Rozdział 23 - Spotkanie z Księżniczką

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***dość długi 4309 słów

Aren odczekał dłuższą chwilę, aż Fiorin zniknął za zakrętem po czym zwrócił się do mnie.

- Nie powinnaś wychodzić sama z komnaty, w tym zamku jak widzisz łatwo można zabłądzić, specjalnie jest tak zbudowany. Zeszło mi więcej czasu, ponieważ zatrzymał mnie Gryfin.

- Myślałam, że trafię tam gdzie miałam trafić, niestety jednak trafiłam bardzo źle... – Była to oczywista aluzja do spotkania z Fiorinem.

- Co do Fiorina ... – zaczął Aren, ale przerwałam mu:

- Na prawdę nie mam ochoty o nim rozmawiać, wystarczająco mnie zmęczył, modlę się do wszystkich znanych mi bóstw po kolei, aby ochroniły mnie przed kolejnym spotkaniem z nim.

Miałam teraz gorsze zmartwienie.

Aren uśmiechnął się w końcu, po czym powiedział:

- Obawiam się jednak, że będziesz skazana na jego towarzystwo do końca dnia. Najpewniej po naszym wspólnym spotkaniu z Emirą będę musiał spędzić trochę czasu na rozmowach w mniejszym gronie, przy których nie będziesz obecna. Wtedy zapewne Fiorin będzie próbował 'zdobywać twoje względy' jak sam to określił. Chyba wpadłaś mu w oko.

- To okropne – powiedziałam tylko, ponieważ moje myśli krążyły wokół czegoś zgoła innego.

Po tym co usłyszałam od Arena na temat Księżniczki Namiry, zachodziłam w głowę jak w taktowny sposób wykorzystać obecną sytuację aby spróbować pomóc Derekowi. Póki co nic sensownego nie przyszło mi do głowy. Będę musiała liczyć na sprzyjający mi układ zdarzeń.

Aren stał i patrzył na mnie, po dłuższej chwili odezwał się:

- Swoją drogą, nie dziwię się Fiorinowi, wyglądasz dziś wyjątkowo pięknie.

Następnie udzielił mi kilku wskazówek na temat dworskiej etykiety, o której oczywiście wcześniej nie miałam pojęcia. Na koniec jeszcze raz podkreślił, abym nie poruszała tematu Namiry. Skinęłam głową.

Ruszyliśmy korytarzem przed siebie. Nie byłam zdenerwowana, stawałam już oko w oko z różnymi istotami, zarówno ludźmi jak i zwierzętami, smokami, gryfami czy nawet demonami z podziemia. Czemu miałabym bać się spotkania z księżniczką, która chciała okazać mi swoją wdzięczność?

Stanęliśmy przed dużymi, podwójnymi drzwiami wykonanymi z hebanu. Aren zatrzymał się i spojrzał na mnie pytająco, ja tylko kiwnęłam głową. Otworzył drzwi i weszliśmy do przestronnej, jasnej sali.

Podobne okna, jakie mijaliśmy idąc korytarzem wypełniały dwie boczne ściany pomieszczenia, były jednak jeszcze szersze, wyższe i bardziej zdobne. Oprócz białych i przezroczystych elementów zawierały złote wstawki. Na ścianach za nami i przed nami w białym kamieniu wyrzeźbione były kwiaty Xann, dużo większe niż ich naturalne prototypy. Ich środki - słupki i pręciki wyłożone były imponujących rozmiarów szlachetnymi kamieniami, pochodzącymi najpewniej z okolicznych kopalni.

Pierwszy raz w życiu byłam w pomieszczeniu urządzonym z takim przepychem. Nie zrobiło na mnie jednak nadmiernego wrażenia, prawdopodobnie lepiej czułabym się w lesie.

W sali znajdowało się około dwudziestu osób, choć mogłaby spokojnie pomieścić ponad setkę. Wśród nich dostrzegłam Samira i Gryfina, nie widziałam nigdzie Kajla. Reszty osób oczywiście nie znałam. Stwierdziłam, że żadna z nich nie wygląda na księżniczkę Zamarzniętego Jaru. Teraz ja spojrzałam pytająco na Aren, nachylił się nade mną i szepnął mi do ucha:

- Księżniczka zaraz przyjdzie.

No tak, najwyraźniej jasne było, że to my mamy czekać na księżniczkę, a nie ona na nas. Mimo wszystko cieszyłam się, że Aren stoi obok mnie.

Po chwili otworzyły się niewielkie drzwi na przeciwległym końcu sali. Najpierw weszły przez nie dwie kobiety ubrane w aksamitne suknie w kolorze błękitu ze złotymi zdobieniami, trochę podobne do tej, którą mierzyłam rano, lecz której nie zdecydowałam się założyć.
Zaraz za nimi weszła księżniczka. Choć nikt mi o tym nie powiedział, byłam przekonana, że to musi być ona. Tak mogła wyglądać tylko księżniczka.

Emira była średniego wzrostu drobną i niewątpliwie piękną kobietą. Miała błękitne oczy, bardzo jasną cerę, owalną twarz i delikatne rysy. Długie, jasne, prawie białe, lekko falowane włosy luźno opadały na jej plecy. Oceniłam, że musiała mieć mniej więcej tyle lat co ja lub Aren. Ubrana była w piękną suknię z atłasu, w której dominował biały kolor z blado niebieskimi wstawkami. Pomyślałam, że mógł symbolizować lód. Zwróciłam również uwagę na jej subtelny makijaż. Jedynie jej rzęsy podkreślone były ciemniejszym pigmentem, a usta czerwonym barwnikiem. Reszta, nawet brwi pozostawały jasne w kolorze jej karnacji co sprawiało, że wyglądała wyjątkowo świeżo i naturalnie. Jej włosy były gładkie jak jedwab, równo zaczesane w tył głowy. Dla porównania, wokół mojej twarzy zawsze plątały się krótkie kosmyki, tworzące swoisty bałagan w mojej fryzurze. Emira była wytworna w każdym calu. Jeżeli Namira była choć trochę podobna do siostry, byłam skłonna zrozumieć Dereka, dlaczego dla jej miłości zdecydował się zstąpić do Świata Podziemi.

Księżniczka kroczyła lekko, była wyprostowana i dostojna, ale nie wyniosła. Na jej ustach malował się subtelny uśmiech, ćwiczony zapewne przez lata.

Gdy zajęła swoje miejsce na środku sali, wszyscy obecni zgięli się w głębokim ukłonie. Wszyscy, oprócz mnie i Arena.

Cóż miałam poradzić na to, że byłam hardą istotą z pogranicza światów, obdarzoną wolnym duchem, która przed nikim się nie skłaniała, ani nie przyjmowała niczyjego zwierzchnictwa, pozostawała wierna jedynie sobie i swojej Pani, przeklętej przez większość bogini?

Nie wiedziałam natomiast, co kierowało Arenem, ale najwidoczniej również nie czuł się zobowiązany do skłaniania się Księżniczce.

Emira zabrała głos jako pierwsza:

- Więc to jest nasza bohaterka. Nie zdawałam sobie sprawy, że oprócz siły i odwagi obdarzona jesteś również tak wielką urodą. Witaj w moim zamku Nadio.

Komplement z ust kobiety, której urodę przed chwilą sama podziwiałam, wprawił mnie w lekkie zakłopotanie, nie mogłam jednak pozwolić sobie na utratę rezonu.

- Dziękuję za tak zaszczytne powitanie i za gościnę w twoim domu, księżniczko Emiro. Myślę jednak, że przeceniasz moje zalety – odparłam spokojnym tonem.

- Mylisz się.  Myślę, że ich nie doceniamy.

Nie miałam pojęcia, dlaczego użyła liczby mnogiej.

- Jednak nie o tym chciałam rozmawiać. Jak zresztą wiesz, pragnę podziękować ci za to co zrobiłaś, a mianowicie za to, że uratowałaś życie istoty najbardziej mi drogiej, czyli mojego syna. – Głos księżniczki był niezwykle dźwięczny.

W moim mniemaniu, piękniejszy głos posiadał chyba tylko Aren oraz moja Pani, trudno jednak porównywać człowieka z bogiem..

- Jestem przekonana, że każda osoba będąca na moim miejscu zrobiłabym to samo. Przypadek sprawił, że zjawiłam się jako pierwsza.

- Chciałabym więc aby wszyscy podzielali twoje poglądy, ponieważ wątpię w to aby każdy ryzykował własnym życiem i dokonał czynu prawie niemożliwego, aby uratować obcą osobę. Myślę, że los zesłał cię w odpowiednim czasie.

- Jak czuje się twój syn oraz dziewczyna, która mu towarzyszyła?

Księżniczkę najwyraźniej zdziwiło moje pytanie, odparła jednak szybko:

- Dziękuję, że o to pytasz, Mikael bardzo szybko odzyskał przytomność, z Larą było trochę gorzej, ale już się ocknęła. Najważniejsze aby teraz nie dostali zapalenia płuc, tak przynajmniej twierdzą medycy. Ciebie również powinnam zapytać o samopoczucie.

- Nic mi nie jest – o ile ton mojego głosu mógł być dotychczas trochę nienaturalny, teraz wrócił do normalności, póki co wszystko szło po mojej myśli – jak widać, aby mnie zabić potrzeba czegoś więcej niż kąpieli w zimnej wodzie – pozwoliłam sobie na mniej formalny zwrot, a w myślach dodałam: na przykład dużej dozy mojej głupoty, pięciu przeciwników i czaru dysocjacji.

Księżniczka lekko się zaśmiała:

- Dobrze, że nie opuszcza cię dobry humor nawet w takich okolicznościach. Przejdźmy jednak do konkretów – powiedziała już poważniejszym tonem.

- W dowód mojej wdzięczności chciałam wręczyć ci prezent.

Lepiej być nie mogło - pomyślałam w duchu, najwidoczniej bogini nadal trzymała nade mną pieczę, albo jakieś inne bóstwo wysłuchało gorliwych modłów Dereka.

Księżniczka skinęła na jedną ze stojących obok niej kobiet, ta zaś zbliżyła się do mnie trzymając w dłoniach aksamitną poduszkę, w granatowym kolorze.

Na niej leżał diament wielkości dorodnej śliwki, oprawiony w białe złoto. Był to naszyjnik. Drogocenny kruszec mienił się wszystkimi barwami tęczy, a złoto tworzyło bardzo misterny roślinny ornament przechodzący w łańcuszek.

Na pewno był niewyobrażalnie drogi, o ile nie bezcenny. Nawet gdybym nigdy nie zamierzała go nosić, mogłabym go sprzedać za niewyobrażalną sumę i do końca moich dni żyć jak księżniczka.

Bez wahania mogłabym orzec, że był to najpiękniejszy przedmiot, jaki widziałam w życiu. Przez ułamek sekundy pomyślałam, że bardzo chciałabym aby był mój, po chwili jednak wyzbyłam się tych pragnień.

- Jest przepiękny, ale nie mogę go przyjąć – powiedziałam bez wahania.

Księżniczka wyraźnie się zdziwiła, licząc na to, że przedmiot zrobi na mnie ogromne wrażenie.

- Nie zrozum mnie źle Pani, nie chodzi o to, że jestem niewdzięczna i nie doceniam twoich podziękowań, pragnę jednak poprosić cię o coś innego.

Aren, który dotychczas stał parę centymetrów ode mnie lekko szturchnął mnie ramieniem, wyraźnie obawiał się, że robię coś nieopatrznego. Zignorowałam go. Księżniczka pozostawała skonsternowana, kontynuowałam wiec:

- Nie musisz się obawiać, chciałam prosić cię jedynie o małą przysługę – wyprostowałam się i nabrałam powietrza w płuca – być może przyjdzie dzień, w którym dana mi będzie możliwość przekazania osobie, którą znasz, pewnej informacji. Proszę nie zapomnij wtedy o mnie – nie mogłam powiedzieć nic więcej.

Spojrzałam księżniczce głęboko w oczy i wtedy stało się coś niespodziewanego – poczułam, że Emira jest podatna na magię, czego nie sprawdziłam wcześniej ze względu na okoliczności.

Gdy dotknęłam jej aury, wytężyłam wszystkie siły, aby przekazać jej moje myśli - że chodzi mi o jej siostrę i Dereka i o to, że wiem jak im pomóc. Nigdy wcześniej nie udało mi się przekazać swoich myśli drugiej istocie, mimo licznych prób, jak chociażby w przypadku gryfa w Górach Mglistych. Żywiłam wielką nadzieję, że stanie się cud i tym razem uda mi się to zrobić. Nie odczytałam co prawda myśli Emiry, ona jednak wciąż wpatrując się we mnie, skinęła lekko głową po czym rzekła:

- Rozumiem, będę wtedy o tobie pamiętać, na pewno.

Coś w jej spojrzeniu kazało mi uwierzyć, że usłyszała moje myśli i odebrała zawartą w nich wiadomość. 

Kątem oka rozejrzałam się po sali. Prawdopodobnie nikt nie zrozumiał, co właśnie się wydarzyło. Poczułam, że Aren znów ujmuje mnie pod rękę. Byłam mu za to wdzięczna, ponieważ nagle, znacznie osłabłam. Jego bezpośrednia bliskość dodawała mi siły. Czy możliwe było, że to przeczuwał?

Na twarz księżniczki wrócił subtelny uśmiech:

- Bardzo żałuję, że nie chcesz przyjąć naszyjnika, szanuję jednak twoją decyzję. Mam nadzieję, że kiedyś nadarzy się inna sposobność, z okazji której będę mogła wręczyć ci prezent.

Nie wiedziałam dlaczego, ale odniosłam wrażenie, że mówiąc to spojrzała na Arena, natomiast jej uśmiech stał się cieplejszy. Po chwili dodała:

- Wystarczy już tych formalności, udajmy się wszyscy na popołudniowy posiłek. – Dygnęła lekko, po czym nie czekając na żadną odpowiedź skierowała się ku drzwiom, którymi wcześniej weszła do sali.

Obecni w pomieszczeniu ludzie zaczęli iść ku wyjściu. Aren nadal stał w miejscu, najwidoczniej czekał aż wszyscy opuszczą pomieszczenie. Dopiero gdy w sali zostaliśmy tylko my, nie licząc dwóch strażników pilnujących wejścia, ruszył ku hebanowym drzwiom.

Cieszyłam się na myśl o posiłku, według moich kalkulacji nie miałam nic w ustach od ponad doby. Byłam pewna, że pochłonę więcej strawy niż Tigi.

Aren nie puszczał mojej ręki.

- Dobrze Ci poszła rozmowa z Emirą - pochwalił mnie.

Wzruszyłam ramionami.  Od dziecka regularnie rozmawiałam z boginią, dlaczego miałabym nie umieć rozmawiać z księżniczką? - Pomyślałam, a na głos stwierdziłam tylko:
- Czytam dużo książek na temat różnych ludzi, księżniczek też.

Aren zaśmiał się.

- To już wiem – na jego twarzy pojawił się znaczący uśmiech. Była to oczywista aluzja do naszej rozmowy podczas kąpieli w Czarnej Perle. Po chwili spoważniał jednak:

- Dlaczego nie przyjęłaś naszyjnika?

- Był piękny, ale na co mi bezużyteczny kawałek skały? Gdyby posiadał moc która...-  zdejmie ze mnie konsekwencje czaru dysocjacji, pomoże odnaleźć monetę oraz wrócić do domu – no, jakąś magiczną moc, chętnie bym go wzięła. W innym przypadku, choćby kosztował fortunę jest dla mnie bezwartościowy. W dodatku, mając przy sobie tak kosztowny przedmiot ściągnęłabym na siebie jeszcze więcej kłopotów w postaci złodziei i innych rządnych złota istot niż dotychczas. To chyba nie byłby dobry pomysł.

Aren uniósł do góry brwi.

- Póki co jesteś z nami. W Rhye, jak już mówiłem, możesz zamieszkać w moim domu, gdzie nikt nie kradnie. Chyba nie zamierzasz wędrować po ziemiach Sześciu Królestw do końca życia?

Właśnie tak - pomyślałam – zamierzam najpierw wrócić do domu, na Wyspę, a później kontynuować wędrowanie po ziemiach stałego lądu w celu pełnienia moich misji, tak długo, aż nie zabije mnie czar dysocjacji.

Wzruszyłam tylko ramionami.

Szliśmy z powrotem, tym samym korytarzem. Zapatrzyłam się na widok ostrych, skalnych szczytów pokrytych śniegiem. Wyglądały pięknie, a jednocześnie sprawiały wrażenie złowrogich i niedostępnych. Trudno się dziwić, że Zamarznięty Jar był nieosiągalny dla złodziei i bandytów.

Minęliśmy miejsce, w którym rozstaliśmy się z Fiorinem, następnie skręciliśmy w korytarz, w którym zniknął nasz uciążliwy towarzysz. Okazało się, że zaraz za zakrętem znajdują się schody prowadzące w dół. Schodząc po nich musiałam unieść lekko spódnicę, aby jej nie przydepnąć. Tigi zeskakiwała ze stopni tuż za mną.

Po chwili dotarliśmy do dużej sali jadalnej. Wielkością dorównywała poprzedniej sali audiencyjnej. Miała kształt prostokąta.  Położona była na rogu budynku, a dwie z jej przylegających do siebie ścian zawierały ogromne okna z witrażami.

Na przeciwległej ścianie, pozbawionej okien, ułożona była mozaika, przedstawiająca szczyty Zamarzniętego Jaru i rosnące u ich podnóża kwiaty Xann. Sprawiało to niesamowite wrażenie, jakby stanowiły one lustrzane odbicie gór, widocznych za oknami. Teraz spostrzegłam, że sala sąsiaduje bezpośrednio z zamkowym ogrodem. Miałam ogromną ochotę udać się do niego.

W jednej części sali stały stoły i krzesła ułożone na kształt podkowy. Zajmowały one większą część pomieszczenia. Po drugiej stronie, wokół dużego kominka skupione były sofy i fotele. Reszta tej części sali była pusta.

Straciłam poczucie czasu. Słońce najwyraźniej minęło już punkt południa, dlatego trafnym było określenie 'popołudniowy posiłek'.

Ludzie, którzy opuścili salę audiencyjną, zajęli już miejsca przy stołach. Aren nie zastanawiając się poprowadził mnie ku kilku wolnym krzesłom, znajdującym się na jednym z ramion podkowy.

Gdy usiedliśmy, skierowani byliśmy tyłem do okien i przodem do mozaiki. U szczytu stołu stały trzy wolne krzesła, ich oparcia były wyższe i bardziej zdobne niż pozostałych. Domyśliłam się, że są przeznaczone dla księżniczki i jej najbliższej rodziny – męża i synka.

Nie zastanawiałam się nad tym, czy powinniśmy siedzieć obok księżniczki i czemu tak nie jest, ani czy ona w ogóle się zjawi. Jedynym o czym myślałam, było jedzenie. Na widok potraw rozłożonych na stołach poczułam bolesny skurcz pustego żołądka.

Rzuciłam okiem na Tigi. Wpatrywała się we mnie, jakby chciała mnie zahipnotyzować.  Górna warga z jednej strony zawinęła jej się o ząb, co nadawało jej pyszczkowi wyjątkowo głupkowaty wyraz, nerwowo biła ogonem o ziemię, na domiar złego zaczynała się ślinić.

Gdy zajęliśmy miejsca przy stole, zaczęła pchać się na moje kolana. Uznałam, że jedzenie z tego samego talerza z simafelikanem na dworze księżniczki mogłoby zostać uznane za niestosowne, dlatego próbowałam ją z siebie zrzucić. Aren widząc naszą walkę podał mi drewnianą miskę z nałożonym jedzeniem, odchrząknął i powiedział:

- Proszę, to dla Tigi, mamy to przećwiczone. Wczoraj, gdy leżałaś nieprzytomna, zajmowałem się nią, stawiałem jej miskę na ziemi, nie czuła się urażona.

- A, to miłe z twojej strony, że ją nakarmiłeś. Z reguły gdy jest głodna bez problemu znajduje drogę do kuchni i sama się częstuje. Widać w obcym miejscu robi się nieśmiała – mówiąc to ustawiłam miskę z jedzeniem pod moim krzesłem, Tigi łapczywie rzuciła się na nią.

- Nie powiedziałem, że z początku tak nie było...

Spojrzałam na niego pytająco, a on kontynuował:

- Ledwo uratowałem ją przed kucharzem, który był tak wściekły, że chyba postanowił ją upiec, aby zastąpić w ten sposób jedno z dań na wieczorny posiłek, które praktycznie całe zjadła.

- Aha, dobrze, że tam byłeś, simafelikany są strasznie niesmaczne, może nawet trujące, ocaliłeś więc życie gości księżniczki.

Oboje nie mogliśmy już dłużej powstrzymać wybuchu śmiechu. Złożyło się to bardzo niefortunnie, ponieważ akurat w tej chwili do sali weszła księżniczka wraz z mężem.

Wszyscy umilkli, ustały wszelkie szmery stukania i inne hałasy, słychać było tylko nasz śmiech. Zdołaliśmy się opanować dopiero po kilku sekundach. Księżniczka odruchowo spojrzała na nas, na jej twarzy nie odmalowała się jednak dezaprobata, a raczej ciekawość i przychylność. Książęca para zajęła miejsca, na które wcześniej zwróciłam uwagę. Księżniczka podziękowała gościom za przybycie i zachęciła do jedzenia. Mnie nie trzeba było dwa razy namawiać. Nałożyłam sobie sporą porcję.

Dopiero teraz zauważyłam , że Gryfin i Samir siedzą w sporej odległości od nas, Kajla nie widziałam nigdzie, natomiast miejsce obok mnie pozostawało puste. Koło Arena siedział mężczyzna, którego oczywiście nie znałam. Zaczęłam zastanawiać się czy takie ułożenie miejsc to przypadek. Mój towarzysz, jakby czytając mi w myślach powiedział:

- Nie siedzimy obok księżniczki celowo, nie chciała bowiem abyśmy przy posiłku poruszali trudne tematy, stara się spotkaniom przy stole nadawać lekkości. Zawsze tak robi. Dlatego goście są tak wymieszani.

- Ma to jakiś sens - stwierdziłam pomiędzy kolejnymi kęsami.

- Szczególnie, że po posiłku czekają nas niełatwe rozmowy, tak jak mówiłem wcześniej, będę musiał zostawić Cię samą.

- Trudno, poradzę sobie, Samir idzie z wami?

- Nie, zostaje.

- No to już mam kompana – kątem oka zobaczyłam, że obok Samira siedzi bardzo młoda dziewczyna, prawdopodobnie w jego wieku i na wszelkie sposoby próbuje wciągnąć go w konwersację, on jednak nie wyglądał na zachwyconego.

- Wiem, o co poprosiłaś księżniczkę – niespodzianie powiedział Aren.

- Wiesz bo się domyślasz, czy wiesz bo to poczułeś?

- I to i to – odparł dość obojętnie, jakby nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.

- Nie dziwi Cię to? – zapytałam.

- To że chcesz pomóc obcej osobie czy to, że poczułem jak nawiązujesz kontakt z Emirą?

- I to i to – udzieliłam takiej samej odpowiedzi jak on wcześniej na moje pytanie.

- A więc, nie dziwi mnie to co poczułem, ponieważ wiem tak samo jak ty, że od wydarzeń jakie miały miejsce w Noc Pełni Trzech Księżyców, łączy nas ze sobą magiczna więź..

- Nazwałabym to raczej spętanie czarem – przerwałam mu.

- Jak chcesz, najwidoczniej nie potrafisz nazywać rzeczy po imieniu, ale wracając do drugiej kwestii, faktycznie trochę mnie dziwi, że tak rozrzutnie dysponujesz swoim życiem, na przykład nurkując pod lodem czy składając deklaracje obcym osobom i rezygnując dla nich z zapłaty, za którą mogłabyś żyć dostatnio do końca swoich dni.

Po wysłuchaniu go wzruszyłam ramionami i odparłam:

- Taka po prostu jestem, gdy widzę, że ktoś zaraz się utopi rzucam się w toń, gdy ktoś prosi mnie o pomoc zrobię wszystko aby mu pomóc. Gdybym zobaczyła pożar, prawdopodobnie skoczyłabym w ogień, aby uratować zagrożone nim istoty, nie mogę nic na to poradzić.

- W takim razie rozważę wprowadzenie zakazu używania ognia w całym Rhye.

Śmieszny żart - pomyślałam - gdybyś tylko miał na to jakiś wpływ... Już chciałam zwerbalizować swoje myśli gdy zjawił się Fiorin.

- Jak miło patrzeć na dwie osoby, które dogadują się tak świetnie jak wy. Jeszcze trochę i zacznę wierzyć w przyjaźń między kobietami i mężczyznami. Za jakiś czas Nadio, gdy zrozumiesz, że to ja jestem dla ciebie stworzony, może wasza przyjaźń nie będzie mi przeszkadzać, o ile zachowacie choć taki dystans – mówiąc to, stanął za naszymi krzesłami i rozsunął je na tyle ile był w stanie, po czym, ku memu przerażeniu, zajął wolne miejsce obok mnie.

Przez cały ten czas uśmiech nie znikał z jego twarzy. Spojrzałam na Arena i przewróciłam oczami. On również nie był zachwycony.

- Drogi Arenie, nie chciałbym was poganiać, ale wieczór zbliża się do nas coraz większymi krokami, a wy, jak sądzę, macie wiele spraw do omówienia - wyszczerzył zęby w prowokacyjnym uśmiechu.

- Fiorinie, nie martw się o to, gdy księżniczka będzie gotowa da nam znać – odparł spokojnie Aren.

- Martwię się o swą przyszłość jak każdy obywatel Rhye, jak wiadomo zło zaczyna się budzić, sytuacja komplikuje się we wszystkich Sześciu Królestwach, co wybitnie negatywnie wpływa na moje interesy, wiesz o tym. Na szczęście ja w przeciwieństwie do ciebie, na ten moment nie mam na to wpływu, dlatego osobiście wolałbym zająć się bardziej przyziemnymi sprawami, najlepiej w towarzystwie istot, stworzonych ku naszej zgubie, na podobieństwo bóstw – mówiąc to, wymownie spojrzał na mnie.

Moja mina stawała się coraz bardziej złowroga. Miałam dość jego bezsensownej paplaniny, już zamierzałam powiedzieć coś niemiłego jednak mój natrętny rozmówca ubiegł mnie.

- Nadio, nie czuję od ciebie nawet cienia entuzjazmu, pozwól że naleje ci wina - nie czekając na moją odpowiedź sięgnął po najbliższą karafkę z lekko opalizującym trunkiem.

Powstrzymałam go, wykonując przeczący ruch dłonią.

- Dziękuję, ale nie piję alkoholu.

Fiorin zrobił wielkie oczy.

- Chyba żartujesz, nie wiesz co tracisz.

- Wiem, przecież nie powiedziałam, że nigdy go nie piłam tylko, że nie mam zwyczaju pić go teraz. Mam pojęcie, podszyte doświadczeniem, co alkohol robi z ludzkim umysłem i ciałem.

- Mogę więc rozumieć, że zdarzało ci się pijać wino.

- Tak, ale zawsze w towarzystwie ZAUFANYCH osób i nigdy MĘŻCZYZN – specjalnie podkreśliłam słowa zaufanych i mężczyzn.

- Skoro nie pijałaś alkoholu w towarzystwie mężczyzn, zapewne nie zdajesz sobie sprawy z tego, że w małych ilościach wino jest świetnym afrodyzjakiem?

Na chwilę pogrążyłam się w myślach wracając pamięcią do kilku sytuacji z mojego życia, po czym odparłam z przekonaniem:

- Jesteś w błędzie, to akurat też wiem, z doświadczenia.

Teraz to Aren i Fiorin spojrzeli na siebie z konsternacją.

Tymczasem usłyszeliśmy szuranie przesuwanych krzeseł. Księżniczka wraz z mężem wstali od stołu, to samo, za ich przykładem zrobiło kilkanaście osób w sali, łącznie z Gryfinem.

Aren nadal pozostawał na swoim miejscu. Z lekkim zdziwieniem stwierdziłam, że nasze krzesła praktycznie się stykają, a my siedzimy bardzo blisko siebie, pomimo wcześniejszej ingerencji Fiorina, jakby przyciągał nas do siebie niewidzialny magnes. Księżniczka wyszła z sali, a za nią większość osób.

Fiorin aż zacierał ręce.

- Nie musisz iść z nimi? – zapytałam Arena, który wyraźnie spochmurniał.

- Muszę, ale chcę najpierw zamienić z Tobą słowo, poczekają na mnie - mówiąc to wstał, złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.

Szliśmy w kierunku wyjścia z sali. Po jej opuszczeniu Aren nie poszedł jednak tą samą drogą, którą tu przyszliśmy, lecz przeciwną.

Korytarz znowu stał się niski, wąski i dość ciemny. Przypominał te, w których zgubiłam się rano. Zatrzymaliśmy się po dłuższej chwili, przy zgaszonym świeczniku.

Stanęliśmy twarzą w twarz, w bardzo małej odległości od siebie. Kątem oka zobaczyłam, że knot świeczki rozjarzył się mocnym płomieniem, ale to nie ja go zapaliłam. Uniosłam do góry brew, lecz nie zdążyłam skomentować tego zjawiska, ponieważ Aren przemówił jako pierwszy. Miał poważny wyraz twarzy.

- Nadio, proszę trzymaj się z dala od Fiorina.

- O niczym innym bardziej nie marzę – mówiąc to sama przyłapałam się na kłamstwie, ponieważ podświadomie, bez przerwy będąc blisko czy daleko od Arena, marzyłam właśnie o nim.

- Mówię poważnie, wiem jaki on jest, żyje ciągłą potrzebą mieszania się we wszystko i gmatwania wszystkiego. Nie wdawaj się z nim w zbędne dyskusje.

Teraz ja spoważniałam.

- Arenie, przecież zdaję sobie sprawę z tego, że nie jestem pierwszą kobietą, o której względy zabiega. Na prawdę potrafię rozpoznać mężczyznę, który traktuje kobiety tak przedmiotowo jak Fiorin. Chyba nie wierzysz w to, że ktoś taki jak on mógłby mnie zauroczyć?

- Domyślam się tego, bardziej chodzi mi o to, abyś nie brałam do siebie słów, które mówi o mnie.

Szczerze powiedziawszy nie specjalnie go słuchałam, ponieważ ciężko mi było skupić uwagę patrząc na jego piękną twarz w półmroku pomieszczenia. Podobne oświetlenie i jego bliskość dotkliwie przypominały mi o wydarzeniach jakie miały miejsce gdy przebudziłam się dziś nad ranem.

Nagle poczułam nieodpartą potrzebę dotknięcia jego ust swoimi... zaczęłam przeklinać się w myślach. Co jest ze mną nie tak? To na pewno konsekwencja spętania czarem, jak określiłam to wcześniej. Moja potrzeba odczuwania bliskości Arena rosła lawinowo z chwili na chwilę. Skupiając całą siłę woli musiałam z nią walczyć.

Aren najwyraźniej widząc, że go nie słucham, westchnął tylko i ku memu zdumieniu podał mi jeden z moich sztyletów, ten większy, który nosiłam na udzie, razem ze skórzaną pochwą i paskiem do przytroczenia.

- Dlaczego mi go oddajesz? – zapytałam szczerze zdziwiona.

- Tak na wszelki wypadek, gdy nie będzie mnie przy Tobie.

Zaśmiałam się:

- Mam rozumieć, że wolałbyś abym zabiła Fiorina niż zrobiła z nim cokolwiek innego?

Z prowokacyjnym uśmiechem oparłam stopę o postument, na którym stała świeca, podwinęłam spódnice pod samo biodro by następnie powolnymi ruchami zapiąć sprzączkę od pochwy sztyletu na swoim udzie. Nie patrzyłam na Arena, ale czułam na sobie jego wzrok.

Po dłuższej chwili, gdy skończyłam i opuściłam materiał, który ciemną kaskadą spłynął po mojej nodze, przemówił:

- Tak, masz rozumieć, że w razie konieczności pozwalam Ci go zabić.

  Nie byłam pewna czy żartował.

- Bardzo to łaskawe. Mam więc rozumieć, że jeśli to zrobię, w razie konieczności wstawisz się za mną przed księżniczką, Królem Rhye albo nawet samymi bogami?

Mimo wszystko Fiorin był wysoko urodzony, zamordowanie go raczej nie uszłoby mi na sucho. Aren patrzył na mnie nic nie mówiąc, kontynuowałam więc:

- Może przy okazji mógłbyś oddać mi drugi sztylet?

- Oczywiście, ale pod jednym warunkiem – zastrzegł.

- Jakim? – zapytałam obojętnie.

- Że osobiście odłożę go na miejsce.

Nie pozostał mi dłużny za scenę z przytraczaniem pierwszego sztyletu do nogi, albowiem drugi, mniejszy nosiłam schowany głęboko w moim staniku. Był tak ukryty za specjalnie zrobioną zaszewką, że aż niepodobnym było, że wczoraj ktoś go stamtąd wyjął. Na myśl o dłoniach Arena manipulujących przy moich piersiach zrobiło mi się gorąco, zachowując resztkę trzeźwego umysłu odparłam:

- W takim razie zostawmy to na później, bo teraz chyba się spieszysz, a odkładanie sztyletu na miejsce mogłoby zająć dłuższą chwilę.

- W takim razie, mam rozumieć, że zgadzasz się na moje warunki? – tym razem on ciągnął temat z zaczepnym uśmiechem.

Zaczęłam zastanawiać się czy jest świadomy wewnętrznej walki jaką staczałam ze sobą w każdej sytuacji podobnej do tej. A może nim targały podobne odczucia? Jeśli tak, wcale mi to nie pomagało.

- Może - tylko tyle byłam w stanie z siebie wykrztusić.  Ruszyłam z powrotem do sali. Prawie natychmiast poczułam szarpnięcie, Aren złapał mnie za ramię i powiedział:

- Nie w tą stronę.

Wystarczyło kilka minut spędzonych sam na sam z nim i moją wybujałą wyobraźnią, abym całkiem straciła orientację. Zawróciłam i ruszyliśmy w przeciwnym kierunku.

- Proszę nie wchodź też w żadne korytarze, najlepiej zostań w sali jadalnej w towarzystwie Samira – pouczył mnie mój towarzysz.

- Tak właśnie zamierzam zrobić, szczególnie, że biedak sam potrzebuje pomocy, jestem mu to dłużna.

- Dlaczego Samir potrzebuje pomocy? - zdziwił się Aren.

- No bo przysiadła się do niego jakaś młoda dama i nie daje mu spokoju.

- Co w tym złego?

- Najwyraźniej liczy na to, że zdobędzie jego względy, a z tego co wiem Samir jest już szczęśliwie zakochany - w czasie gdy to mówiłam wyszliśmy na główny korytarz.

- Musiałaś źle go zrozumieć, nic mi o tym nie wiadomo, szczerze mówiąc nigdy nie widziałem go w towarzystwie żadnej dziewczyny.

Wzniosłam oczy ku niebu.

 - Naprawdę wszyscy jesteście tacy konserwatywni w tym waszym Rhye?

Nie było jednak czasu na wyjaśnienia, ponieważ stanęliśmy przed drzwiami Sali jadalnej.

 - Muszę już iść - powiedział Aren.

Skinęłam głową, na pożegnanie wymieniliśmy się, jak zwykle zbyt długim spojrzeniem w oczy.

**❄️🔥❄️**

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro