Capitolo 1.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*Rozdział pisany i wstawiony w czasie trwania wykładu, ale profesorka nie zauważyła, więc wszystko legalnie*

Miłego czytania! 🖤












Westchnęłam, po raz kolejny przeczesując dłonią rude kosmyki włosów. Ledwo zdążyłam nałożyć podkład, a już byłam spóźniona. Ten dzień nie mógł skończyć się dobrze.

- Cholera! - wrzasnęłam, gdy maskara upadła mi do umywalki. Szybko wyjęłam szczoteczkę i pomalowałam rzęsy, starając się przy tym nie ubrudzić.

Wrzuciłam kosmetyczkę do torebki i wybiegłam z łazienki, chwytając po drodze klucze od domu i telefon. Przekręciłam zamek w drzwiach i złapałam za klamkę, aby się upewnić, że drzwi zostały zamknięte.

Wrzuciłam kluczyki do torebki i wybrałam odpowiedni numer.

-Rebeca, co ja mam z tobą zrobić? - usłyszałam zirytowany głos ciotki Rity.

-Tak. Wiem. Wiem. Zawaliłam, ale już prawie jestem w aucie. - pisnęłam, zbiegając po klatce schodowej. Mieszkanie na trzecim piętrze to istne przekleństwo.

-Wiesz, że naraziłam się dla ciebie, a ty już pierwszego dnia robisz mi takie coś. Powinnam cię za to zwolnić. Szef od początku mówił, że młodzi ludzie są nieodpowiedzialni i nie nadają się do tak poważnego zadania. - słysząc jej apodyktyczny ton, przewróciłam oczami.

Przecież się przyznałam. Powiedziałam, że popełniłam błąd. Co jeszcze miałam zrobić? Czasu cofnąć nie mogłam.

- Będę na miejscu za maksymalnie dzisięć minut. - wydyszałam, zapinając pas i włączając tryb głośnomówiący.

-Urwę ci głowę, dziecko. - westchnęła - Czy ty wiesz jakie masz szczęście? Nikt w twoim wieku, nigdy nie dostał takiej szansy.

-Tak, wiem. - mruknęłam, przejeżdżając na żółtym świetle. Wiedziałam, że powinnam była się zatrzymać, ale już i tak byłam spóźniona. Musiałam tak postąpić.

-Jeśli nie będzie cię na sali za dzisięć minut, to równie dobrze możesz się już nie pokazywać. To nie moja słowa, skarbie. - i połączenie zostało zakończone.

Kurwa! Nie moja wina, że ten cholerny budzik, nigdy nie dzwoni. To się nazywa złośliwość przedmiotów martwych!

Czy Rotterdam musiał być tak zatłoczony już od siódmej rano? W tym mieście godziny szczytu są przez cały dzień. To męczące.

Skręciłam w prawo na skrzyżowaniu i w końcu zobaczyłam znajomą halę. W dodatku miałam jeszcze trzy minuty zapasu. Mogło być gorzej...

Zaparkowałam na pierwszym możliwym miejscu i biegiem wyrwałam się w stronę budynku. Zdawałam sobie sprawę, że w tym wypadku każda sekunda była na wagę złota.

Dostałam niesamowitą szansę od losu i omal nie zmarnowałam jej już pierwszego dnia. To zdecydownie był talent.

-Przepraszam! - pisnęłam, wbiegając po schodach. Omal nie potrąciłam jakiejś blondynki i wyraźnie starszego od niej mężczyzny. - Nie chciałam! - krzyknęłam, znikając za rogiem.

Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Miałam minutę. Sześćdziesiąt sekund.

-Jestem! - wydyszałam, zatrzymując się przez wysoką, czarnowłosą kobietą. Zgięłam się i oparłam dłonie o kolana, aby odzyskać oddech. Dyszałam, jak jakiś pies po całonocnym bieganiu. A ja przebiegłam zaledwie parę metrów.

Uniosłam głowę, aby spojrzeć kobiecie w oczy. Moja ciotka, jak zwykle prezentowała się nienagannie. Jej czarne niczym noc włosy, spięte były w wysokiego koka. Ubrana była w białą obcisłą koszulę i czerwoną, ołówkową spódnicę. Zdecydownie nie wyglądała na kobietę, która miała na karku już czterdzieści osiem lat.

-Co ja mam z tobą zrobić, dziecko? - westchnęła, kręcąc głową. Nie byłam w stanie jej odpowiedzieć, więc jedynie wzruszyłam ramionami. - Twoi rodzice się w grobach przewracają... - dodała. Przewróciłam oczami. Jedno mocne zdanie. Większość ludzi pewnie potraktowałaby to jako słowa wyjątkowe mocne. Mnie jakoś to nie ruszało.

Moi rodzice zginęli w wypadku, gdy miałam zaledwie siedemnaście lat. Ja szybko zrozumiałam, że mój płacz czy krzyk niczego nie zmienią. Mój ojciec prowadził auto pod wpływem alkoholu, a matka wsiadła do tego samochodu z własnej woli. To, co się stało to jedynie wynik ich głupoty. Nie było żadnego usprawiedliwienia dla takiego działania.

Nigdy nie byliśmy wyjątkowo blisko. Byliśmy dość typową rodziną, ze zwykłymi problemami i typowym kontaktem. Oczywiście po ich strcie było mi ciężko, ale wiedziałam, że miałam dla kogo żyć. Wiedziałam, że nie mogłam się poddać ani załamać.

Kobieta stojąca naprzeciwko mnie to ciocia Rita. Młodsza siostra mojej mamy. Od razu po wypadku zabrała mnie do siebie i wychowała niczym własną córkę. Kochałam tę kobietę całym sercem. 

-Więcej się nie spóźnię. - wydyszałam - Przysięgam. - dodałam, uroczo się uśmiechając.

-Philip mało nie wyrzucił mnie za drzwi, gdy mu powiedziałam, że się spóźnisz. Masz szczęście, że artyści też jeszcze nie przybyli. - Przynajmniej tyle dobrego.

Philip to dawny znajomy mojej ciotki i jedna z osób odpowiedzialnych za jedno z największych wydarzeń w tym roku - Eurowizję.

-Idź do niego. - wskazała drzwi za nią. Grzecznie pokiwałam głową i zapukałam do drzwi. Usłyszałam wkurzone "proszę". Otworzyłam drzwi i niepewnie weszłam do środka z miną niewiniątka.

-Siadaj, Rebeco. - syknął. Nie zamierzałam dyskutować. Pokiwałam głową i grzecznie wykonałam polecenie. - Jesteś jedyną tak młodą osobą, której pozwoliłem wziąć udział w tak ważnym dla wszystkich wydarzeniu, a ty spóźniasz się już pierwszego dnia?! - podniósł głos, uderzając dłonią w biurko.

-Przepraszam. - mruknęłam zażenowana. To nie była moja wina. Tylko tego cholernego budzika...

-Zastanawiam się, co powinienem teraz z tobą zrobić. Przecież nie mogę cię zwolnić już pierwszego dnia. To źle świadczyłoby o mnie i pracownikach przeze mnie zatrudnianych. - przełknęłam gulę w gardle. Czułam, że moja przygoda mogła się skończyć zanim dobrze się zaczęła. - Tym razem nie wyciągnę konsekwencji. - dodał, a ja odetchnęłam z ulgą. Bogu dzięki... - Ale żeby taka sytuacja się nie powtórzyła! Jasne? - pokiwałam głową - Świetnie. Nie było cię na zebraniu, więc objaśnię Ci wszystko w skrócie. - mruknął, wyciągając do mnie dłoń z teczką.

Szybko ją otworzyłam, gdyż byłam ciekawa zawartości.

-Masz tam ogólny plan budynku, informacje o wszystkich próbach. Krótkie informacje odnośnie wszystkich artystów i dokładny plan dnia, artysty, z którym tobie przyszło pracować. Czy to jasne? - ponownie skinęłam głową.

-Jak słońce. - odparłam z uśmiechem - Z kim pracuję? - zapytałam zainteresowana.

-Tobie przypadł artysta reprezentujący Polskę - Rafał Brzozowski. - zmarszczyłam brwi, słysząc trudne do wypowiedzenia nazwisko. Oby nie kazał się do siebie zwracać po nazwisku. Nie byłam w stanie tego powtórzyć...











*********
O ludzie, ale ja mam życiowy maraton.
Od poniedziałku do piątku od 7.30 do 15.30 praca. Mało tego! Poniedziałek, wtorek, środa i czwartek od 18 do 21 mam treningi. Ale mało tego... W piątki od 18, cała sobota i cała niedziela studia...

Kiedy znaleźć czas żeby żyć, ja się pytam?

Oczywiście mi to nie wystarczyło i zaczęłam pisać tę pracę haha. W każdym razie, nie pisze tego, żeby się nad sobą użalać, a żeby wyjaśnić dlaczego rozdziały będą nieregularnie 💋 mam nadzieję, że rozumiecie 🖤

Miłego wieczoru 🙏

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro