Capitolo 16.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Udanego poniedziałku, miśki! Mam nadzieję, że to będzie udany tydzień! 🖤











Obudził mnie dźwięk budzika. Jęknęłam pod nosem i przewróciłam się na drogi bok, jednocześnie czując początki migreny. Czekał mnie wyjątkowo trudny dzień, pełen wyzwań i masy rzeczy do ogarnięcia. I musiałam być w stanie uporać się ze wszystkim mimo bólu głowy i kaca, którego pierwsze objawy zaczynałam odczuwać.

Jęknęłam i przesunęłam się bliżej prawej krawędzi łóżka, aby sięgnąć po telefon leżący na półce i wyłączyć budzik. Jednak zamiast na miękki materiał natrafiłam na czyjąś klatkę piersiową. Spanikowana z piskiem odskoczyłam do tyłu, jednocześnie spadając z łóżku i uderzając głową o kant szafki nocnej.

-Kurwa. - zaklęłam, czując większy ból niż przed sekundą. Odruchowo sięgnęłam dłonią na tył głowy, aby sprawdzić, czy nie krwawię.

-Wszystko w porządku? - usłyszałam zachrypnięty głos Włocha - Upadłaś z niezłym impetem. Nic ci się nie stało? - niepewnie spojrzałam na Damiano, który wpatrywał się we mnie, jednocześnie wstając z łóżka i ruszając w moją stronę. Po drodze wyłączył alarm w telefonie i podszedł do mnie, wyciągając dłoń.

-Nic mi się nie jest. - odparłam w końcu i niezgrabnie chwyciłam się jego dłoni. Z pomocą wstałam, jednak niemal od razu zakręciło mi się w głowie i wpadłam na jego klatkę piersiową. - Wybacz. - wyszeptałam, starając się od niego odsunąć.

Chłopak jednak mocno przytrzymał mnie blisko siebie, dokładnie badając każdy element mojej twarzy. Jedną ręką objął mnie w talii, a drugą wplątał w moje włosy.

-Cholera. - syknął - Krwawisz. - Jedno, proste słowa, a ja od razu poczułam, jak się rozbudzam.

-Co? - przerażona wplątałam dłoń we włosy i poczułam lepką cięcz na dłoni. Posłałam mu przerażone spojrzenie. - Pięknie... - westchnęłam. Szatyn nic więcej nie powiedział. Pomógł mi usiąść na łóżku i szybko pobiegł po apteczkę, aby odkazić ranę. - Idealny poranek... - prychnęłam, czując, jak powieki stają się ciężkie. Zamrugałam, aby pozbyć się mroczek, które miałam przed oczami.

-Nie zasypiaj mi tu, bella. Może powinienem wezwać karetkę? - pokręciłam głową.

-To tylko mała rana. Na pewno nic mi nie będzie. Mamy na dziś mnóstwo pracy, a ja... - poczułam silne zawroty głowy - A ja... - zamknęłam oczy, aby nie patrzeć na wirujący wokół mnie świat - A ja albo mam najgorszego kaca w historii albo naprawdę mocno uderzyłam głową w tę szafkę... - wyszeptałam, starając się złapać za tył głowy. Przeszkodziła mi w tym dłoń szatyna. Mocno zacisnął palce na moim nadgarstku, jednocześnie nie pozwalając mi dotknąć rany.

-Nie dotykaj. - mruknął. Otworzyłam oczy i zobaczyłam, jak chłopaka przykłada telefon do ucha. - Przyjdź do pokoju Rebeci. Szybko. - polecił i się rozłączył.

-Po kogo dzwoniłeś? - wymruczałam.

-Do Victorii. Jeśli ona powie, że powinniśmy zadzwonić na pogotowie to tak też zrobimy. Jakiś czas temu zrobiła kurs pierwszej pomocy, jeśli powie, że nie jest źle to pomyślimy innym rozwiązaniem. - dodał, jednocześnie nachylając się w moją stronę. Poczułam nasączony wacik na skórze głowy, pochyliłam się lekko, aby ułatwić mu dostęp do rany.

-Jestem! - usłyszłam tylko trzask drzwi i chwilę później Vic była już w moim pokoju - Matko święta! Rozumiem, że lubisz ostrą jazdę w łóżku, Damiano, ale coś ty jej zrobił? - wrzasnęła. Włoch odsunął się ode mnie, a ja uniosłam głowę, aby spojrzeć na basistkę i uśmiechnęłam się w jej stronę.

-Myślałam, że będziesz wyglądała dużo gorzej. - zaśmiałam się, przypominając sobie wczorajszą imprezę. Blondynka była nieźle wstawiona, ale najwyraźniej kac jej nie dokuczał.

-To nie ja spadłam z łóżka podczas igraszek. W Grey'a się postanowiliście zabawić? Mogę usiąść na łóżku czy macie tam jakiś pejcz albo inne ustrojstwo? - Nie wytrzymałam i po prostu wybuchłam śmiechem, kręcąc głową.

-Victoria! - wrzasnął - Nie widzisz, że sytuacja jest poważna? - wskazał na mnie - Ma rozwaloną głowę. - syknął, piorunując przyjaciółkę wzrokiem.

-A czy to moja wina, że jesteś niewyżyty? - zakpiła. Mimo to podeszła do łóżka i zajęła miejsca tuż obok mnie. - Przynajmniej warto było? - spytała, jednocześnie dokładnie oglądając moją ranę.

-Nie spaliśmy ze sobą. - burknęłam w końcu. Byłam szczęśliwa, że siedziałam aktualnie z pochyloną głową, bo przynajmniej nie mogli zobaczyć moich rumieńców.

-Jasne. - parsknęła.

-Vic, ona mówi serio. Do niczego między nami nie doszło.

-I przyszedłeś z rana w odwiedziny, tak? Wszedłeś sam do pokoju i zobaczyłeś Rebecę na podłodze z rozwaloną głową? Taką wersję zamierzacie mi przedstawić? - prychnęła - Nie jestem aż tak naiwna. - dodała, kończąc zakładanie opatrunku na mojej głowie. - Nic ci nie będzie. To tylko małe rana, krew w takim przypadku to coś normalnego. Jednak jeśli będziesz miała zawroty głowy to koniecznie udaj się do lekarza. To może oznaczać wstrząśnienie mózgu. - pokiwałam głową na znak, że rozumiem - A następnym razem, jak zechcecie się zabawić to...

-Vic, nie spałem z Rebecą! - warknął Damiano i chwycił za poduszkę z łóżka i rzucił nią w blondynkę.

-Ja was nie oceniam, ale z ciekawości...

-Nie uprawialiśmy seksu! - wrzasnęłam z Damiano w tym samym czasie. Popatrzyliśmy na siebie zaskoczeni, a chwilę później wybuchliśmy śmiechem.

-Zamierzałam zapytać, czy macie ochotę na śniadanie. - uśmiechnęła się cwanie - Nie będę przeszkadzać. - dodał i szybko się ulotniła.

-Ona zdaje sobie sprawę z tego, że naprawdę nic nas nie łączy, prawda? - zapytałam niepewnie. Szatyn wzruszył ramionami.

-Czasem ciężko jej coś wytłumaczyć. - wzruszył ramionami. Westchnęłam ciężko i pochyliłam się w tył, kładąc wygodnie na materacu.

Między mną a Damiano niczego nie było i do niczego dojść nie mogło. Mógł mi się podobać, ale pamiętałam, gdzie moje miejsce. On miał zostać gwiazdą rocka, a ja... Ja miałam pozostać sobą.











Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro