Rozdział drugi

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng



Jeszcze tydzień temu nazywałby siebie gwiazdą, a gdyby ktoś się śmiał temu zaprzeczyć to próbowałby go swoiście zniszczyć, przy pomocy Nicka oczywiście, który zatuszowałby to, przez co mogłyby rozszarpać go media, a cel byłby osiągnięty. Teraz go już nie ma, a hotel już powoli zaczyna się prosić o zapłacenie należności za jego pobyt. Wie, że on był sam sobie winien. Jego ostatnie występki nie mogły tak przejść bez konsekwencji. Ale zachowania swojego menadżera się nie spodziewał. Ten zachował się jak zupełnie inny człowiek niż ten którego znał. Być może nie traktował go zbyt wspaniale. Ale to nie powód by zostawić go z tym wszystkim samego i się do niego nachalnie zalecać.

Wychodzi leniwie z białej połyskującej czystością limuzyny i zatrzymuje się przed pięciogwiazdkowym hotelem. Idzie ku szczytu schodów w towarzystwie ochroniarza hotelu który kiwa do niego głową. Ktoś także otwiera przed nim drzwi, ale nie zwraca na to większej uwagi poprawiając kołnierz śnieżnobiałej marynarki. Idą przez hol, gdzie concierge z szerokim uśmiechem na ustach, pyta czy mu w czymś pomóc, a on kręci głową.

Jest nie swój. Nie wie czego chce i co powinien robić. Nie pamięta kiedy ostatnio zajmował się takimi rzeczami. Przez ten tydzień zapomniał o koncercie w Brooklynie, przez co dostawał przez recepcje wiele telefonów. W środku nocy dowiedział się, że czeka na niego samochód który ma gdzieś go zawieść ale nie wiedział gdzie i nie zabrał ze sobą walizki, a dyrektor hotelu był szczerze zdziwiony i uradowany tym, że przedłuża swój pobyt u nich. Tak. I nie wsiadł do samolotu i został uwięziony w Kanadzie.
Miał tyle spraw ale o nich nie wiedział i był tak wyczerpany. W teorii mógł kogoś zatrudnić, jednak jego konta wskazywały nędzne kilkaset dolarów, a on sam nie chciał się zbłaźnić. Rozwiązaniem byłoby poprosić kogoś o pomoc. Jednak cóż. Nie potrafił wyobrazić sobie, po trzech latach gorącej kariery skontaktować się z Niallem, który był jego jedyną rodziną, a przynajmniej tym co miał za jego definicję i prosić o pomoc. Już nie żyli razem. Rozdzielił ich wielki świat i jego sława która jak widać jest na włosku. Nick mówił prawdę, że jest z nimi kiepsko. Teraz nie wie jak mógł to przeoczyć. To, że ostatnimi czasy nie mógł sobie pozwolić ma zbyt wiele i jak bardzo menadżer odciągał go od drogich pomysłów. Tylko czemu milczał w tej sprawie? Aż tak bardzo chciał go przelecieć? Uzależnić od siebie? Przecież wciąż łączyły ich umowy. Przecież oboje byli na tonącym statku.

Gdy jest w windzie z kilkoma innych osób, bez swoistego przewodnika, kogoś z jego sfery kto by się nim zajął jest spięty. Stoi prosto poprawiając swoje przydługawe włosy i wywraca oczami gdy jakaś kobieta z dzieckiem dotyka niechcący jego marynarki. Próbuje nie być oczywisty, że nie chce tłumów w windzie. Jest wtedy ciasno i duszno, a on był na to zbyt nabuzowany. Wyczuwał wokół same negatywne emocję. Był gwiazdą, a ta pewnie wykupiła sobie weekendowy pobyt z mężem w pięciogwiazdkowym hotelu i jest nikim. Za pewne harują na to cały rok. By pławić się  chwile w takich luksusach.

Obok jest także mężczyzna. Szatyn ma na sobie klasyczny czarny garnitur z
Saint Laurent. Ma ochotę na to prychnąć, ponieważ jest to oczywiste podkreślenie statusu, a facet nie wyglądał na kogoś kąpiącego się w milionach. Był na to zbyt serdeczny. Ustąpił miejsce tej kobiecie, by miała więcej swobody oraz uśmiechał się delikatnie i dziękował mężczyźnie który otwierał dla nich windę.

Sam niezbyt elegancko szturchnął ramieniem stojących obok i wyszedł przy numerze swojego piętra. Chciał być nonszalancki i chyba był. Na pewno zwrócił na siebie uwagę i o to chodziło. Jego obcasy odbijały się o posadzkę gdy szedł z gracją po ciemnobrązowej błyszczącej podłodze wąskim korytarzem. Mijał różnokolorowe obrazy i złapał się na myśli jak drogie są. Był zdesperowany. Nie wiedział jak długo uda mu się jeszcze mieszkać w tym hotelu. I co dalej? Skoro nie miał środków co zrobi. Nie mógł sobie tego wyobrazić. Miał wrócić do swojego domu? A co jeśli tak na prawdę już nie ma domu w Kalifornii? Co miał ze sobą zrobić? To Nick zawsze organizował mu dzień i o wszystko dbał. Czuł się teraz trochę jak dziecko we mgle.

Westchnął gdy karta zadziałała dopiero za drugim razem i trzasnął drzwiami. Apartament był szczególnie piękny. To nie penthouse ale nie był aż tak rozrzutny. W takich zostawał najwyżej na kilka nocy gdy pracował na koncertach w ramach relaksu, a nie po to by po prostu go mieć. Mieszkanie w nim więcej niż w tydzień to taki koszt, że nawet on za czasów świetności wyrywałby sobie włosy z głowy.

A teraz nie miał nic, a był na prawdę w niezłych standardach. Przechodzi przez czerwony okrągły dywan i wyjmuje z szafki whisky. Musi się upić by zapomnieć o tym, że nie jest już bogaty. Może jest sławny. Przynajmniej rozpoznawalny. Ale fani go nienawidzą. Nie wszyscy ale spora część. No może przesadza. Po prostu ostatnio działo się gorzej. Ale można to chyba naprawić prawda? Ale co z tego, gdy nie ma domu. Już chyba wolałby umrzeć jako piękny i bogaty niż zobaczyć siebie w nagłówkach gazet jako bankruta. O nie. Na to nie może pozwolić. Rzuca się na kanapę i bierze szkło, nalewając sobie trunek.

Wyglada tak trochę jak piękna rzucona lalka na kanapę, zmuszona, podarta ale do użytku. Jego nogi są rozłożone na podparciu i wgapia się na nie. Wie, że jest seksowny i zawsze chętnie to wykorzystywał. Teraz bawił się szklanką z zamroczonym umysłem. Nie wiedział co zrobić. Najchętniej użalałby się nad sobą pijąc. Może umówiłby jakieś wywiady? Ale po co. Przecież to nie daje pieniędzy. A nawet gdyby to nędzne i grosze i nie zna się na tym. Zawsze jego menadżer to załatwiał i dawał mu kwestie których się uczył i próbował w większości wypowiadać.

Nawija sobie loka na palec i fuka kiedy zdaje sobie sprawę, że Nick miał racje. Jeśli tak dalej pójdzie to wróci do niego na kolanach. Może tak w przenośni. Za pewne się upije i do niego zadzwoni. Zacznie marudzić i przepraszać, a ten przyjedzie i dostanie czego chce.
Nie mógł tak się poniżyć. Musi sam sobie poradzić. Ma temperament. Ludzie powinni go docenić. Jeśli się postara. Napisze więcej piosenek. Wyda płytę. Albo książkę o sobie. Znów wejdzie na szczyt.

Odchyla głowę do tylu i czuje jak jego loki zwisają prawie dotykając podłogi.
Jest coraz bardziej lekki. Nawet przez moment się uśmiecha. Może by dał radę. Ale po chwili znowu prycha i rozlewa nawet trochę płynu ze szklanki. Przecież nie ma pieniędzy. I jak napisze cały album. Przecież nie ma rezerwowych piosenek. Pisze na bieżąco. Gdy ma wenę. Zazwyczaj na egzotycznych wakacjach gdzie przeżywa różne przygody i jest wystarczająco zafascynowany. Nie stać go na to. I nie będzie potrafił się zmusić. Jest niezdyscyplinowaną gwiazdeczką. Potrafi to przyznać. Zawsze robił to co mu się podoba.

Wstaje. A właściwie czołga się próbując wstać.
Podchodzi do lustra. Nie jest pijany. Trochę lepiej się czuje mając trochę procentów w żyłach. Wie, że jego policzki są rumiane, a usta spuchnięte. Wyglada dobrze. Musi się odstresować. Kupić sobie drinka i potańczyć z jakąś ładną dziewczyną. Najlepiej starszą która wie kim on jest i będzie krzyczeć jego imię.

Ubrań nie zmienia. Nie jest nawet pewien czy zabiera portfel i telefon. Po prostu znów wychodzi, mierzwiąc ręką włosy i lekko kołysząc biodrami idzie ku windzie. Sala bankietowa z barem jest zatłoczona. Ale w taki sposób jaki lubi.
Siedzi na bordowej kanapie w centrum z nogą na nodze i kolorowym drinkiem przed sobą.

Jednak ma telefon i ten jest na jego kolanach gdy przegląda Twittera chcąc być na bierząco i na pewno wiedzieć, czy nikt aby na pewno nie dowiedział się o jego małym finansowym problemie. Oczywiście, były plotki, że jego sława gasła ale nikt nie odmawiał mu bycia cholernie bogatym. Na szczęście Grimshaw także milczał i narazie nie ogłosił światu, że nie jest już menadżerem artysty rockowego Harry'ego Stylesa. Za pewne wciąż miał nadzieje, że on przed nim rozłoży nogi i pogodzi z jego warunkami. Nigdy w życiu. Nawet to, że jest biseksualny, nie daje mu możliwości sypiania z nim. Na pewno nie z kimś kto nie da mu żadnych perspektyw. Co mu może dać? Starać się o lepszy start? Szeptać czułe słówka na pocieszenie?
On się odkuje. A Nick jeszcze pożałuje grożenia mu.

Nikt interesujący nie pojawia się tego wieczoru. Przynajmniej tak sądzi z tego co wynika z jego obserwacji na przerwach, gdy nie śledzi wpisów o sobie na aplikacji. Może jest trochę w tym momencie zadufany w sobie. Ale kto by nie był.

– Może spróbuje Pan lampki Threphonse? – słyszy głos za swoimi plecami. Jest męski i nieznany. Oczywiście spotkał się z wieloma rodzajami flirtów. Od strony męskiej w szerszej publice także, zarówno od fanów jak i innych celebrytów ale z tego co radził jego były menadżer, raczej miał w życiu publicznym bardziej pokazywać się z tej heteroseksualnej strony, by nie być zbyt perwersyjnym, już jako gwiazda muzyki alternatywnej był wystarczająco ostry. Czasami to gubiło. Jednak teraz nie musi przestrzegać jego zasad.

– Czyż to nie najdroższe białe wino Kanady? – jego głos jest ochrypły i ma brzmieć tak obojętnie jak brzmi, mimo, że jest zafascynowany. Lubi drogie rzeczy. A najbardziej w tym momencie, gdy czuje, że sam nie mógłby sobie na nie pozwolić. Jak zwykle udaje niezainteresowanie i zmysłowo obraca się powoli odrzucając włosy w tył. W twarzy za sobą poznaje mężczyznę z windy. Średniego wzrostu, z mocno zarysowaną szczęką i zadbanym kilkudniowym zarostem. W jego oczach widać migotające iskierki gdy na niego patrzy. Sam mruga niewinnie swoim wachlarzem rzęs. Jest tak cholernie spektakularny. Może się mylił. I ten ktoś z prostym garniturem jest dziany. Chociaż wątpił. W tej przyjemnej buźce widział za dużo ciepła. Za pewne chciał mu zaimponować. Chyba nie chce z nim rozmawiać.

– Najsmaczniejsze, sir. Zapraszam.

– Zostanę jednak przy drinkach. – odmawia nieco niegrzecznie i dumnie. Może sobie pozwolić na taką swobodę. Jest tutaj panem. Opiera się wygodniej o kanapę udając, że zapomina o towarzyszu. Wbija wzrok z powrotem w posty które przeglądał, dopiero teraz słysząc jaka muzyka jest głośna i nawet jeśli szatyn odpowiedział nie mógł tego słyszeć.

– Nie przyjmuje odmowy, panie Styles. – to uderza w niego nagle. Bardziej niż palce mężczyzny, teraz trzymające prawie boleśnie jego ramię oraz fakt iż siedzą teraz obok siebie, a mężczyzna wyglada na bardziej zdeterminowanego. Jego twarz jest bardziej sroga. Czoło zmarszczone gdy podaje mu kieliszek ze złotą cieczą. Ma ochotę przełknąć gorzko ślinę, ponieważ szatyn nie wygląda na człowieka interesującego się w jakimś stopniu tym rodzajem muzyki. Więc burzliwego, szalonego fana by wykreślił. Kogoś kto go nienawidzi również, bo ma w swoich smukłych palcach drogi trunek, a mężczyzna wydaje się nim bardziej zafascynowany niż obrzydzony. Skąd ten człowiek go zna i czego chce.

Mijają minuty i wieczność kiedy smakuje musujący płyn. Muzyka jest głośna i nieprzyjemna. On sam nieco zdenerwowany siedzi w tej samej pozycji zerkając niekiedy na towarzysza który także pije z własnego kieliszka. Patrzy na bąbelki, a mężczyzna się śmieje przysuwając się bliżej i łapiąc jego dłoń.
Gdyby nie był tak zaskoczony odskoczyłby i zaczął na niego krzyczeć jednak gdy wiele starszy wpatruje się w jego dłoń i śledzi palcem czarny lakier który ma na paznokciach i wtedy poddaje się chwili. Lubi gdy ktoś zauważa ten szczegół jego osobowości. Ma nogi splątane ze sobą i nawet jeśli nic nie wie o szatynie to chyba już na tyle jest oczarowany i na tyle szumi mu w głowie, by dać się namówić na jednocną przygodę. Właściwie już tego pragnie i uwodząco się uśmiecha, gdy znów gardłowy śmiech wychodzi z ust mężczyzny.

– Wiem, o tobie wszystko Harold. Znam każdy szczegół twojego życia. Od tego jak kurewsko przystojny i kokieteryjny jesteś – chwyta za jego podbródek, a on w ten czas się nawet uśmiecha myśląc, że to część tej gry i to nawet zabawne, póki nie dochodzi do dalszej części i zupełnie trzeźwieje. – Aż po to, jak twoja niezbyt czarująca osobowość sprowadziła cię na dno i jesteś całkowicie spłukany. Nie masz nic. Żadnej fortuny. Nawet wielu fanów bo jesteś na tyle bezczelny by wszystko krytykować, a rodzice nastolatków wręcz cię nienawidzą. Ani rodziny. Ani przyjaciół. Biedactwo – akcentuje udając smutek i go puszcza dopijając resztę wina.

On sam otwiera lekko usta. Jest wystraszony. Bardzo się boi. W tej chwili zrobiło mu się zimno. Odzyskuje panowanie gdy wzrok niebieskookiego znów jest na nim ulokowany. Zaciska wargi w cienką linie nie wiedząc co mógłby odpowiedzieć. Jak się bronić. Czy może zaprzeczyć? Czy to ma sens? Kim jest ten człowiek i skąd to wie? Czego od niego chce?

Nie pyta się. Patrzą się na siebie dłuższa chwilę. Największą różnice między nimi stanowi to, że mężczyzna jest najprościej w świecie rozbawiony. Śmieszy go ta sytuacja i nie ukrywa tego. Patrzy na niego wyzywająco ignorując nawet nie pasujący do tego nastrój muzyczny. Teraz leci hit Whitney Houston i powinno być miło i przyjemnie. A nie jest.
Teraz już nie jest blady tylko się rumieni. Kładzie dłonie na kolanach czekając na dalszą część rozmowy. To nie był koniec. Był tego pewien.

– Ale masz mnie. – słyszy długo później. Wie, że mężczyzna jest rozluźniony. Wodzi wzrokiem po jego profilu twarzy oświetlonym przez jasne światło. – Zaoferuje ci pomoc. Oczywiście nie bezinteresowną. Świat nie jest tak dobry. Każdy musi czerpać korzyści w tych czasach. Chce czegoś podobnego, co oczekiwał twój kochany Nicholas Grimshaw. Tylko na innych zasadach. – śmieje się gorzko – Za pewne zastanawiasz się kim jestem i skąd to wiem. I na prawdę. Ten układ w który wejdziesz nie sprawi, że masz się dowiedzieć. Kim na pewno nie jestem, to fanem twojej muzyki. Jestem fanem tylko i wyłącznie twojego ciała. I chce je mieć Haroldzie. – czuje oddech mężczyzny na swojej szyi i lekko drży – Chcę byś robił to co ci każę. Byś był mój, na wyłączność. Tego chce. A w zamian dostaniesz tego czego ty chcesz. Największe bogactwo. Nie będziesz się musiał niczym martwić. Odbudujesz swoją karierę. Cokolwiek zechcesz będzie twoje Harold. – dłoń szatyna na jego udzie jest ciężka i nie do zniesienia. Nie wie jak powinien zareagować. Ten facet brzmiał jak szaleniec. Ale tyle wiedział. Wymienił tyle szczegółów. Brzmiał trochę jak bezwstydny milioner, który chce go dostać.

Bierze głęboki wdech i jak oparzony wstaje by się wydostać z pola którym go otoczył.

– To jest chore. Nigdy nie słyszałem nic bardziej absurdalnego! – wręcz krzyczy i widzi w oczach mężczyzny, że się tego spodziewał i zakłada ręce na piersi wpatrując się w niego ze kurzymi łapkami w kącikach oczu. – Kim
Ty w ogóle jesteś? I jak śmiesz?

– Nie rób scen, kochanie. Po prostu nad tym pomyśl. Prześpij się z tym Haroldzie, póki jeszcze możesz nocować w tym hotelu. Jak mniemam nie masz jak zapłacić za pobyt. Propozycja cały czas będzie aktualna. Zgłoś się do mnie, a zajmę się rachunkiem.

I rzeczywiście to robi. Wychodzi z sali bankietowej zupełnie nie przekonany i zirytowany tym co się dzieje. Jego myśli wariowały i jedyne czego pragnął to snu.
Nie wie jak jego długie nogi poniosły go do sypialni. Pada na satynową pościel i nie trudzi nawet by zdjąć ciasne spodnie. Wtula się w poduszkę, a drugą kładzie swoim zwyczajem pomiędzy udami oraz podkurcza kolana do klatki piersiowej. Jego powieki są ciężkie i chyba zasypia szybciej niż myśli o tym, że jakiś szaleniec zaproponował mu bogactwo za udostępnienie swojej cielesności.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro