Cz.2 Rozdział 3 - Spotkanie z królem

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***średni 3789 słów


Wiatr przegonił ostatnie kłęby białej mgły. Po niebie przetaczały się niewielkie chmury, a promienie słońca padły na odsłaniający się przed nami widok. Poprawy aury nie chciałam jednak uznać za dobry omen. Wręcz przeciwnie. Pomyślałam, że pogoda zmieniła się specjalnie, mając na celu przytłoczyć mnie jeszcze bardziej, podkreślając majestat tego miejsca, oblewając je złotymi strugami światła. Bowiem widok jaki roztoczył się przede mną zapierał dech w piersi.

W pierwszej linii ukazały się budynki mieszkalne, wszystkie zbudowane z jasnego wapienia, pokryte czerwonymi i pomarańczowymi dachami. Ulice i chodniki wyłożone były kostką, która w promieniach słońca lśniła niczym tafla lodu, z tą różnicą, że miała beżową barwę. Praktycznie w każdym oknie obudowanym drewnianą okiennicą stały donice, z których zwisały pelargonie, surfinie i begonie, o tej porze roku najhojniej obsypane kwiatami we wszystkich możliwych odmianach koloru.

Wzdłuż ulic rosły liczne drzewa akacjowe i rozłożyste katalpy zwieńczone białymi kwiatostanami.

Zabudowania wznosiły się kaskadowo, tworząc mozaikę z frontów kamienic i różnokolorowych dachów. Nad nimi natomiast górował przepiękny pałac o ścianach barwy kości słoniowej. Z tej perspektywy dobrze widoczny był tylko jego główny gmach oraz pięć, z sześciu smukłych wież, skąpanych w blasku popołudniowego słońca. Najwyższa z nich zdawała się sięgać nieba. Za pałacem wznosiły się skaliste szczyty gór. Jak miałam się niebawem przekonać, po części łączyły się one z budowlą stanowiąc jej niezachwiany fundament.

Musiałam przyznać, że Valloram, które wywarło na mnie duże wrażenie było niczym w porównaniu ze stolicą Sześciu Królestw. Elia i Kajl z uśmiechem napawali się pięknym obrazem ich ukochanego domu. Zerkali na mnie, najwyraźniej oczekując wyrazów zachwytu, nie chciałam przyznać, zarówno przed nimi, jak i przed samą sobą, jak wielki podziw wzbudziło we mnie miasto. Nadal traktowałam przybycie tu jako karę za moją lekkomyślność i brawurę.

Całe miasto stworzone było na bazie półksiężyca, znaku Boga Aegona. Zabudowania poprzecinane siecią drobnych uliczek układały się w sierp, natomiast wycięcie w tarczy w postaci koła było ogromnym placem, na którym mieściła się główna świątynia. Strzała na tle księżyca była szeroką promenadą prowadzącą do wrót zamku.

Kajl i Elia szli przede mną trzymając się za ręce. Prowadzili żywą dyskusję, emanowało od nich szczęście, mnie natomiast ogarniał coraz bardziej posępny nastrój. Snułam się za nimi jak cień, niczym ciemna, zbędna plama, kalająca nieskazitelną powierzchnię ulic, tonących w złotym blasku.

Jasne, zadbane domy, czyste ulice, uśmiechnięci ludzie oraz unoszący się w powietrzu słodki zapach kwitnących akacji, wyrażały szczery optymizm, który mnie się nie udzielał. Coś mąciło spokój tego urokliwego miejsca. Coś albo może brak czegoś...

Moi towarzysze wyczuwając mój ponury nastrój postanowili mi nie przeszkadzać, w miarę jak zagłębialiśmy się w miejskie zabudowania przestali zwracać na mnie uwagę, zbyt zaabsorbowani sobą.

Minęliśmy główny płać z imponujących rozmiarów świątynią Boga Aegona i Bogini Matki. Następnie pokierowaliśmy się promenadą ku bramom pałacu Rhye.

Zatrzymaliśmy się dopiero przed zwodzonym mostem prowadzącym bezpośrednio na dziedziniec zamku. Tu kończyła się ogólnie dostępna przestrzeń. Gwar miasta przycichł. Przez bramy przejść mogły tylko nieliczne, uprzywilejowane osoby. Ogromna kamienna fasada uwieńczona była łukiem zdobionym rzeźbami przedstawiającymi podobizny bogów.

Fosa okalająca zamek była wyjątkowo szeroka i głęboka, ponieważ w istocie była częścią morza, bezpośrednio z nim połączoną. Można było powiedzieć, że ziemia, na której leżał zamek Rhye, jest drugą, oddzielną wyspą.

Kajl podszedł do strażników aby uprzedzić ich o naszym przybyciu. Gdy zostałyśmy z Elią same, moja towarzyszka zwróciła się do mnie:

- Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. Król na pewno z niecierpliwością oczekuje waszego przybycia.

Skrzyżowałem ręce na piersi.

- Nie interesuje mnie spotkanie z królem, jestem tu tylko ze względu na Kajla. - I monetę dodałam w duchu. - Zostanę w zamku tyle czasu, ile będzie to bezwzględnie konieczne. Potem niezwłocznie odejdę i moja stopa nigdy więcej nie przekroczy progu pałacu Rhye.

Elia nie skomentowała mojej wypowiedzi, uśmiechnęła się tylko pobłażliwie.

Kajl oczywiście uzyskał zgodę na przejście zwodzonym mostem oraz przekroczenie bramy zamku dla całej naszej trójki.

Kopyta Czarnej Księżniczki, Amber i Rena uderzały głośno o drewniane deski gdy szliśmy po moście. Dobrych kilkanaście metrów pod nami burzyła się i rozbryzgiwała morska woda, gdy fale uderzały w brzegi fosy. Ogarniało mnie nieodparte, niemiłe wrażenie, że po raz kolejny w życiu przekraczam granicę, zza której trudno będzie powrócić.

Pałacowy dziedziniec pod względem architektonicznym utrzymany był w tym samym stylu co budynki w mieście Rhye. Ściany głównego gmachu pałacu zbudowane były z jasnego wapienia, natomiast obszerny plac wyłożony był lśniącą kostką.

Nie wiedziałam jakiego rodzaju powitania mam się spodziewać, jednak na myśl o tym, że możemy spotkać Arena w zasadzie w każdej chwili szybciej zabiło mi serce. Mimowolnie złapałam się na tym, że upatruje go w każdej postaci jaka pojawiała się w moim polu widzenia. Uznałam, że powinnam bardziej nad sobą panować. W kółko powtarzałam sobie, że jedyne co poczuję widząc go to obojętność. Zanim zbliżyliśmy się do bramy wejściowej przez dziedziniec przeszło kilka osób, nie było wśród nich Arena. Każda z nich przyglądałam się nam ukradkiem, nikt jednak się nie zatrzymał.

Trzy szerokie stopnie prowadziły do bramy pałacu. Kajl otworzył jedno ze skrzydeł wysokich drewnianych drzwi.

Weszliśmy do obszernego, jasnego holu. Na drugim jego końcu znajdowały się kolejne drzwi, jak miałam się później dowiedzieć, prowadzące do Sali Tronowej. Po obu ich stronach łukowato wznosiły się schody prowadzące na antresolę rozciągającą się ponad salą tronową. Za schodami biegły dwa korytarze, ten po lewej zmierzał do zachodniego skrzydła zamku, po prawej do wschodniego.

Na przeciw nam wyszedł ciemnowłosy mężczyzna w średnim wieku, ubrany w elegancką szatę w odcieniu głębokiego fioletu.

- Witaj Melchiorze, jak dobrze cię widzieć - Kajl przemówił do mężczyzny.

- Witaj Kajlu! Mnie was również, a wierz mi, że wasz widok jest milszy moim oczom niż mój waszym, ponieważ podczas gdy ja niezmiennie wypełniałem swoje stałe obowiązki w pałacowym zaciszu, wy tułaliście się po świecie pełnym niebezpieczeństw.

- Ale jak widzisz żadne z nich nie uniemożliwiło nam szczęśliwego powrotu do domu.

- Zaiste, Kajlu. Nie mogę się doczekać aby wysłuchać ze szczegółami waszej historii, nie czas jednak na to. Król nakazał mi przyprowadzić was bezzwłocznie przed jego oblicze, gdy tylko dotrzecie do pałacu. Spodziewał się was, jednak nie był do końca pewien kiedy przybędziecie. Wasz widok na pewno go ucieszy. Chodźcie więc ze mną - tu zwrócił się do mnie i Kajla - ty zaś, księżniczko udaj się najpierw do swojej ciotki. Odchodzi od zmysłów z niepokoju i pragnie cię zobaczyć. Poprosiła mnie, abym odesłał cię do niej gdy tylko przekroczysz próg pałacu, bez względu na to co powie król, ponieważ musi cię zobaczyć. Oczekuje cię w swoich komnatach.

- Rozumiem - powiedziała miękko Elia - pójdę więc do niej, gdy sama naocznie przekona się, że jestem cała i zdrowa dołączę do was - mówiąc to posłała przeciągłe spojrzenie swojemu ukochanemu, po czym ruszyła w stronę korytarza prowadzącego do wschodniego skrzydła.

Podświadomie zbliżyłam się do Kajla dopatrując się w nim jedynej podpory jaka mi pozostała. On spojrzał na mnie i uśmiechnął się jakby chcąc dodać mi otuchy.

- Chodźmy - ponaglił nas Melchior.

Gestem wskazał schody po prawej stronie holu. Po wejściu na antresolę ruszyliśmy korytarzem prowadzącym w kierunku zachodniego skrzydła.

Po prawej korytarz ograniczała lita ściana z jasnego kamienia, po lewej natomiast znajdowały się okna zdobione witrażami. Co kawałek, od głównego holu odbijał mniejszy korytarz, lub pojawiała się klatka schodowa.

Ciężko mi było skupić się na otoczeniu, ponieważ moje myśli krążyły już tylko wokół rychłego spotkania z Arenem. Nie potrafiłam stwierdzić ile metrów przeszliśmy, ale dystans ten, w moim mniemaniu, rozciągnął się do niebywałej odległości. Gdy stanęliśmy przed masywnymi, dębowymi drzwiami zrozumiałam, że dotarliśmy do celu.

***🌿🌿🏤🌿🌿***

Weszliśmy to Sali Audiencyjnej. Była to średniej wielkości sala, w której jak później miałam się przekonać, odbywały się mniej formalne spotkania. Te oficjalne miały miejsce w dużo większej i bardziej imponującej Sali Tronowej.

W pomieszczeniu znajdowało się kilka osób, nie było tu jednak nikogo, kogo mogłabym znać. Ściany sali były białe, ozdobione licznymi gobelinami, po lewej stronie znajdował się rząd wysokich okien z witrażami.

Nie potrafiłam jednak skupić się na szczegółach wystroju, ponieważ moją uwagę przyciągnęła osoba zbliżającą się do nas z przeciwległego końca pomieszczenia. Oczywiście był to Aren. Poczułam, że moje serce zaczęło bić szybciej.

Pomimo wszelkich założeń jakie powzięłam co do naszego spotkania, wystarczyło jedno spojrzenie aby jego piękno wprost mnie obezwładniło. Z bólem musiałam przyznać, że był po tysiąckroć przystojniejszy niż jego obraz jaki wykreowałam w swojej pamięci. Nie miał przy sobie żadnych oficjalnych symboli władzy, jednak sam jego elegancki, ciemny strój, uroda i wyniosłe spojrzenie błękitnych oczu sprawiały, że bił od niego swego rodzaju majestat, niepozostawiający złudzeń, co do tego, że pełni obowiązki króla Rhye. Przytłoczona tą myślą, poczułam się wyjątkowo marną istotą. Teraz zrozumiałam Beril. Gdybym przyszła tu brudna, w podartym stroju, ze spuchniętą twarzą, prawdopodobnie zapadłabym się pod ziemię ze wstydu.

Kajl zatrzymał się około pięciu metrów przed królem i głęboko skłonił. Ja zastygłam w bezruchu. Stałam tak blisko mojego potężnego kompana, że prawie się o niego opierałam. Najchętniej schowałabym się za jego szerokimi plecami.

Tigi wyraźnie uradowana widokiem Arena, którego zdążyła polubić podczas naszej wspólnej podróży, chciała do niego podbiec. W ostatniej chwili zatrzymałam ją przydeptując jej ogon. Uznałam, że obskakiwanie nóg króla przez nieokrzesanego simafelikana byłoby w tym momencie niestosowne.

Na nasz widok twarz króla Rhye wyraźnie pojaśniała, a na jego ustach pojawił się uśmiech. Odniosłam wrażenie, że najchętniej uściskałby nas oboje, najwidoczniej jednak nie mógł sobie na to pozwolić, gdyż było to sprzeczne z królewską etykietą.

Z całych sił starałam się pozostać obojętna, a swojemu spojrzeniu nadać chłodny wyraz. W duchu stwierdziłam, że łatwiej byłoby mi ponownie stanąć naprzeciwko dzikich bestii w zamku Godfryda niż teraz przed Arenem.

- Nawet nie wiecie jak cieszy mnie wasz widok. Wczoraj późnym wieczorem otrzymałem wiadomość od Vihana o tym, że dotarliście do portu. Bałem się jednak jej zawierzyć chcąc przekonać się o waszym powrocie na własne oczy. - Powiedział swoim miękkim, melodyjnym głosem - na szczęście już wiem, że była to prawda.

Aren zatrzymał swoje spojrzenie na mnie. Jego intensywny wzrok sprawił, że poczułam mrowienie w całym ciele. Chciałam odwrócić się od niego, postanowiłam jednak wytrwać i przeciwstawić się swoim odczuciom.

Prawie opierałam się teraz o Kajla, jak z oddali docierał do mnie jego głos.

- Tak, wczoraj po południu dotarliśmy do portu Rhye na stałym lądzie. Panie, słuchy o tym zapewne dotarły do twoich uszu, pragnę jednak oficjalnie powiadomić cię o sukcesie mojej misji. Tak jak ci obiecywałem, przyprowadziłem twoją kuzynkę, księżniczkę Elie całą i zdrową do Rhye. Ponad to, wiedz, że siedziba Godfryda została zniszczona, jego główni sojusznicy zabici, a samozwańczemu władcy własnoręcznie odebrałem życie. Reszta jego podwładnych rozpierzchła się po ziemiach Rhye i o ile do dziś udało im się przeżyć, wątpię by stanowili zagrożenie dla kogokolwiek. Musisz wiedzieć, że nie dokonałbym tego bez pomocy mojej towarzyszki. To ku niej powinieneś skierować całą swą wdzięczność.

Aren nie odrywał ode mnie spojrzenia, które wyrażało ciepło, przychylność i coś jeszcze...

- Bardzo wam dziękuję za to, czego dokonaliście. Cieszy mnie wasze zwycięstwo, wiedzcie jednak, że większą radość sprawia mi wasz widok. Dziś chciałem spotkać się z wami sam na sam, jutro jednak pragnę podziękować wam oficjalnie i uhonorować was w obecności wszystkich mieszkańców pałacu.

Nie przypadł mi do gustu ten pomysł, wiedziałam jednak, że Kajl tylko na to czekał.

Mój towarzysz urósł jakby o kilka centymetrów, wypiął dumnie pierś, nabrał w płuca powietrza i przemówił:

- A teraz jeśli pozwolisz Panie, poruszę inną kwestię, dotyczącą mojego prywatnego życia. Nie mogę zwlekać, muszę zrobić to od razu, ponieważ zamęczy mnie niepewność. - Tu zrobił krótką przerwę by zebrać się na odwagę. - Chcę byś wiedział Panie, że podczas wyprawy do zamku Godfryda odnalazłem nie tylko to o co mnie prosiłeś. Odnalazłem także sposób na to, jak odmienić swoje życie i zacząć dzielić je z osobą, którą szczerze kocham i nie mogę tego dłużej ukrywać.

Kajl chciał ubrać swą prośbę we wzniosłe słowa, denerwował się przy tym tak bardzo, że jego stres stawał się niemal namacalny. Aby dodać mu otuchy odruchowo ścisnęłam jego dłoń.

To śmieszne - pomyślałam - mężczyznę, który w walce nie ma sobie równego przeciwnika w całym Rhye i nie obawia się starcia z nikim, paraliżuje strach gdy przychodzi mu przyznać się do miłości. Po sekundzie moja złośliwa podświadomość zadała mi pytanie, czy ja nie mam tego samego problemu...

- Wcześniej bałem się wyznać przed tobą co czuję, ponieważ wiedziałem, że nie mogę liczyć na twoją przychylność w tej sprawie. Po tym jednak co razem osiągnęliśmy pragnę wierzyć, że nie staniesz na drodze między nami... to znaczy pozwolisz mi na to abym połączył swe życie z kobietą, którą... szczerze pokochałem..

Szło mu coraz gorzej.

- Wiem, że wcześniej mógłbyś się na to nie zgadzać, ale zważywszy na obecną sytuację... ...myślę, że i tak będzie to najlepsze rozwiązanie....

W czasie nieskładnej wypowiedzi Kajla, na twarzy króla Rhye zaczęła malować się narastająca konsternacja. Gdy mężczyzna skończył mówić Aren wpatrywał się w nas z niedowierzaniem. Zorientowałam się, że zaszło tu totalne nieporozumienie.

Staliśmy z Kajlem prawie wtuleni w siebie trzymając się za dłonie, on natomiast z wyraźną obawą mówił o swojej miłości do kobiety, która mogłaby być królowi nie po drodze. Musiałam szybko wszystko sprostować, odsunęłam się od Kajla, puściłam jego rękę i dokończyłam za niego:

- Kajl chce Cię zapytać, czy zgodzisz się na jego ślub z Elią.

Byłam prawie pewna, że na twarzy Arena odmalowało się uczucie ulgi. Po chwili uśmiechnął się w ten swój czarujący sposób i powiedział:

- Tak, oczywiście, że tak, jak mogłeś w to wątpić drogi przyjacielu.

- Dziękuje ci - Kajl, odetchnął z ulgą, po czym po chwili wahania uścisnął swojego władcę.

Coś w tej scenie sprawiło, że na moje usta również mimowolnie wkradł się uśmiech. Poczułam, że nasze spotkanie straciło swój formalny charakter.

Drzwi sali otwarły się i do środka weszła Elia. Wystarczyło, że raz spojrzała w oczy swojego ukochanego, aby zrozumiała co stało się przed chwilą. Uradowana podbiegła do Arena i prawie rzuciła mu się na szyję. Przez ułamek sekundy poczułam, że zazdroszczę jej tego, że mogła pozwolić sobie na taki gest. Szybko zganiłam się za te myśli.

- Dziękuję ci mój kochany kuzynie.

- Po pierwsze, dobrze cię widzieć całą i zdrową Elio, po drugie nie rozumiem dlaczego wątpiliście w moją przychylność w waszej sprawie. Przecież wiecie jakie są moje poglądy na ten temat. Uważam, że każdy ma prawo do zawarcia małżeństwa z miłości.

Złapałam się na tym, że stałam w totalnym bezruchu, nie mogąc oderwać wzroku od jego pięknych oczu i miękkich ust, których dotyk już poznałam... W tym momencie Aren popatrzył na mnie, a pod wpływem jego spojrzenia wszelkie mury jakie budowałam wokół siebie zaczęły się walić. Jedyne czego teraz pragnęłam to znaleźć się w jego ramionach. Gdyby to było możliwe... aby uspokoić targające mną pragnienia musiałam na chwilę zamknąć oczy.

- Jutro po oficjalnej uroczystości uhonorowania Kajla, napiszę list do twoich rodziców, a podczas Święta Letniego Nowiu będziecie mogli ogłosić wasze zaręczyny. Chyba nie ma lepszej ku temu okazji.

Kajl i Elia wymienili zdawkowe spojrzenia. Pewnie liczyli na to, że nie zwrócę na nie uwagi. Domyśliłam się, że chodziło o to, że podczas tego święta, Aren miał oficjalnie potwierdzić swój związek z Neirą.

- Jesteście zmęczeni, nie będę dłużej was zatrzymywał. Pójdźcie do waszych komnat. Mam jednak szczerą nadzieję, że zaszczycicie mnie swoją obecnością podczas wieczornego posiłku. Kajlu, Elio wiecie gdzie się udać. - Powiedział, po czym zwrócił się do mnie - Nadio Ty udasz się ze mną, pokażę Ci komnaty, w których będziesz mieszkać, ale najpierw pójdziemy do Gajusza, aby obejrzał twoje rany.

Nie uważałam aby moje rany wymagały dalszego leczenia, nie oponowałam jednak, w odpowiedzi zdołałam tylko skinąć głową.

Już mieliśmy się rozejść gdy głos znów zabrał Kajl.

- Nie jest to dla mnie łatwe, ale muszę powiedzieć ci o czymś jeszcze, Panie. - Zaczął poważnym tonem, a jego głos odbił się po sali głuchym echem - chciałbym aby nikt poza nami dwoma nie był obecny przy tej rozmowie.

Domyśliłam się co chce zrobić, wbiłam w niego swoje spojrzenie, mając nadzieję, że jakoś zdołam go powstrzymać. Kajl patrzył jednak na Arena, nie zwracając na mnie uwagi.

Aren był wyraźnie zaskoczony, pomimo tego nie pytając o nic dał znak obecnym w sali osobom, aby ją opuściły. Ja nie zamierzałam tego zrobić.

Wszyscy wyszli, została tylko nasza trójka: ja, Aren i Kajl.

Widziałam, że ten ostatni znów staje się spięty i doskonale wiedziałam dlaczego.

Ściszonym głosem przemówiłam do niego:

- Kajl nie rób tego, nie musisz.

- Daj spokój, to moja decyzja - rzucił stanowczo w moim kierunku po czym odchrząknął i zaczął powoli:

- Widzisz Arenie, muszę się do czegoś przyznać. Nadia od początku była niewinna. Nie zdradziła cię przed ludźmi Godfryda. Przenigdy z nimi nie współpracowała. Ale tego zapewne już dawno się domyśliłeś.

Aren uniósł do góry brew i zastygł w wyczekującej pozie.

- To był mój wymysł. Wymyśliłem tę historię. Okłamałem ciebie i wszystkich pozostałych. Wykorzystałem sytuację aby zmusić Nadię by ruszyła do zamku Godfryda. Zrobiłem to żeby uratować Elię. Uważałem bowiem, że był to jedyny sposób aby ją ocalić.

Gdy skończył mówić zapadła nieprzenikniona cisza. Oczy Arena nieprzyjemnie pociemniały, a jego dotychczasowe zadowolenie i dobry nastrój wyparowały w ułamku sekundy. Po chwili odezwał się wyjątkowo lodowatym tonem

- Nadio, proszę Cię wyjdź. Chcę porozmawiać sam na sam z Kajlem.

- Nie - odparłam ze spokojem - nie wyjdę.

Aren powoli przeniósł wzrok na mnie.

- Rozumiem Kajla. Zrobił to ponieważ kocha Elię, musiał ją uratować, a to było jedyne rozwiązanie jakie widział. Wybaczyłam mu, nie żywię do niego urazy. Tobie radzę zrobić to samo. - Odruchowo wysunęłam się na przód stając pomiędzy mężczyznami, tak jakbym chciała osłonić Kajla swoim, w porównaniu z jego, dość mizernym ciałem.

- Świadome, bezpodstawne obwinianie kogoś o zdradę to zdrada sama w sobie, chyba wiesz jaka grozi za to kara?

- Daj spokój, to całkiem inna sytuacja.

- Zaiste, całkiem inna sytuacja, gdyby nie kłamstwo Kajla wszystko potoczyłoby się inaczej - pomimo, że starał się mówić spokojnie wprost czułam jak bardzo jest wściekły. - Mówisz, że kocha Elię a co z na.... - Aren zaczął podnosić głos, ja natomiast powstrzymałam go gestem przed skończeniem wypowiedzi.

- Nic nie potoczyłoby się inaczej, każde z nas musi wypełnić swoje przeznaczenie. Dobrze wiesz co mam na myśli.

- Kajl wyjdź, teraz chcę porozmawiać sam na sam z Nadią. - Rzucił w kierunku mężczyzny. Kajl tylko na to czekając ruszył ku drzwiom. Zanim je otworzył, Aren dodał jeszcze - a do twojej sprawy wrócimy później.

Drzwi sali zamknęły się z donośnym hukiem. Poza nami nie pozostał tu już nikt. Aren zaczął iść ku mnie. Gdy był tuż obok wyciągnął dłoń w moim kierunku chcąc dotknąć mojej twarzy. Odsunęłam się jednak. Na wszelki wypadek odwróciłam wzrok od jego oczu.

- Przybyłam do stolicy Rhye tylko dlatego, że nie miałam innego wyjścia. Bez monety nie wrócę do domu, wiesz o tym - choć nie patrzyłam na jego twarz wiedziałam, że jego spojrzenie złagodniało.

- Przepraszam, że nie uwierzyłem Ci od razu, ale targało mną zbyt wiele odczuć - mówiąc to złapał mnie za przedramię i pociągnął ku sobie.

Tym razem nie oponowałam. Jego dotyk wyzwolił nieodpartą siłę przyciągania, która znów zaczęła oddziaływać na nas. Tak jak za każdym poprzednim razem stałam przykuta do ziemi, niezdolna do tego aby się poruszyć. Aren dotknął mojej twarzy, przejechał delikatnie palcami po ranie na moim policzku, nie mówiąc przy tym nic.

I to było najgorsze. Na każde jego słowo miałabym dziesięć kontrargumentów, jednak przed jego bliskością i dotykiem, a raczej tym co we mnie budziły, nie umiałam się bronić. Delikatnie uniósł do góry moją brodę tak bym spojrzała mu w oczy. Dobrze wiedziałam ku czemu to zmierza.

- Tak mi przykro, że musiałaś przez to wszystko przejść - mówiąc to ujął moje dłonie, obrócił je spodem do góry i przejechał opuszkami palców po niezasklepionych jeszcze ranach - popełniłem błąd, nie powinienem pozwolić Ci odejść. Delikatnie przyciągnął mnie ku sobie i położył ręce na moich plecach.

Pokręciłam przecząco głową.

- To nie był błąd. Gdybyś mnie zatrzymał Godfryd dalej by żył, a Elia nie byłaby bezpieczna. Zło zakorzenione w Kamiennej Twierdzy pleniłoby się dalej na ziemiach Rhye.

- Znalazłbym inny sposób by z nim wygrać. Nie tracąc twojego zaufania.

Tak, trafnie to ujął. Chciałam móc mu zaufać. Ale nie potrafiłam. Choć zrozumiałam, że bez względu na to co się wydarzyło, jego uczucia wobec mnie nie uległy zmianie.

Czułam, że chce mnie pocałować, sama zaczęłam pragnąć tego bardziej niż czegokolwiek na świecie. Ostatnią siłą woli zdołałam odsunąć twarz od jego twarzy.

- Obiecaj mi, że nie ukarzesz Kajla w żaden sposób, niech cała ta sprawa zostanie między nami.

- Nie mogę Ci tego obiecać.

- Proszę Cię, w końcu ma szansę na to by być szczęśliwym.

- Dobrze wiesz co mogło spotkać Cię w kamiennej Twierdzy, a śmierć nie byłaby wcale najgorszą z możliwości.

- Ale wróciliśmy i na dobrą sprawę nikomu nic się nie stało.

- Kajl musi ponieść konsekwencje swojego czynu.

- Przecież wiesz, że zrobił to z miłości do Eli.

- To nie ma znaczenia.

Zebrałam się w sobie. Pozostał tylko jeden sposób aby zmienić jego postanowienie.

- Dobrze, w takim razie uznam, że nie rozumiesz co nim powodowało i dla osoby, którą kochasz nie ryzykowałbyś życiem ani utratą wszystkiego co masz.

Aren przycisnął mnie mocniej do siebie, od razu stanęły mi przed oczami obrazy z opuszczonej świątyni, gdy ukrywaliśmy się przed ludźmi Godfryda w ciasnej wnęce, a nasze ciała przywarły do siebie tak blisko, że wywołane tym napięcie rozładować mogliśmy tylko w jeden sposób.

- Dobrze wiesz, że jest dokładnie na odwrót, ale jeżeli potrzebujesz na to takiego dowodu, to proszę bardzo. Obiecuję Ci, że w żaden sposób nie ukażę Kajla. Ale tylko ze względu na wypowiedziane przez Ciebie słowa.

Nie zdążyłam mu podziękować, ponieważ tak jak w opuszczonej świątyni nasze usta złączyły się w pocałunku. Moja chęć przeciwstawienia się łączącej nas więzi stopniała, tak jak lód topnieje pod wpływem słońca. Już chciałam zapytać Arena czy miałby coś przeciwko temu abyśmy wizytę u Gajusza przełożyli na później, a najpierw udali się do mojej komnaty. Jednak nie było mi dane tego uczynić albowiem drzwi sali otworzyły się z donośnym skrzypnięciem zawiasów..

Do środka wszedł Gryfin. Odsunęłam się od Arena. Nawet jeśli mężczyzna zdążył zauważyć w jakiej sytuacji nas zastał, zignorował to, podobnie jak moją obecność.

- Panie wybacz, ale jesteś potrzebny na Sali Narad.

- Gryfinie nie planowałem na teraz żadnych spotkań.

Gryfin jak zwykle nie dawał za wygraną.

- Twoja narzeczona wraz z ojcem oczekują cię tam.

- Neira - sprostował chłodno Aren - obejdą się beze mnie. Chcę teraz zaprowadzić Nadię do Gajusza, aby zajął się jej ranami.

Na dźwięk słów Gryfina oprzytomniałam. To szaleństwo - pomyślałam. Nie mogę ulegać takim chwilom słabościom.

Gryfin nie racząc mnie nawet jednym, przelotnym spojrzeniem stwierdził:

- Nie wygląda na umierającą, nie sądzę więc aby było to pilne. Natomiast sprawy wagi państwowej są pilne.

- Gryfin ma rację, nie potrzebuję pomocy. Pójdę już - mówiąc to obróciłam się na pięcie po czym płynnym krokiem wyszłam z sali.

**🥀🥀🥀**


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro