Rozdział 36 - Więzienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

***krótki 1600 słów

Żelazne drzwi więzienia zatrzasnęły się za nami ze złowieszczym zgrzytem, przypominającym bardziej chichot złośliwej istoty z pogranicza cienia, niż dźwięk wydawany przez metal. Ostatnimi odgłosami jakie doszły do nas z zewnątrz był trzask klucza przekręcanego w zamku oraz kroki odchodzącego strażnika.

Wybrałam kawałek podłogi, który wyglądał na najczystszy, po czym usiadłam. Oparłam się plecami i głową o ścianę i zamknęła oczy.

- Zamierzasz spać? - zwrócił się do mnie Kajl ze złością. Był wyraźnie zdenerwowany.

- Tak, o ile uda mi się zasnąć, tobie radziłabym zrobić to samo. Tak jak ja potrzebujesz odpoczynku.

Istotnie, ubiegłej nocy nie zmrużyliśmy oka. Wraz z Mera, Imeną i Xandrią dopracowywaliśmy szczegóły naszego planu, aż zastał nas świt.

Może postradałam zmysły, ale gdy znaleźliśmy się w kamiennej celi więzienia, w siedzibie Godfryda spłynął na mnie spokój. Oznaczało to bowiem, że udało nam się zrealizować pierwszą część naszego planu. Przeżyliśmy i żadne z nas nie ucierpiało na zdrowiu, nie zostało poddane torturom ani innym formom nękania.

Gdy słońce stanęło w połowie drogi ku najwyższemu punktowi południa, wraz z Kajlem wynurzyliśmy się z labiryntu przejść obozowiska i bez żadnych ogródek zastukaliśmy w drzwi bramy prowadzącej do wnętrza Kamiennej Twierdzy. Zszokowanym strażnikom wytłumaczyliśmy, że jesteśmy wysłannikami Króla Rhye i przybyliśmy, aby wynegocjować uwolnienie Księżniczki Elli za niższą, niż żądana przez Godfryda cenę.

Mężczyźni byli tak zdziwieni, że nie wiedzieli co zrobić. W każdym razie nie zamordowali nas od razu. Na szczęście, (którego jak okazało się później mieliśmy wiele) jeden z nich był na tyle rozważny, że reszcie towarzyszy kazał nas pilnować, sam zaś udał się z informacją o naszym pojawieniu się do Godfryda.

Zanim powrócił minęło sporo czasu. Nie wiem czy potrzebowali go aż tyle na przemyślenie wszelkich możliwości i podjęcie ostatecznej decyzji dotyczącej naszego dalszego losu, czy też Godfryd miał gotowy planów co do przybyszów podobnych do nas, a biedny strażnik musiał długo czekać na audiencję u swojego zwierzchnika, ponieważ ten był zwyczajnie zajęty? W każdym razie wybór samozwańczego władcy Kamiennej Twierdzy bardzo mnie ucieszył. Poprzez tego samego strażnika przesłał nam swoje obwieszczenie.

A mówiło ono mniej więcej tyle, że Godfryd bardzo ubolewa nad, tym jak władza w stolicy Rhye nie bierze na poważnie jego próśb, albowiem wyraźnie podkreślił, że nie zmieni swoich warunków uwolnienia Księżniczki i nie zamierza prowadzić na ich temat negocjacji. Wysyłanie jakichkolwiek delegatów uważa za obrazę. Aby przestrzec przed kolejnymi próbami nawiązania z nim dialogu, rzuci intruzów (czyli nas) na pożarcie swoim bestiom. Wydarzenie to miało umilić jego najbardziej zaufanym poplecznikom wieczorny posiłek dnia, który miał nadejść. Jego świadkiem będzie również sama księżniczka Elia, którą po zdarzeniu zmusi do szczegółowego opisania całej tej sytuacji, łącznie z rozszarpaniem nas przez bestie, w liście, który niezwłocznie wyśle do jej kuzyna, czyli Króla Rhye.

Czas oczekiwania na dalsze postanowienia oraz odczytanie gotowego rozkazu spędziliśmy stojąc otoczeni przez uzbrojonych podwładnych Godfryda. Następnie zaprowadzono nas do jednej z cel więzienia. Jak dotąd, wszystko przebiegło po mojej myśli.

Kajl nerwowo chodził tam i z powrotem. Przypominał teraz uwięzioną bestię, miotająca się po klatce.

- Jak możesz odpoczywać w takich warunkach?

W odpowiedzi wzruszyłam tylko ramionami, więc kontynuował:

- Po prostu zaczynam coraz bardziej wątpić w powodzenie twojego planu, może trzeba było wymyślić coś innego. Teraz jednak jest już za późno aby cokolwiek zmienić...

Odparłam na to ze spokojem, nie otwierając oczu:

- Wiesz, jest takie stare powiedzenie: jeśli masz jakiś problem i potrafisz go rozwiązać, to nie musisz się martwić. Jeśli natomiast na twój problem nie ma sposobu, to tym bardziej nie masz czym się martwić, ponieważ cokolwiek byś zrobił i tak go nie rozwiążesz.

- Mało to pocieszające, zważywszy na to, że jeśli nie rozwiążemy naszego problemu czeka nas śmierć.

- A co tak bardzo trzyma cię przy życiu?

- Co sprawia, że z taką lekkością myślisz o jego zakończeniu? - odpowiedział pytaniem na moje pytanie.

- Nie wiem, chyba za bardzo przywykłam do wiszącej nade mną groźby śmierci - stwierdziłam zgodnie z prawdą.

- A ja nie - powiedział Kajl.

Umilkliśmy oboje.

Kajl odezwał się po chwili

- Nadio, muszę ci cos powiedzieć, tak na wszelki wypadek, gdyby to jednak były ostatnie godziny naszego życia.

- Słucham?

- W momencie naszego rozstania, na szlaku do górskiej strażnicy, gdy tylko odjechałaś, Aren zrozumiał, że popełnił błąd. Właściwie to ani przez chwile nie uwierzył w to, że go zdradziłaś, ale my z Gryfinem za bardzo na niego naciskaliśmy. Nie chciał abyś odeszła, ale my nie pozostawiliśmy mu wyboru.

- Nie obchodzi mnie to - odparłam chłodno. Chciałam dodać, że przecież jest Królem, wie jak narzucić innym swoje zdanie i zmusić ich do posłuszeństwa, ale zostawiłam tę uwagę dla siebie.

- Gdy opuszczałem ich tego dnia o zachodzie słońca, żałował tego co się stało.

- Ja nie.

Kajl ignorował moje słowa i kontynuował:

- Wiem, że gdyby mógł cofnąć czas i zatrzymać cię, zrobiłby to.

Nie wytrzymałam i wybuchłam złością:

- Skąd wiesz? Powiedział ci to? Gdyby chciał, rozkazałby ci przyprowadzić mnie z powrotem.

Kajl zastanawiał się przez kilka sekund zanim przemówił.

- Nie, nie powiedział mi, ale znam go na tyle aby wiedzieć co myśli. Nawet gdyby kazał mi ciebie zawrócić, czy porzuciłabym swój plan zabicia Godfryda, uwolnienia Eli i udowodnienia swojej niewinności?

- Nie. Zresztą co go obchodzi moja osoba. Niebawem ma poślubić Neirę.

- Ma, ale myślę, że tego nie zrobi.

Parsknęłam śmiechem:

- Przedwczoraj powiedziałeś mi, że musi to zrobić.

- Musieć, a zrobić to dwie różne rzeczy. Myśl sobie co chcesz, ale znam go praktycznie od zawsze. Neira nie jest osobą, która do niego pasuje i on doskonale o tym wie.

Miałam ochotę wtrącić, że król wybierając sobie małżonkę niekoniecznie kieruję się kwestią przypasowania, a raczej dobra, w tym wypadku całego Rhye

- Widzisz, Aren od zawsze był kimś innym, wyjątkowym i nie chodziło tu o jego królewskie pochodzenie.

Rozumiałam o co mu chodziło, ponieważ ja również postrzegałam tak jego osobę.

- Jestem od niego starszy o cztery lata, od dziecka mieszkałem w zamku w stolicy Rhye. Można powiedzieć, że przyjaźniliśmy się od kiedy sięgam pamięcią. Jestem przekonany, że od zawsze czegoś lub kogoś mu brakowało. Tej luki nie umiałem zapełnić ja, ani jego rodzice ani nikt inny w jego otoczeniu. Wiem, że nie zrobi tego również Neira.

Poczułam nieprzyjemne ukłucie w okolicy serca. Otworzyłam oczy i wbiłam wzrok w Kajla. Trochę się uspokoił, był zamyślony, nie patrzył w moim kierunku. Nie odezwałam się. Mężczyzna po chwili kontynuował swoją wypowiedź:

- Gdy miał trzy lata, zapadł na nikomu nieznaną chorobę. Zaczął tracić siły i w ciągu kilku tygodni tak bardzo osłabł, że przestał wstawać, jeść, wyglądało na to, że w końcu po prostu przestanie oddychać. Nikt nie potrafił odgadnąć co mu jest, ani co gorsza odnaleźć remedium, które przywróciłoby mu zdrowie. A uwierz mi, że król nie szczędził w środkach aby uratować ukochanego syna. Desperacko poszukiwał diagnozy i skutecznego leku. Przez zamek przewinęli się chyba wszyscy znachorzy, lekarze, czarodzieje wykwalifikowani w medycynie ze wszystkich Sześciu Królestw, a może nawet i z poza nich. Niektórzy twierdzą, że właśnie wtedy Arlon zaczął popadać w szaleństwo. Wmówił sobie i wszystkim wokół, że za chorobę Arena odpowiada podstępna Czarna Magia, a wszystkie czarodziejskie istoty są w zmowie przeciwko niemu. Jak możesz się domyślić jedną z osób, która gorliwie mu w tym przytakiwała był Gryfin.

Aren pewnego dnia zaczął zdrowieć. Tak samo niespodziewanie i niewytłumaczalnie jak wcześniej tracił siły, zaczął je odzyskiwać. Pamiętam to bardzo dobrze, miałem wtedy siedem lat. Ja też przeżywałem jego chorobę. Wszyscy wokół powtarzali, że umrze, a przecież wiele dla mnie znaczył.

Po jakimś czasie całkowicie wyzdrowiał, jego ojciec jednak znienawidził magię i zaczął wykorzeniać ją z Ziem Centralnych. Wtedy też bardzo popsuły się jego stosunki z królową Magów oraz z ówczesną władczynią Ziemi Wilków.

Znów zamknęłam oczy.

- Po co właściwie mi o tym mówisz? - zapytałam.

Kajl wzruszył ramionami:

- Nie wiem, po prostu pomyślałem, że powinnaś o tym wiedzieć.

Oczywiście opowieść Kajla zawierała wiele informacji, które chciałam dogłębnie rozważyć. Nie mogłam jednak rozpraszać się myślami o Arenie. O tym kim mógłby dla mnie być, ani o tym co poczułam i tym bardziej, co stało się między nami w opuszczonej świątyni. Nie mogłam wybiegać w przyszłość zważywszy na to, że moja przyszłość mogła skończyć się jutro.

Jedynym sposobem aby uwolnić się od wszelkich dywagacji było opuszczenie tego miejsca. Tej więziennej celi, w której byliśmy zamknięci. Na szczęście było to możliwe. Nie mogło dokonać tego moje ciało, ale duch tak. Musiał tylko opuścić swoje doczesne więzienie, krępujący go balast, jakim była moja fizyczna postać.

Nauczyłam się oddzielać mojego ducha od ciała w najgorszych dniach mojego życia, aby choć na chwilę oderwać się od fizycznego cierpienia.

Albowiem przebywając poza swoją fizyczna postacią, nie czuje się nic. Jest to stan totalnie obojętny, pozbawiony przyziemnych, cielesnych doznań takich jak ból, cierpienie, radość czy rozkosz. Duchem nie targają żadne emocje, nie liczy się przeszłość ani przyszłość, tylko teraźniejszość.

Przez ostatnie dwa lata rzadko opuszczałam swoje ciało, gdyż nie miałam takiej potrzebny. Teraz jednak nastał dobry moment na bezcielesną podróż. Wierzyłam, że będzie dla mnie odskocznią od nazbyt przytłaczającej rzeczywistości. Poza tym było wczesne popołudnie, do jutrzejszego wieczora zostało jeszcze dużo czasu. I tak nie miałam żadnego innego zajęcia.

Zamknęłam więc oczy i zanurzyłam się głęboko w swoim wnętrzu. Całą zewnętrzną aurę skierowałam ku mojemu duchowi, aby połączyła się z nim w jedną całość. Proces ten wymagał koncentracji i osiągnięcia pełnego skupienia. Gdy udało mi się scalenie mojego duchowego i magicznego pierwiastka, pozostała najtrudniejsza część procesu - oderwanie ich od ciała.

Musiałam wytężyć wszystkie mentalne siły, aby zebrać duchową materię z całego organizmu, a następnie opuścić go prawie tak jak życie wychodzi z niego z ostatnim oddechem i ostatnim uderzeniem serca, z tą różnicą, że moje płuca dalej pobierały tlen, a serce dalej biło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro