Capitolo 12.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pozdrawiam serdecznie z Historii Stanów Zjednoczonych... Sobota wieczór, a ja na zajęciach XD. Życie jest niesprawiedliwe, moi mili 😜

Tak czy inaczej, miłego czytania! 💋










-Ile razy mam powtórzyć, że nie miałam pojęcia, że coś takiego będzie miało miejsce? - jęknęłam załamana. Moja ciotka i jej szef patrzyli na mnie z mordem w oczach. Bazyliszek z Harry'ego Pottera miał przyjemniejsze spojrzenie.

-Zdajesz sobie sprawę, że taka sytuacja w ogóle nie powinnam mieć miejsca? - wściekły mężczyzna rzucił jakimiś papierami na biurko.

-Tak! - pisnęłam, wyrzucając ręce w powietrze - Przecież starałam się, aby wszystko i tak skończyło się dobrze. Przemyślałam każde słowo dwa razy zanim je powiedziałam...- westchnęłam, ciągnąc się za włosy. Przecież nie ja to wymyśliłam.

-Masa portali plotkarskich zrobiła z ciebie i Damiano główny temat. Już jesteście na dwóch okładkach. Właśnie takich skandali chcieliśmy uniknąć! - krzyknął zirytowany.

-Przecież nie powiedzieliśmy niczego nieodpowiedniego. Damiano jest mi tak samo bliski jak reszta zespołu. Nie łączą mnie z nim inne relacji niż z Victorią, czy Thomasem, czy Ethanem. - starałam się wyjaśnić.

-Sęk w tym, że nie miałaś się z nimi zaprzyjaźniać tylko służyć im pomocą. - mruknęła moją ciotka. Początkowo starała się załagodzić sytuację, ale szybko zrozumiała, że nie miała na to większych szans. Philip był wściekły i nie zamierzał mi odpuścić.

-Co ja mam z tobą zrobić, Rebeco? - mężczyzna spojrzał na mnie, jakby liczył, że naprawdę doradzę mu, co powinien ze mną zrobić.

Westchnęłam, wzruszając ramionami. Zwolni mnie... To było nieuniknione. Stracę pracę...

-Przykro mi, ale... - drzwi zostały otwarte z takim hukiem, że miałam wrażenie, że wylecą z zawiasów.

Zszokowana popatrzyłam w stronę hałasu i ujrzałam zdyszanego Damiano. Czy on przebiegł maraton? Bo wyglądał jakby właśnie to zrobił.

-Może trzeba dać mu wody? - zaproponowałam, gdy chłopak wciąż walczył o oddech.

Philip zerwał się z miejsca, łapiąc przy okazji za butelkę wody i szybko ruszył w stronę wokalisty.

-Dzięki. - mruknął po upiciu kilku większych łyków. Mężczyzna skinął głową. David rozejrzał się wokół i wziął ostatni głęboki wdech. Wyprostował się się spiorunował wzrokiem prezesa imprezy. - A teraz... Ale wy tu macie bałagan, nic się tu nie da znaleźć. Myślałem, że biura prezesa będzie lepiej oznaczone. - miałam ochotę parsknąć śmiechem - Porażka, ale ważne, że udało mi się was znaleźć. - uśmiechnął się pod nosem - Pogadamy w cztery oczy, czy mają zostać? - wytrzeszczyłam oczy.

Od kiedy on był na "Ty" z prezesem? Bo szczerze wątpię, żeby Philip się zgodził na taki układ.

-Ym... - odchrząknął - Wybacz, Damiano, ale nie bardzo rozumiem. - zaśmiał się kwaśno.

-Mniejsza. - machnął dłonią w swój charakterystyczny sposób. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech. W jego wykonaniu ten ruch był po prostu boski. Niczym jego znak szczególny. - Facet, macie jakieś pojebane dziennikarki. - zbulwersował się - Ja jedno, a ta drugie. Bella jej coś tłumaczy, a ona swoje. Dosłownie chciała jej wmówić, że powiedziała coś innego niż powiedziała! - zirytowany wyrzucił ręce w powietrze - To się nazywa profesjonalizm? - skrzyżował ręce na piersi, oczekując odpowiedzi od Philipa.

-Właśnie o tym rozmawiamy. - wskazał na mnie i moją ciotkę. Szatyn zmarszczył brwi.

-Wszystko super, ale czemu nie widzę dziennikarki, która była winną całego tego zajścia? - zdziwił się. Zagryzłam dolną wargę. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że Philip chciał obarczyć winą mnie. Mimo to grał głupiego, żeby mi pomóc.

-Ponieważ nie jest ona jedyną winną całego zajścia. - oznajmił dobitnie. Ton jego głosu sprawił, że przeszedł mnie dreszcz. Ta rozmowa zmierzała w złym kierunku...

-Zgadzam się. - przytaknął - To ty przyjąłeś tak niekompetentną osobę, więc również ponosisz winę. - usłyszałam tylko jak moją ciotka gwałtownie nabiera powietrza.

-Słucham? - zdziwił się.

-Przecież ta kobieta chciała sensacji. Robiła wszystko, aby ośmieszyć Rebecę. Nie miała do tego prawa. - Damiano nie dał po sobie poznać, czy słowa Philipa zrobiły na nim jakiekolwiek wrażenie - Dlatego uważam, że powinna ponieść konsekwencje. - dodał - A jeśli dowiem się, że wina zostanie zwalona na moją przyjaciółkę - wskazał na mnie - to dopiero wtedy media się wami zainteresują. Daję słowo, że poinformuję kogo trzeba i sprawa nie zostanie bez echa. - syknął.

-Rebeca nie powinna była pojawić się na scenie podczas wywiadu. - bronił się Philip. Wokalista jedynie przewrócił oczami.

-Trochę nie dałem jej wyboru. Dosłownie wniosłem ją na scenę, a później nie pozwoliłem jej zejść. - parsknął - Więc winnym jestem ja. - dodał pewnie, krzyżując ręce na piersi.

-To tak nie działa...

-Prawda tak nie działa? Zgonicie winę na osobę, która nie zrobiła nic złego? Ja do tego nie dopuszczę. A wydaje mi się, że nie potrzebujecie takiego rodzaju rozgłosu w mediach. - zakpił.

-Posłuchaj mnie uważnie...

-Nie, koleś. Ty, posłuchaj mnie. - zrobił krok w stronę prezesa, w ogóle nie czując względem jego osoby rezonu - Rebeca jest niewinna i nie poniesie żadnych konsekwencji wobec tego, co miało dziś miejsce. - nim zrozumiałam, co się działo, poczułam uścisk na nadgarstku. Zostałam przyciągnięta bliżej Damiano, ale nie miałam odwagi, żeby spojrzeć na niego czy mojego szefa. - Jeśli myślisz, że dziennikarka nie jest winna to już twoja sprawa. Ale z całą pewnością winną nie jest Bella. - skinął głową w moją stronę - A jeśli ma zostać zwolniona, to cała ta sprawa swój finał będzie miała w sądzie, bo Rebeca nie przyjmie zwolnienia bez powodu. Dziękuję za uwagę. - odwrócił się na pięcie i mocniej zaciskając dłoń na mojej ręce, pociągnął mnie za sobą, dając jednocześnie znak, że wychodzimy.

Podreptałam za nim, starając się przetworzyć sytuację, która miała miejsce przed chwilą. Chyba właśnie uratował mi tyłek. Po tym, jak Sam wpakował mnie w tarapaty... Ale i tak. Uratował mnie.

-Dziękuję. - wydukałam, gdy szliśmy wzdłuż korytarza - Nie musiałeś...

-Musiałem. - przerwał mi - Cała ta sytuacja to moja wina. Nie mogłem cię tak zostawić. - nagle odwrócił się w moją stronę, jednocześnie się zatrzymując - Wybacz. Mówiłaś, że możesz mieć przez to kłopoty, a ja nie słuchałem. Przepraszam. - skinęłam głową.

-Nic się nie stało. - uśmiechnęłam się lekko - Nie musisz się martwić. Myślę, że po tym, co przed chwilą powiedziałeś Philip nie odważy się mnie zwolnić. - wzruszyłam ramionami.

-Mam nadzieję. - westchnął - Raz jeszcze przepraszam. Nie miałem złych intencji. - przewróciłam oczami.

-Przecież wiem. - zaśmiałam się - Wiem, że nie chciałeś źle. Nie jestem zła. - dodałam. Przez cały czas patrzył mi w uczy, jakby chciał wyczuć czy nie kłamałam. Czy naprawdę nie bylam na niego zła. Ale nie byłam.

Poznałam go już na tyle, że wiedziałam, że nie miał niczego złego na myśli. Po prostu lubił się bawić bez względu na konsekwencje.

Popatrzył na mnie niepewnie i gdy zauważył, że naprawdę nie miałam żalu względem niego rozłożył ramiona, dając mi znak, abym się przytuliła. Tak też zrobiłam.








Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro