ciężkie drzwi. Pociągnęła mnie za sobą i znalazłyśmy się w czymś w rodzaju obszernego przedsionka.

- W każdym razie powrócimy do tematu sensu losowania po poznaniu jego wyniku. A gdybyś jednak chciała dowiedzieć się czegoś więcej na temat obchodów Święta Letniego Nowiu, to śmiało pytaj. Nie zapomnij o tym – mówiąc to puściła do mnie oko, otworzyła kolejne drzwi i mimo swej wątłej postury zdołała wepchnąć mnie do pomieszczenia mieszczącego się za nimi, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. Z głośnym hukiem zatrzasnęła za sobą drewniane wrota.

***🌿🌺🌿***

Liście miłorzębu ☺️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro