Tragedii ciąg dalszy

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nowe radości i nowe smutki

11 września 1939

Droga Janko

Z wielkim żalem muszę cię powiadomić, że twój ojciec nie żyje. Zmarł wczoraj. Nie wiem jak umarł, ale widziałem jego ciało. Bardzo mi przykro. Jak wam się żyje? Miej proszę oko na Edka, wiesz, że to bardzo wrażliwy chłopiec, jednak czasami zachowuje się strasznie impulsywnie

Wujek Józek

Janka nie mogła w to uwierzyć. Dwa dni przed napisaniem listy przez wujka Józefa tata upił hitlerowca, a teraz nie żyje. Była zrozpaczona. ,,Takie są realia wojny "- przypomniała sobie słowa cioci Ireny. Postanowiła iść do Edka. Zapukała. Nie usłyszała odpowiedzi, więc weszła. Chłopak siedział na łóżku i patrzył w ścianę. Odkąd został osierocony przez matkę nie odzywał się, jednak Janka tym razem nie zamierzała odpuścić.

- Myślę, że powinieneś to przeczytać-powiedziała, po czym dała mu list od wujka Józefa

Edek wziął kartkę i zaczął czytać. Po skończonej lekturze oddał list Jance, jednak dalej milczał.

- Po co mi to dałaś? - spytał w końcu

- Też straciłam kogoś bliskiego, jest mi bardzo smutno, ale nie załamuję się. Wiem co czujesz, ale nie możesz się poddać. Mamy tylko siebie, a ty jesteś najstarszy w tym domu. Powinieneś wziąć się w garść!

- Naprawdę myślisz, że to takie proste? Zresztą ty nie widziałaś śmierci swojego ojca.

- Fakt, nie widziałam tego, jednak wcale nie jestem czuję się z tego powodu lepiej. Musimy być silni bo inaczej nie przeżyjemy. Edziu, damy radę!

- Spróbuję. – westchnął – Przepraszam, że zachowuję się jak dzieciak, ale wiesz, jak blisko byłem z rodzicami. A teraz mama nie żyje, a tata na froncie, to jakby go nie było

- Rozumiem to, ale nie możemy się poddać, bo zginiemy

- Masz rację

- Musimy iść do mnie. Mój tata trzymał w szafie broń, mam nadzieję, że dalej tam jest. Zapewni nam bezpieczeństwo

- Jesteś pewna? Umiesz strzelać?

- Jasne! Ty?

- Tata mnie uczył, ale z miernym skutkiem.

Janka, Edek i Stasia wyszli i zaczęli iść w stronę domu dziewczyny. Droga zajęła im około 15 minut. Starsza panna Wróblewska spojrzała z radością na budynek. To tu miały miejsce różne momenty jej życia, zarówno najszczęśliwsze jak i najsmutniejsze, od narodzin do rozstania z tatą. Szybko otworzyła szafę. Broń dalej tam była. Wzięła ją, sporą część naboi i trochę ubrań rodziców, które zostały. Zawsze mogły się jakoś przydać. Nagle dzieci usłyszały huk. Coś zostało zbombardowane niedaleko. Janka zawinęła karabin w ubrania i wyszli z domu. Spojrzała na niego tęsknie z myślą, że minie dużo czasu zanim tu wróci. Podczas drogi cały czas była niespokojna i oglądała się czy nikt na nich nie patrzy. Na szczęście droga była w miarę spokojna, jednak Janka chciała jak najszybciej dojść do mieszkania przyjaciela.

- Halt!- usłyszeli w pewnym momencie. Niemiec

Dzieci zaczęły uciekać. Biedny Edek, musiał biec ze Stasią na rękach, bo chociaż chodziła całkiem nieźle, szczególnie jak na niespełna dwuletnią dziewczynę, to z bieganiem było gorzej. Uciekli w jakąś boczną uliczkę. SS-mann ich nie zauważył .W tym momencie Janka wyciągnęła pistolet i strzeliła. Trafiła w plecy. Nigdy jeszcze nikogo nie zabiła, jednak wiedziała, że ​​nie miała wyboru. Mógł zrobić krzywdę jej, albo co gorsza - Edkowi lub Stasi. Przeszukała go. Niestety miał inną broń niż Janka i naboje nie pasowały. Siedzieli w kryjówce jeszcze około 10 minut. W końcu wyszli. Szli szybciej starając się uniknąć kolejnych nieprzyjemnych przygód.

- Janka, pospacerujemy jeszcze trochę? - Zapytał niespodziewanie Edek

- Wiesz, ta kula z ubrań wygląda trochę podejrzanie. W każdej chwili ktoś może chcieć nas zatrzymać, jak przez chwilą.

- No tak. Może odłożymy to do domu i pójdziemy na nasze drzewo? O ile jeszcze stoi, rzecz jasna...

- Niech będzie. Broń jest potrzebna, zostawimy tylko ubrania rodziców, dobra?

-Dobra.

Kiedy spojrzeli przed siebie byli pod domem. A raczej pod tym co z niego zostało. W mig pojęli, że huk który słyszeli to wybuchająca kamienica. Edek zaczął przeglądać zgliszcza. Nie zachowało się nic oprócz zdjęcia ślubnego jego rodziców, które jakimś cudem przetrwało. Jedynie szkło pękło

- Nie możemy tu zostać. Musimy znaleźć sobie nowe miejsce zamieszkania. Proponuję mój dom. To na dobrą sprawę jedyne miejsce, w którym możemy mieszkać. Poza tym trzeba jakoś zarobić na życie bo wątpię, żeby ktoś chciał nas wesprzeć. Wszyscy głodują. - powiedziała Janka

- Chyba faktycznie nie mamy wyjścia. Jestem najstarszy, postaram się uzyskać jakąś pracę. Teraz to już naprawdę muszę wziąć cię w garść.

- Ja zaopiekuję się Stasią i spróbuję nauczyć cię strzelać, bo możesz zostać zatrzymany, a mnie akurat może nie być w pobliżu.

- Ostrzegam, że jestem fatalnym uczniem.

- Jakoś damy radę. Musimy. Na początku pamiętaj, jak kogoś zabijesz, sprawdź jaką ma broń i naboje. Jeśli będziesz mieć takie same jak ty, to je weź, chyba, że ​​wrogów jest więcej. Wtedy ratuj siebie.

- Zapamiętam. Idziemy czy stoimy tu dalej?

Janka zauważyła, że ​​dalej stoi pod tym co zostało z kamienicy.

- Idziemy. Pamiętaj, że nie strzelamy w ramach walki, tylko żeby się bronić. Wiem, że masz ochotę, ja też, ale musisz oszczędzać amunicję, bo jakbyśmy byli zagrożeni i nie mieli byśmy naboi, to byłoby źle.

- Rozumiem. Chodźmy.

*

Franciszek otworzył oczy. Znajdował się w wiejskiej chacie. Zaraz, co? Podniósł się gwałtownie. Syknął z bólu. Zauważył, że ma opatrunek na brzuchu. Zaraz sobie wszystko przypomniał. Został ranny. Bitwa na pewno się skończyła. Ale czy wygrali? I gdzie jest Józef? Po chwili do izby weszła młoda kobieta

- Wszystko w porządku? Lepiej niech pan się położy. Powinien pan odpoczywać- powiedziała. Franek zrobił to, o co prosiła. Zastanawiał się czy wie coś na temat wyniku bitwy

- Wie pani czy wygraliśmy? – spytał, na co kobieta posmutniała. Zaniepokoiło go to

- Niestety nie – westchnęła – podobno nasi skapitulowali

- O matko! Tam był mój przyjaciel, na pewno wzięli go do niewoli, o ile przeżył

- Najpewniej tak. Jestem Kasia

- Franek. Może mówmy sobie po imieniu. Oczywiście jeśli chcesz

- Oczywiście

-Muszę skorzystać z telefonu

- Bardzo mi przykro, ale nie mamy telefonu. Trzeba by było jechać do miasta. A z twoją raną jest to niemożliwe

- W takim razie czy mogłabyś mi przynieść przybory do pisania? Moja rodzina na pewno się martwi

- Oczywiście – Kasia wstała i po chwili wróciła z piórem i kartką

- Dziękuję. Wprawdzie żona jest w Rzeszy, a córki w Warszawie, ale wystarczy, że napiszę do Helgi, a ona na pewno da znać córkom

- Ależ mogę przynieść drugą kartkę!

- Nie trzeba, naprawdę. Moja żona na pewno wyśle córkom mój list

- A jak nazywa się twoja żona? Bo chyba mówiłeś jak ma na imię...

- Helga

- Jest Niemką? - zdziwiła się Katarzyna

- Tak. Ale nie jest zła. Wręcz przeciwnie. To cudowna kobieta – rozmarzył się Franciszek

Nagle usłyszeli płacz dziecka. Franciszek domyślił się, że to dziecko Katarzyny, najprawdopodobniej niemowlę

- Muszę już iść. Mały czegoś chce. Potrzebujesz jeszcze czegoś?

- Nie, na razie nie

- Jakbyś zmienił zdanie to wołaj

Kiedy kobieta wyszła Franek zabrał się za pisanie listu do żony. Po kilku minutach był gotowy. Nie wiedział gdzie jest poczta więc zawołał Kasię

- Miasto jest dosyć daleko. Poproszę sąsiada, żeby pojechał zawieźć list. Musi załatwić kilka spraw w mieście, więc po drodze nada list

- Dziękuję

*

Franciszek przebywał u Katarzyny już od miesiąca. Rana na brzuchu się zagoiła, a mężczyzna był sprawny jak dawniej. Polubili się z Kasią i jej synkiem, Krzysiem. Któregoś dnia przechodząc obok jej sypialni usłyszał szloch kobiety. Kiedy wszedł zobaczył Katarzyna miała twarz ukrytą w dłoniach. Obok niej leżała kartka

- Co się stał Kasiu? – zapytał

- Mój mąż... On nie żyje! – jęknęła – Mój biedny Jaś...

- Bardzo mi przykro. Nie mam przy sobie pieniędzy, ale moja żona na pewno ma. Jakby co to chętnie ci pomożemy

- Dziękuję, ale nie. Wolę zarobić sama

- Ja też muszę sobie znaleźć pracę. Mam nadzieję, że pan Stawiński przyjmie mnie znowu. Pracowałem u niego przed wojną. Ale najpierw muszę zobaczyć się z Helgą. Biedna, pewnie myśli, że nie żyję

- Pewnie tak

- Pożyczysz mi trochę pieniędzy na bilet do Hanoweru? Oddam przy najbliższej okazji

- Ależ oczywiście – uśmiechnęła się smutno

*

Franciszek zapukał do drzwi. Miał nadzieję, że służba go wpuści. Po chwili w drzwiach stanęła młoda kobieta. Zmierzyła go nieprzychylnym wzrokiem

- Pan do kogo?

- Do Frau Helgi. Proszę powiedzieć, że jej mąż przyjechał

- Oczywiście.

Franciszek wszedł do pomieszczenia. Było urządzone dość staromodnie, ale jemu się podobało. Po chwili zeszła do niego żona. Od razu padła mu w ramiona

- Franz! Czy ty jesteś niepoważny? Tak włóczyć się po Rzeszy! Przecież to niebezpieczne! Ale nieważne. Tak tęskniłam!

- Ja też tęskniłem. Dużo ryzykowałem, ale było warto

- Coś ty narobił?

- Nic takiego. Tylko nielegalnie przekroczyłem granicę

- Wariat! Mogli cię zabić!

- Warto było ryzykować – powiedział po czym pocałował namiętnie żonę. Helga się nie opierała. Czułości skończyli w łożu

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro