Rozdział 3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nasze nowe motto chyba zrobiło na nich wrażenie. Ale bardziej zdziwiło ich to, że nie ma z nami Jessie.

- Nie odbierzecie mi Pikachu! - Krzyknął ten głupek.

- Pika Pika- Poparł go Pokémon.

- Proszę. Nie zaczynajcie. Pomóżcie nam! - Zacząłem.

- W czym? - Zainteresowała się jego rudowłosa towarzyszka.

- Jessie jest chora. - Wyznałem.

- To niech weźmie jakieś lekarstwo i po sprawie. - Ten Ash czy jak mu tam nie wydawał się wzruszony.

- To jakaś dziwna, nieznana choroba. Znaleźliśmy ją na polanie kulącą się i zimną jak lód. Przez pierwszą noc była cała błękitna. Jest tak słaba, że nie może nawet ruszyć palcem! - Wyrzuciłem jednym tchem. Chyba zrobiłem na nich wrażenie.

- Skąd niby mamy wiedzieć że to nie wasz kolejny podstęp? - Drążył Ash.

- Możemy wam pokazać. - Zaproponował Meowth. Skinąłem głową. To był dobry pomysł.

- Chyba możemy im zaufać. - Szepnęła do reszty ta od wodnych Pokemonów. Ruszyli za mną i naszym Pokémonem. Po jakimś czasie dotarliśmy do obozowiska. Od razu podbiegłem do namiotu. Odsłoniłem wejście i naszym oczom ukazała się Jessie. Była blada i niewyraźna. A może to moje łzy rozmazywały obraz. Podszedłem do niej cicho i usiadłem. Nie spała.

- Wróciliście z nimi? - Spytała. Zauważyłem, że nie mówi już z takim trudem. Dotknąłem jej czoła. Było rozpalone. Widać że trawiła ją gorączka. Trójka głupków podbiegła i również usiadła. Odpowiadając na pytanie Jessie, powiedziałem:

- Tak. Nie chcieli uwierzyć, więc musiałem ich tu przyprowadzić.

- Chwila moment. My nadal nie wiemy, czy nie udajecie. - Wtrącił Ash.

- Jak to? Przecież widzicie że Jess jest bardzo chora! - Zaprotestowałem.

- Może tylko udawać. - Głupek nie chciał nam wierzyć.

- Ale nie udaje! Musice nam zaufać! - Mówiłem z coraz większą desperacją w głosie. Wiedziałem, że nam nie pomogą. Do moich oczu po raz kolejny tego dnia napłynęłay łzy. Chciałem je otrzeć, ale wtedy zauważyliby, że płaczę jak dzieciak. Starałem się ze wszelkich sił nie poddać się łzom. Ale nie udało mi się. Jedna popłynęła po moim policzku i spadła na trawę. Za nią poleciało kilka innych. Ta od wodnych pokemonów zauważyła to i ze współczuciem na mnie spojrzała. Starałem się unikać jej wzroku.

- Ja im wierzę. - Powiedziała po chwili. Spojrzałem na nią zdziwiony.

- Spójrzcie na Jamesa. Nie wydaje mi się, żeby udawał. - Kontynuowała. Ja w tym czasie uklękłem przy Jess i złapałem ją za rękę. Nadal była chłodna. Jak na komendę wszystkie spojrzenia zwróciły się w moją stronę, a ja poczułem, że się czerwienię. Puściłem dłoń Jessie i wstałem. Oczy miałem lekko czerwone od płaczu.

- Na jakiej podstawie tak sądzisz Misty? - Spytał niedomyślny głupek.

- Idioto! Nie widzisz że on płacze?! - Krzyknęła na chłopaka. Pomyślałem, że oni powinni bać się jej tak samo jak ja Jess. Dopiero teraz właściciel Pikachu dostrzegł moje łzy. Skrzywił się współczująco.

- Chyba możemy im pomóc... - Zaczął głupek z myszą na ramieniu. Pomyślałem, że to dobra okazja, by obrabować go z pokémonów, ale zdrowie Jess było ważniejsze od tego, co powie szef.

- Pomożemy wam. - Zakończył taki ze sterczącymi na boki brązowymi włosami i oczami jak małe szparki. Z radości chętnie rzuciłbym mu się na szyję, ale powstrzymałem się. Uśmiechnąłem się tylko ocierając łzy. - Zanieśmy ją od razu do szpitala. - Zaproponował. Ja i Meowth zgodziliśmy się bez namysłu. Głupki pomogły nam przetransportować Jess do najbliższego szpitala. Gdy drzwi się otworzyły, podbiegł do nas Chansey. Wziął Jess i pobiegł gdzieś. Nagle zobaczyłem Siostrę Joy.

- Siostro? A czy ty nie pracujesz przypadkiem w Centrum Pokemon? - Spytałem.

- Dziś tak wyjątkowo. - Odpowiedziała z uśmiechem, który stopniowo malał gdy Siostra sobaczyła mój smutek.

- Co się stało? - Zapytała.

- Przyszedłem tu z tą sprawą. Moja przyjaciółka jest bardzo chora. Nie wiem co jej jest. Chansey ją gdzieś zabrał. - Wyrecytowałem, po czym jeszcze bardziej posutniałem.

- Podejrzewam, do której sali Chansey ją zabrał. Sprawdzę jej stan zdrowia i od razu zawołam lekarza. - Powiedziała i ruszyła długimi korytarzami. Zauważyłem niepewne miny Asha i jego przyjaciół, więc skinąłem głową na znak że mogą za nami podążać. Szliśmy może z minutę. Dotarliśmy wreszcie do jakiś drzwi. Siostra Joy je otworzyła i weszliśmy do środka. Rzeczywiście, Jess leżała na łóżku szpitalnym. Podbiegłem do niej. Siostra podążyła za mną. Poprosiła żebyśmy na kilka minut wyszli, bo będzie ją badać. Błagałem, żeby pozwoliła mi zostać. W końcu się zgodziła. Przykładała do Jess jakieś dziwne urządzenia, opukiwała i takie rzeczy. W końcu pozwoliła Meowthowi i reszcie wejść.

- Stan waszej przyjaciółki jest ciężki, ale prawie na pewno się z tego wyliże. To bardzo rzadka choroba i nikt nie odkrył jej przyczyny. Dodatkowo pojawiła się ona całkiem niedawno. Ale lekarzom już udało się wynaleźć prototyp antidotum. Nie we wszystkich przypadkach działa tak, jak powinien, więc zawsze jest niebezpieczeństwo. Podam je waszej przyjaciółce i jeśli wszystko pójdzie sprawnie powinna dojść do siebie po około tygodniu. - Powiedziała wreszcie Siostra Joy. Ucieszyłem się. Na szczęście będzie zdrowa! Nic jej nie będzie! Ale nagle znowu spochmurniałem. To "prawie na pewno" w monologu Siostry mi się nie podobało. Ale cóż. Teraz jest pod fachową opieką i wiem, że zwycięży chorobę. MUSI.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro