Okłam mnie jeszcze ten jeden raz

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rok 1933 wybór na kanclerza Niemiec niejakiego Adolfa Hitlera, wtedy byli mali nie rozumieli tego, jednak już 6 lat później wszystko stało się jasne. Ten mężczyzna rozpoczął ich własną tragedię, rok 1939 nie przyniósł nic dobrego.

Leżeli obok siebie na łące. Rudy wtulony w tors Zośki, Zośka delikatnie głaszczący jego włosy. Było idealnie, cicho i spokojnie. Chcieli, by tak było zawsze. Pragnęli jedynie miłości, nic więcej. Kto by pomyślał, że ta miłość będzie musiała wytrwać tak wiele?

Ze spleconymi dłońmi, roześmiani udali się do domu Janka, gdy przekroczyli próg mieszkania mogli zauważyć, że stało się coś złego. Tata Rudego siedział w kuchni na krześle, twarz miał schowaną w dłoniach, między palcami znajdował się różaniec, odmawiał zdrowaśki. W tym momencie Janek zrozumiał, że musiało wydarzyć się coś okropnego, spojrzał z niepokojem na swojego rodzica.

Stanisław Bytnar zauważył swojego syna, obok niego stał Zośka, patrzyli na niego z troską. Mężczyznę ogarnął smutek i wzruszenie, oni byli tacy niewinni, niegotowi na wszystko, co miał przynieść czas.

-Tatusiu, co się dzieje? - spytał z niepokojem jego pierworodny.

-Janku, Janeczku musisz wiedzieć, że będzie teraz ciężko, ale damy radę - powiedział dławiącym głosem. Nie potrafił mu powiedzieć wprost prawdy.

-Ale tatusiu co to znaczy? - dociekał młodzieniec.

-Zaczęło się coś strasznego Rudy, wojna się zaczęła - rzekł i z całej siły przytulił do siebie swojego syna.

Zośka spoglądał na tą scenę z wszechogarniającym przerażeniem, zaczął rozumieć powagę sytuacji, od tamtej chwili wszystko miało się zmienić.

Spojrzał na swojego ukochanego wyglądał tak bezbronnie, tak krucho. Zośka, gdyby mógł ukryłby go przed całym światem, niestety to nie było możliwe, a oni musieli zmierzyć się z bolesną teraźniejszością.

****

Kolejna akcja, kolejne groźne działania wobec wroga. Tym razem nie był tam z nimi, nie mógł wspomóc Alka i Rudego. Był chory, mógł jedynie czekać, a to chyba było najgorsze. Sam na sam ze swoimi myślami, nachodziły go złe rzeczy, czarne scenariusze.

Bał się, że jego kochany już nie wróci, że wszystko co mają zostanie zakończone. Wyczerpany chorobą i własnym tokiem myślenia zasnął, obudziły go czyjeś zimne dłonie gładzące jego tors. Delikatnie uchylił powieki i zobaczył swojego Rudego, wyglądał pięknie jak zawsze. Jego oczy świeciły tym charakterystycznym blaskiem, na jego twarzy błąkał się delikatny uśmieszek, to musiało oznaczać tylko jedno, znowu się udało. Zośka naprawdę chciał się powstrzymać, nie chciał go zarazić, ale nie potrafił, musiał chodź na chwilę musnąć te malinowe usta.

Rudy ochoczo pogłębił pocałunek i trochę ich poniosło. Kilkanaście minut później zasnęli wtuleni w siebie. Kolejny ranek, pierwszy obudził się Janek, spojrzał na swojego ukochanego. Wyglądał tak przystojnie, Bytnar mógłby wpatrywać się w niego godzinami, niestety to nie było możliwe, nie teraz. Dzisiaj mieli zaplanowaną kolejną akcję, z bólem serca musiał obudzić swojego Tadeusza.

Szybko zebrali się i wyszli z mieszkania Zośki.

Tamta akcja zapadła im w pamięci do końca życia, gdy już się zbierali nagle zza rogu wyłonił się Niemiec, który wymierzył bronią wprost w pierś Rudego. Wszyscy wstrzymali oddech, a mężczyzna pociągnął za spust. Rudy upadł, z jego klatki piersiowej sączyła się brunatna krew, która idealnie kontrastowała z bielą koszuli.

Zośka poczuł zarówno przerażenie, jak i furię. Bez zastanawienia strzelił do Niemca, który tak niebezpiecznie zranił jego Janeczka. Podszedł do Rudego, nad którym klęczał już Alek, który starał się zatamować krwawienie. Jego ukochany wyglądał tak blado. Zośka bardzo delikatnie wziął go w swoje ramiona i zawiózł do znajomego lekarza. Zaniósł go do gabinetu i wyszedł. Niecierpliwie czekał na wyrok, od którego zależało jego życie.

Miał świadomość, że jeżeli Rudy zginie jego życie nie będzie miało sensu, w końcu to on zawładnął całym jego światem. To on był jego niekończącą się nadzieją, czymś niepokonanym, cudownym wspomnieniem i słodką przyszłością, ich historia nie mogła się tak skończyć, nie teraz. Oni mieli przed sobą jeszcze tyle planów, wspólne mieszkanie, wyjazd nad morze.....

Lekarz wyszedł z miną nietęgą, Zośka przymknął oczy, spodziewał się najgorszego.

-Jego stan jest stabilny, niestety przez utratę tak dużej ilości krwi pacjent zapadł w śpiączkę - taką diagnozę usłyszał Zawadzki.

Niepewnie wszedł do pomieszczenia, w którym znajdowało się jego słoneczko. Wyglądał strasznie, biel jego ciała idealnie kontrastowała z odcieniem przeraźliwego prześcieradła. Rana na piersi była zabandażowana, a on sam wyglądał jakby spał. Zośka niepewnie chwycił go za rękę, była taka zimna, zbliżył ją do swoich ust i delikatnie ucałował.

W myślach odmawiał modlitwy, nic więcej mu nie zostało. Błagał Boga, by nie zabierał mu tego człowieka, którego kochał ponad życie.

Minęły dwa długie dni, podczas których Zośka nie opuścił Rudego choćby na krok. Codziennie szeptał mu do ucha, jak bardzo go kocha i jak mocno pragnie, by się obudził.

Koledzy z harcerstwa, małego sabotażu, rodzina, niemal każdy zamartwiał się stanem Rudego, który dla nich wszystkich znaczył tak wiele.

Trzeciego dnia stało się coś pięknego. Janek obudził się, uchylił  swe powieki i spostrzegł Tadeusza, który spał na jego dłoni, bardzo delikatnie nie wykonując żadnych gwałtownych ruchów drugą dłonią gładził jego włosy i czekał, aż jego Zośka się obudzi.

Nie minęło kilka minut, a Zawadzki zdezorientowany zaczął rozglądać się po pomieszczeniu, już po chwili zauważył, że Rudy otworzył oczy.

Poczuł szczęście rozrywające go od środka, wszelkie obawy zniknęły.

-Rudy obiecaj mi coś - szepnął Zośka.

-Tak Tadziu?

-Już nigdy tak nie ryzykuj, uważaj na siebie. Tak bardzo nie chcę, by coś Ci się stało, nie wytrzymałbym tego. Obiecaj mi! - krzyczał rozpaczliwie ze łzami w oczach.

-Obiecuję Tadziu, obiecuję.

Oboje doskonale wiedzieli, że jest to jedno z tych pięknych kłamstw. To nie był czas na takie słowa, to nie był czas na miłość i uczucia. Liczyła się wolność i walka, ale nie dla nich, to stało na drugim miejscu w tej dziwnej hierarchi.

Pierwsza była miłość, która przetrwała wszystko, nawet śmierć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro