pięć "prawie koniec"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dom wysoki na cztery kondygnacje, z czerwonej cegły, okryty stromym dachem. Balkony z balustradami, które chyba miały być finezyjne, okna w drewnianej ramie (o dziwo bez krat!). Ciężkie, dębowe drzwi. Wygląda raczej na zapuszczony internat niż dom mieszkalny dla wspaniałej, ZSRRowskiej rodziny. Nawet huśtawka na podwórku ma wyryte inicjały (I.B.+R.G.=<3). Dookoła gęsty las, trochę jak w horrorze. Przebywanie tu nocą nie jest raczej zbyt ciekawym pomysłem. Jeszcze jakiś dziwny ruski cię przyuważy, albo, nie to żeby jakiś był, drzewny ekshibicjonista...
Ten dom właśnie stał w płomieniach.
Rosja. Białoruś. Ukraina. Polska. Litwa. Prusy. Węgry.
Stali przed domem robiąc przysłowiowego karpia.
- Mój domek... Mój kochany domek...
Rosja przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy. Nawet Liz zrobiło się go żal i poklepała go po plecach.
- Nie martw się, Ruski- pocieszycielem była Polska- Tylko tobie się podobał.
Szloch Rosji zmusił Litwę do zgromienia wzrokiem przyjaciółki. Taki chłop jak Ivan tonący we łzach to zbyt makabryczny widok.
Białoruś i Ukraina z gigantycznym poker fejsem gapiły się w ogień. To było takie nie fair. One chciały kulturalny rozpiernicz zrobić, a tu im się jakiś pożar wciął. Toż to żałosne.
Pierwsza chwila ogłupienia minęła. Pojawiły się pytania. Kto to zrobił? Dlaczego? Czy dom da się ocalić? I...
- ... Gdzie jest Łocia?!
Braginski przerażony wykręcił się i spojrzał na swój tyłek. Łoci tam nie było, co wykluczało opcję, że został zgnieciony kiedy Rosjanin siedział mu na kolanach.
Brak Raivisa był zastanawiający. Niespokojnie rozejrzeli się naokoło. Został w środku?
Zobaczyli jakiś kształt majaczący koło domu. Przyglądali mu się w napięciu. Jakiś człowiek wyskoczył z okna i biegł w ich stronę. Nie był to jednak Łotwa.
- Estonia...- mruknął Litwa jakoś tak bez przekonania- Jak to dobrze że nic ci się nie stało...
Wyrażające równie dużo emocji pomruki wydobyły się z ust reszty sowieckiej rodzinki. Estończyk łapał oddech.
- Kuchenka…
- Co kuchenka?
- Kuchenka, Łotwa...
- CO Z ŁOTWĄ?!- wydarł się Wania
- Jest... Jest w środku.
Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało jak Rosjanin rzucił się w stronę budynku. Ujrzeli jedynie podnoszący się za nim kurz.
- No to dupa- podsumowała Felicja
Usłyszeli wrzask Gilberta, który chwilę potem rzucił się w przeciwną stronę. Elka nie wiedząc, co powinna zrobić pobiegła za nim. To nagłe poruszenie wywołało spore zamieszanie. Ukraina i Białoruś też gdzieś zniknęły. Estonia razem z nimi.
Toris poprawił bandaż. Na klatce piersiowej czuł ślad po żelazku.
- Musimy ugasić pożar.- powiedział poważnym tonem w stronę Polski
Posłała mu figlarny uśmiech.
- Ty gaś, a ja zaśpiewam piosenkę~
"WTF?"- pomyślał Litwa.

Stanął w ogniu nasz wielki dom
Dym w korytarzach kręci sznury
Jest głęboka, naprawdę czarna noc
Z piwnic płonące uciekają szczury.

Ivan biegł ocierając końcem rękawa łzy spływające po policzkach. Sam już nie wiedział, czy łzawi od dymu, czy może jest tak przerażony obecną sytuacją swojego SEME. Dobiegł do ściany domu i zdał sobie sprawę z pewnej dość istotnej rzeczy. Dom płonie. Tak łatwo się nie dostanie... Co by w takiej sytuacji zrobił Łociek? Na pewno coś bardzo męskiego. Najpierw zerwałby z siebie koszulę, potem przeniósł tu Bajkał swą cudowną mocą i wody ugasiłyby ogień. Nie, wystarczyłoby że zdjąłby tą koszulę. Ogień zgasłby przy tak wspaniałej klacie.
Zdał sobie sprawę że stoi pod płonącym budynkiem i ślini się. Potrząsnął głową i obszedł dom dookoła. Znalazł wejście, do którego ogień jeszcze nie dotarł.
- Trzymaj się, Raivisku...

- Gilbert! GILBERT!
Węgry biegła za albinosem, który zdawał się popaść w jakiś szał. Przeklęła. A mogła sobie siedzieć w Budapeszcie. Jadłaby wyroby czekoladopodobne i narzekała, że tyje. Marudziłaby, że papier toaletowy ma za mało warstw, a Paniczyk jest głupi. A co musi robić? uganiać się za chorym psychicznie prusackim jełopem.
Beilshmidt nagle się zatrzymał, przez co Elka na niego wpadła miotając węgierskimi przekleństwami.
- Co ty robisz, ty...! Ty płaczesz?
W istocie. Policzki Gilberta błyszczały od łez. Węgierka pochyliła się nad nim i ze zdziwieniem otarła krople. Zaszlochał. Aż tak przejął się tym pożarem? Zdawał się być roztrzęsiony... Westchnęła. Kto by pomyślał, że potrafi być taki... Delikatny?
- W-węgry...
- Spokojnie, Gilbert. Wiem. Będzie dobrze.
- Węgry. Las spłonie.
To był tak nagły powrót do rzeczywistości, że aż dała mu w twarz z liścia. Dźwięk dłoni uderzającej o policzek rozniósł się po lesie zaskakująco głośno.
- Do cholery, Gilbert! Ogarnij się!
Wyczołgał się spod niej i zaczął dreptać w kółko.
- Jeszcze nic nie jest stracone...-nie wiadomo, kto był adresatem tych słów- Jeszcze damy radę…
Nie miała pojęcia, jak mają „dać radę". Przecież ogień zaraz przeniesie się na las. Przecież Gilbert nie zacznie…
Rzucił jej łopatę.
- Przesadzamy, Ela!
Jak powiedział, tak zrobił. Rzucił się do ogromnego dębu i z pasją, jakiej pozazdrościłby mu niejeden polski drogowiec, zaczął rozkopywać ziemię dookoła drzewa.
Węgry skwitowała to wymownym pacnięciem w czoło.

- Co ty zrobiłeś?!
- Nic! Kuchenka się zapaliła!
- Nie dość że nam nie pozwoliłeś działać, to jeszcze sam spieprzyłeś sprawę!
- Zamknij się! Jesteś kobietą, wam i tak by nic nie wyszło!
Estonia uchylił się przed uderzeniem ukraińskiej ręki.
Stali gdzieś na skraju lasu przyglądając się płonącemu domowi. Białoruś co chwila zawodziła, że przecież braciszek został w środku, a gwałcenie zwęglonych zwłok nie jest aż takie fajne jakby się zdawać mogło. Ani Eduard ani Olena nie poświęcali jej większej uwagi, więc odeszła kilka kroków dalej.
- Ja przynajmniej miałam plan i się go trzymałam!
- Ja też miałem plan!
- Bomba?! No proszę cię, naoglądałeś się za dużo dennych, amerykańskich filmów!
- One nie są denne!
W ogóle to jak ona śmiała podważać potęgę amerykańskich filmów? W nich czarne charaktery SA zawsze takie seksowne… Ci zwariowani informatycy, ze zmierzwionym włosem. Nieodkryte geniusze. Nikt ich nie rozumiał, widzowie śmiali się z „wariatów". Ale on rozumiał. Rozumiał tą moc. Moc i potęgę zła!
- A ty masz cycki jak melony.- odciął się
Olena zmarszczyła brwi.
- Tak, no i co?
A na to pytanie Ne znał już odpowiedzi, więc po prostu wbił spojrzenie w obiekt swoich drwin.

Dym coraz gęstszy obcy ktoś się wdziera
A my wciśnięci w najdalszy sali kąt
„Tędy!" -wrzeszczy – „Niech was jasna cholera!"
A my nie chcemy uciekać stąd!

A my nie chcemy uciekać stąd!
Krzyczymy w szale wściekłości i pokory
Stanął w ogniu nasz wielki dom!
Dom dla psychicznie i nerwowo chorych!

Taurys mijając Felicję nie mógł oprzeć się wrażeniu, że dziewczyna śpiewa żeby mu nie pomagać. I żeby móc bezpodstawnie przekląć. No ale widząc to radosne spojrzenie, którym raczyła płonący ZSRRowski dom, nie śmiał przerywać. Chociaż nad doborem utworu by polemizował. On bardzo chętnie by uciekł. I ucieknie.
Kiedyś.
A teraz trzeba gasić to cholerstwo, zanim się rozprzestrzeni.
Przez moment po prostu stał jak zwykle, czyli z miną jakby co najmniej wyrywano mu jelita, ale zdecydował się poszukać czegoś, czym można by ugasić pożar. Pobiegł w stronę lasu. Gdzieś tam zobaczył jeszcze Elżbietę wrzeszcząca na Gilberta, który chyba ciągnął korzeń drzewa z niewysłowionym wyrazem triumfu wymalowanym na twarzy. Dobiegł do studni.
Ivan nigdy nie pozwalał im z niej korzystać. Zawsze powtarzał, że nie po to instalował kanalizację, żeby teraz używali czegoś tak przedpotopowego. Bo jeszcze reszta Europy  przypadkiem pomyśli, że coś z nimi nie tak. Jakby już nie myślała.
Torisowi chwilę zajęło zrozumienie skomplikowanej idei studni. Acha. Trzeba wrzucić wiaderko. I wyciągnął kręcąc tą śmieszną korbką. Dobra.
Tak też zrobił. Po chwili w jego dłoniach znajdowało się wiadro z przezroczystą cieczą. Od razu pobiegł w stronę płomieni. Oczywiście po drodze trochę wylał. Najwięcej, kiedy mijał drącą się Polskę. Odwróciła się do niego nagle i popatrzyła na wiadro.
- Co to jest?- zapytała jakoś tak dziwnie podejrzliwie
- Woda- warknął- Śpiewaj sobie, śpiewaj. Ja sam ugaszę, czemu nie. Zawsze było tak, że ja musiałem wszystko robić. Dlaczego tym razem miałoby być inaczej?!
- Ehm, Toris…
- Nie przerywaj! Zawsze tylko Toris to, Toris tamto! Gdybyś powiedziała mi wcześniej o tym, ze jesteś kobietą, może i wszystko wyglądałoby inaczej! A teraz przepraszam, muszę ugasić pożar! Śpiewaj sobie dalej…
Usłyszał jeszcze tylko jej krzyk, a potem zawartość wiaderka poleciała w ogień. Następnym co poczuł było niesamowite gorąco. Gdzieś…
Buchnął ogień.
Felicja rzuciła się na Litwina, któremu zajęły się włosy. Swoja drogą widok nawet całkiem ciekawy. Taki Licia z płonącym łbem… Mimo wszystko natychmiast opanowała płomienie. Laurinaitis gapił się na nią oniemiały i ręką dotknął spalonych kłaków.
- Co to kurwa było?- zapytał tonem, jakby miał się zaraz rozpłakać
Poklepała go po ramieniu.
- Chciałam ci powiedzieć, że z tego wiadra to ja tylko wódę czuję, ale nie słuchałeś. A teraz siądź na dupie i czekaj, ja sprawdzę co z resztą.

To koniec.
Raivis leżał na plecach w salonie. Wpatrywał się w sufit i czuł ciepło. Zbyt dużo ciepła, ze wszystkich stron. Syk ognia, który w tej ciszy wydawał się być tak głośny…
Pomimo tej wszechobecnej suszy i gorąca wiedział, że wygląda zajebiście. I chyba tylko to go trzymało jako-tako na duchu. Ba, nawet jeśli ogień przeżre jego ciało: kości i tak będą ponętne. A po kościach, kiedy zostanie garstka popiołu… Wciąż będzie biszem, nie?
Zaśmiał się i nagle zobaczył jakiś kształt nad sobą.
- I… Ivan?- zapowietrzył się
Rosjanin pochylił się nad nim i położył mu głowę na klatce piersiowej. Wsłuchał się w bicie serca Łotwy.
- Ivan? To naprawdę ty?
Przyszedł po niego. Teraz mogą umrzeć tu razem. Jak Romeo i Julia. A nie, oni chyba jakoś oddzielnie zginęli…. Nieważne. Przyciągnął do siebie Braginskiego i poczuł jak wielkie, słone łzy kapią z fiołkowych oczu. Otarł je. Przynajmniej SĄ razem. Przynajmniej nie ma tu żadnego pedalskiego Polski. Ani udupa Litwy. Ani tej prostytutki, Węgry. Ani tych głupich sióstr. Ani brzydala Prusa, który myśli ze jest taki zajebisty, a zajebistości Łotysza nie dorasta do pięt. Ha! Jeśli Gilbert ma pięć metrów, to Raivis ma piętnaście. I nie ma tu Eduarda, który tylko wydawał się być dzikusem który nie używa prysznica.
Byli tu sami.
Łotewska ręka bez problemu poruszała się po pasku od spodni Rosji. Wsunął ją pod koszulę i przejechał po klatce piersiowej. Odpowiedziało mu ciche westchnienie Ivana, które potraktował jak zachętę. Wargami muskał policzki Rosjanina, po chwili wpił się w usta.
I tak zaraz spłoną.
Seria pocałunków pochłonęła ich obu. Teraz już sami nie wiedzieli, czy jest im gorąco od ognia, czy od bliskości ukochanej osoby. Po chwili pozbyli się zbędnej koszuli Rosji. Teraz mocowali się z paskiem. Kiedy nagle Raivis coś sobie uświadomił.
- Ivan?
- T-tak?
- Jak tu wszedłeś?
- Drzwiami, od kuchni.
- Czyli da się jeszcze stąd uciec?!- wrzasnął
- N-no tak…
- Więc na co czekasz?!
Rosyjka wybuchnął płaczem.
- Nie wiem!
Łotysz zastanowił się, za co on pokochał tego nie całkiem ogarniętego faceta. No ale miłość ślepa jest.
- Spokojnie, będzie dobrze. Wstawaj, wychodzimy.

- Weź ty się w ogóle jakoś ogarnij, no!
Prusak pokręcił głową i dziarsko kopał. W sumie całkiem nieźle mu szło. Spora część korzenia była już odkryta (albo, jak to określił chwilę wcześniej Gilbert podnieconym głosem: naga). W tym tempie może uda mu się przesadzić las przed końcem stulecia. Następnego.
- … to ja idę zobaczyć co z drzewami po drugiej stronie…
To powiedziawszy cofnęła się i ruszyła w stronę błoni Nie było tam nikogo. Nikogo, oprócz Torisa. Litwin przedstawiał obraz nędzy i rozpaczy: siedział okrakiem i gapił się na dom. Cały był obwiązany bandażami, a z przypalonych włosów ulatniał się dym.
- Litwa?
Popatrzył na nią jakoś tak nieobecnie.
- Mmm?
- Ruszyłbyś się i pomógł gasić, a nie czekasz aż ktoś to zrobi za ciebie.
Odpowiedział jej przeciągłym jękiem.
- No jasne…- ni to się zaśmiał, ni to wyszlochał- Zaraz to zrobię. Idź, idź.

Kopać. Kopać. Kopać.
Jeszcze tylko trochę pracy, drzewa będą bezpieczne! A potem przeprowadzimy się gdzieś razem i będziemy zapuszczać korzenie… Gilbert nawet nie chciał myśleć inaczej. Każdy ma prawo do odrobiny szczęścia i zapomnienia, prawda?
Usłyszał szelest gdzieś niedaleko, za krzakami.
- Spokojnie, zaraz się wami zajmę!- krzyknął
Szelest nie ustał, wręcz przeciwnie. Ucieleśnił się. Znaczy, okazało się, że to jednak nie drzewa starają się go pogonić, tylko ktoś w nich buszuje.
- Polska…?
W istocie. Ten słowiański pomiot właśnie wyplątywał się z krzaków. Ubranie mocno poszarpane, brudne… W skołtunionych włosach dużo liści. Gałązek. W tym swoim mundurze wyglądała trochę jak drzewko. Jak młoda sadzonka, całkowicie niewinna. A poza tym, była bardziej ruchliwa niż drzewo. Patrzył na nią z otwartymi ustami.
- Kurważ jego mać!- zaklęła podchodząc do niego- Jakiś szop pracz mnie kurde pogonił, ogarniasz? Szop pracz! I to ruski! Już lepsza by kuna była, czy coś, a tu szop ruski pracz…
Sięgnął ręką i wyjął z jej włosów jedną gałązkę. Zdziwiona spojrzała na niego.
- A ty co…?
Uśmiechnął się.
- Polsko… Jesteś taki…
Nie potrafił znaleźć prawidłowego określenia. Ale po raz pierwszy poczuł do Polaczyny coś więcej niż tylko odrazę. Coś, co dotąd było zarezerwowane tylko dla drzew i Gilbirda.
- … liściasty.
Felicja prawdopodobnie nie zrozumiała aluzji. Nie mogła jej zrozumieć, w końcu nie wiedziała o dzikich fetyszach szwaba. Dlatego też posłała mu pełne niezrozumienia spojrzenie. W ten sam sposób patrzyła po chwili na łopatę.
- Tunel do Niemiec wykopujesz, kartoflu?
Nie zwrócił uwagi na ociekające sarkazmem słowa. Buzię zawsze można zakneblować. A tymczasem… Te ręce były takie patykowate… Te zielone oczy takiego koloru jak bór… Z tymi gałązkami było jej tak do twarzy…
Polska odtrąciła szybko jego dłoń, gdy przejechał palcem po jej policzku. Zmarszczyła brwi.
- O co ci kurde chodzi?
- Dlaczego wcześniej nie zauważyłem tego piękna?
Cofnęła się o krok, zanim Prus zdążył złapać ją za rękę. Pomyślała jeszcze tylko, że pewnie nawąchał się jakiś dziwnych ruskich grzybów i teraz ma omamy. Potem rzuciła się do ucieczki.
A Gilbert biegnąc nie myślał o niczym innym, tylko o tym jak łagodnie powiedzieć drzewom, że będą musiały zaakceptować jeszcze jedną osobę przy nim. Mogliby razem z Felkiem chodzić na długie spacery do lasu.  I sadziliby małe drzewka. To by było tak romantyczne.
- SPIEPRZAJ!
- NIE!
- NO SPIERDALAJ!
- NIE!
Dziki bieg przy akompaniamencie muzyczki z Benny'ego Hilla (skąd ona się tam wzięła?) trwał dłużej, niż by sobie tego życzyli. A zakończył się niespodziewanym zaryciem Gilberta w konar drzewa. Historia zatacza koło? Nasz Prusak upadł na plecy i zobaczył mgłę przed oczami. Zniknęła dopiero, kiedy Felicja podbiegła do niego i kopnęła go w krocze.
- I ogarnij się!
Jęknął. Ugodziła jego męskość. I znowu, po tylu latach… Znów jest upokorzony… Jeszcze tylko tego lamusa tu brakuje. Tak, patrzcie na jego porażkę. Czemu nie? On tylko chciał bliżej Polskę poznać! Chciał… Być szczęśliwy. Czy to takie nieosiągalne? Czyżby Bóg zaprzysiągł wyżywać się na nim? Dlaczego? To takie… smutne…
Poczuł samotną łzę spływającą po policzku.
Kiedy nagle stała się światłość. Znał to uczucie! Od razu poczuł adrenalinę.
Czekał tyle lat…!
- Gilbercie…- wyszeptało drzewo
Wciągnął powietrze i otworzył oczy. Obraz wciąż był rozmazany, ale wyraźnie widział Topolę w jasnym świetle. Było tak samo, jak za dawnych lat… Chwiała się delikatnie na boki, jakby chciała go tym bujaniem ululać.
- Gilbercie… - Topola najwyraźniej oczekiwała reakcji
- Jestem.- odparł jak natchniony
- Gilbercie… Nie mamy zbyt wiele czasu… Zaraz spłonę.- mówiła spokojnym, miłym dla ucha głosem- Ale nie martw się, zawsze będę cię kochać. Zaopiekuj się… Naszym synem.
Coś małego spadło mu na czoło. Przestał widzieć światłość i ze zdziwieniem przyjrzał się temu, co ofiarowało mu drzewo.
Wziął do ręki mały żołądź. Przez chwilę zastanawiał się, skąd z Topoli żołądź, ale miłość nie zna ograniczeń. Uniósł go ku niebu, jak ten dziwny pawian Simbę.
- Gildrzew Pierwszy… Junior!

- Tasia!- zawołała Olena biegnąc w stronę siostry- Mam coś fajnego!
Nataszka popatrzyła na nią oczami jak spodeczki.
- Wanię w slipkach…?
- … - milczała przez chwilę wymownie- Nie, tą bombę którą zmajstrował Estonia.
Wskazała na małe zawiniątko, które ściskała pod piersiami.
- A po co ci to?
- Może się przydać.
- Brzydkie.
- Ale może się przydać!
- A jak ci pieprznie?
- Nie pieprznie!
Białoruś wzruszyła ramionami i powróciła do wpatrywania się w płonący dom.

- Toris?- Estonia spojrzał na Litwę
Brunet tylko wpatrywał się bez jakichkolwiek emocji w płomienie. Dym jeszcze wydobywał się z jego włosów. Tak z boku to wyglądał nawet jak całkiem zadbany bezdomny po kontakcie trzeciego stopnia z żelazkiem. Gdyby nie te brudne ubrania i bandaże…
- Coś się stało?- zapytał Eduard nie doczekawszy się jakiejkolwiek reakcji
Blondyn podszedł do niego z wahaniem, jakby myślał że i ten jego „przyjaciel" może mieć mroczy sekret, jak na przykład wyrastające szpony, czy coś. Nic takiego jednak nie zauważył. Najwyraźniej koniec nienormalności na bałtyckim wybrzeżu.
Litwin pokręcił głową.
- Aaa… To może chodź, nie siedź tak bo wilka złapiesz…
Zdusił w sobie chęć upewnienia się, czy Litwa nie ma złamanego kręgosłupa i pociągnął go za sobą w stronę studni.
- Wódka.- burknął nagle pan kaleka
„Na mózg mu padło"- pomyślał Estonia
- Poważnie. W tej studni jest wódka.
- Rozumiem, Toris. Spokojnie. Niech tylko ugaszą ten pożar, to zadzwonimy po bardzo miłych panów w bardzo białych płaszczach z bardzo ciasnymi kaftanami bezpieczeństwa…
- To spróbuj!
Już miał powiedzieć kolejne zdanie, które uspokoi potencjalnego wariata, ale zobaczył to pełne furii spojrzenie i natychmiast pociągnął korbką. Wiaderko po chwili obiło się o brzeg studni. Spróbował.
- Ha! Widzisz?!- krzyknął Toris z tryumfem- Wóda!
Estonia położył mu rękę na ramieniu.
- Spokojnie, kolego. Będziemy cię odwiedzać w szpitalu.
Bo skąd mieli wiedzieć, że są dwie studnie?

Wrzeszczący opętańczo Litwa zwrócił na siebie uwagę reszty. Felicja klepała go po ramieniu w ramach terapii odstresowującej. Węgry szybko straciła nim zainteresowanie na rzecz Gilberta tulącego do siebie żołędzia. Białoruś i Ukraina tylko burknęły coś w stylu „taki duży chłopczyk a płacze", na co Litwin wydarł się jeszcze głośniej.
Umilkł widząc zmierzających w ich stronę Rosję i Łotwę.
- Jesteście- westchnęła zawiedziona Polska
- Dlaczego nikt nie gasi domu?!
Łotwa uniósł dłonie w geście, jakby miał ich wszystkich podusić. Rosja tylko zarumienił się lekko. Reszta wymieniła znaczące spojrzenia.
- Ja próbowałem…- westchnął Toris, jednak zrezygnował z dodania wzmianki o studni z wódką
- Ja mu pomagałam!- zastrzegła Polska
- My… Wzywaliśmy pomoc- mruknął Estonia,  Ukraina i Białoruś ochoczo pokiwały głowami
- Ja jestem matką z dzieckiem!- Prusy uniósł swojego syna
- JEZU, ZABIJCIE GO!- wydarła się Węgry, która w tej chwili zwątpiła w inteligencję narodu germańskiego
Chwilę potem zawalił się dom.
Coś pieprzło, coś huknęło i tyle jeśli chodzi o cudny budynek.

Toris opierał się o studnię i beznamiętnie patrzył jak reszta sowieckiej rodzinki przeszukuje zgliszcza. Atmosfera trochę opadła, kiedy Łotysz udzielił im ostrej reprymendy. Teraz po prostu wszyscy byli zmęczeni.
- Liciek?
Burknął tylko coś.
- Hej, nie gniewaj się na mnie. Na dobre nam wyszło.
Nie wiedział o jakie „dobre" jej chodzi.
- No, a ty ciągle jeszcze żyjesz!
Popatrzył na nią z miną „are you fucking kidding me".
- No Licia, teraz będzie tylko lepiej!
Zmusił się do uśmiechu.
- Obiecujesz?
- Przysięgam!
Rozłożył ramiona chcąc ją objąć. Felicja miała jednak inne plany. Po przyjacielsku szturchnęła go w pierś. Ugodziła jednak odrobinę za mocno. Litwa zachwiał się i z dzikim wrzaskiem wleciał do studni.
Usłyszała jeszcze tylko donośne „plum!" i swój wrzask.
- LICIA ZA BURTĄ!

[oryginalny komentarz autorki Ame96]

This is the end…?
;3
Piosenka, którą śpiewała Polska: [tu powinien byc link ale piosenka zostala niestety usunieta z yt...]

Czujecie niedosyt? Macie wrażenie, że akcja się nie skończyła? To dobrze. W najbliższym czasie (teraz już naprawdę niedługo xd) dodam coś w rodzaju epilogu, więc bądźcie czujni :3

Przepraszam, że tak długo nie dodawałam tego rozdziału, ale uczyłam się do egzaminów, a poza tym... Chyba straciłam wenę dla tego ficka. Serio, dopisywałam po jednym zdaniu i nie jestem z niego zadowolona. Ale chyba nic więcej nie wycisnę. Taki koniec planowałam od daaaawna (piosenka strasznie mi pasowała do takiej okazji xp). Pozostaje mi mieć nadzieję że w epilogu pójdzie mi lepiej.

Obiecałam PrusPola i jest PrusPol xD A raczej jego dziwna imitacja, ale trudno xD Dziękuję wszystkim za jeżdżenie po mnie i przypominanie mi, że mam to skończyć!

A teraz szczególne podziękowania. Dla:

:iconkatechi: Gdyby nie ona, w ogóle nie zaczęłabym pisać o Hetalii <3 W sumie powinnam jej zadedykować poprzedni fic, ale za późno się obejrzałam xD Myślę, że się nie obrazi~

:iconsandwitch96: za to, że lubi spojlery i mogłam z nią przedyskutować każdy rozdział! I że napawa mnie fazą.

:iconakemihime: bo, chociaż może o tym nie wie, poprawiała im humor i podtrzymywała na duchu! Poza tym, wczuła się w klimat i nastawienie Prusaka do drzew, co możecie zauważyć w jej galerii xD

I dzięki za wszystkie komentarze! To zawsze daje mi pałera, więc komentujcie ile się da, do znudzenia! Uwielbiam wasze wizje co do mrocznej przyszłości/przeszłości/teraźniejszości bohaterów xp

Informacyjnie: niebawem pojawi się journal o moich kolejnych fickach. Czuwajcie!
© 2012 - Ame96

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro