Cz.2. - Rozdział 15 - Nadmorska grota

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***średni 3444 słowa 

Nie myliłam się, do labiryntu prowadziły drzwi, których otwarcia wyraźnie bała się Yasmina.

Gdy stanęliśmy przed nimi odniosłam dziwne wrażenie, że bije od nich nieprzyjemny chłód. Zatrzymałam się. Fiorin moją chwilę namysłu odebrał jako narastające we mnie zwątpienie.

- Czyżby waleczna Nadia, pogromczyni dzikich bestii i złoczyńców obawiała się wejść do tajemniczego labiryntu pełnego śmiertelnych pułapek?

- Jedyne czego się obawiam to dzisiejszego wieczoru, który obiecałam spędzić z tobą - wycedziłam przez zęby – a, i dla sprostowania, nie pogromiłam ani jednej bestii tylko sprzymierzyłam się z nimi. Łatwiej dogaduję się z gryfami i tygrosowilkami niż z mężczyznami. Z nimi zwykłam rozmawiać językiem broni siecznej.

Na te słowa mój kompan uśmiechnął się szeroko, po czym powiedział:

- Ja uważam, że kobiety i mężczyźni najlepiej dogadują się językiem ciała.

Przewróciłam oczami.

- Nie wierzę w to, że dokądkolwiek z tobą idę...

Fiorin otworzył drzwi. Ukazał się przed nami ciemny korytarz, którego ściany, podłoga i sufit wyłożone były szarymi kamieniami. Fiorin zdjął z uchwytu przymocowanego do ściany pochodnię i zapalił ją za pomocą krzesiwa, które znajdowało się obok niej.

Musiałam przyznać, że właśnie tego się obawiałam - w przeciwieństwie do labiryntu w Zamarzniętym Zamku, który choć częściowo oświetlony był naturalnym światłem pochodzącym z otworów okiennych stworzonych właśnie w celu rozjaśnienia go, system korytarzu w Rhye był całkowicie ciemny, ponieważ w większości ciągnął się pod ziemią. Poczułam jak moje tętno przyspiesza. Nienawidziłam podziemnych przejść, a nie tak odlegle wydarzenia z Granitowych Gór, jeszcze bardziej spotęgowały mój lęk przed nimi.

Ruszyliśmy do przodu. Tigi truchtała tuż przy mojej nodze.

Próbowałam zapanować nad biciem własnego serca podczas gdy Fiorin beztrosko trajkotał:

- Nie denerwuj się tak, tylko żartowałem z tymi śmiertelnymi pułapkami, tak naprawdę nie ma tu takich. Owszem były w Zamarzniętym Jarze, ponieważ tam labirynt prowadził do skarbca. Tu natomiast prowadzi tylko do groty, w której nie ma nic ciekawego. A tak właściwie to po co chcesz tam iść?

- Szukam czegoś, ale to nie twoja sprawa. Ile zajmie nam droga?

- Pół godziny do trzech kwadransów, zależy jak szybko będziemy szli.

- Bardzo szybko – odparłam przyspieszając kroku.

- Poczekaj, dokąd się tak spieszysz? Nie podoba ci się romantyczny spacer ze mną, sam na sam, w przyjemnym półmroku?

- Według mnie nie ma nic romantycznego w podziemnym korytarzu, ani w spacerowaniu z tobą.

- Bardzo śmieszne, uważaj bo jeszcze trochę i zacznę brać twoje żarty na poważnie.

- To nie są żarty – odparłam.

Fiorin co kawałek rozpalał od pochodni świeczniki zawieszone na ścianach. Bez wahania skręcał w kolejne korytarze, raz w lewo, później w prawo, następnie trzy razy w lewo i tak dalej. Próbowałam zapamiętywać drogę lub doszukać się jakiejś logicznej kolejności poszczególnych skrętów. Czegoś w rodzaju szyfru na przykład co trzeci w prawo albo dwa w lewo, czwarty w prawo. Nie udało mi się jednak odnaleźć żadnego, tego typu układu.

- Jesteś pewien, że znasz drogę? – zapytałam po piętnastu minutach marszu.

Ciężko mi było uwierzyć w to, że Fiorin tak doskonale pamięta układ labiryntu, zwłaszcza, że zapewne dawno tędy nie szedł. A może myliłam się co do niego i mimo swojego irytującego zachowania był nad wyraz inteligentny? Wiedziałam, że nie był głupi ale nie mogłam też przesadzać z oceną jego intelektu.

- Tak jestem pewien, że się nie mylę. Tak samo jak jestem pewien, że wieczorem spędzimy razem niezapomniane chwile.

Westchnęłam tylko. Postanowiłam kompletnie ignorować tego typu wypowiedzi mając nadzieję, że w końcu znudzi mu się natrętne rzucanie aluzji.

- Czy ani jeden z tych korytarzy nie prowadzi do żadnych innych pomieszczeń, ukrytych komnat, czy jakichkolwiek innych miejsc? – dalej zadawałam mu pytania.

- Tego nie wiem, aż tak nie zagłębiałem się w labirynt, mimo wszystko mogłoby to być niebezpieczne.

Nie pocieszyła mnie jego odpowiedź, oznaczało to bowiem, że oprócz groty może być tu również wiele innych pomieszczeń nadających się na skrytkę dla poszukiwanej przeze mnie monety. Mój entuzjazm przygasł.

W pewnym momencie obmurowanie ścian, podłogi i sufitu skończyło się, teraz korytarz przeszedł w tunel wydrążony w skałach, w dodatku zaczął wyraźnie schodzić w dół. Przełknęłam ślinę, czułam się coraz gorzej, podświadomie przysunęłam się bliżej Fiorina.

Kolejnych piętnaście minut przeszliśmy wymieniając się tylko zdawkowymi uwagami. W pewnej chwili do moich uszu dotarł złowróżbny pomruk. Moja wyobraźnia zaczęła podsuwać mi obrazy przedstawiające wszelakie kreatury zamieszkujące podziemne tunele, demony z Krainy Podziemia oraz stworzenia żyjące na granicy życia i śmierci, a w połowie wygojone oparzenie na mojej nodze pozostawione przez mackę stwora z Gór Granitowych znów zaczęło mnie boleć.

 Musiałam mocno skupić się na tym by panować nad swoim wewnętrznym napięciem. Miałam ochotę zamknąć oczy albo najchętniej po prostu zawrócić. Wtedy jednak pierwszy raz poczułam na twarzy powiew wiatru niosącego ze sobą zapach morza. Zrozumiałam, że dziwny pomruk, który kilka chwil wcześniej zaczął dolatywać do moich uszu, to nic innego jak huk fal rozbijających się o skały. Po przejściu kolejnych kilkunastu metrów, korytarz zaczęło rozjaśniać światło dzienne. Przyspieszyłam kroku, by ostatni odcinek pokonać prawie biegiem. Już po chwili ze skalnej podłogi korytarza weszłam w miękki, drobny piasek leżący na dnie groty. Rozejrzałam się wokół.

Widok jaki ukazał się naszym oczom był zachwycający. Znajdowaliśmy się w grocie wysokiej na czterdzieści i szerokiej na przynajmniej sześćdziesiąt metrów. Była dobrze oświetlona, ponieważ promienie słoneczne wpadały tu nie tylko przez otwór wychodzący bezpośrednio na morze, ale też liczne szczeliny w jej sklepieniu. Skośne i pionowe snopy światła przecinały wnętrze tworząc przy tym fantazyjne wzory.

 Grota zbudowana była ze skał wapiennych i dolomitowych, o beżowych, pomarańczowych, momentami nawet różowych odcieniach. Dno groty pokrywał biały piasek, a mniej więcej jedna trzecia powierzchni bliższa morzu zalana była wodą. Utworzyło się w ten sposób całkiem spore podziemne jezioro. Powolnym krokiem szłam do przodu by zatrzymać się w połowie piaszczystej części podłoża. Tigi biegała wokół mnie i z ciekawością węszyła w piasku.

Dokładnie przyglądałam się ścianom, sklepieniu oraz dnu jaskini. Nie rzuciło mi się jednak w oczy żadne miejsce mogące być tajemną skrytką dla monety.

Wejście do groty biorąc pod uwagę jej ogrom było dość małe. Grotę od morza oddzielały niewysokie skały albo raczej duże kamienie, na których rozbryzgiwały się fale.

Poszłam dalej przed siebie aż stanęłam na skraju podziemnego jeziora. Woda była tu idealnie przejrzysta, o szmaragdowym zabarwieniu. Wprost zachęcała do tego by się w niej wykąpać. Przez jej lustrzaną powierzchnię widoczne były znajdujące się na dnie liczne muszle, drobne kamyki oraz koralowce miejscami występujące pojedynczo, miejscami układające się w zbite formacje. Zapewne w innych okolicznościach sięgnęłabym po kilka muszelek lub kamyków by zabrać je ze sobą. Nie zrobiłam tego, bowiem nie przyszłam tu na odprężający przedpołudniowy spacer w poszukiwaniu pamiątek.. Mój cel był o wiele bardziej konkretny...

Niestety, jakieś dziwne przeczucie podpowiadało mi, że nie znajdę tu monety. Mimo wszystko cieszyłam się, że dotarłam do tego ukrytego miejsca. W nadmorskiej grocie było coś magicznego. Doskonale czułam, że jest ona źródłem jakiejś nieopisanej, pierwotnej siły, trwającej tu niezmiennie od wieków. Pomimo prób wykrzewienia magii z Rhye, jaskinię wypełniała prastara energia, której nic we wszechświecie nie mogłoby stąd usunąć, ponieważ gdzieś tu znajdowało się jej bezpośrednie źródło. Wiedziałam to i czułam, każdym milimetrem ciała i każdą cząstką mojego ducha. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki wdech, by zaczerpnąć trochę z tej siły dla siebie. Tak jak świątynie są miejscem kultu bóstw tak samo ta grota mogłaby być prawdziwym sanktuarium dla każdej magicznej istoty.

 Przypomniałam sobie jak Camilla z istną czcią opowiadała o skupiskach magicznej mocy. Były to miejscach najbardziej pożądane przez czarodziejskie stworzenia. Nie przykładałam wtedy zbytniej uwagi do jej słów, ponieważ uważałam, że wiedza o nich do niczego mi się nie przyda. Teraz, gdy sama przekonałam się jak ogromny wpływ wywierają na ciało i ducha, zrozumiałam jak ważne musiały być dla niej. Nie umiałam odtworzyć w pamięci co mówiła o ich położeniu, za pewne najwięcej z nich znajdowało się w Krainie Magów, może kilka w Królestwie Wilków. Na pewno nie wspominała o żadnym, które miałoby znajdować się w samym Rhye. Nie wiedziałam czy było możliwe aby takie miejsce zostało zapomniane lub nie odkryte wcześniej przez żadną, wrażliwą na magię istotę.

Moje przemyślenia przerwało narastające we mnie uczucie tęsknoty. Po kilku sekundach stało się do bólu wyraźne. Tęskniłam za Arenem. Magiczna więź, jaka połączyła nas w Noc Wspólnej Pełni Trzech Księżyców sprawiała, że brakowało mi go właściwie przez cały czas gdy oddalaliśmy się od siebie na choćby kilkadziesiąt metrów. Nauczyłam się żyć z tym niezbyt przyjemnym odczuciem, ponieważ euforyczna lawina przyjemnych doznań, jaka spadała na mnie po każdym naszym ponownym spotkaniu w pełni rekompensowała dyskomfort rozłąki.

Teraz odczułam wyraźną, boleśnie przeszywającą tęsknotę. Pomyślałam o tym, że powinnam przyjść tu z nim. Nie sama, nie z Fiorinem, ani z nikim innym na świecie tylko właśnie z Arenem. W związku z tym, że tak nie uczyniłam, powinnam natychmiast opuścić grotę, by uniknąć nieprzewidzianych konsekwencji.

 Uznałam jednak, że to pewnie zbyt duże stężenie magii wywołuje powstawanie w mojej głowie irracjonalnych myśli. W końcu moje ciało nadal pozostawało pod wpływem silnego czaru dysocjacji, a przynajmniej jego konsekwencji, na które nakładało się zaklęcie Liviny łączące mnie z Arenem.

Postanowiła zignorować niepokojące mnie uczucie. By odwrócić od niego uwagę ruszyłam ku ścianie groty. Postanowiłam przejść się wzdłuż podnóża skał w nadziei, że może tam znajdę choćby ślad tego czego szukam.

- I co? Jest tu to czego tak bardzo potrzebujesz? – dobiegł do mnie głos Fiorina.

- Niestety nie. Aczkolwiek muszę przyznać, że miejsce to jest zaskakująco piękne i wywarło na mnie ogromne wrażenie – mówiąc to nie odrywałam wzroku od dna jaskini.

- Może szukasz nie tego co trzeba? A może po prostu nie szukasz czegoś tylko kogoś? Co w ogóle zamierzasz zrobić gdy załatwisz swoje, jak to nazywasz, sprawy w Rhye?

- Zamierzam wrócić do domu – odparłam bez namysłu.

- Do domu?! – w głosie Fiorina pobrzmiewało rozczarowanie – to takie nudne. Skoro dotarłaś tak daleko, nie chciałabyś kontynuować podróży po Ziemiach Rhye? Nie wyglądasz na osobę, która dobrze się czuje zamknięta w ograniczonej przestrzeni, a raczej na taką, która jest wprost rządna przygód! Świat jest taki wielki! Tyle można jeszcze zobaczyć, tyle miejsc odwiedzić. A ja, jeśli nie zdążyłaś się tego domyślić byłbym świetnym kompanem w drodze.

Westchnęłam.

- Ani razu nie powiedziałam, że mój powrót do domu oznacza, że osiądę w jednym miejscu i zamknę się w czterech ścianach.

Wypowiedź Fiorina upewniła mnie w tym, że nie domyślił się kim tak naprawdę byłam. Nadal nie patrzyłam w kierunku mojego uciążliwego towarzysza.

- Uważam, że powinnaś przynajmniej dać nam szansę. Ale rozumiem co cię hamuje. Może po wyniku dzisiejszego losowania wybijesz sobie z głowy króla Rhye i spojrzysz na mnie przychylniej.

Zatrzymałam się w pół kroku i spojrzałam na Fiorina. Jak zawsze szczerzył zęby w uśmiechu. Przeszyło mnie bardzo niemiłe uczucie rozlewającego się w okolicy serca chłodu.

- Co masz na myśli? – wykrztusiłam odruchowo, zanim zdążyłam nad sobą zapanować.

- Jak to co? – zapytał udając zdziwienie – to niemożliwe żebyś była aż tak naiwna.

- Chcesz powiedzieć, że wiesz jaki będzie wynik losowania?

- Wiem, że losy wskażą Arena i Neirę jako przeznaczoną sobie parę.

- Skąd masz pewność? – nie chciałam zadać tego pytania, nie chciałam w ogóle drążyć tego tematu, nie potrafiłam się jednak powstrzymać, jakby jakaś część mnie wymykała się spod kontroli mojej świadomości gdy poruszana była kwestia Arena.

- A jak to sobie inaczej wyobrażasz? Aren musi poślubić Neirę aby zachować zwierzchnictwo nad Rhye. Nie ma żadnego innego rozwiązania. Jeśli tego nie zrobi pierwszy raz od wieków Rhye straci spójność. Wiesz jaki zapanuje wtedy chaos? Sytuacja w Sześciu Królestwach już jest napięta.

Wbiłam wzrok w ziemię. Wiedziałam, że Fiorin ma absolutną rację potrzebowałam jednak chwili by ochłonąć i poukładać w głowie myśli.

 Muszę stąd wyjechać, jak najszybciej, od razu po tym jak wyjdziemy z labiryntu. Bez zwlekania i bez kolejnych wymówek. Najlepiej będzie jeśli już nigdy nie zobaczę Arena. - Powtarzałam w głowie mając nadzieję na to, że dodam sobie w ten sposób otuchy.

Milczałam, dlatego Fiorin mówił dalej.

- Nie zdziwi mnie jednak, a nawet jak sama się domyślasz bardzo ucieszy, jeśli przeznaczenie wskaże jako parę ciebie i mnie.

Pierwszy raz od kiedy weszliśmy do groty spojrzałam na niego. Uklęknął mniej więcej na środku jaskini i zaczął rozgarniać piasek. Dopiero teraz zauważyłam, że znajduje się tam jakiś przedmiot. Z odległości wyglądał jak skrzynka albo prostokątny kamień. Ruszyłam w jego kierunku.

Fiorin przesuwał dłonią po kamiennym postumencie, a mnie ogarnęło złe przeczucie. Nie powinniśmy tu być, a on nie powinien dotykać ukrytego między tysiącami złoto-białych drobinek przedmiotu.

- Przestań!!! – krzyknęłam i ruszyłam biegiem w jego kierunku.

 Spojrzał na mnie ze zdziwieniem, a jego dłoń na moment znieruchomiała.

 Niestety, było już za późno. W jednej chwili cała jaskinia zaczęła drżeć, by zaraz potem drżenia zmieniły się w silne wstrząsy. Musiałam zatrzymać się w miejscu by nie stracić równowagi. Fiorin patrzył na mnie z takim samym zdziwieniem z jakim ja patrzyłam na niego. Z sufitu posypał się kurz i drobne kamyki. Kolejny wstrząs był tak silny, że musiałam uklęknąć i podeprzeć się rękoma, aby nie upaść.

 Idąc podziemnym korytarzem straciłam orientację, nie wiedziałam co znajduje się bezpośrednio nad grotą. Z przerażeniem pomyślałam, że jeśli ponad naszymi głowami wznosi się pałac Rhye to niechybnie cały drży teraz w posadach, a nasza nieproszona wizyta w tym zaczarowanym miejscu, która najpewniej rozjuszyła uśpioną tu magię, przyczyni się do zawalenia całej budowli, stojącej tu dotąd niewzruszenie przez stulecia.

 Moje przemyślenia przerwała lawina spadających ze sklepienia kamieni. Na domiar złego do mych uszu dotarł ryk wzmagających się fal. Wzburzona woda z impetem wpadła do groty pokonując barierę z kamieni. Nie było chwili do stracenia. Musieliśmy uciekać. Razem z Fiorinem i Tigi rzuciliśmy się w kierunku wejścia do tunelu. Pomyślałam, że Yasmina miała bardzo wiele racji unikając tego przeklętego miejsca.

Choć bieg po podłożu, którym bezustannie targały kolejne wstrząsy nie był łatwy szybko pokonaliśmy pierwszy odcinek tunelu, część oświetloną przez promienie słoneczne docierające tu z groty. Gdy minęliśmy pierwszy zakręt prowadzący w mrok głębszej części korytarza rozświetlany przez słaby blask wątłych świec, poczułam na plecach podmuch lodowatego powietrza. Niespodziewana fala chłodu, zapoczątkowana nie wiadomo gdzie zagasiła płomienie ledwo tlące się na naściennych świecznikach, zatapiając nas tym samym w nieprzeniknionej, gęstej i czarnej jak smoła ciemności. Serce zabiło mi szybciej, z westchnieniem wciągnęłam powietrze. Fiorin znajdujący się koło mnie zaklął pod nosem. Wstrząsy wzbierały na sile. Czułam jak drobne kamyki spadają na nas ze sklepienia korytarza.

- Potrafisz znaleźć drogę w ciemnościach? – zapytałam Fiorina.

- Nie – odparł ze złością.

Wyjęłam z kieszeni magiczny kamień, chciałam go rozświetlić, nie zareagował jednak na moje zaklęcie. Wytężyłam całą swą siłę – bezskutecznie. Całkiem jakby magiczny kamień przemienił się w kawałek zwykłej, bezużytecznej skały.

Odruchowo złapałam Fiorina za rękę. Musieliśmy zwolnić tempa, bieg na oślep całkiem ciemnym korytarzem skutkował tym, że ciągle wpadaliśmy na ściany. Pomyślałam, że nie licząc dnia, w którym Pani użyła na mnie czaru dysocjacji oraz momentu gdy sparaliżował mnie jad podziemnego potwora w Górach Granitowych, w życiu nie znajdowałam się w tak beznadziejnej sytuacji.

 Zalewająca nas ciemność przytłaczała mnie. Zaczęłam myśleć o tym, że każdy kolejny krok, który postawię może poskutkować tym, że spadnę w bezdenną czeluść lub wpadnę w inną śmiertelną pułapkę, bowiem, jak stwierdził Fiorin nie wiadomym było co kryło się w podziemnych korytarzach. Stanie w miejscu było bezzasadne. Groziło bowiem tym, że zostaniemy pogrzebani żywcem przez sypiące się z góry kamienie. Nieopanowany, pierwotny lęk przed nieprzeniknioną ciemnością całkowicie zawładną moim wnętrzem. Gdyby nie Fiorin, który wręcz ciągnął mnie za sobą, prawdopodobnie zatrzymałabym się w miejscu i czekała na swój koniec.

O dziwo mój kompan utrzymywał dość szybkie tempo. Nie zwracałam uwagi na to czy skręcamy w lewo czy w prawo czy może idziemy na wprost. Co chwila ocierałam się o skały, przez co na mojej skórze na pewno powstały dziesiątki skaleczeń. Tigi plątała się pod moimi nogami dzięki czemu wiedziałam, że nie odłączyła się od nas. Choć, jak mówią, nadzieja umiera ostatnia, powoli zaczęłam godzić się z tym, że nie wyjdziemy z tunelu. Znalezienie wyjścia ze skomplikowanego labiryntu w całkowitych ciemnościach przy ustawicznych wstrząsach było po prostu niemożliwe.

Nie miałam pojęcia na jakiej podstawie Fiorin wybiera kolejne zakręty. Czy zachował w tej podziemnej pułapce resztki orientacji? W pewnym momencie mój kompan zwolnił. Czyżby i jego zaczęło przytłaczać poczucie beznadziei? Choć nie odezwał się słowem czułam, że niestety tak właśnie było.

I wtedy gdy oboje byliśmy bliscy temu żeby się poddać, poczułam pod stopami twardszy grunt, ściany natomiast stały się gładkie. Jakimś cudem Fiorin zdołał doprowadzić nas do murowanej części korytarza. Nikły płomień nadziei znów zapłoną w moim wnętrzu. Ponownie spróbowałam rozświetlić kamień. Choć moja próba nie przyniosła żadnego efektu, w momencie gdy skupiłam siłę mojej aury poczułam coś w powietrzu.

Nieznaczny, na początku słabo wyczuwalny ślad, przypominający nitkę zawieszoną w przestrzeni. Skoncentrowałam całą swoją uwagę na owej magicznej wskazówce, która ku mej radości zaczęła układać się w ścieżkę prowadzącą przez kolejne zakręty labiryntu. Teraz to ja pociągnęłam za sobą Fiorina, prowadząc go przez ciemność. Im bardziej oddalaliśmy się od groty tym wstrząsy stawały się słabsze. Szybko przekonałam się, że czarodziejska nić, jak określałam te trudne do wytłumaczenia zjawisko, wskazywała drogę bezbłędnie, w pełni jej zawierzając ani razu nawet nie musnęłam swoim ciałem żadnej ze ścian. Przyspieszyłam tempa, prawie biegliśmy. Zamknęłam oczy żeby lepiej skupić się na magii. Bez względu na to czy miałam podniesione czy opuszczone powieki widziałam przed sobą to samo – nieprzenikniony, czarny mrok.

Po kilkunastu minutach biegu dotarliśmy do wrót labiryntu. Otworzyłam drzwi szarpiąc za nie z impetem po czym wszyscy troje wypadliśmy na zamkowy korytarz. Padłam na kolana po czym położyłam się na zimnej posadzce. Mój kompan zrobił to samo. Szaleńczy bieg i stres sprawiły, że moje serce biło jak oszalałe, a oddech znacznie przyspieszył. Pomimo wszelkich ciążących nade mną klątw po moim wnętrzu rozlała się instynktowna ulga jakiej doświadcza się po wyjściu cało ze śmiertelnie niebezpiecznej opresji.

- Co się właściwie stało? – zapytał Fiorin gdy był w stanie wydobyć z siebie głos.

- Jaskinia najwyraźniej nie życzyła sobie naszej obecności w jej wnętrzu – odpowiedziałam.

- Dobre sobie – skomentował moją wypowiedź.

- Niepotrzebnie dotykałaś przedmiotu zasypanego piaskiem.

Mężczyzna parsknął.

- Może chcesz mi jeszcze powiedzieć, że to moja wina?

- Zauważam tylko, że wszystko zaczęło się właśnie wtedy gdy dotykałeś kamienia przykrytego przez piasek.

- Nie dość, że spełniłem twoją prośbę i przeprowadziłem cię przez labirynt, a następnie uratowałem twoje życie po raz drugi, ty masz do mnie pretensje!

- Po pierwsze nie mam pretensji tylko stwierdzam fakt, po drugie za bardzo się zagalopowałeś twierdząc, że uratowałeś mi życie dwa razy. Śmiem sądzić, że w połowie drogi zwątpiłeś w to, że wyjdziemy z plątaniny korytarzy, a dalszą drogę pokonaliśmy dzięki mnie. Natomiast sytuacja w Zamarznięty Jarze nie liczy się jako ocalenie. Prędzej czy później sama wydostałabym się z tamtejszego labiryntu.

- Chyba żartujesz – Fiorin nie skrywał irytacji.

- Powiedz mi lepiej czym dokładnie był przedmiot, który znalazłeś w piasku

- Niczym. Był to zwykły kamień, tyle że miał kształt prostokąta i jakiś wzór na jego górnej powierzchni.

Chciałam zapytać jaki wzór miał na sobie kamień, nie zdążyłam jednak tego zrobić, ponieważ właśnie w tamtej chwili dotarło do mnie, że nie jesteśmy w korytarzu sami. Uniosłam wzrok i zawiesiłam go na dwóch postaciach stojących nad nami. Były one wyjątkowo urodziwe i podobne do siebie... Zamilkłam.

Aren schylił się i właściwie podniósł mnie z ziemi. Otrzepałam ubranie z pyłu. Na jego twarzy odmalowywała się mieszanka irytacji i zaskoczenia.

- Co na bogów robiliście w podziemnym labiryncie? – zapytał.

Fiorin wyszczerzył zęby w uśmiechu i zabrał głos zanim zdążyłam się odezwać.

- Nadia zaprosiła mnie na romantyczny spacer do niezwykle urokliwego miejsca jakim jest morska grota. Spędziliśmy tam w całkowitym odosobnieniu niezapomniane chwile.

Jak wynikało z tonu jego wypowiedzi, Fiorin nie żywił już do mnie urazy. Aren uniósł do góry brew po czym przeniósł swoje spojrzenie na mnie.

- Mniemam, że udałaś się do labiryntu w nadziei na to, że odnajdziesz tam przedmiot, którego szukasz. Wystarczyło zapytać mnie czy się tam znajduje. Uzyskałbyś odpowiedź bez narażania tej niewzruszonej dotąd, tysiącletniej budowli na zawalenie się w wyniku trzęsienia ziemi. – Mówiąc to skrzyżował ręce na piersi.

Arianna spojrzała na brata ze zdziwieniem. Z sytuacji tej mogłam wywnioskować, że Aren wyczuł wstrząsy jakie targały podziemiem, natomiast Arianna niekoniecznie. Czy miało to związek z różnicą w ich podatności na magię?

Przenikliwe spojrzenie króla Rhye sprawiło, że poczułam się wyjątkowo marnie. Wbiłam wzrok w podłogę i nie odpowiedziałam nic na jego słowa.

- Dobrze, że nic Ci się nie stało. Następnym razem zanim zapuścisz się w nieznane miejsce zapytaj proszę czy ma to sens, a teraz chodź, bo robi się coraz później – ujął mnie pod rękę i poprowadził jak niesfornego dziecko. Nie oponowałam.

- A jeśli chodzi o ciebie Fiorinie, nie próbuj więcej obracać mojego domu w stertę gruzu, bo i tak ci się to nie uda, a przy okazji możesz wyrządzić sobie krzywdę. To samo tyczy się moich życiowych planów.

***🪶🌼🪶***


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro