Capitolo 2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Hej ludki! 💋
Macie ulubioną piosenkę Måneskin? Jeśli tak to jaką? 😏










Uśmiechnięta przemierzałam korytarz z grubą teczką w dłoni. To był mój pierwszy dzień, a i tak zdążyłam zaliczyć wtopę i się spóźnić. Nie mogłam odwalić nic więcej, bardzo zależało mi na wzięciu udziału w tak spektakularnym wydarzeniu.

-Rebeca! - obejrzałam się za sobie i ujrzałam znajomą mi blondynkę. Zatrzymałam się, mocniej dociskając teczkę do piersi. To była asystentka Philipa. A to mogło oznaczać, że mialam kłopoty.

- Cześć. - odchrząknęłam, starając się uśmiechnąć. Czułam jednak, że zdenerwowanie było zbyt silne i zamiast szczerego uśmiechu wyszedł mi jakiś grymas. Nie powinno tak być... - Co tam?

-Mała zmiana planów, kochana. Jednak to nie moja rola, aby cię o tym informować. - poprawiła okulary na nosie - Lepiej Idź do Philipa. - poleciła - On ci wszystko wyjaśni.

-Byłam u niego niecałe pół godziny temu. - mruknęłam - Już dostałam plan i...

-Po prostu to niego idź. Sytuacja się skomplikowała. - dodała i odwróciła się na pięcie, idąc w swoją stronę. Westchnęłam i szybkim krokiem ruszyłam do biura Philipa.

Nie mogłam mieć problemów. Przecież jeszcze nie zdążyłam zrobić niczego złego. To niemożliwe, żebym miała zostać zwolniona. Niczego nie zrobiłam...

Niepewnie zapukałam w drzwi przełożonego i czekałam na jakikolwiek znak, że mogłam wejść. W końcu usłyszałam ciche "proszę". Weszłam do środka i ujrzałam blondynkę siedzącą naprzeciwko Philipa. Dziewczyna wyglądała na kilka lat starszą ode mnie. Była zapewne przed trzydziestką. Ja dopiero miesiąc temu skończyłam dwadzieścia jeden lat.

-Chciał mnie Pan widzieć. - wydukałam jeszcze bardziej zestresowana. Ponownie spojrzałam na kobietę i ujrzałam łzy w jej oczach. To nie mogło wróżyć niczego dobrego.

-Siadaj, Rebeca. - Nawet się nie zawahałam. Od razu spełniłam rozkaz, zajmując wolne miejsce obok blondynki. - Twoja koleżanka po fachu, postanowiła narobić nam problemów i zaledwie pół godziny po poznaniu swoich podopiecznych dostałem na nią skargę. Na szczęście nie oficjalną. Wykonawca postanowił nie wyciągać konsekwencji i załatwić sprawę po cichu. Nie chciał rozgłosu. - zmarszczyłam brwi.

O czym on do cholery mówił? I niby co ja miałam z tym wspólnego? Skoro ona narobiła problemów, to chyba ona powinna posprzątać. Ja nie zamierzałam się bawić w instytucję charytatywną i wyciągać jej z bagna.

-Co ja mam z tym wszystkim wspólnego? - zapytałam bez ogródek.

-Panna Clare ma z nami umowę na stałe, więc nie mogę jej zwolnić. Nie było też oficjalnej skargi i zależy nam, aby zamieść sprawę pod dywan. - wyjaśnił - Dlatego, zostaniecie zamienione. Clare dostanie reprezentanta Polski, a ty reprezentantów Włoch. - zmarszczyłam brwi. Było ich kilku? Kto reprezentował Włochy w tym roku? Powinnam była się lepiej do tego przygotować!

Ja nie znałam większości zespołów czy wokalistów, którzy mieli wystąpić. To chyba źle o mnie świadczyło. Nie powinnam mówić tego głośno.

-Mam nadzieję, że to dla ciebie Żaden problem. - spojrzał na mnie. Wiedziałam, że nie miałam wyboru.

-Żaden. - odparłam ze sztucznym uśmiechem - Poradzę sobie z reprezentacją Włoch. - dodałam niepewnie. Kimkolwiek byli...

-Wiem, że wydają się być dość kontrowersyjni, ale są w porządku. Miałem już okazję ich poznać. Sprawiają wrażenie bardziej odosobnionych, ale to ludzie pełni pozytywnej energii. Zresztą - machnął dłonią - masz temperament. Poradzisz sobie z każdym. - wstał, sięgając po czarny segregator z wielkim nadrukiem MÅNESKIN na środku. Więc tak nazywał się włoski zespół. Dobrze wiedzieć. - To wszystkie informacje. Są tam godziny i miejsca prób, numer ich pokoi w hotelu. Ty dostaniesz pokój tuż obok nich, więc gdyby potrzebowali w nocy szampana. To pojedziesz im po tego szampana...

-Chwile. - przerwałam, widząc, że to dopiero początek jego monologu - W hotelu? Mam mieszkać w hotelu?

-Tak. Tuż obok hali, jest hotel Plaza. Masz mieć ich na oku. Pilnować, aby mieli wszystko, co im potrzebne. Żeby byli na każdej próbie, śniadaniu, wywiadzie. Rozumiemy się? - miałam więcej obowiązków niż początkowo myślałam. Cholerka. Wkopałam się.

-Damy radę, szefie. - zaśmiałam się nerwowo - Myślę, że dam radę. - dodałam niepewnie. Zaczynałam czuć wszechobecny stres. Niedobrze.

-Nie masz myśleć, tylko robić. Lepiej, żeby wszystko poszło zgodnie z planem, bo ciebie wyrzucę bez najmniejszego problemu. Jasne?

-Jak słońce. - odparłam bez ceregieli. Zagryzłam dolną wargę.

Co ja właściwie miałam robić? Oni wiedzieli, że ja w ogóle istnieje? Zamierzali to wykorzystywać czy zachowywać się profesjonalnie. Co jeśli byli dużo starsi ode mnie? Albo młodsi i dziecinni? Jasna cholera!

Nic o nich nie wiedziałam! Dosłownie nic! To nie mogło się skończyć dobrze...

-Ymm, a kiedy mam ich poznać? - zapytałam, przygryzając dolną wargę. Daj mi dziś wolne facet, błagam daj mi jeden dzień, abym To wszystko przetrawiła.

-Teraz. - wytrzeszczyłam oczy. Co miało niby znaczyć "teraz"?

-Al-le jak to teraz? - wyjąkałam.

-Powinni być na sali głównej za dzisięć minut. Na twoim miejscu zacząłbym ich szukać. - mruknął. Przełknęłam gulę w gardle.

-Ale ja nawet nie wiem, jak oni wyglądają. - wyszeptałam, czując coraz większe przerażenie - Jak mam ich znaleźć?

-Nie interesuje mnie, jak. - przewrócił oczami - Ważne jest, że masz na to zaledwie dzisięć minut. Oni muszą być na tej próbie. - dodał, skupiając całą uwagę na jakiejś żółtej teczce.

Niech tego faceta piekło pochłonie!

-Do widzenia! - pisnęłam, zrywając się z miejsca. Pędem ruszyłam w stronę schodów. Zbiegałam na dół po dwa stopnie, jednocześnie wpatrując się w ekran telefonu.

Wujek Google z pewnością wiedział, jak wyglądał zespół Måneskin. W tej chwili to była moja jedyna nadzieja. 

Na każdym zdjęciu były cztery osoby. Trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Każdy był wyjątkowo atrakcyjny, a jednocześnie inny. Wyglądali fantastycznie. Stylem zdecydownie wyróżniali z tłumu, w tym pozytywnym znaczeniu. I wyglądali na osoby w moim wieku. To powinno mi ułatwić sprawę. Chyba byłam w stanie dogadać się z rówieśnikami.

Uśmiechnęłam się pod nosem i w tym samym momencie wpadłam na czyjąś klatkę piersiową.

-Strasznie cię przepraszam! - pisnęłam schylając się po telefon - Nie patrzyłam, gdzie idę i... - uniosłam głowę, aby spojrzeć na ofiarę mojej ułomności - Dzięki Bogu! - wrzasnęłam niczym opętana - Wiem, że mnie nie znasz, ale nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę. - wyszczerzyłam się od ucha do ucha.

Jednego członka zespołu już znalazłam. On doprowadzi mnie do reszty.













Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro