Capitolo 14.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

*pozdrawiam z zajęć z hiszpańskiego*

Miłego czytania, miśki! 🖤











Roześmiana po raz kolejny wpadłam w ramiona Damiano. Chłopak oprócz nienagannego wyglądu, genialnego głosu, pewności siebie i wyczucia stylu był też świetnym tancerzem. Zero sprawiedliwości na tym świecie... On miał praktycznie wszystko.

-Masz ochotę na drinka? - zapytał, przesuwając się bliżej mnie, abym miała możliwość usłyszenia go. Muzyka grała zdecydowanie zbyt głośno.

W odpowiedzi jedynie pokiwałam głową, nie chcąc krzyczeć na całe gardło. Chwycił moją dłoń i pociągnął mnie za sobą. Mocniej zacisnęłam palce na jego dłoni, aby się nie zgubić się w tłumie ludzi.

-Na co masz ochotę? - zapytał, gdy udało nam się odsunąć od zgiełku ludzi i muzyki. Przy barze siedziały tylko dwie blondynki, a w kącie stał jakiś mężczyzna.

W końcu mniej ludzi. Mogłam odetchnąć z ulgą, gdyż przyszedł moment, że nie byłam otoczona tłumem nieznajomych mi osób.

-Kamikaze. - uśmiechnęłam się do wokalisty, wciąż rozglądając się wokół - Gdzie Vic i chłopaki? - spytałam, ponieważ nie widziałam blondynki od momentu, gdy poszłam z Damiano na parkiet.

-Tutaj! - usłyszłam krzyk za plecami. Odwróciłam się i ujrzałam basistkę idącą tencznym krokiem między dwoma chłopakami. Na jej twarzy widniał uśmiech od ucha do ucha, a ona sama wyglądała na mocno wstawioną, ale szczęśliwą. - Ludzie! - zarzuciła mi rękę na barki - Jaki to jest genialny wieczór! Dostałam numer od ślicznej brunetki i zajebistego blondyna i nie jestem pewna, do kogo powinnam zadzwonić. - zaśmiała się, mocniej wieszając się na mnie. Nie mogłam pohamować uśmiechu pchającego się na moją twarz.

Victoria miała w sobie coś, dzięki czemu nie dało się jej nie lubić. A widok pijanej Vic z pewnością na długo zostanie w mojej pamięci, gdyż w takiej wersji była jeszcze bardziej urocza.

- Beca, co byś zrobiła? - spojrzała na mnie maślanymi oczami.

-Ymm... Sama nie wiem. Może... - spojrzałam błagalnie na chłopaków, ale ci jedynie wzruszyli ramionami - Któreś z nich podoba Ci się bardziej? - spytałam z nadzieją.

-Ten blondyn. Tylko, że ja nie pamiętam jego imienia i mogłoby wyjść niezręcznie. A z tą dziewczyną naprawdę łatwo się dogadać, więc mogłabym mieć udany wieczór i jeszcze lepszy seks. - zastanowiła się. Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową.

Włosi mieli świetny sposób na życie. Żyli z dnia na dzień. Nie przejmowali się opinią innych. Robili, co chcieli. Ubierali się, jak chcieli. Spełniali marzenia i po prostu byli sobą i nikt ich za to nie oceniał. Zupełnie inna mentalność podług ludzi, których poznałam dotychczas.

-Masz zwycięzcę, Vic. - mruknął, Damiano - Leć szukać tej brunetki. - dodał widząc jej zagubioną minę.

-Masz rację! - pisnęła odsuwając się ode i klaszcząc w dłonie - Ja lecę. - wskazała na parkiet - I do zobaczenia... Jutro rano? Tak! Do zobaczenia jutro rano! - krzyknęła i pobiegła w tłum ludzi.

-Baw się dobrze! - pisnęłam, gdy znikała mi z oczu.

-I uważaj na siebie! - wrzasnął Ethan - Jeśli ona wróci jutro z kacem to mamy przerąbane. - westchnął.

-Jeśli ona wróci jutro z kacem i nie będzie w stanie grać na próbie to ja stracę pracę... - jęknęłam załamana.

-Będzie dobrze. - mruknął David, w tym samym czasie barman zaczął przed nim kieliszki z kamikaze. Zaskoczona ujrzałam dwadzieścia kieliszków i posłałam mu pytające spojrzenie. - No co? Ethan i Thomas też się chętnie napiją, a ja im mojej porcji nie oddam. - prychnął. Przewróciłam oczami i zajęłam miejsce obok szatyna.

-Za co pijemy? - zapytał Thomas, siadając po drugiej stronie Damiano. Ja w tym czasie byłam zajęta przesuwaniem kieliszków w stronę Ethana, który zajął miejsce z mojej lewej strony i w żaden sposób nie byłby w stanie dosięgnąć drinków.

-Za udany wieczór. - mruknął Damiano, unosząc pierwszy kieliszek. Nasza trojka poszła w jego ślady, a chłopak spojrzał na mnie wyczekująco.

-Że niby, co? Że niby moja kolej? - zdziwiłam się.

-Że niby tak. - zaśmiał się ukazując szereg idealnie białych zębów. Przesunął językiem po ustach, wciąż wpatrując się w moją osobę.

On chyba nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo atrakcyjny był i, jak bardzo kusił każdym, nawet najmniejszym, gestem...

Ciężko było przy nim siedzieć bez niegrzecznych myśli, a ja musiałam się zachowywać w miarę profesjonalnie.

-Za udany wieczór Vic. - zaśmiałam się, unosząc kolejny kieliszek.

Chłopcy zgodnie unieśli kieliszki i w równym tempie opróżniliśmy je aż do dna. Spojrzałam wyczekująco na Ethana.

-Twoja kolej. - wyszczerzyłam się. Zastanowił się chwilę, wbijając wzrok w pusty kieliszek.

-Za brak kaca jutrzejszego dnia. Nie wyobrażam sobie mieć próby na kacu. Jeśli do tego dojdzie zwymiotuję na perkusje... - dodał krzywiąc się. Razem z Davidem wybuchłam śmiechem. To byłby komiczny widok...

Po raz trzeci tego wieczoru unieśliśmy kieliszki i opróżniliśmy je do pusta z uśmiechami na twarzach.

-Thomas. - Ethan spojrzał wyzywająco na przyjaciela - Wykaż się. - dodał. Jasnowłosy westchnął, zastanawiając się, co powinien powiedzieć.

-Jak ja nie lubię takich sytuacji. - burknął w końcu.

-Gorsze jest tylko składanie życzeń. - dodałam ze śmiechem.

-A żebyś wiedziała. - poparł mnie - Chociaż on nigdy nie ma z tym problemu. - wskazał na Damiano - Ma tak zwane uniwersalne życzenia. - wyjaśnił. Zmarszczyłam brwi i przeniosłam wzrok na Davida.

-A co to niby są uniwersalne życzenia? - parsknęłam.

-To banalnie proste. - odchrząknął - Słuchaj uważnie. - dodał i machając mi przed twarzą palcem wskazującym - Nie będę powtarzał. - roześmiana pokiwałam głową na znak, że rozumiem - Zatem idzie to tak, wszystkiego najlepszego. Chłopaka tak przystojanego jak ja. Życia tak cudownego, jak moje. Przyjaciół tak wspaniałych, jak mam ja. - ledwo się powstrzymałam przed wybuchnięciem śmiechem - Talentu takiego, jak mój. - i tutaj nie wytrzymałam i zaczęłam się śmiać. Z moich oczu błyskawicznie poleciały łzy.

Damiano patrzył na mnie z żalem w oczach, że przerwałam jego monolog, ale ja nie mogłam się opanować.

- Czyli... czyli... - starałam się zebrać w sobie i zmusić do sklecenia choć jednego zdania, ale nie szło mi to zbyt dobrze, gdyż nie mogłam opanować śmiechu. - Najzwyczajniej w świecie podnosisz sobie samoocenę składając komuś życzenia? - zakpiłam. Wzruszył ramionami.

-Nazywaj to sobie, jak chcesz. - puścił mi oczko - Nigdy nie mam problemu z tym, co powiedzieć. I mam pewność, że moje życzenia pozostaną niezapomniane. Same plusy. - zaśmiał się, wzruszając ramionami.

Naprawdę zazdrościłam mu samooceny. Sama nigdy nie miałam wielkich kompleksów, ale jego pewność siebie była czymś niesamowitym i rzadko spotykanym.










Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro