Rozdział 1 - Nadia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*** na początku każdego rozdziału wpisuję jego długość, żeby wiedzieć na co się przygotować 😉 rozdziały nie będą przesadnie długie
*** Średni 2634 słowa

Tego dnia obudziłam się późno. Pewnie spałabym dalej gdyby nie Tigi, która wskoczyła na łóżko i zaczęła lizać mnie po twarzy. Musiała być głodna.

- Tigi przestań już, zaraz cię nakarmię - powiedziałam zdejmując ją z siebie i stawiając obok.
W nocy miałam koszmarny sen, nie zdołałam jeszcze pozbyć się nieprzyjemnego uczucia jakie po sobie pozostawił. Byłam trochę oszołomiona i zdezorientowana. Rozejrzałam się wokół - znajdowałam się w swoim pokoju, w naszym domu, na Wyspie. Przeniosłam spojrzenie na swoje dłonie - od razu stanęły przede mną wspomnienia ostatnich kilku dni. Blednące ślady po magicznych znakach na moich rękach boleśnie dały mi do zrozumienia, że to co wzięłam za nocne mary nie było w istocie złym snem lecz rzeczywistością, z którą nie chciałam się pogodzić...

Kilka dni temu całkowicie zawaliłam swoją misję. Nie doceniłam mojego wroga. Byłam zbyt pewna siebie i butna. Nie posłuchałam towarzyszących mi sióstr i przez moją wyrywność i brak rozwagi wpadłyśmy w pułapkę. Naraziłam je na niebezpieczeństwo, a sama powinnam zginąć. W pojedynkę znalazłam się osaczona przez pięciu przeciwników, z którymi nie miałam szansy wygrać w walce. Było pewne, że mnie zabiją lecz w ostatniej chwili ocaliła mnie nasza Pani. Aby to zrobić musiała użyć potężnej magii. Osobiście przybyła mi na ratunek i za pomocą czaru dysocjacji przeniosła mnie na naszą Wyspę.

Niestety konsekwencje tego czynu miały być bardzo dotkliwe zarówno dla mnie jak i dla niej. Nie jestem osobą obdarzoną magią, a jedynie na nią podatną, dlatego moje ciało bardzo źle zniosło zastosowanie potężnego zaklęcia.
Leżałam nieprzytomna przez ponad dwie doby. Gdy się obudziłam gnębiły mnie dokuczliwe zawroty i bóle głowy, oraz nieprzyjemne skurcze i niekontrolowane drżenia wszystkich mięśni mojego ciała. Nawracające torsje uniemożliwiały mi zjedzenie czegokolwiek przez kolejne trzy dni. Na skórze moich rąk i nóg widoczne były niebieskawe znaki runiczne, konieczne do uczynienia czaru. Z każdym dniem bladły i według siostry Asminy, która opiekowała się mną w tym czasie, niebawem miały zniknąć. Ich widok sprawiał mi jednak przykrość, ponieważ dotkliwie przypominał o tym, co mnie spotkało. Czułam się jakbym została naznaczona za karę, za to do czego doprowadziłam.

Niestety ku memu nieszczęściu, konsekwencje użycia czaru dysocjacji miały być bardziej dotkliwe dla mojej Pani niż dla mnie. Ponoć ratując moje życie straciła bardzo dużo swej boskiej mocy i na jakiś czas znacznie osłabła.

Ponad to przybywając po mnie i wykorzystując magię na stałym lądzie złamała dwa obowiązujące ją zakazy narzucone przez bogów: zakaz pojawiania się na ziemiach Rhye oraz zakaz używania w ich obrębie magii. Nie miałam pojęcia jaka kara może ją za to spotkać.

Bynajmniej nie polepszało to mojego samopoczucia. Nie raz przeszło mi przez myśl, że niepotrzebnie to zrobiła.
Siostra Faustyna również nie pozostawiała mi złudzeń. Gdy po trzech dniach poczułam się lepiej przyszła, aby ze mną porozmawiać. Na naszej wyspie wszystkie żyłyśmy w zgodzie, choć jak to wśród ludzi bywa, zdarzały się czasem antypatie. Od zawsze wiedziałam, że spośród wszystkich istot zamieszkujących nasz dom, to siostra Faustyna darzyła mnie najmniejszą sympatią, a ja nie pozostawałam jej dłużna.

- Mam nadzieję, że wiesz do czego doprowadziły twoje lekkomyślne poczynania? - chłodnym i karcącym tonem rozpoczęła rozmowę, a w zasadzie monolog.

- Na szczęście twoje siostry, które naraziłaś na śmierć, przedwczoraj wróciły bezpiecznie do domu.

Wiedziałam to już od siostry Asminy. Gdybym nie była pewna, że nic im się nie stało wyrzuty sumienia doprowadziłyby mnie do obłędu.

- Nasza Pani też czuję się coraz lepiej, ale na razie się nam nie pokazuje. Nabiera siły na Wietrznych Łąkach, na wszelki wypadek odizolowana od reszty świata - tu siostra Faustyna zrobiła dłuższą pauzę, za pewne by podkreślić wagę mej winy.

- Czar dysocjacji to potężna magia - kontynuowała - w zasadzie można powiedzieć, że twoje ciało zostało rozbite na tysiące drobniutkich cząsteczek tam gdzie się znajdowało, aby w ciągu kilku sekund zostać przeniesione na bardzo dużą odległość, tu na naszą Wyspę. Z tego powodu przez najbliższy czas będziesz czuć się źle. Twoja niedyspozycja może potrwać parę tygodni albo nawet miesięcy. Możesz czuć się zmęczona, senna, pozbawiona siły, mogą męczyć cię zawroty głowy i bóle rożnych partii mięśni. Możesz cierpieć na zaburzenia snu i brak łaknienia. Niektórzy twierdzą, że użycie potężnego czaru w celu ratowania życia wymaga równie wielkiej zapłaty i osoba, która została mu poddana musi oddać część swojego życia więc prawdopodobnie... - tu siostra znów przerwała na chwilę, najwidoczniej szukając odpowiednich słów.
Pomimo tego, że nie darzyła mnie sympatią, najwyraźniej nie chciała mnie skrzywdzić zbyt szorstkim wyrażeniem. Postanowiłam ją wyręczyć:

- Nie pożyję już za długo - stwierdziłam krótko.

Słysząc moje dobitne słowa siostra Faustyna trochę się zdziwiła, albo nawet zmieszała.

- Tak, można tak powiedzieć. Chociaż czar ten używany jest tak rzadko, że są to raczej domysły niż stwierdzone fakty - dodała jakby na pocieszenie.

Myśl o tym, że może nie pozostało mi zbyt dużo życia, ku memu zdziwieniu, specjalnie mnie nie zasmuciła. Ryzyko od zawsze wpisane było w naszą służbę. Poza tym gdybym miała podsumować swoje dotychczasowe życie, byłam z niego w pełni zadowolona. Byłam dumna z tego kim jestem, nie oszczędzałam się, z każdego dnia czerpałam tyle, ile tylko się dało. Może nie żyłam jeszcze długo, ale za to intensywnie.

- Znaki na twoich rękach i nogach niebawem zbledną po czym znikną, ale przez długi czas będą widoczne dla istot magicznych, chcących je zobaczyć, a także będą pojawiać się w noce Wspólnej Pełni Trzech Księżyców - kontynuowała siostra Faustyna.

Noce, gdy wszystkie trzy księżyce stawały w pełni równocześnie zdarzały się raz na pół roku.
Świetnie - pomyślałam, to za pewnie po to abym zbyt szybko nie pozbyła się wyrzutów sumienia. Bez tego rodzaju przypomnień było to i tak niemożliwe.

- Przez ten czas nasza Pani nie będzie mogło użyć na tobie magii, a więc nie będzie mogła cię uzdrowić czy pomóc ci w jakikolwiek inny sposób. Wiedz, że nasza Pani złamała dla ciebie dwa zakazy bogów - ton siostry stał się jeszcze bardziej chłodny i surowy - nie jednej z nas przeszło przez myśl, że nie powinna była tego robić.

W tej kwestii w pełni się z nią zgadzałam. Sama uważałam tak samo. Szczerze mówiąc nie rozumiałam dlaczego Pani tak bardzo poświeciła się dla mnie. Wszakże zdarzało się wcześniej, że wojowniczki po prostu ginęły podczas misji.

- Nie wiemy jakie konsekwencje czekają za to ją ani nas. Ty natomiast masz zostać odsunięta od misji.

Poczułam jak po moim wnętrzu rozlewa się nieprzyjemny chłód. Byłam kompletnie zaskoczona, tego w ogóle się nie spodziewałam. Uważałam się obecnie za jedną z wiodących sióstr. Miałam już duże doświadczenie, wyróżniałam się siłą, dobrze znałam topografię najczęściej odwiedzanych przez nas terenów, płynnie porozumiewałam się w dwóch językach, byłam nieugięta, niczego się nie bałam i nie cofałam przed niczym i ... chyba to mnie zgubiło... w każdym razie nie mogłam uwierzyć w słowa siostry Faustyny.

- Jak to? - wykrztusiłam tylko.

Siostra Faustyna westchnęła okazując w ten sposób swoje poirytowanie.

- Jak to? Nasza Pani jest bardzo łaskawa, chce jedynie abyś na jakiś czas opuściła Wyspę, nic więcej, mogłaby wymyślić dla ciebie wiele gorszych kar. Tymczasem ma dla ciebie zadanie do wykonania. Pani pragnie abyś udała się do miasta Rhye i odnalazła ważny dla niej przedmiot. Dopiero gdy go zdobędziesz, wraz z nim będziesz mogła powrócić do domu. Pojedziesz tam sama i masz pamiętać, że jest to misja tylko i wyłącznie pokojowa. Żadnych walk, przelewu krwi, zwracania na siebie uwagi, ryzyka. To miałam ci przekazać od niej, a od siebie dodam - po prostu nie pakuj się więcej w kłopoty!- ostatnie zdanie prawie wykrzyczała.

- Masz też działać w całkowitej tajemnicy, musisz pilnować się bardziej niż kiedykolwiek wcześniej aby nikomu nie ujawniać swojej tożsamości. Masz zakrywać amulet i nie pokazywać znaków na ramieniu. Twoja misja skończy się wtedy gdy znajdziesz właściwy przedmiot potrzebny naszej Pani.

- A cóż to takiego, ten tajemniczy przedmiot, który mam odnaleźć? - zapytałam krzyżując ręce na piersi. Spodziewałam się usłyszeć, że jest to jakiś mistyczny miecz, niezwykle cenna stara księga, ewentualnie inny magiczny artefakt, strzeżony w jednej z głównych świątyń, który będę musiała niepostrzeżenie wykraść. Usłyszałam jednak coś zgoła innego...

- Złota moneta.

- Słucham?

Faustyna znów westchnęła:

- To co słyszysz, złota moneta. Bez trudu ją rozpoznasz. Na jej awersie widnieje sylwetka ptaka z uniesionymi ku górze skrzydłami i głową skierowaną w bok. Na jego piersi znajduje się znak naszej Pani.

A były to trzy kropki wyznaczające wierzchołki trójkąta równobocznego ułożonego czubkiem w dół, a podstawą ku górze. Tak wyglądał symbol Dżan. Identyczne znaki znajdowały się na naszych amuletach oraz na prawym ramieniu każdej z nas.

- Na jej rewersie wybity jest wizerunek naszej Pani - dokończyła Faustyna.

- Gdzie znajduje się ta moneta? W jakimś skarbcu, świątyni? - byłam szczerze zdziwiona, mówiono nam, że wszystkie przedmioty kojarzące się z naszą Panią w Rhye zostały zniszczone przez zazdrosne bóstwa.

Siostra Faustyna wzruszyła ramionami.

- Nie wiemy tego, prawdopodobnie nikt nie wie. To ty musisz ją odnaleźć.

- Ale jak? Przecież ona może być ukryta wszędzie! Znalezienie jednej małej monety w wielkim mieście Rhye jest wprost niemożliwe!

Oczy siostry zawęziły się nieprzyjemnie.

- Uratowanie twojego życia za pomocą czaru dysocjacji również było wprost niemożliwe, a jednak jesteś tu nadal z nami.

Miałam ochotę powiedzieć jej, że sprawiła to bogini, a ja jestem niestety, tylko człowiekiem. Ugryzłam się jednak w język. Czułam jak ogarnie mnie poczucie beznadziei. Tego rodzaju misja, o ile szukanie złotej monety w mieście Rhye można było nazwać misją, zdawała się gorsza niż wieczne zesłanie na stały ląd. Uważałam to za niesprawiedliwość. Siostra Faustyna jakby czytając w moich myślach dodała:

- Pamiętaj o tym jak łaskawie potraktowała cię nasza Pani. Mogła kazać ci wypić eliksir zapomnienia i odesłać cię bezpowrotnie na ziemie Rhye.

O tym nie pomyślałam. Niestety Faustyna miała rację. Postanowiłam więc nie podważać wymierzonej mi, w moim mniemaniu, kary.

- Aha - siostra Faustyna dodała na koniec - Pani oczekuje, że opuścisz wyspę w ciągu najbliższych kilku dni. Poddałam się. Zadałam ostatnie pytanie:

- Czy mogłabym chociaż dowiedzieć się czym właściwie jest ta moneta i do czego potrzebuje jej nasza Pani?

- Nie. Tak owa wiedza nie jest ci do niczego potrzebna - odparła zimno moja rozmówczyni.

Siostra zaoferowała mi na koniec zaznajomienie mnie ze współczesną historią Rhye i obecną sytuacja polityczną w tej krainie.
W związku z położeniem geograficznym Ziemie Centralne nigdy mnie nie interesowały. Nie miałyśmy do nich bezpośredniego dostępu, więc nie prowadziłyśmy na ich terenie misji. W dodatku kraina ta prawie całkowicie pozbawiona była magii, a głównymi bóstwami czczonymi przez jej mieszkańców byli Bóg Aegon i Bogini Matka, których w duchu ja i praktycznie wszystkie moje siostry uważałyśmy za wrogów. Patriarchalny system wartości, a także przedmiotowe traktowanie magicznych stworzeń oraz kobiet sprawiało, że gardziłam wszystkim co reprezentowało sobą królestwo Rhye i szczerze wątpiłam w to, że cokolwiek na świecie mogłoby zmienić moje poglądy.

W czym miałoby mi pomóc opowiadanie siostry Faustyny? Podziękowałam grzecznie. Nie miałam już siły jej słuchać.
O Rhye wiedziałam tyle, że rządzi nim król, którego imienia nawet nie pamiętałam. I że ma teraz nie lada kłopoty z utrzymaniem zwierzchnictwa nad resztą krain ponieważ ojciec, po którym obrał tron, był wyjątkowo nieudolnym władcą i zraził do siebie większość świata.
Mimowolnie pomyślałam, że może znajduje się on w gorszej sytuacji niż ja. To głupie skojarzenie na chwilę nawet wywołało na mojej twarzy uśmiech. Szybko jednak spoważniałam.
Na koniec naszej rozmowy siostra Faustyna podkreśliła dobitnie, że bez monety nie mogę wrócić na Wyspę. Jeszcze jakieś dziesięć razy upomniała mnie, abym nie pakowała się w żadne kłopoty.

**💮💮💮**

Od mojej rozmowy z siostrą Faustyną minęły trzy dni. Niewiele przez ten czas zrobiłam, właściwie nic... Ani razu nie wyszłam ze swojego pokoju. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, ani nawet z nikim się widzieć. Popadłam w dziwne otępienie, rodzaj obezwładniającej stagnacji.  Byłam słaba, na nic nie miałam ochoty, chciałam tylko leżeć i spać i nie myśleć o niczym. Nie wiem na ile był to skutek uboczny czaru dysocjacji, a na ile bezsilność i rozczarowanie związane z tym, że muszę opuścić Wyspę.

Tigi znowu wskoczyła na moje kolana. Gdy spojrzałam w jej śliczne oczka, jedno brązowe, drugie fioletowe, pierwszy raz od kiedy odzyskałam przytomność spontaniczny, szczery uśmiech pojawił się na moich ustach. Przytuliłam mocno do siebie jej drobne ciałko i od razu poczułam się lepiej. Jej aksamitne futerko łaskotało moją twarz. Dopiero teraz zrozumiałam jak bardzo mi jej brakowało.
Poczułam wyrzuty sumienia spowodowane myślą o tym, że przez ostatnie dni strasznie ją zaniedbałam.

Przypomniałam sobie, że gdy pierwszy raz po dwóch dniach nieprzytomności otworzyłam oczy Tigi była przy mnie. Cieszyła się, machała ogonem i lizała mnie po twarzy. Kiedy zaczęłam czuć się lepiej biegała od mojego łóżka do drzwi wyraźnie zachęcając mnie do wyjścia, ale ja nie reagowałam. Następnego dnia gdy nie ruszyłam się z pokoju wskakiwała na mnie i patrzyła wyczekująco w moje oczy. Nie doczekawszy się żadnego ruchu z mojej strony z niecierpliwości zaczęła na mnie fukać i poszczekiwać.  Raz nawet próbowała gryźć mnie po palcach stóp. Kolejnego dnia, gdy to nie zadziałało, zrezygnowana po prostu wyszła z pokoju. Na pewno była głodna i znudzona.

Nie martwiłam się o nią, potrafiła o siebie zadbać. Wszystkie siostry na Wyspie uwielbiały Tigi. Była urocza i rozkoszna (o ile oczywiście chciała). Gdy wracałyśmy ze stałego lądu młodsze dziewczynki wprost kłóciły się o to, która pierwsza będzie się z nią bawić. Na pewno ją nakarmiły. A nawet jeśli nie, Tigi była świetną złodziejką. Potrafiła ukraść jedzenie sprzed nosa każdemu, nawet mnie, nie zostawiając po sobie ani śladu.

Tak więc Tigi znikała na całe dnie, ale byłam pewna, że wieczorami wracała, by czuwać przy mnie przez całą noc, aż do momentu gdy budziłam się rano. Wtedy witała się ze mną i czekała na mój krok.
Tym razem jej nie zawiodę - pomyślałam.

Ile można trwać w odrętwieniu? Musiałam się pozbierać, dla niej, dla siebie i dla reszty świata. Nadeszła pora by zmierzyć się z tym co jeszcze ma mi przynieść los i moje przeznaczenie, o ile coś takiego istniało.

Odkąd sięgałam pamięcią byłam pewna, że całe życie spędzę jako wojowniczka, wśród sióstr na Wyspie Dżan i biorąc udział w misjach. Pragnęłam tego z całego serca. Szukanie jednej małej monety w mieście Rhye było jak szukanie igły w stogu siana. A jeśli nie pozostało mi dużo czasu to może nigdy nie będzie mi dane powrócić stamtąd do domu, na naszą Wyspę?

Poczułam jak wzbiera we mnie złość, którą postanowiłam wykorzystać i przekuć w motywację. Zacisnęłam pięści.
Zrobię to, wypełnię tę niedorzeczną misję, po czym powrócę do domu i nic nie stanie mi na przeszkodzie. Jeśli będzie trzeba przekopię gołymi rękami całe Rhye aby znaleźć tę głupią monetę i zdążę to zrobić zanim moje życie dobiegnie końca.

Nic tak nie motywuje do życia jak świadomość rychłej śmierci. Nie wiem czy to zdanie kiedyś gdzieś usłyszałam, czy po prostu samo przyszło mi do głowy. Jedno było pewne - w okolicznościach w jakich się znalazłam, w pełni się z nim zgadzałam.

Wstałam z łóżka - przez kilka sekund czułam zawroty głowy, ale już po chwili pewnym krokiem podeszłam do szafy, aby zacząć pakować potrzebne rzeczy.

***🍀🌷🍀***

Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać, postanowiłam więc poczekać z wyjazdem do późnego wieczora, aż większość sióstr położy się spać. Gdy na korytarzu zamilkły ostatnie glosy, otworzyłam drzwi i wyszłam z pokoju. Tigi truchtała tuż przy moich nogach. Szłam po cichu przez długi hol patrząc na białe ściany przerywane co kawałek drewnianymi deskami.
Mijałam kolejne drzwi pokojów wymieniając w myślach imiona mieszkających w nich sióstr.

Gdy przechodziłam obok tych, należących do Camilli i Mery, przystanęłam na moment i zawahałam się. Były to moje najlepsze przyjaciółki, a zarazem ukochane siostry. Z jednej strony pragnęłam je zobaczyć, z drugiej bałam się, że pożegnanie z nimi mogłoby okazać się zbyt trudne.
Poza tym czułam palący wstyd związany z niedawną porażką. Ruszyłam dalej by po chwili opuścić budynek mieszkalny.

Wychodząc na zewnątrz wzięłam głęboki wdech. Pomimo letniej pory wieczorne powietrze było rześkie i chłodne.

Przed opuszczeniem Wyspy postanowiłam po raz ostatni wejść do świątyni. Skierowałam więc swoje kroki na południe, tam bowiem znajdowało się sanktuarium naszej Pani. Pozwoliłam sobie pogrążyć się w myślach na temat mojego domu i dotychczasowego życia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro