Rozdział 24 - Za dużo wina...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***długi 5143 słowa

Gdy Aren zniknął w jednym z korytarzy ogarnęło mnie poczucie ogromnego zmęczenia. Korciło mnie aby wrócić do pokoju, w którym spałam, byłam jednak pewna, że tam nie trafię.

Wzięłam więc głęboki wdech i weszłam do pomieszczenia jadalnego. Pewnym krokiem skierowałam się nie ku miejscu, gdzie wcześniej siedzieliśmy z Arenem, i gdzie być może nadal znajdował się Fiorin, lecz tam, gdzie ostatnio widziałam Samira. Liczyłam na to, że nikt nie usiadł dotąd na pustym miejscu Gryfina.

Na szczęście nie pomyliłam się, w sali pozostało już stosunkowo mało osób, wśród nich był mój najmłodszy kompan i jego nowa znajoma. Krzesło obok chłopaka było puste. Usiadłam na nim z rozmachem i uśmiechnęłam się do Samira.

- Witaj drogi Samirze, jak tam upływa ci pobyt w Zamarzniętym Jarze? - celowo zignorowałam obecność jego towarzyszki.

Samir wzruszył ramionami i odpowiedział:

- Dobrze, ale to raczej ja powinienem zapytać ciebie o twoje samopoczucie?

- Jak widać czuję się świetnie.

Nie była to do końca prawda, lecz użalanie się nad sobą nie leżało w mojej naturze. Uświadomiłam sobie, że ostatni raz widziałam Samira gdy wyszłam z przerębla ratując Larę, a przynajmniej tyle pamiętałam.

Obrzuciłam jego i starszą kobietę niezbyt miłymi słowami, pomimo tego, że mi pomogli. Samir wydawał się teraz lekko zmieszany, a może nawet smutny. Przeszło mi przez myśl, że może mieć mi za złe moje zachowanie. Nie mogłam przypomnieć sobie jakiego zwrotu użyłam, aczkolwiek byłam wprost pewna, że mnie często nazywano dużo gorzej, a jakoś nie zamartwiałam się tym przez cały kolejny dzień.

Musiało chodzić o coś innego. Postanowiłam więc zapytać wprost.

- Coś się stało, bo masz nie za tęgą minę?

Samir stał się jeszcze bardziej skonsternowany. Wahał się przez chwilę, po czym zdecydował przemówić:

- Widzisz Nadio, to przez Arena. Gdy przybyli nad jezioro, dłuższą chwilę po nas, ty byłaś już nieprzytomna, a ja wyjaśniłem im co się wydarzyło. Strasznie mnie zrugał. Był wściekły, że pozwoliłem ci wejść pod lód. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem go tak rozzłoszczonego. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, jednak jego upomnienie dało mi do myślenia. Gdyby zdarzenia potoczyły się inaczej...

- Samirze, to niedorzeczne, nie miej żadnych wyrzutów sumienia, ani pretensji do siebie w związku z tym co się stało. To była moja decyzja, ty i tak nie miałbyś na nią żadnego wpływu, nawet gdybyś chciał. Z drugiej strony, po części cię rozumiem, ponieważ gdybyś to ty zdecydował się wejść do przerębla, z pewnością zrobiłabym wszystko aby cię powstrzymać. Wiem na co mogę sobie pozwolić. Ponad to, powiedzmy, że mam pewne doświadczenia w pływaniu w lodowatej wodzie. No i była lina, którą wy trzymaliście.... zresztą, nie widzę potrzeby rozmawiania dalej o tym. Powiedz mi lepiej, dlaczego to zamczysko ma tyle niepotrzebnych korytarzy i czy każdy zamek w krainie Sześciu Królestw jest tak podstępnie zbudowany? - postanowiłam jak najszybciej zmienić temat.

Samir najwyraźniej również nie chciał kontynuować rozmowy o zdarzeniach nad Zamarzniętym Jeziorem Katataris, ponieważ zaczął żywo udzielać odpowiedzi na moje pytanie:

- Zamek w Zamarzniętym Jarze posiada wyjątkowo skomplikowany labirynt korytarzy, zbudowany po to aby mógł w pewien sposób sam się bronić. Jak wiesz, Zamarznięty Jar to największe skupisko kopalni diamentów i innych cennych kamieni w całym Rhye, dlatego zawsze stanowił cel licznych ataków. Warunki są tu surowe, nie pozwalają na uprawę pół czy roślin, władcy Jaru nie mogli, więc pozwolić sobie na utrzymywanie licznego garnizonu. Labirynt korytarzy ma chronić skarbiec, w którym przechowywane są cenne kruszce, tak by wróg nie mógł tam dotrzeć, a także rodzinę władców Jaru na wypadek ataku. Niektóre ścieżki prowadzą do skarbca, inne do specjalnych schronów, ponoć są nawet takie, którymi można opuścić zamek i przedostać się na drugą stronę Zamarzniętych Gór. Korytarze mają tak skomplikowany układ, że nie znając dokładnej drogi nie ma możliwości odnalezienia się w nich. Ponad to niektórych przejść strzegą zaklęcia maskujące, tak że jeśli nieproszony gość zapuści się do serca labiryntu już nigdy stamtąd nie wyjdzie, bo po prostu nie zobaczy wyjść prowadzących na zewnątrz.

- Tak, po części się o tym przekonałam - pokiwałam w zamyśleniu głową - gdy zgubiłam się tam dziś rano. Czyli jeśli ktoś nie wie jak wyjść z labiryntu zostanie tam na zawsze i umrze z głodu.

- Niekoniecznie z głodu - powiedział Samir - w częściach bliżej skarbca znajdują się liczne, śmiertelne pułapki..

- Aha... dobrze wiedzieć.. - może jednak miałam szczęście spotykając Fiorina w labiryncie, a nie fatalnego pecha, jak sądziłam dotychczas - a ty umiesz poruszać się po labiryncie?

- Nie, nie - Samir od razu zaprzeczył - nawet nie próbowałem się tam zapuszczać.

- Ja też zamierzam go unikać... Aren natomiast musi znać go doskonale?

- Tak, ponoć często tu przyjeżdżał w dzieciństwie.

Uznałam, że stąd pewnie zna księżniczkę i Fiorina. Niestety, gdy pomyślałam o tym drugim, kątem oka zobaczyłam, że zbliża się do nas.

- W naszym zamku też jest taki labirynt, ale dużo mniejszy, po nim potrafię się poruszać, chociaż jeśli nie muszę, raczej nie wchodzę tam sam.

Chciałam zapytać Samira co ma na myśli mówiąc „naszym zamku" ale Fiorin był już całkiem blisko, spytałam więc o coś innego:

- Myślisz że Arena długo nie będzie?

- Myślę że tak- odparł z przekonaniem Samir.

Zaczęłam kalkulować - wydarzenia nad jeziorem musiały mieć miejsce ok południa, droga od jeziora do zamku zajmuje maksymalnie trzydzieści minut, przybywając tu wczoraj mieli całe popołudnie i wieczór na rozmowy z księżniczką.

Było to, w moim mniemaniu, dużo czasu. Dlaczego dziś potrzebne było drugie tyle? Podzieliłam się z Samirem swoimi wątpliwościami, na co on odrzekł:

- Aren wczoraj nie chciał rozmawiać z Emirą. W zasadzie z nikim nie rozmawiał.

- Dlaczego? - zapytałam szczerze zdziwiona.

- Był zbyt zdenerwowany, przejmował się twoim stanem, większość czasu spędził w komnacie, w której spałaś, czekał aż się ockniesz, albo sprawdzał czy żyjesz, nie wiem.

Nie zdążyłam nic powiedzieć, ani nawet zastanowić się nad jego słowami, ponieważ przysiadł się do nas, a może raczej do mnie, Fiorin.

- O nie - jęknęłam tylko. Samir nie wiedział jeszcze co nas teraz czeka.

- Niewiele brakowało, a poczułbym się urażony. Myślę, że jako swojemu wybawcy powinnaś poświęcić mi więcej atencji - zaczął swoją tyradę Fiorin, a był to dopiero początek - teraz gdy nasz wspaniały Aren cię opuścił możemy wreszcie zająć się sobą. - Fiorin cały czas szczerzył zęby w uśmiechu - do wieczora mamy tyle czasu, że na pewno zdołam cię przekonać o tym, że to jednak ze mną powinnaś wiązać swoją przyszłość. Uwierz mi, wiem co mówię.

Zaczęłam zdawać sobie sprawę z tego, że raczej nie pozbędę się Fiorina przez najbliższych kilka godzin - po pierwsze nie znałam nikogo z tu obecnych do kogo mogłabym dołączyć, poza tym, o czym uprzedził mnie Aren ludzie mogli stronić ode mnie, ze względu na głupie zabobony dotyczące rzekomej klątwy jeziora. Po drugie, gdybym chciała wrócić do swojej komnaty, o zaprowadzenie mnie tam musiałabym poprosić Fiorina, co było wyjątkowo kiepskim pomysłem. Po trzecie, nie zanosiło się na to aby on sam zdecydował się ode mnie odczepić.

Jedyne co mi pozostało to spróbować jakoś przetrwać. I wtedy mój wzrok padł na stojący przede mną pusty kielich...

- Wiecie co, zmieniłam zdanie na temat picia wina - mówiąc to sięgnęłam po karafkę i wlałam miodowo-opalizujący płyn do kielicha, z którego następnie upiłam spory łyk.

Fiorin prawdopodobnie tylko na to czekał. Szczerze nie przepadałam za alkoholem. Smak wina byłam w stanie tolerować. Ten trunek jednak, ku memu zaskoczeniu okazał się wyjątkowo smaczny.

- Mam przeczucie, że będzie to niezapomniany wieczór, pierwszy naszej długiej znajomości. - Unosił się Fiorin.

Upiłam kolejny łyk. Nie byłam przyzwyczajona do picia alkoholu, niedawny stan hipotermii również nie sprzyjał mojej odporności na jego działanie, dlatego już po dwóch łykach poczułam lekki szum w głowie.

- Jeśli mamy się lepiej poznać musiałabyś opowiedzieć mi coś więcej o sobie. Co prawda twoja uroda i wdzięk wystarczają, aby przekonać mnie co do tego, że będziemy do siebie pasować - ciągnął dalej Fiorin, ja natomiast przechyliłam kielich po raz trzeci wypijając jego zawartość do dna.

Przestałam słuchać monologu mojego sąsiada. Rozluźniłam się i nie zastanawiałam już więcej nad tym, co wypada mówić wysoko urodzonym osobom, a co nie. Zwróciłam się więc do Fiorina dość bezpośrednio:

- Fiorinie, przestań, mam dość słuchania tych bzdur, czy chociaż przez ułamek sekundy kiedykolwiek w swoim życiu byłeś przekonany o tym, że wygadując do jakiejkolwiek kobiety takie głupstwa zdobędziesz jej przychylność?

Pierwszy raz od kiedy przysiadł się do mnie spojrzałam mu w oczy, pierwszy raz też wydał się zbity z tropu. Kontynuowałam:

-  Jeśli mamy spędzić razem resztę dnia proszę zacznij traktować mnie jak istotę myślącą, a nie jak pozbawioną rozumu wegetatywną formę, reagująca tylko na komplementy - kończąc swoją wypowiedz uniesionym głosem zorientowałam się, że słucha mnie nie tylko mężczyzna, do którego bezpośrednio kierowałam moje słowa, ale też Samir, jego towarzyszka, oraz jeszcze kilka siedzących w pobliżu osób. Nie zmieszałam się specjalnie.

Fiorin odchrząknął po czym powiedział:

- Rozumiem, spróbujmy więc od nowa.

- Świetnie - odparłam, po czym sięgnęłam po karafkę by drugi raz napełnić mój kielich, tym razem tylko do połowy.

Samir szturchnął mnie lekko i powiedział półgłosem.

- Nadio, nie sądzę aby był to dobry pomysł.. możesz być jeszcze osłabiona wydarzeniami...

Nie dałam mu skończyć.

- Daj spokój Samirze, jestem dorosła, wiem co robię, jeśli nie zabiły mnie lodowate wody Katataris, trochę wina również mi nie zaszkodzi - po czym na raz opróżniłam kielich.

Nie zanosiło się na to abym musiała z kimś walczyć przebywając w bezpiecznym zamku, nikt z tu obecnych nie powinien próbować mnie skrzywdzić, po tym jak uratowałam syna ich zwierzchniczki. Mogłam więc pozwolić sobie na drobne odstępstwo od moich restrykcyjnych zasad.

Coraz bardziej szumiało mi w głowie. Wstałam z krzesła. Tigi drzemiącą za nim aż podskoczyła, prawie zmiażdżyłam jej ogon.

- Dobrze - powiedziałam do moich towarzyszy - myślę, że najwyższy czas na spacer po ogrodzie, nie lubię zbyt długo siedzieć w jednym miejscu.

- Jeśli pozwolisz chętnie cię oprowadzę - powiedział Fiorin.

- Wreszcie przemawiasz jak człowiek, nawet ton masz bardziej ludzki - powiedziałam szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu.

- Pójdę z wami - powiedział szybko Samir, miał chyba nadzieję, że pozbędzie się swojej towarzyszki. Niestety jego plan spełzł na niczym, ponieważ Fiorin szybko dodał:

- Miriano, nie chcemy zostawiać cię samej, będzie wspaniale jeśli do nas dołączysz.

Dziewczyna, która jak się okazało miała na imię Miriana, bardzo ucieszyła się słysząc tę propozycję i ochoczo wstała od stołu. Nasza czwórka wyszła z sali.

- Prowadź - powiedziałam do Fiorina - nie chciałabym zgubić się w labiryncie korytarzy, szczególnie po tym jak Samir uświadomił mnie, że niektóre z nich są dosłownie zabójcze.

Na szczęście droga do ogrodu była bardzo prosta. Szliśmy korytarzem, który prowadził z sali jadalnej do sali audiencyjnej. Przez chwilę zastanawiałam się czy Aren, Emira i reszta osób biorących udział w rozmowach, których treści nie miałam potrzeby się domyślać, znajdują się teraz właśnie tam.

Od kiedy zniknął, czułam doskwierającą mi pustkę, a zarazem pewną ulgę, spowodowaną tym, że nie targały mną żadne odczucia, z którymi przy nim stale musiałam walczyć, związane jak to sobie tłumaczyłam z łączącym nas czarem.

Drzwi prowadzące do ogrodu wyglądały tak jak jedno z okien. Pomyślałam, że musiałam je przeoczyć idąc tędy po raz pierwszy, niespełna dwie godziny temu.

Gdy stanęliśmy przed wyjściem pojawił się pierwszy problem - dotarło do mnie, że jestem ubrana w dość cienką suknię. Moi kompani o dziwo mieli ze sobą ciepłe okrycia, na które wcześniej nie zwróciłam uwagi. Na zewnątrz z pewnością panował przenikliwy chłód. Wypity przeze mnie alkohol skutecznie mnie rozgrzewał, wiadome było jednak, że były to tylko pozory.

Fiorin szybko zrozumiał moją rozterkę i zaoferował mi swój płaszcz, tłumacząc się tym, że ma na sobie ciepła koszulę i wełniany wams, więc w przeciwieństwie do mnie nie zmarznie.

Wspomnienie niedawnego uczucia chłodu, które prawie zmroziło mnie do szpiku kości sprawiło, że chętnie przyjęłam propozycje i otuliłam się szczelnie jego płaszczem. Wyszliśmy na zewnątrz. Fala zimna uderzyła we mnie, nie była jednak tak intensywna i natarczywa jak ta, którą poczułam wchodząc do wód Katataris.

Piękny widok jaki roztoczył się przed nami sprawił, że przestałam przejmować się niską temperaturą. Ogród był bardzo przestronny, cały z wyjątkiem białych ścieżek zarośnięty płożącymi się liśćmi i łodygami o szmaragdowej barwie, należącymi do kwiatów Xann. Gdzieniegdzie rosły drzewa o niskich, krępych pniach oraz rozłożystych koronach, na których o dziwo znajdowały się liście. Ogród nie był przysypany śniegiem, a raczej przyprószony szronem.

W centrum ogrodu znajdowała się fontanna. Odruchowo zaczęłam iść ku niej. Szłam jako pierwsza, nie zważając specjalnie na moich kompanów. Ogród jako całość prezentował się pięknie, najbardziej imponujące w nim były same kwiaty Xann. Przypominały trochę kwiaty orchidei, ale były dużo większe, a ich płatki grubsze. Jako jedyne kwitły tylko przy ujemnej temperaturze. Niektóre z nich, te na których zamarzła woda, wyglądały jakby wykonane były ze szkła. Wszystkie natomiast bardziej przywodziły na myśl rzeźby stworzone z największym kunsztem przez wybitnie utalentowanego artystę, niż dzieło przyrody. Były żywym dowodem na to, że to natura jest najświetniejszym stwórcą.

Doszłam do fontanny i przysiadłam na jej brzegu. Fiorin przyszedł chwilę później i zajął miejsce obok mnie. Samir i Miriana poruszali się wolniej podziwiając otoczenie. Znajdowali się w połowie alejki.

O ile sala audiencyjna pomimo swojej niepodważalnej wspaniałości nie wywarła na mnie większego wrażenia, o tyle ogród podziwiałam ze szczerą fascynacją.

- Widziałaś wcześniej kwiaty Xann? - zapytał Fiorin.

- Wczoraj, tylko przez chwilę - odparłam - moja przyjaciółka opowiadała mi o nich, ponoć królowa Tizaris trzyma część swojego pałacu pod wpływem czaru mrozu tylko po to, by móc podziwiać kwitnące kwiaty Xann - tak przynajmniej twierdziła Camilla - teraz przestałam wątpić, że to prawda, a ponad to wcale jej się nie dziwię. Gdybym posiadała tak potężną moc jak Królowa Magów, kto wie czy nie poszłabym w jej ślady.

- Ciekawe, nigdy o tym nie słyszałem - powiedział Fiorin.

Mimowolnie pomyślałam, że od Arena usłyszałabym pewnie, że o tym czytał.

- W waszej części świata nie specjalnie interesujecie się magią - odparłam tylko.

- A ty z jakiej części świata pochodzisz? Bo ja o sobie już ci opowiedziałem.

Zawahałam się.

- Z ostatnich ludzkich osad, które znajdowały się na Ziemi Wilków, jeszcze w sporej odległości na zachód od Greme.

Fiorin uniósł brwi.

- Teraz rozumiem, dlaczego tak się wyróżniasz.

- Wyróżniam? - zdziwiłam się.

- No tak, po prostu wyglądasz inaczej niż większość mieszkańców Rhye, a na pewno Ziem Centralnych. Szczerze mówiąc nie widziałem nigdy osoby podobnej do ciebie, dlatego wywarłaś na mnie aż takie wrażenie.

Spojrzałam na niego pytająco, a on kontynuował.

- Masz ciemniejszą karnację, oczy, niespotykany kolor włosów, delikatniejsze rysy twarzy, nie zwróciłaś na to uwagi?

Pomyślałam, że Fiorin nie prawi mi teraz komplementów tylko stwierdza fakty.

Może miał trochę racji? Dziewczęta mieszkające na wyspie pochodziły z bardzo różnych części Rhye, dlatego nie dziwiła nas swoista mozaika naszych powierzchowności. Każda była inna, czasem niektóre z nas miały wspólne cechy, ale na pewno nie można było powiedzieć, że jesteśmy jednolite.

- Pamiętaj, że ludzi zawsze pociągają przeciwieństwa - kontynuował, a ja znowu pomyślałam o Arenie.

Jego błękitne oczy, moje ciemno-brązowe, jego złote włosy, moje ciemno kasztanowe. Tak samo księżniczka Emira i jej mąż - ona jasna niczym śnieg, on przystojny brunet, o ciemnych oczach.

Przyjrzałam się teraz Fiorinowi. Nie mogłam zaprzeczyć, że był przystojnym mężczyzną. Nie był oczywiście tak zjawiskowy jak Aren, ale na pewno spodobałby się większości kobiet. Miał duże przyciągające zielone oczy, włosy o wyjątkowym, miedzianym odcieniu, dość ostre męskie, ale bardzo regularne rysy twarzy. Jego usta były wąskie ale nadrabiał to czarującym uśmiechem. Tak, na pewno można było się w nim zauroczyć.

Spostrzegł chyba, że bacznie mu się przyglądam bo zaśmiał się i powiedział:

- Czyżbyś zaczynała dostrzegać moje atuty?

- Daj spokój, nie zaczynaj od nowa.

Alkohol, który wypiłam najpewniej osiągnął najwyższe stężenie w mojej krwi. Czułam się całkiem błogo, gdybym zamknęła oczy pewnie kręciłoby mi się w głowie, wolałam jednak tego nie sprawdzać.

- To prawda, że spotkałaś Arena i resztę jego kompanów przypadkowo? - zapytał Fiorin wyrywając mnie z zamyślenia.

- Tak, to był czysty zbieg okoliczności.

- W jakim celu zmierzasz to Rhye?

- Powiedzmy, że muszę coś stamtąd przywieźć do domu, o ile to znajdę - liczyłam na to, że takie wytłumaczenie mu wystarczy i nie będzie dopytywać o szczegóły, zresztą nie powiedziałabym mu nic więcej.

- Jak długo planujesz tam zostać?

- Jak najkrócej, ale obawiam się, że będzie to trochę trwało. - Po chwili zreflektowałam się - zresztą czemu mnie tak wypytujesz? Skąd właściwie wiesz jak spotkałam Arena, Samira, Kajla i Gryfina, oraz o tym, że zmierzam do stolicy Rhye?

- Rozmawiałem z Arenem niedługo przed tym jak znalazłem ciebie w labiryncie. O waszej podroży i o tym co stało się na Zamarzniętym Jeziorze. Swoją drogą intrygująca z ciebie osoba.

Spojrzałam na niego pytająco.

- No wiesz, pod względem wyglądu, zachowania, tego co potrafisz, trudno się dziwić, że wpadłaś Arenowi w oko.

Zapatrzyłam się na fontannę, siedzieliśmy przy niej dłuższą chwilę, ale dopiero teraz przyjrzałam się jej lepiej, wcześniej skupiając uwagę na kwiatach Xann.

Fontanna składała się z misy w kształcie koła, na której brzegu usiedliśmy. Z jej środka wystawał kamienny walec, z którego tryskała woda. Sama kamienna konstrukcja byłaby bardzo prosta, gdyby nie lód jaki ją obrastał. Część rozchlapującej się wody zamarzła tworząc fantazyjną lodową rzeźbę.

- To zabawne - przerwałam mu - bo on powiedział dziś to samo o tobie.

Fiorin zamyślił się na chwilę.

- Z tą jednak różnicą, że ja nie mam takich zobowiązań w stosunku do żadnej kobiety, jak on wobec Neiry.

- Neiry? - zapytałam obojętnie, wciąż śledząc układ lodowych sopli, które w tej niesamowitej kompozycji zarówno zwisały w dół jak i wystrzeliwały ku górze.

- Ach, nie wspominał ci o niej? - Fiorin jakby udał zaskoczenie - ojcowie Arena i Neiry od zawsze planowali ich ślub, aby złączyć swoje rody, w zasadzie są narzeczeństwem od kołyski.

Słysząc to poczułam się jakbym znowu wpadła w toń Katataris. Moją pierś przepełniła nieprzyjemnie kłująca mieszanka doznań takich jak żal, zazdrość, złość i rozczarowanie. Było to dla mnie niespotykane odczucie, ponieważ żyjąc na wyspie nigdy nie byłam o nic zazdrosna, owszem zdarzało nam się rywalizować o względy koleżanek czy niektórych starszych sióstr, ale były to raczej dziecięce wybryki.

Zganiłam siebie - zresztą czemu miałabym być zazdrosna? Nie wiązałam z Arenem swojej przyszłości, a wiadome było, że nie spędzi reszty życia sam.

Fiorin kontynuował nie zważając, lub nie zdając sobie sprawy z moich odczuć.

- Moja rodzina jest wysoko sytuowana, ale gdybym zechciał związać się ze zwykłą dziewczyną mógłbym to zrobić o ile byłaby, powiedzmy wyjątkowo ujmująca. W przypadku Arena z oczywistych przyczyn to w ogóle nie wchodzi w grę.

Zdążyłam się już domyślić, że Aren musiał być jakimś wybitnie ważnym księciem Rhye. Wiedziałam jakie są zasady dobierania współmałżonków w wyższych sferach tej krainy, chociażby od Dereka. Wiedziałam, że i tak się rozstaniemy po dotarciu do stolicy. Pomimo tego poczułam się tak źle, że jedyne czego teraz pragnęłam to obudzić się w swoim pokoju, na Wyspie i stwierdzić, że wszystko co wydarzyło się w ostatnim czasie, łącznie z użyciem czaru dysocjacji i moją nieudaną misją, było tylko jednym wielkim koszmarem, który przeminął, a ja jestem nadal dumną i szczęśliwą wojowniczką Dżan, pełniącą swoje obowiązki. Ku swemu przerażeniu stwierdziłam, że do oczu napłynęły mi łzy.

Usłyszałam głos Samira.

- Nadio, wszystko w porządku? Wyglądasz jakoś nieswojo - był wyraźnie zaniepokojony. Właśnie podeszli do nas z Mirianą.

- Dziękuje Samirze - starałam się nadać swojemu głosowi jak najbardziej neutralny ton - chyba zrobiło mi się zimno, ten ogród jest zachwycająco piękny, ale wracajmy lepiej do środka.

Moi towarzysze zgodzili się ze mną i ruszyliśmy w kierunku drzwi. W drodze powrotnej prawie cały czas milczałam. Fiorin również się nie odzywał, tylko Miriana radośnie trajkotała gdzieś za nami. Przez chwilę zastanawiałam się kiedy i czy dotrze do niej, że Samir pozostaje nieczuły na kobiece wdzięki, a jedyne czego oczekuje od płci przeciwnej to zrozumienie i inteligentna rozmowa na poziomie.

Idąc długim, jasnym korytarzem Zaczęłam czuć złość na Arena, za wszystkie jego aluzje, chwile gdy zbliżał się do mnie, rzekomo martwił i przestrzegał. Za to, że oferował mi gościnę w swoim domu i na każdym kroku starał się być blisko mnie.

Na co była mu ta głupia gra skoro w Rhye czekała na niego narzeczona? Jakaś złośliwa część mojego rozumu zadała to samo pytanie mnie - na co mi ona była, skoro i tak po znalezieniu monety zamierzałam wrócić na Wyspę, o ile zdążę to zrobić, bo sprawy komplikował jeszcze czar dysocjacji.

Komplikował lub nie, rozważałam dalej, można było spojrzeć na to inaczej. Sprawa była jasna, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności, mnie i Arena nie mogło połączyć nic. Przeznaczone nam były drogi idące w całkiem przeciwnych kierunkach. Musiałam koniecznie odsunąć się od niego.

Gdy weszliśmy do sali, opadłam ciężko na krzesło. Teraz nie było tu już nikogo. Stoły stały puste, posprzątano wszystkie półmiski z jedzeniem, talerze i sztućce. W kominku palił się ogień. Fiorin podszedł do mnie z karafką wina i dwoma kielichami. Nie miałam pojęcia skąd je wziął, jednak nie obchodziło mnie to.

Jeszcze jeden kielich wina na pewno mi nie zaszkodzi. „Nic tak nie motywuje do życia, jak świadomość rychłej śmierci" - skoro pozostało mi niewiele czasu, czemu miałabym sobie żałować i nie spróbować żyć inaczej niż dotychczas? Szczególnie, że do mojego dotychczasowego życia i tak nie mogłam wrócić. Dlatego gdy Fiorin napełniał kieliszki nie oponowałam.

Po chwili dołączyli do nas Samir i Miriana. Samir patrzył na mnie z nieskrywaną obawą, zignorowałam jednak jego spojrzenie. Widząc ich, Fiorin wstał by po chwili wrócić z jeszcze dwoma kielichami, do których nalał wina. Przesunął je w kierunku Samira i Miriany. O ile Samir patrzył na trunek dość nieufnie, o tyle Miriana chętnie upiła łyk. Poszłam w jej ślady.

- Porozmawiajmy o czymś niefrasobliwym, nie chciałabym dzisiaj zaprzątać sobie głowy moimi problemami, ani tym bardziej trudną sytuacją Rhye - powiedziałam, ku memu zaskoczeniu wino zaczynało coraz bardziej mi smakować.

- Fiorinie, skoro przyjechałeś tu dziś, powiedz nam jak minęła ci podróż? Najlepiej opowiedz o czymś śmiesznym co spotkało cię po drodze.

Zważywszy na to gdzie mieszkał Fiorin (na granicy Królestwa Cytadeli i Państwa Callassary) jego opowieść mogłaby mi pomóc dowiedzieć się czegoś o tych terenach, których praktycznie nie znałam. Zdobycie chociaż kilku cennych informacji sprawiłoby, że czas jaki dzielił nas do wieczora nie byłby w moim mniemaniu bezużytecznie stracony.

W istocie jednak musiałam przyznać, że łapałam się każdej okazji byleby tylko odciągnąć moją uwagę od Arena i jego narzeczonej, oraz bólu jaki przeszywał moją klatkę piersiową z każdą myślą o nich.

Fiorin na szczęście podchwycił temat i z chęcią zaczął snuć historię swojej podróży, opisując dość szczegółowo trasę oraz miejsca, w których zatrzymywał się na noclegi.

Oczywiście nie jechał sam, lecz z dwójką swoich towarzyszy. W miarę jak z karafki ubywało trunku, Fiorin przestawał szczędzić nam obscenicznych szczegółów. Ze względu na rosnące w mojej krwi stężenie alkoholu, groteskowe sytuacje jakie opisywał coraz bardziej mnie śmieszyły. Myślę, że Miriana miała podobne odczucia, ponieważ co chwilę obie zanosiłyśmy się niepohamowanym śmiechem. Słuchanie Fiorina było dla mnie ciekawym doświadczeniem również dlatego, że podobne przygody przeżywałam podróżując z siostrami, teraz mogłam zrozumieć męski punkt widzenia niektórych spraw.

Czas mijał szybko, a ja zaczęłam czuć się na prawdę lekko i beztrosko. W pewnym momencie doszłam do wniosku, że w towarzystwie Fiorina czuję się swobodniej niż przy Arenie, ponieważ nie targały mną trudne do pohamowania żądze. Do Fiorina nie czułam kompletnie nic poza rosnącą sympatią. Po którejś z kolei salwie śmiechu, wycierając kącik oka powiedziałam:

- Fiorinie ubawiłeś mnie do łez, jeszcze chwila, a zacznę rozważać dołączenie do was w drodze powrotnej, o ile obiecasz, że wskażesz mi odbicie do stolicy Rhye, a nie podstępnie zaciągniesz do swojego domu.

- Oczywiście - odparł z uśmiechem.

Po opowieści Fiorina głos zabrała Miriana. Jak się okazało przyjechała do Zamarzniętego Jaru z miasta Valloram, gdzie mieszkała. Samir i Fiorin znali to miasto, ponieważ wcześniej zdarzało im się tam bywać. Ja nie, co stwierdziłam na głos. Cała trójka zaczęła przekrzykiwać się w opowiadaniu o miejscach, które powinnam zobaczyć jeśli zatrzymamy się tam w drodze do Rhye.

Nawet Samir mówił z wyraźnym ożywieniem, wydawało mi się, że opróżnił swój kielich z winem, ale mogłam się mylić. Ja wypiłam już chyba pięć albo sześć... straciłam rachubę. Fiorin dwa razy przynosił napełnioną od nowa karafkę.

Minęło sporo czasu, słońce skryło się za górami i na zewnątrz zapadł zmrok. Służący zaczęli znosić zastawę i potrawy na wieczorny posiłek. Do sali stopniowo schodzili się ludzie. Weszła też grupa muzykantów.

Nie miałam ochoty na jedzenie. Wcześniej zjadłam bardzo dużo, a póki co mój żołądek wypełniało wino.. Tigi za to chętnie częstowała się tym, co rzucali jej Fiorin, Samir i Miriana. Muzykanci zaczęli grać.

Po kolacji, która w moim przypadku składała się z kielicha wina, postanowiliśmy przenieść się na sofy stojące wokół kominka.

Gdy wstałam z krzesła zakręciło mi się w głowie tak bardzo, że musiałam oprzeć się o stół aby nie upaść. Pomyślałam, że chyba powinnam zaprzestać picia alkoholu, przynajmniej na jakiś czas.

Fiorin zaśmiał się i podszedł do mnie, złapał mnie pod rękę, tym razem nie sprzeciwiałam się. Oczywiście mogłam iść sama gdy mocno się na tym skupiałam, ale z nim u boku było mi znacznie łatwiej. Zdążyłam go polubić, wszelkie uprzedzenia znikały z każdym kolejnym kieliszkiem trunku. Początek naszej znajomości był bardzo niefortunny ze względu na jego nadgorliwość. Na szczęście po mojej sugestii z przed paru godzin, aby zmienił swoje nastawienie co do mnie, okazało się, że Fiorin był całkiem interesującym kompanem.

Zaczęłam na poważnie zastanawiać się nad tym, czy nie dołączyć do niego w drodze do stolicy Rhye, szczególnie po tym co powiedział mi na temat życiowych planów Arena. Prędzej czy później i tak będę musiała rozstać się z moim złotowłosym towarzyszem. Może lepiej aby zdarzyło się to prędzej, choć biorąc pod uwagę jak daleko zaszła nasza znajomość i tak było już późno...

Usiedliśmy na sofach. Fiorin zajął miejsce bardzo blisko mnie. Z zadowoleniem stwierdziłam, że przy nim nie odczuwam żadnej żądzy, mrowienia, dreszczy, przyspieszonego bicia serca, czy jakichkolwiek innych doznań towarzyszących moim zbliżeniom z Arenem. Od ognia płonącego w kominku biło przyjemne ciepło, chociaż wypity alkohol wystarczająco ogrzewał mnie od środka.

- Wina? - zapytał mój towarzysz.

- Nie dziękuję, chyba muszę zrobić sobie przerwę - odparłam, wykonując w powietrzu przeczący gest dłonią.

- Ojej - Fiorin udał, że bardzo się przejął - niedobrze, jeszcze chwila i mogę zostać oskarżony o to, że podstępnie cię upiłem. Wiesz co jest najlepsze żeby szybko wytrzeźwieć? Taniec - dokończył sam, nie czekając na moją odpowiedź, po czym tak samo nie czekając na moją zgodę wstał i pociągnął mnie za sobą.

Nie zdążyłam zaoponować, impet z jakim zerwał mnie z miejsca sprawił, że wpadłam wprost w jego ramiona. Odciągnął mnie trochę dalej, w miejsce gdzie nie stały żadne stoły, krzesła ani ławy.

- Nie sądzę, aby był to dobry pomysł - próbowałam się bronić, ale Fiorin tylko się zaśmiał.

- Nie masz się czego obawiać, zaraz złapiesz rytm, jestem świetnym tancerzem, poprowadzę cię.

Przepadałam za tańcem, ale niekoniecznie w parach i po spożyciu nadmiernej ilości alkoholu... właściwie drugi raz w życiu tańczyłam z mężczyzną. Nie czułam się jednak specjalnie skrępowana, ponieważ byłam zbyt odurzona winem.

Po kilku nieudanych krokach, gdy bezładnie wpadaliśmy na siebie, co kończyło się wybuchem mojego śmiechu, Fiorin zatrzymał się, przyciągnął mnie do siebie, tak, że nie dzieliła nas już żadna odległość, po czym powiedział mi na ucho, abym usłyszała go pomimo głośnej muzyki:

- Rozluźnij się i wsłuchaj w muzykę, daj mi się poprowadzić.

Pomyślałam, że gdybym znalazła się w podobnej sytuacji z Arenem, pewnie zemdlałabym z podniecenia. Teraz nie odczułam zupełnie nic, co niezmiernie mnie cieszyło.

Poszłam za radą Fiorina, pozwoliłam prowadzić się muzyce i mojemu partnerowi. O dziwo nie musiałam znać żadnych konkretnych kroków, nic czego nie potrafiłabym wcześniej, abyśmy w końcu zgrali się w tańcu.

Lekkie ściśnięcie jego dłoni wystarczyło abym wiedziała, w którym momencie się obrócić, zrobić krok w prawo czy skręcić w lewo. Płynnie wirowałam w tańcu prowadzona, obracana i dotykana przez Fiorina. Momentami nasze ciała przylegały do siebie tak mocno, że prawdopodobnie patrząc na nas z boku można by stwierdzić, że przekroczyliśmy granice przyzwoitości. Dla mnie jednak nasz taniec nie miał żadnego podtekstu erotycznego, po prostu beztrosko się bawiłam wierząc, że Fiorin ma takie same odczucia jak ja.

Tańczyliśmy już dłuższą chwile i zdążyłam się zmęczyć. Bardzo kręciło mi się w głowie, zarówno od tańca jak i od wypitego alkoholu. Chciałam usiąść na sofie aby odpocząć. Muzykanci w tej chwili zaczęli grać bardzo skoczną i chwytliwą melodie o tytule „Taniec trzech księżyców".

Gdy się zatrzymałam, Fiorin powiedział:

- Proszę, zatańcz ze mną jeszcze ten jeden taniec, to jedna z moich ulubionych melodii. Teraz pokażę ci co potrafię, później uwolnię cię od siebie, przynajmniej na jakiś czas.

Zaśmiałam się tylko, co uznał za przyzwolenie, po czym pociągnął mnie na środek sali.

Rzeczywiście, tym razem osiągnęliśmy szczyt naszych możliwości, mijaliśmy się i zbliżaliśmy do siebie płynnie, bezbłędnie wykonując nawet bardziej skomplikowane figury taneczne.

Gdy melodia osiągnęła maksymalne tempo, Fiorin zakręcił mną tak mocno, że kończąc obrót, aby nie upaść musiałam obiema rękami złapać się jego koszuli na piersi, a on podtrzymał mnie kładąc ręce na moich plecach, niewiele nad pośladkami i przyciskając mocno do siebie. Nasze twarze znalazły się naprzeciwko siebie w odległości zaledwie kilku centymetrów. Ja śmiałam się głośno natomiast Fiorin zdawał się skupiać całą swoją uwagę na moich ustach.

W tym momencie wyczułam obecność Arena. Spojrzałam w kierunku, w którym wiedziałam, że się znajduje. Faktycznie był tam i podążał w naszą stronę. Miał poważny wyraz twarzy, co nie umknęło mojej uwadze pomimo znacznego upojenia alkoholowego.

Na tyle ile byłam w stanie, przybrałam obojętną minę. Nie zamierzałam tym razem ulegać jego urokowi, czy tam czarowi, czy czemukolwiek co sprawiało, że czułam do niego niepohamowany pociąg. Nadeszła najwyższa pora, aby z tym skończyć.

Gdy Aren stanął koło nas, Fiorin nie wypuścił mnie ze swoich objęć. Miałam wrażenie, że muzyka przycichła.

- Jak wam poszły poważne rozmowy? - zapytał z uśmiechem Fiorin, nie doczekawszy się jednak odpowiedzi, kontynuował - my jak widzisz, odnaleźliśmy wspólny język. Tak jak przewidywałem, z niektórymi rzeczami, jak choćby przeznaczenie, po prostu nie da się wygrać.

Starałam się ze wszystkich sił nie patrzeć na Arena, było to jednak praktycznie niemożliwe. Nie widziałam go przez kilka godzin, w tym czasie nie potrafiłam odtworzyć w pamięci szczegółów jego twarzy. Teraz gdy stał przede mną jedyne co przychodziło mi do głowy to myśl, że nie jest przystojny lecz po prostu piękny, wprost idealny, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku.

- Tak dobrze się dogadujemy, że Nadia zdecydowała się dołączyć do mnie w swojej dalszej podróży.

Tu mimo wszystko Fiorin za bardzo się zapędził, przerwałam mu więc:

- Fiorinie przesadzasz, nie było tak, zażartowałam tylko ... - musiałam mocno koncentrować się na tym co mówię, aby słowa wypowiadać wyraźnie.

- Nadio przestań się oszukiwać, sądząc po tym jak świetnie dopasowaliśmy się w tańcu, czy możesz wyobrazić sobie jak wspaniałe pasowalibyśmy do siebie w łoż...

- Puść ją - Aren nie pozwolił mu dokończyć wyrazu, jego ton był spokojny lecz zarazem lodowaty i złowrogi, niczym czarna toń Katataris. Fiorin cały czas trzymał mnie blisko siebie, co zaczynało mi przeszkadzać.

- Arenie, daj spokój, jak ty to sobie wyobrażasz? Będziesz żyć z dwiema kobietami...

- Fiorinie dotychczas puszczałem mimo uszu twoje bezczelne słowa ze względu na naszą przyjaźń, ale ty chyba zapomniałeś kim dla ciebie jestem.

Wyszarpnęłam się z rąk Fiorina. Miałam dosyć ich obydwu, Arena za to, że pozwolił mi tak bardzo zbliżyć się do siebie zatajając drobny fakt czekającego go ślubu. Fiorina zaś dlatego, że znów wrócił do swojego irytującego zachowania z pierwszej połowy dnia, pomimo mojej prośby.

- Załatwiajcie sobie swoje sprawy beze mnie, ja muszę wyjść - mówiąc to ruszyłam względnie prostym krokiem w kierunku wyjścia z sali, modląc się przy tym do bogini, abym nie przewróciła się na środku parkietu. Rzeczywiście musiałam udać się za potrzebą, łazienka natomiast znajdowała się przy głównym korytarzu.

*❄️🌩❄️*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro