Rozdział 15 - Czarna Perła

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***średni 3445 słów

Ścieżkę przez grzbiet Gór Mglistych znałam bardzo dobrze. Szybko zorientowałam się, w którym miejscu byliśmy i wtedy w mojej głowie zrodził się doskonały pomysł. Mniej więcej sześć kilometrów przed nami znajdowało się jedno z najwspanialszych miejsc w całym paśmie, a mianowicie górskie jeziorko, do którego wpadało gorące, podziemne źródło.

Odkryłyśmy je całkiem przypadkowo, odbijając z głównego traktu na zachód, drogą prowadzącą na znajdujący się nieopodal szczyt.

Trafiłyśmy na ścieżkę wydeptaną przez zwierzęta i podążyłyśmy nią. Camilla twierdziła, że wyczuwa silną aurę bijącą od magicznego miejsca, które za pewne znajdowało się na jej końcu. Tak właśnie dotarłyśmy nad czarodziejskie jezioro.

Jezioro położone między skałami, a płaską powierzchnią pokrytą miękkim dywanem z mchu, od razu nas urzekło. Rosnące opodal drzewa i krzewy szczelnie je osłaniały, sprawiając, że dla osób nie wiedzących o jego istnieniu było właściwie niewidoczne. Bez zastanowienia, nie obawiając się niczego wskoczyłyśmy w jego ciemną toń. Ku naszemu zdziwieniu i zadowoleniu woda w jeziorze okazała się niezwykle ciepła.

Camilla, będąca istotą magiczną, zachwycała się mocą, jaką mogła czerpać z czarodziejskiej wody. Nie musiała nam tego tłumaczyć, bowiem każda z nas wyczuwała dobroczynne właściwości jeziora, nawet te najmniej obyte z magią. Z czasem kąpiele w Czarnej Perle, bo tak nazwałyśmy jezioro, stały się dla nas swoistym rytuałem, którego dopełniałyśmy za każdym razem, przechodząc pasmem Gór Mglistych.

Śmiało można było stwierdzić, że po kąpieli w Czarnej Perle człowiek czuł się jak nowo narodzony. Tamtego dnia właśnie tego potrzebowałam.

Kalkulowałam, że jeśli uda mi się namówić moich towarzyszy na nocleg nieopodal odbicia do Czarnej Perły, nocą, gdy wszyscy zasną, wymknę się potajemnie by zażyć w nim kąpieli. Oczywiście planowałam pójść tam sama, ewentualnie z Tigi, chociaż ona nie przepadała za wodą.

Gdy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi do mojego celu pozostało około dwóch kilometrów. Niebo zaróżowiło się, wiatr całkowicie ustał, a wokół nas zaczęła gęstnieć mgła.

Białe pasma unosząc się nieco ponad ziemią dodawały otoczeniu niekwestionowanego uroku. Spowijały pnie drzew i liście paproci, chroniąc tym samym tajemnice magicznych istot, budzących się do życia nocą. Mgła nie napawała mnie lękiem, a raczej sprawiała, że sama nabierałam śmiałości, czując się ukryta w jej białym całunie.

Camilla tłumaczyła mi kiedyś, że owa mgła również może mieć czarodziejskie właściwości, nie pamiętałam jednak o co dokładnie jej chodziło. Wystarczyło mi, że była.

- Jeśli przejdziemy jeszcze dwa kilometry, dotrzemy do obszernej polany, będącej idealnym miejscem na nocleg. -Powiedziałam do moich kompanów.

Trakt, który przemierzyliśmy dotychczas był dość wąski, miał nie więcej niż dwa metry szerokości, a po jego bokach rosły gęste krzewy. Gdybyśmy mieli tu nocować, musielibyśmy spać na drodze. Mimo wszystko, nie byłby to dobry pomysł.

- Jak sobie życzysz - odparł Aren.

Ogarnęło mnie osobliwe wrażenie, że od kiedy dotarliśmy do traktu prowadzącego przez górski grzbiet, cały czas był blisko mnie, a jego spojrzenie stało się bardziej intensywne, wręcz przeszywające. Tłumaczyłam to sobie tym, że martwi się pogorszeniem stanu mojego zdrowia, spowodowanym wydarzeniami dzisiejszego poranka. Najwidoczniej uważał, że w każdej chwili mogę zemdleć lub zasłabnąć. Ja natomiast czułam się już o wiele lepiej. Magiczna energia bijącą od gór w znacznym stopniu pozwoliła mi odzyskać siły stracone pod wpływem czaru Wyroczni. Dopełnieniem jej uzdrowicielskiego oddziaływania byłaby kąpiel w czarodziejskim jeziorze. Przez resztę wieczoru myślałam już tylko o tym.

Machinalnie wykonywałam czynności niezbędne przy szykowaniu obozowiska, niewiele zjadłam na kolację (ponoć nie należy pływać z pełnym żołądkiem, a Czarna Perła miejscami bywała głęboka), nie wdawałam się w rozmowy przy ognisku, ani w żaden sposób nie starałam się ich podtrzymywać w nadziei, że mężczyźni szybko pójdą spać.

Pierwszy na spoczynek udał się Gryfin, jak zwykle tłumacząc się wiekiem, następny był Kajl, który wciąż miał kiepski nastrój.

Przy ognisku zostałam ja, Aren i Samir. Niestety moi towarzysze nie wyglądali na zmęczonych. Prowadzili żywą dyskusje na temat opowieści jakie znali o Górach Mglistych i czy faktycznie okazały się one zgodne z prawdą. Doszłam do wniosku, że lepiej będzie jeśli powiem im, że idę spać, po czym wymknę się chyłkiem. Przecież byłam w tym świetna. Nie powinni zauważyć, że odchodzę od obozowiska. Powiedziałam więc 'dobranoc' i ruszyłam w stronę miejsca, gdzie zostawiłam swój śpiwór.

Gęsta mgła ułatwiała moje zadanie. Stanęłam obok swoich bagaży i odczekałam dłuższą chwilę. Głosy mężczyzn ucichły. Uznałam, że najwyraźniej udali się na spoczynek. W bezruchu przeczekałam jeszcze kilka minut.

Jednak w chwili gdy chciałam ruszyć z miejsca, poczułam jak ktoś kładzie mi rękę na ramieniu. Był to Aren. Po raz kolejny mnie zaskoczył, nie słyszałam kiedy się do mnie zbliżył. Było to wręcz niemożliwe. Chciałam się odwrócić, ale powstrzymał mnie.

Znajdowaliśmy się poza obrębem światła bijącego od dogasającego ognia, księżyce przesłaniała mgła i korony drzew, wokół nas było więc zupełnie ciemno. Stałam tyłem do niego, znów tak blisko, że praktycznie opierałam się o jego pierś. Zalała mnie fala nieznanego mi uczucia, przypominającego mrowienie, które ku mojemu niezadowoleniu, sprawiało mi przyjemność. Aren dłonią odgarnął moje włosy po czym przemówił do mnie ściszonym głosem:

- Coś Ci chodzi po głowie, a może dokądś się wybierasz? - zapytał.

Miałam wrażenie, że ustami prawie dotknął mojego ucha. Zastygłam w bezruchu.

- Teraz czytasz w moich myślach czy co ? - gdy tylko wypowiedziałam te słowa, miałam ochotę palnąć się w czoło z powodu niefortunnego doboru słów. Teraz oczywiste było, że mam jakiś plan. Aren zaśmiał się, wyraźnie rozbawiony moim zakłopotaniem.

- Słucham więc, gdzie planowałaś iść?

Wiedziałam, że powinnam wymyślić cokolwiek, aby go zbyć, zamiast tego jednak, jakby pod wpływem zaklęcia, powiedziałam prawdę.

- Nieopodal znajduje się górskie jezioro z gorącym źródłem, jeśli się tam nie wykąpię tej nocy, to chyba oszaleję - odparłam, chociaż prawda była zgoła inna. W tamtym momencie coś, a może raczej ktoś inny był bliski temu by doprowadzić mnie do szaleństwa.

Aren powiódł palcami po mojej skórze od ramion, w dół do łokci. Zorientowałam się, że stoję oparta o niego.

- I zamierzałaś iść tam całkiem sama? - zapytał.

Jego dotyk wzbudził we mnie przyjemne doznanie, któremu z całych sił chciałam się oprzeć. Mimowolnie odchyliłam głowę do tyłu kładąc ją na jego ramieniu. Zamiast odpowiedzieć, kiwnęłam głową, czego mógł nie zauważyć, ponieważ było całkiem ciemno. Dodałam więc szybko:

- No, ewentualnie z Tigi.

Aren znów się zaśmiał, a mój puls niespodziewanie przyspieszył.

- Ile razy powtarzałem Ci, że to zły pomysł aby kobiety chodziły same, szczególnie w nocy. Myślę, że lepiej będzie jeśli.... - jego palce przesunęły się w górę moich ramion.

- Jeśli tam nie pójdę - wykrztusiłam z siebie szybko, aby nie dać mu skończyć.

- Jeśli pójdziemy tam razem ... - powiedział to, czego najbardziej na świecie nie chciałam, a zarazem co chciałam usłyszeć.

Zamknęłam oczy. Wiedziałam, że nasza wspólna kąpiel w magicznym jeziorze może zakończyć się tylko w jeden sposób. Pragnęłam tego, a zarazem ze wszystkich sił usiłowałam się przed tym bronić.

Nie chodziło tu o moją wstrzemięźliwość, miałam już za sobą zbliżenia z mężczyznami, przed którymi długo się nie wzbraniałam. Ale Aren był inny. Od pierwszej chwili, gdy ujrzałam go w Greme, wydawał się zbyt wspaniały, nieosiągalny, wręcz nierealny. Jeśli miałam być szczera, żadna istota jaką w życiu spotkałam, nie wywarła na mnie takiego wrażenia jak on.

Istniał jednak w odległej, nieosiągalnej sferze, do której ja nie powinnam mieć wstępu. Zrozumiałam, że pragnęłam go bardziej niż czegokolwiek innego na świecie i właśnie to mnie przerażało. Podświadomość podpowiadała mi, że jeśli zbliżę się do niego, przekroczę granicę, zza której nie będzie powrotu. A przecież było to niedopuszczalne. Byłam wojowniczką, mój dom był na Wyspie Dżan, całe życie i serce oddałam bogini i nigdy bym tego nie zmieniła.

- Drażnisz się ze mną, czy może jest to zemsta za moją kąpiel w zajeździe? - chciałam powiedzieć cokolwiek, aby zyskać na czasie, ale wybór jak zawsze okazał się zły.

Byłam pewna, że dotknął ustami mojej skroni, natomiast jego ramiona oplotły mnie i zamknęły w potrzasku.

- Nie, wolałbym raczej przejść do konkretów, których zabrakło Ci ostatnim razem.

Zamknęłam oczy, a fala ciepła rozlała się po moim ciele.
Przepadłam - przeszło mi przez myśl.

Gdy byłam gotowa oddać się mojej niepohamowanej żądzy bez baczenia na konsekwencje, usłyszałam jakiś szmer. Uchyliłam powieki i jak przez mgłę, która zresztą zakrywała wszystko gęstym woalem, dojrzałam Samira wstającego od ogniska. Był moją ostatnią deską ratunku, której musiałam się złapać.

Oprzytomniałam, resztką siły woli wyrwałam się z objęć Arena po czym powiedziałam z wymuszoną lekkością:

- Samir jeszcze nie śpi, lepiej będzie jeśli pójdzie z nami, gdyby zorientował się, że gdzieś zniknęliśmy, mógłby się zaniepokoić i obudzić Gryfina oraz Kajla.

Zanim Aren zdążył cokolwiek powiedzieć, ruszyłam w stronę nieświadomego niczego chłopaka. Ujęłam Samira pod rękę i prawie pociągnęłam za sobą:

- Mam dla ciebie świetną propozycję, pójdziemy razem z Arenem w niesamowite miejsce, o którego istnieniu twój nauczyciel na pewno nie ma pojęcia - pokrótce przedstawiłam mu swój plan.

- To znaczy gdzie? - zapytał zdziwiony. Zdałam sobie sprawę, że ubiegłego wieczora wykorzystałam go w podobny sposób. Łudziłam się, że nie będzie miał mi tego za złe.

- Do ukrytego górskiego jeziora, jeśli będziesz chciał możesz się w nim wykąpać. Jego wody mają magiczne właściwości, przekonasz się sam. - Powiedziałam ze szczerym entuzjazmem.

Odkąd oddzieliła mnie od Arena fizyczna odległość, zdążyłam trochę ochłonąć. Podejrzewałam jednak, że nadal mogę mieć na policzkach wypieki. Na szczęście w ciemności nie było ich widać.

Zrównaliśmy się z Arenem, po czym poszliśmy dalej we trójkę. Tigi pobiegła za nami.

Gdy dotarliśmy na miejsce, odniosłam wrażenie, że Czarna Perła wygląda jeszcze piękniej niż zwykle. Niebo wypogodziło się, trzy księżyce świeciły bardzo silnym blaskiem, ponieważ do ich wspólnej pełni zostało zaledwie kilka dni. Mgła trochę się rozrzedziła i zaczęła opadać. Jej pasma ciągnęły się niewiele ponad ziemią. Temperatura spadła, a sponad powierzchni gorącego jeziora unosiła się para. Woda przybrała czarną barwę, od której zresztą pochodziła wymyślona przez nas nazwa. Wszystko to razem tworzyło iście mistyczną scenerię.

Zaczęłam żałować, że namówiłam Samira, aby poszedł z nami... Zganiłam się za te niedorzeczne myśli. Podeszłam do jeziora aby nabrać wody w dłonie, miałam nadzieję, że jej magiczne właściwości ukoją również targające mną, niedopuszczalne pragnienia.

Woda była rozkosznie ciepła i na chwilę rzeczywiście uspokoiła moje odczucia.

Aren i Samir stanęli kawałek za mną. Otoczenie wywarło na nich duże wrażenie, o czym właśnie rozmawiali.

- Wchodzę pierwsza - rzuciłam szybko, po czym wpadłam w konsternację.

- O co chodzi? - zapytał Aren, widząc moją nietęgą minę.

- No bo widzisz, nie zamierzam... ...kąpać się w ubraniu - z trudem dokończyłam zdanie.

Aren obdarzył mnie wyzywającym, a zarazem czarującym uśmiechem, skrzyżował ręce na piersi po czym powiedział:

- To chyba oczywiste, nie krępuj się tylko się rozbierz.

Uniosłam brwi i popatrzyłam na niego wyczekująco, dodał więc:

- Przecież nie kazałaś nam się odwrócić - była to oczywista aluzja do sytuacji z wczorajszego dnia.

- Każę wam się odwrócić - powiedziałam.

Posłał mi przeciągle spojrzenie, po czym odwrócił się niespiesznie. Samir również, chociaż od kiedy usłyszał, że chcę wejść do wody nie patrzył już w moim kierunku. Biedny, pewnie najchętniej zapadłby się pod ziemię.

Wiedziałam, że od teraz zacznie unikać jak ognia sytuacji, w których miałby zostać sam ze mną i Arenem. Szybko zrzuciłam z siebie ubranie i weszłam do wody. Nie odwracając się, od razu popłynęłam w miejsce gdzie ze skały wybijało źródło, a woda była najgorętsza. Znajdowały się tam półki skalne, na których można było usiąść. Przyjemne ciepło zaczęło wymazywać wszelkie negatywne emocje.

Obróciłam się dopiero gdy usłyszałam plusk i miałam pewność, że moim towarzysze weszli do wody. Dla własnego dobra nie chciałam przekonywać się o tym, czy zdjęli z siebie wszystkie ubrania, szczególnie Aren.

Oboje podpłynęli do mnie. Aren usiadł jak zwykle zbyt blisko, Samir w pewnej odległości, po drugiej stronie.

- Miałaś rację, to miejsce robi niesamowite wrażenie, cieszę się, że tu przyszliśmy.

- To jeszcze nic, zobaczysz jak będziesz się czuć po wyjściu z jeziora, woda ma naprawdę magiczne właściwości. Myślę, że podziała nawet na was.

Z przerażeniem stwierdziłam, że Aren zaczął bawić się kosmykami moich włosów, unoszącymi się na wodzie, muskając przy tym palcami skórę moich pleców. Uczucia, z których zdążyłam ochłonąć w drodze nad jezioro wróciły ze zdwojoną siłą. Zalała mnie fala skrajnych doznań, przyjemne ciepło mieszało się z przerażeniem.

Krępującą ciszę przerwał Samir:

- Do Wspólnej Pełni Trzech Księżyców zostało niewiele czasu. W stronach, skąd pochodzisz ma pewnie jeszcze większe znaczenie niż na Ziemiach Centralnych? I jeszcze bogatszą symbolikę?

Moja okropna wyobraźnia podsuwała mi wizje, których jedna część mnie nie chciała oglądać, druga z kolei wprost błagała, by stały się realne. W pierwszej z nich odwracałam się do Arena, zaczynałam go namiętnie całować, po czym w wodzie oplatałam nogami. W drugiej, wyciągałam go na brzeg, rzucałam na ziemię i siadałam na nim...

W duchu raz dziękowałam bogom za obecności Samira, a raz przeklinałam ich za nią. Chłopak nieświadomy mojej wewnętrznej walki kontynuował swoją wypowiedź.

- Według niektórych wierzeń Jokasta symbolizuje kobietę, podłóg innych mężczyznę.

Aren okręcił pasmo moich włosów wokół dłoni, lekko za nie ciągnąc, co mogło sprawić mi niewielki ból, ja jednak z przyjemności prawie jęknęłam. Delikatnie odgięłam głowę do tyłu, wzdłuż kręgosłupa przeszedł mnie dreszcz.

- W moich symbolizuje kobietę - wykrztusiłam. Podstępną boginię Matkę - dodałam, ale już tylko w myślach.

- W moich mężczyznę - powiedział Aren - choć czytałem również wersje przedstawiające ją jako kobietę. Wszystko zależało od mitu, w którym występowała i jaką rolę w nim odgrywała.

- Dużo czytasz, ciekawe czy znasz opowieść o tytule „Dwieście dwadzieścia dwie noce"? - byłam pewna, że zadałam to pytanie w myślach, poniewczasie zorientowałam się, że wypowiedziałam je jednak na głos... ze zdumienia nad własnym roztargnieniem otworzyłam szerzej oczy.

Aren był wyraźnie zaskoczony, ponieważ na kilka sekund przestał ruszać dłonią, aby po chwili wybuchnąć śmiechem, tak dźwięcznym, że z bólem serca musiałam przyznać, że aby go słuchać gotowa byłam zrobić wszystko.

- Ja tego nie znam - powiedział Samir wyraźnie skonsternowany tym, że jakieś dzieło pisane uszło jego uwadze.

- Bo zawiera treści tylko dla dorosłych, jesteś jeszcze za młody, swoją drogą Nadio, to na prawdę ciekawe, że czytasz tego typu książki, może chciałabyś podzielić się przemyśleniami na jej temat w teorii lub praktyce? - choć w jego głosie pobrzmiewała wesołość, stał się on lekko zmieniony. Czułam, że czerwienieję na twarzy.

„Dwieście dwadzieścia dwie noce" było historią opowiadającą o parze kochanków, która zawierała tak pikantne szczegóły, że nawet czytając ją w środku nocy, pod kołdrą w samotności, przy zakluczonych drzwiach mojego pokoju, oblewałam się rumieńcem, a najcichszy szmer powodował przyspieszenie mojego pulsu w obawie, że któraś z sióstr wejdzie do środka i przyłapie mnie na jego posiadaniu.

W zasadzie był to tekst zakazany, większość jego kopii zniszczono w obawie przed zepsuciem młodzieży. Jednak jak to zwykle bywa, młodzi zawsze znajdą sposób na przekazanie sobie takich treści. Dostałam tę książkę od Camilli. Podała mi ją kiedyś po kryjomu, nic nie mówiąc tylko puszczając do mnie oko i obdarzając swoim najbardziej szelmowskim uśmiechem, odsłaniającym idealne zęby.

Ja przekazałam ją Merze. Przez kolejnych kilka dni dziwnie się na mnie patrzyła, byłam jednak pewna, że ją przeczytała, ponieważ gdy w żartach rzucałyśmy między sobą aluzje to tego dzieła, można było wywnioskować, że zna treść. Podejrzewałam, że egzemplarz „Dwustu dwudziestu dwóch nocy" krążył nadal po Wyspie chyba, że dostał się w ręce którejś ze starszych sióstr i został spalony. A może starsze siostry po dziś dzień zaczytują się w nim tak samo jak młodsze?

Tym razem ja się zaśmiałam, chociaż był to nerwowy śmiech, ponieważ dłoń Arena dotknęła moich pleców mniej więcej na środku, po czym zaczęła przesuwać się w dół...

Dreszcz przeszedł na mój brzuch, czułam, że jeszcze chwila, a obecność Samira przestanie mi przeszkadzać w urzeczywistnieniu moich wcześniejszych wizji. To był moment, w którym powinnam odsunąć się od Arena, jednak coś sprawiało, że nie mogłam się ruszyć.

Na szczęście na ratunek przyszła mi Tigi, a raczej jej niezdarność. Dotąd moczyła nogi w jeziorku, jednak poślizgnęła się na mokrym, omszałym kamieniu i wpadła do wody z przeraźliwym pluskiem. Choć potrafiła pływać zaczęła machać nogami i rozpaczliwie zawodzić, robiąc przy tym straszny hałas. Podpłynęłam do niej aby wyjąć ją z wody i postawić na brzegu.

Wiedziałam, że nastał najwyższy czas aby zakończyć naszą wspólną kąpieli w górskim jeziorze. W przeciwnym razie, skończyłaby się ona dla nas wszystkich źle. Wyszłam więc z wody nie zważając na to, czy mężczyźni patrzyli w moim kierunku czy nie.

***🌿🌼🌿***

Gdy wróciliśmy do obozu jak najszybciej położyłam się i zawinęłam szczelnie w śpiwór. Na szczęście dzień był długi i obfitujący w różnego rodzaju wydarzenia, dlatego szybko zasnęłam.

W nocy nękały mnie bardzo rzeczywiste sny. Właściwie były odwzorowaniem scen opisanych w książce „Dwieście dwadzieścia dwie noce" ze mną i Arenem w rolach głównych bohaterów.

Gdy ocknęłam się wcześnie rano z przerażeniem stwierdziłam, że Aren śpi zaledwie kilkadziesiąt centymetrów ode mnie. Jeszcze bardziej zmartwiło mnie to, jak bardzo żałuję, że się obudziłam...

Sprawy zaszły za daleko - pomyślałam. Musiałam zdystansować się od Arena. Miałam nadzieję, że gdy się obudzi nie zapyta mnie o to, co śniło mi się w nocy, ponieważ znów, z rozpędu wyznałabym mu prawdę.

Wstałam szybko, rozejrzałam się wokół i stwierdziłam, że wszyscy moi kompani jeszcze śpią.

Czułam się dobrze. Tak jak zakładałam wcześniej, kąpiel w Czarnej Perle miała na mnie zbawienny wpływ. W pełni odzyskałam siły. Jedynym co męczyło mnie tego poranka, było nawracające echo odczuć towarzyszących moim sennym marzeniom.

Postanowiłam więc udać się na krótki spacer w nadziei, że nieproszone uczucia opuszczą moje ciało i umysł.

Od świtu minęło niewiele czasu, niebo było jeszcze lekko różowe, a mgła, która nad ranem ponownie wezbrała, układała się w gęste, białe pasma, przesuwające się leniwie ponad gruntem. Zewsząd słychać było śpiew ptaków. Cieszyłam się chwilą samotności, której przez ostatnie kilka dni wyraźnie mi brakowało. Chłonąc magiczną aurę gór i nie myśląc o niczym konkretnym szłam przed siebie. Zaszłam dalej niż początkowo planowałam, zanim wróciłam do obozu minęła prawie godzina.

Mężczyźni już wstali i szykowali się do dalszej drogi. Zebrałam więc swoje rzeczy i poszłam w kierunku Czarnej Księżniczki, która oczywiście stała blisko Argona. Aren właśnie zakładał siodło na jego grzbiet. Gdy ujrzałam jego piękny uśmiech ze zdwojoną siłą wróciły do mnie odczucia towarzyszące moim snom. Miałam wielką nadzieję, że nie oblałam się rumieńcem.

- Dobrze dziś wyglądasz, dużo lepiej niż wczoraj, widać że odzyskałaś siły - powiedział do mnie - zaczynałem się martwić, czy będziesz w stanie wyruszyć w dalszą drogę.

- Nie będzie z tym problemu - zapewniłam go.

Nie chciałam dłużej z nim rozmawiać. Zgodnie z moim postanowieniem, zamierzałam trzymać się jak najdalej od niego.

Moje myśli krążyły teraz wokół zbliżającej się Nocy Wspólnej Pełni Trzech Księżyców, która coraz bardziej mnie martwiła. Według moich kalkulacji, tę noc powinniśmy spędzić w Lasach Eukelady, o ile moi kompani zdecydowaliby się na podróż do Zamarzniętego Jaru. Aby dotrzeć do końca szlaku prowadzącego przez Góry Mgliste potrzebowaliśmy jeszcze półtora dnia.

Najbliższa wędrówka zapowiadała się spokojnie. Na drodze przez grzbiet Gór Mglistych nie powinno czyhać na nas żadne zagrożenie, ewentualnie niewielkie przeszkody w postaci połamanych drzew oraz kilku stromych podejść pod górę i zejść w dół, w miejscach gdzie trakt przecinały górskie szczyty. Niebo lekko zaciągnęło się chmurami wróżącymi opad deszczu.

Szliśmy średnim tempem podziwiając otoczenie. Miejscami drzewa rosły rzadko, ukazując zapierającą dech w piersi panoramę. Po lewej stronie widać było wody jeziora Baralla, które dziś przybrały wyjątkowo ciemny, wręcz atramentowy odcień. Gdzieś w oddali za nimi rysowały się sylwetki gór leżących już na terytorium Krainy Wilków. Na ich szczytach można było dostrzec białe plamy wiecznego śniegu. Przypomniało mi się jak kilka razy brnęłyśmy przez niego razem z siostrami.

Po prawej widniał płaskowyż Kappala, posępny i pusty, poprzecinanych czarnymi żyłami wąwozów. Ponoć jeszcze kilkanaście lat temu mieszkający tam ludzie potrafili nawadniać i nawozić jałową glebę, tak że możliwa była uprawa roślin. Pola na płaskowyżu musiały tworzyć niesamowity widok - zielone oazy na szarej pustyni.

Niestety obecni lokatorzy, a raczej intruzi, żyli z grabieży, a nie z plonów własnej, ciężkiej pracy. Może kiedyś jeszcze wszystko zmieni się z powrotem na dobre? Chociaż za pewne i tak nie będzie mi już dane tego zobaczyć...

Biało-szare cumulonimbusy piętrzyły się nad płaskowyżem rzucając na niego ołowianych cienie.

Z lekką satysfakcją stwierdziłam, że nawet na Gryfinie górski trakt zrobił niemałe wrażenie. Chwilami nawet przystawał na moment, aby podziwiać rozpościerające się przed nami widoki.

Samir wprost chłoną otoczenie, był na prawdę ciekawy świata, posiadał ogromną wiedzę jak na swój wiek. Szliśmy koło siebie, co jakiś czas wymieniając uwagi na temat roślinności czy mijanych przez nas szczytów.

Aren szedł razem z Kajlem, przez większą część drogi milczeli. Czasem, na dłuższą chwilę zagłębiali się w rozmowie. Nie starałam się im przysłuchiwać. Ja miałam swoje sprawy, oni swoje. Połączył nas chwilowy wspólny cel - dotarcie do stolicy Rhye, później nasze drogi miały się rozejść.

Przyłapywałam się na tym, że co jakiś czas spoglądam w stronę Arena. Gdy szliśmy przed nimi celowo obracałam się, aby sprawdzić gdzie jest. Z reguły przechwytywał wtedy moje spojrzenie, co trochę mnie peszyło. Doszłam jednak do wniosku, że gdy to oni szli pierwsi, robił to samo co ja.

Podczas postojów, których robiliśmy niewiele, wymienialiśmy tylko zdawkowe uwagi. Po południu spadł deszcz. Była to jednak tylko drobna mżawka, nie ulewa, jaka złapała nas na równinie Grenn. Tym razem poszłam w ślady moich kompanów i zakryłam się szczelnie płaszczem. Nie chciałam przemoczyć ubrania, poza tym w górach temperatura była znacznie niższa niż na równinie.

***🌿🌺🌺🌺🌿***

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro