Rozdział 33 - Szczerość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*** średni 3135 słów

Zmierzałam na wschód zostawiając za sobą Valloram, Góry Mgliste, Zamarznięty Jar, Równinę Renn, Greme, plażę, ciemnoniebieskie wody Siedmiu Mórz i Wyspę. Patrząc na południe nadal widziałam majaczące sylwetki drzew Lasów Eukelady, chociaż wiedziałam, że niebawem ich miejsce zastąpi posępny płaskowyż Kappala.

Późnym rankiem nabrałam wrażenia, że ktoś podąża za mną. Gdy Słońce stało w zenicie, byłam już tego pewna.

Intruz nie spieszył się jednak, gdyby chciał już dawno by mnie dogonił. Postanowiłam poszukać dogodnego miejsca i zasadzić się na niego. Teren sprzyjał mi, ponieważ pomiędzy wzniesieniami zaczęły pojawiać się pojedyncze skały. Niektóre były niskie, sięgające zaledwie kolan, inne wysokie na trzy metry i prawie tak samo szerokie.

Nieznacznie przyspieszyłam kroku. W miejscu gdzie droga zginała się łukowato puściłam Czarną przodem, sama zaś ukryłam się za obrośniętym mchem głazem. Na suchym, twardym gruncie na pewno nie zostawiłam śladów. Nie zamierzałam rzucić się na przeciwnika podstępnie, by uśmiercić go z zaskoczenia. Uważałam to za czyn niegodny. Nie chciałam też być zwierzyną, na którą on poluje. Chciałam zmierzyć się z nim w równej walce, którą sama miałam zainicjować.

Czekałam dłuższą chwilę aż się pojawi. Gdy minął skały wyszłam na drogę z ukrycia, po czym ze szczękiem stali wyjęłam oba moje miecze. Na ten dźwięk wędrowiec obrócił się zaskoczony. Nie musiał jednak tego robić abym wiedziała kim był. Trudno było się pomylić, niewiele osób bowiem mogło szczycić się tak rosłą sylwetką. Tego się nie spodziewałam. Był to Kajl.

- Co tu robisz? - zapytałam nie opuszczając broni.

- Podążam za tobą - odparł.

Jego ton i wzrok nie były zimne jak za ostatnim razem gdy go widziałam. W zasadzie wyglądał normalnie i zachowywał się swobodnie, jakby wczorajsze zdarzenie nie miało miejsca. Przeszło mi przez myśl, że przyszedł mnie zabić, a swoją postawą próbuje uśpić moją czujność. Zapytałam więc wprost by dać mu do zrozumienia, że nie będzie to takie proste.

- Przysłał cię twój Pan, po to abyś mnie zabił?

- Nie, sam poprosiłem go aby zwolnił mnie z mojej służby bym mógł ruszyć za tobą żeby... ....żeby ci pomóc. - Dokończył. Wydawał się być szczery, nie ufałam mu jednak.

- Ach tak? Cóż za ciekawa zmiana poglądów. Najpierw przyniosłeś wieść o tym, że rzekomo jestem zdrajcą, a teraz chcesz mi pomóc? Jakoś ci nie wierzę. Poza tym, nie potrzebuje pomocy. Sama poradzę sobie z Godfrydem.

- Nie poczuj się urażona, ale śmiem w to wątpić. A jeśli chodzi o kwestie twojej zdrady, to i owszem. Przemyślałem wszystko jeszcze raz i uznałem, że może faktycznie za bardzo nakłaniałem mężczyznę do mówienia, może wymyślił to naprędce. A nawet jeśli nie kłamał, to może po prostu się zmieniłaś, każdy ma prawo zbłądzić i wrócić na dobrą drogę. Tamten mężczyzna nie żyje, więc od niego nie dowiem się prawdy, tylko ty ją znasz.

Uniosłam do góry brew. Nie miałam zamiaru przekonywać Kajla, że jestem niewinna. To co chciałam, powiedziałam już wcześniej przy reszcie moich byłych kompanów.

Niestety Kajl miał rację. Sama raczej nie miałam szans w twierdzy Tamaran. Z nim raczej też nie, ale coś podpowiadało mi, że i tak się go nie pozbędę. Musiałabym najpierw go zabić, a stawanie z nim do walki nie miało sensu.

- Dobrze - odezwałam się po dłuższej chwili milczenia - ale nie zbliżaj się do mnie na mniej niż pięć metrów. I na razie jedź pierwszy.

Kajl skinął głową po czym wsiadł na swojego wierzchowca. Czarna Księżniczka czekała na mnie za zakrętem.

Po trzech godzinach jazdy zatrzymaliśmy się na popas. W przeciwieństwie do poprzednich dni, Kajl był w znacznie lepszym nastroju niż ja. Zainicjował rozmowę, na którą nie miałam ochoty.

- Źle wyglądasz, spałaś w ogóle? Sądząc po tym jak daleko dotarłaś musiałaś jechać całą noc?

Nie zamierzałam mówić Kajlowi dlaczego czuje się tak źle, tym bardziej nie chciałam zwierzać mu się z tego co zaszło miedzy mną a Arenem, o ile już się nie domyślił. Zbyłam go więc krótką odpowiedzią:

- Spałam przez godzinę, starczyło mi to. Zależy mi na tym, by zakończyć tę sprawę jak najszybciej.

- I co zrobisz jak już będzie po?

Zaskoczyło mnie jego pytanie, po chwili namysłu odparłam:

- Prawdopodobieństwo, że powrócę żywa z granitowej twierdzy jest tak nikłe, że nie marnuje czasu i energii na myśli o tym co zrobię później. Jeśli przeżyję wtedy będę się zastanawiać. Teraz jest to bezcelowe.

Kajl wzruszył ramionami.

- Pomyślałem tylko, że może powinniśmy dowiedzieć się o sobie czegoś więcej, jeśli mamy spędzić razem najbliższe dni. Myślę, że umowa, którą zawarłaś z Gryfinem podczas naszego pierwszego spotkania jest już nie ważna.

- Zdecydowanie nieważna. Dobrze, ale skoro jesteś taki chętny to zaczynaj. A ja się namyślę czy chcę ci opowiedzieć cokolwiek o sobie.

- Zgadzam się. Pytaj o co chcesz.

- Wiem już kim jest Aren - starałam się zachować obojętność mówiąc o nim, nie było to jednak proste - a ty kim jesteś? Poza tym, że jak sądzę jesteś w pełni odpowiedzialny za jego bezpieczeństwo?

- Tak, zgadza się. Taka jest moja rola, ustawicznie zapewniam mu ochronę osobiście, a także koordynując innych strażników w zamku i w zasadzie w całej stolicy Rhye.

- Pochodzisz z Rhye ? - zapytałam.

- Tak, moja rodzina od zawsze związana była z rodziną królewską. Moje stanowisko może zajmować tylko osoba w pełni zaufana. Znam Arena od dziecka. Poza tym, że jest moim Panem, jest też moim przyjacielem. Nigdy bym go nie zdradził, ani nie zrobił nic aby mu zaszkodzić - gdy wypowiadał ostatnie zdanie przez jego twarz przebiegł dziwny cień, tak jakby się zawahał. A może było to tylko moje złudzenie? W każdym razie zignorowałam to.

- Gryfin zapewne jest jego głównym doradcą, który wcześniej służył jego ojcu - mówiłam na głos to co teraz stało się oczywiste - a Samir? Wiem, że nie pochodzi z Rhye?

- Nie, Samir pochodzi z dość zamożnej, ale mało znaczącej rodziny z Królestwa Cytadeli. Przybył na dwór królewski Rhye, ponieważ nadarzyła się ku temu okazja, a jego rodzice nie omieszkali z niej nie skorzystać. Aren szybko zorientował się jak mądrym i wartościowym człowiekiem jest Samir i postanowił zatrzymać go przy sobie.

- Miał całkowitą rację - wyraziłam na głos swoje myśli, ponieważ na temat Samira sądziłam dokładnie to samo.

- To, że uratowałaś Samirowi życie na pewno bardzo wiele znaczy dla Arena.

- To już się nie liczy. Aren uważa mnie za zdrajczynię.

- Wszystko można jeszcze odkręcić.

- Nie zależy mi na tym - odparłam chłodno - wytłumacz mi lepiej, co robiliście w takim składzie tak daleko od Rhye.

Kajl westchnął. Zanosiło się na dłuższą opowieść.

- Ojciec Arena zmarł gdy ten miał dwadzieścia lat. Według prawa, królem formalnie może zostać dopiero gdy miną jego dwudzieste szóste urodziny, co ma się zdarzyć za mniej więcej dwa tygodnie. Przed objęciem władzy każdy król Rhye musi odbyć podróż do Najdalej Położonej Świątyni Boga Aegona. Jest to zapomniane miejsce, leżące już na terenie Krainy Wilków. Kiedyś takie podróże władcy mieli odbywać całkiem sami, jednak ze względu na to jak bardzo było to niebezpieczne na przełomie lat prawo zmieniono. Przyszły Król może zabrać ze sobą zaufanych kompanów, jednak tylko w niewielkiej liczbie. Założenie jest takie, że sam ma zmierzyć się z przeciwnościami losu i przebyć tę drogę jako zwykły człowiek, a nie król z królewskimi przywilejami.

Uniosłam do góry brwi, nie byłam w stanie ocenić czy taka wyprawa to dowód męstwa, czy też tylko głupie zabobony wymyślone przez pradawnych kapłanów.

Kajl widząc moją niewzruszoną minę kontynuował:

- Niektórzy wierzą, że podróż do najodleglejszej świątyni ma też pomóc przyszłemu królowi lepiej poznać siebie i swoje przeznaczenie. To co spotka go podczas drogi ma zaważyć na reszcie jego życia.

Wprost cudownie - pomyślałam - Aren niechybnie wyciągnie wniosek ze swojej podróży, że kobiety, które reprezentuję są zwodnicze i zdradliwe. Upewni go w przekonaniu, że służki wyklętej bogini jak i ją samą należy dalej tępić jak robiono to przez ostatnie stulecia, zgodnie z wolą Bogini Matki.

Zostawiłam swoje konkluzje dla siebie i zapytałam:

- Więc gdy Aren wróci do stolicy Rhye zostanie oficjalnie koronowany na króla wszystkich Sześciu Królestw?

- Tak.... musi spełnić jeszcze tylko jeden warunek - powiedział Kajl. W milczeniu patrzyłam na niego pytająco.

- Najpierw musi się ożenić. Księżniczka Neira, jego narzeczona wraz ze swym ojcem, królem Callassary prawdopodobnie już czekają na jego powrót w Rhye.

Z całych sił pragnęłam zachować spokój i zapanować nad swoim ciałem i umysłem. Jednak nie udało mi się to. Wykrztusiłam tylko:

- Powiedział mi, że tego nie zrobi.

- Raczej nie ma innego wyjścia - stwierdził Kajl - na to małżeństwo bardzo liczy król Callassary oraz para królewska rządząca Cytadelą. Jeśli Aren straci ich przychylność przepadną nadzieję na zachowanie zwierzchnictwa nad Rhye, które już teraz jest bardzo osłabione. Jak wiesz Królowa Magów i Władczyni Wilków nie były przychylne królowi Arlonowi, ich stosunek do Arena również, delikatnie mówiąc, pozostawia wiele do życzenia. Już teraz zło budzi się w każdym zakamarku Rhye. Wiesz co będzie gdy kompletnie utracimy zwierzchnictwo. Spójność sześciu krain jest gwarantem pokoju i bezpieczeństwa naszego świata.

Powtarzałam sobie, że ani trochę nie obchodzi mnie Aren, ani jego przyszłość. Że nigdy, ale to przenigdy nie dopuszczę do siebie myśli, że coś mogłoby nas łączyć. Jednak teraz, słysząc słowa Kajla odniosłam wrażenie, że gdyby uderzył we mnie grom czułabym się dokładnie tak samo.

Niekontrolowany wybuch histerycznego płaczu był tylko kwestią sekund. Mój pusty żołądek boleśnie się skurczył przyprawiając mnie o mdłości. Obróciłam się w tył i ruszyłam przed siebie, byle dalej od Kajla i jego słów.

Prawie biegłam na oślep między drzewami, których tu akurat było wyjątkowo dużo. Po przebyciu sporego dystansu zobaczyłam wysuszone, spróchniałe drzewo. Wyjęłam jeden ze swoich mieczy po czym z impetem zaczęłam uderzać nim w martwy pień. Pragnęłam wyładować w ten sposób całą swoją frustrację. Najbardziej zła byłam na siebie. Jak mogę być tak głupia i naiwna?! Nie wiedziałam, w którym momencie z oczu poleciały mi łzy. W pewnej chwili miecz tak mocno wbił się w drewno, że nie mogłam go wyciągnąć.

Wytężając wszystkie swoje siły, zapierając się nogą o pień ciągnęłam za rękojeść. Gdy udało mi się wyrwać klingę straciłam równowagę i poleciałam do tyłu. Nie upadłam jednak na ziemię. Wpadłam za to na Kajla, który właśnie przyszedł.

Obiłam się o jego twarde mięśnie jak o skałę. Broń wypadła mi z ręki, a ja rzuciłam się na mężczyznę z pięściami. Oczywiście bez żadnego wysiłku złapał mnie za nadgarstki i przytrzymał, jak małe nieznośne, szamoczące się dziecko. Nie był zły, miał raczej zatroskany wyraz twarzy.

- Nadio, uspokój się - powiedział do mnie miękko.

- Czy znasz istotę, która kiedykolwiek opanowała swoje nerwy po tym jak powiedziano do niej uspokój się? - wycedziłam przez zęby.

- Nie, i nie oczekuje, że będziesz pierwsza. Poczekam więc, aż się zmęczysz.

Istotnie, miał rację. Nie musiał czekać długo. Niepohamowane emocje, nieprzespana noc i brak jedzenia sprawiły, że szybko opadłam z sił.

Płacząc osunęłam się na kolana. Kajl przytrzymał mnie tak żebym nie upadła na ziemię. Trzymał mnie w swoim uścisku, w którym tym bardziej czułam się nieskończenie mała i nieporadna. Oczywiście naszej bliskości nie towarzyszyło żadne z uczuć, które trawiły mnie przy Arenie. Szlochając, przeszło mi przez myśl, że gdybym miała starszego brata tak właśnie mogłabym czuć się w jego pocieszających objęciach. Po dłuższej chwili Kajl odsunął mnie od siebie, po czym nadal trzymając za ramiona powiedział.

- Musisz odpocząć i coś zjeść. W takim stanie nie możesz wejść na szlak prowadzący przez Granitowe Góry, a z tego co wiem jesteśmy już niedaleko.

Nie byłam w stanie nic przełknąć, za to sen zmorzył mnie praktycznie sam. Kajl rzucił na trawę koc. Gdy się na nim położyłam od razu zasnęłam.

***⚡️☁️🌩☁️⚡️***

Przed zaśnięciem nie prosiłam o żaden sen, ani żaden znak. Mimo tego spłynęło na mnie wyjątkowo kojące marzenie senne.

Widziałam wzburzone morze, na którego powierzchni kołysały się wysokie, ciemnoniebieskie fale. Od razu pomyślałam o domu - o Wyspie. Czułam się jakbym znajdowała się ponad nią i z góry oglądała okrążające ją wody. Byłam spokojna i szczęśliwa.

Po chwili fale jakby zastygły w miejscu i zaczęły zmieniać barwę na zieloną. Powstały w ten sposób krajobraz wyglądał jak morze porośniętych lasem gór.

Widnokrąg zmienił kolor na różowy, jak przy zachodzie słońca chociaż samego słońca wcześniej nie dostrzegłam. Robiło się coraz ciemniej. Na nieboskłonie zaczęły powoli zapalać się migoczące światła gwiazd. Takie same punkciki zatliły się na ziemi. Były to albo gwiazdy odbijające się w morskiej toni, albo ognie rozświetlające ludzkie domostwa ukryte wśród gór. Nie byłam tego pewna. A może były i tym i tym? Później wszystko się rozmyło, pozostawiając tylko uczucie ukojenia. Sen rozlał się po moim cierpiącym duchu niczym zaklęcie lub substancja znieczulająca, którymi leczy się wyjątkowo bolesne dolegliwości.

Zbudził mnie zapach jedzenia. Doszłam do wniosku, że moje ciało tak desperacko potrzebowało pokarmu, że nie byłam w stanie odczuwać niczego poza głodem. Kajl mieszał coś w garnku wiszącym nad ogniskiem. Gdy zobaczył, że się ocknęłam zawołał do mnie:

- Chodź, teraz musisz coś zjeść.

Sylwetki drzew rzucały długie, popołudniowe cienie. Niewiele czasu dzieliło nas od wieczora. Wstałam i podeszłam do ogniska. Kajl nałożył mi miskę potrawki. Spojrzałam w nią z obawą.

- Nie wybrzydzaj, nie wiadomo czy to nie jest nasz ostatni ciepły posiłek na najbliższe dni.

Albo ostatni w ogóle - dodałam już tylko w myślach. Ponoć pesymistyczne słowa wywołują podobne im zdarzenia.

- Dobrze, ale nie chcę wiedzieć co wchodzi w skład twojego dania.

Nie przypominałam sobie, abym widziała wcześniej jak Kajl gotuje...

- Co by w nim nie było, jak widzisz Tigi smakowało - odparł, gestem wskazując miejsce, gdzie na miękkim mchu wylegiwał się mój simafelikan w pozycji leżącej na grzbiecie. Przy czym, obrys jego brzucha był wyjątkowo imponujący. Musiała najeść się gdy spałam.

Chciałam powiedzieć, że Tigi nie jest zbyt wybredna i wymienić kilka obrzydliwych rzeczy, które w życiu zjadła, jak choćby kilkudniowe, rozkładające się truchła zwierząt, ugryzłam się jednak w język.

Niepewnie nabrałam łyżkę potrawki i wsadziłam do ust. Ku swemu ogromnemu zaskoczeniu uznałam, że danie jest całkiem smaczne. Po kilku kolejnych łyżkach stwierdziłam, że to chyba najsmaczniejsza potrawa jaką w życiu jadłam.

Wytłumaczenia były tylko dwa - albo Kajl skrywał dotychczas swój niebywały talent do gotowania, albo jak mówią, głód jest najlepszym kucharzem. Gdy zjadłam całą porcje i jedną dokładkę Kajl odezwał się.

- Nie możemy dłużej zwlekać, musimy jeszcze dziś dotrzeć do granicy Gór Granitowych i podjąć decyzję co dalej.

Przytaknęłam, po czym dosiedliśmy swoich koni, by szparko ruszyć w dalszą drogę. Ku swemu zadowoleniu doszłam do wniosku, że nie czuje w moim wnętrzu nic. Postanowiłam do zakończenia obecnej misji nie myśleć o Arenie, ani o mojej wyjątkowo niepewnej przyszłości.

Po około półtorej godziny jazdy dotarliśmy do bieżącego celu naszej podróży. Naszym oczom ukazały się posępne Góry Granitowe. Nagie skalne szczyty tonęły w pasmach złowieszczej mgły. Wiatr dmący od ich strony niósł ze sobą chłodne i wilgotne powietrze. Krajobraz roztaczający się przed nami nie wyglądał zbyt gościnnie.

Zatrzymaliśmy się w miejscu gdzie zaczynały się góry. Szła tędy wyraźna granica. Staliśmy na podłożu porośniętym bujną zieloną roślinnością, zaledwie parę centymetrów przed nami rozpoczynał się pas nagiej, suchej i kamienistej ziemi o szarej barwie. Niczym granica między życiem a śmiercią. Spojrzeliśmy na siebie. Kajl odchrząknął po czym przemówił:

- Nie jestem zbyt oczytany, ponieważ bardziej skupiłem się na pracy nad swoją fizycznością niż ogólną wiedzą, ale może ty powiesz coś więcej o tym niezbyt przyjemnym miejscu. Czego można się po nim spodziewać?

Wzruszyłam ramionami.

- Gleba w tej części świata jest wyjątkowo mało płodna, dlatego nie ma tu zbyt wielu roślin, w zasadzie rosną tu tylko widmowe brzozy.

- Jeśli nie ma roślin, to za pewne nie ma też żywych istot.

- Ponoć można tu spotkać pojedyncze mantykory, pająki i strzygi o ile te ostatnie zaliczasz do żywych istot. A, i w jaskiniach mieszkają wyjątkowo nieprzyjemne ślepe stwory, dość niebezpieczne, nie tolerują jednak światła dziennego, więc aby ich nie spotkać wystarczy unikać wszelkich grot.

Na myśl przyszły mi potwory, którymi nie tak dawno temu straszyłam nowicjuszki w lasach Eukelady. Postanowiłam jednak nie dzielić się tą historią z Kajlem.

- Skąd więc masz pewność, że ludzie Godfryda nigdy tu nie przychodzą? A może wiedzą o tym miejscu coś czego my nie wiemy?

- Są wyjątkowo mało światli, boją się Gór Granitowych tak samo jak boją się pięknych i magicznych Góry Mglistych czy Lasów Eukelady. Zapomniałam jeszcze dodać, że ścieżki bywają tu bardzo zwodnicze, pomimo tego, że granit powinien być twardy jest miejscami kruchy, nie można więc zbliżać się do krawędzi skał bo mogą się załamać i osunąć w przepaść.

- Dobrze, musimy jednak zdecydować co robić dalej. Do zmierzchu zostało jeszcze około dwóch godziny. Możemy przenocować tutaj i w dalszą drogę ruszyć rano. Wolałbym uniknąć noclegu w tych górach.

- Spędzenie nocy w górach jest nieuniknione. Szkoda dwóch godzin dnia, uważam, że powinniśmy iść dalej, najdłużej jak damy radę, nawet po ciemku. Gdy zmorzy nas zmęczenie prześpimy parę godzin i ruszymy w dalszą drogę. Wtedy mamy szansę pokonać ścieżkę przez góry w dwa dni.

Kajl myślał przez chwilę, po czym przytaknął.

- Chodźmy więc - po czym stawiając dwa kroki w przód znalazł się na martwej, niegościnnej ziemi.

- Poczekaj. Muszę się przygotować.

Mówiąc to zbliżyłam się do Czarnej Księżniczki i zaczęłam wertować swój bagaż. Wyjęłam małą podręczna torbę, do której wsadziłam linę, magiczne kamienie oraz bukłak na wodę. Zastanawiałam się nad kilkoma innymi przedmiotami gdy Kajl zwrócił się do mnie z lekkim zdziwieniem.

- Co robisz?

- Jak to co? Biorę ze sobą najpotrzebniejsze rzeczy. To co będę w stanie sama unieść i nie będzie mi wadzić. Tobie radzę zrobić to samo. Chyba nie sądzisz, że zabiorę ze sobą Czarną Księżniczkę a ty Rena?

- Mamy zostawić tu konie ? - spytał z niedowierzaniem.

- Tak. Po pierwsze, górska ścieżka jest dla nich zbyt wąską i stroma, po drugie nie zamierzam prowadzić Czarnej do siedziby Godfryda. Jest on bowiem zbyt łasy na wyjątkowe istoty. Moja klacz na pewno zwróci uwagę jego ludzi, jak działo się to już wcześniej. Jeśli zginę uwięzi ją, tak jak więzi bestie o wiele bardziej niebezpieczne niż konie. Nie zaryzykuje jej życiem i wolnością. Czarna poradzi sobie, za pewne wróci do Lasów Eukelady, będzie tam bezpieczna. Reno pójdzie z nią, zobaczysz. Jeśli wrócimy żywi z naszej misji, odnajdziemy nasze wierzchowce albo one nas.

Kajl nie był zachwycony z takiego obrotu sprawy, moje argumenty przekonały go jednak. Podszedł do swojego ogiera i wypakował najpotrzebniejsze rzeczy. Zdawało mi się, że zabrał ze sobą jedynie miecz i trochę jedzenia.

Na koniec podeszłam do Czarnej, powiedziałam do niej:

- Nie możemy dalej iść razem, nie mogę narażać cię na tak wielkie niebezpieczeństwo, moja droga przyjaciółko. Wróć do lasów Eukelady razem z Renem. Tam będziecie bezpieczni, ochroni was Dobra Magia. Wyczekuj sygnału ode mnie, jednak nie wcześniej niż za cztery dni. Jeśli nie przybędę w ciągu siedmiu dób, oznaczać to będzie, że już nie wrócę. Zresztą myślę, że jeśli umrę i mój duch opuści nasz wymiar, poczujesz to. Wracaj wtedy do domu, nasza Pani wygnała mnie, nie ciebie. A jeśli nie chcesz żyć na wyspie, idź dalej swoją drogą. Wierzę, że kiedyś nasze duchy spotkają się ponownie.

Gdy skończyłam mówić pocałowałam ją w delikatną skórę między chrapami. Czarna zarżała smętnie, pozostając w miejscu. Najwidoczniej czekała, aż ja pójdę pierwsza.

Spojrzałam na Tigi. Z nią nie mogłam się rozstać. Była sprytna i zaradna, ale zbyt zależna ode mnie. Nie była tak silna i wolna jak moja klacz. Poza tym coś podpowiadało mi, że będę potrzebować jej pomocy.

- Chodźmy Tigi - dałam jej sygnał, na który czekała po czym wstąpiłam na przeklętą ziemię.

***☄️🌋☄️***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro