Capitolo 27.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! 🖤











Dziewięć dni. Tylko tyle zostało do Eurowizji. Z dnia na dzień atmosfera stawała się coraz bardziej napięta. Zaczynałam mieć wrażenie, że sytuacja była coraz trudniejsza z minuty na minutę.

Niektórzy artyści stawali się agresywni. Wyżywali się na swoich astytentach, fryzjerach, wizażystach czy innych członkach zespołu. Ja miałam to szczęście, że Måneskin pozostawało niezmienne.

Wciąż byli sobą. Podczas wywiadów zawsze odpowiadali zgodnie z tym, co czuli czy myśleli.

Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam notować kolejne rzeczy dokładnie obserwując zespół występujący na scenie. W pewnym momencie zauważyłam, że noga Thomasa zaplątała się w kabel od jego gitary elektrycznej. Nim zdążyłam zareagować i uprzedzić chłopaka, blondyn w hukiem upadł na parkiet.

Zacisnęłam zęby, przyglądając się poczynaniom chłopaka. Gitarzysta wstał i szybko otrzepał swoje ubrania.

-Żyjesz? - spytałam, podchodząc bliżej nich. Pokonałam ostatni stopień i stanęłam przed zespołem.

-Nic mi nie jest. - mruknął wstając.

-Proponuję nieco mniej tańca podczas ostatecznego występu. - mruknęłam, siadając na wzmacniaczu.

-Z pewnością. - parsknął Damiano - Ale niektórzy zachowują się jakby mieli ADHD. - spojrzał wymownie na przyjaciela. Thomas jednak zbył go i najzwyczajniej w świecie wzruszył ramionami, nic nie mówiąc.

-W każdym razie... - zanim zdążyłam skończyć myśl na aulę wpadł wspólnik Philipa. Do tej pory miałam okazję zobaczyć go jedynie raz. W dodatku potraktował mnie, jak śmiecia. Chciałam się przedstawić. Powiedzieć kim jestem i komu pomagam, ale nim zdążyłam się odezwać... On już zdążył mnie zgasić. Nie pałałam do niego sympatią.

-Czy zespół łaskawie zwolni w końcu scenę? - spojrzał wymownie na Damiano, a ja nabrałam ochoty, aby go spoliczkować. Co za dureń...

Jaki świat był niesprawiedliwy... Ktoś, kto ma pieniądze może zajmować tak ważne stanowisko, pomimo faktu, że nie ma w nim nawet minimum kultury.

-Z tego, co mi wiadomo to ich próba trwa od trzynastej do piętnastej trzydzieści. - ukazałam szereg białych zębów w nikczemnym uśmieszku.

-Pani, chyba się coś pomyliło. Zdajesz sobie sprawę z tego z kim rozmawiasz? - chłód jego spojrzenia mógł sprawić, że nie jeden zamieniłby się w sopel lodu.

-Z całym szacunkiem, panie Arthurze, ale grafik jasno wskazuje, że Måneskin ma jeszcze prawie trzydzieści minut na próbę. - uśmiechnęłam się tym razem starając sie wyglądać neutralnie. A nie niczym bazyliszek, pragnący zabić spojrzeniem.

-Skoro grafik tak mówi... - Damiano zrobił krok w moją stronę - To oznacza, że marnuje, pan, nasz czas. - prychnął, krzyżując ręce na piersi - To wygląda na utrudnianie nam pracy. Czyżby umyślnie chciał się Pan nas pozbyć? Może nie jesteśmy faworytami? - jawnie starał się go sprowokować. Zacisnęłam usta w wąską linię, obawiając się, co przyniesie nam najbliższe kilka minut.

-Dość tego. To...

-Arthur, co się tutaj dzieje? - na aulę szybkim krokiem wszedł Philip. Wpatrywałam się w drugiego prezesa z coraz to większą obawą. Kłopoty zaczynały się wymykać spod kontroli...

-Nasza podwładna... Która jest tutaj z twojej inicjatywy. - spojrzał na wspólnika z mordem w oczach - Nie potrafi zrozumieć prostych poleceń i nie szanuję mojej osoby. - rozchyliłam usta wpadając w szok przez te oskarżenia. Nie zrobiłam niczego złego. Broniłam zespołu, za który byłam odpowiedzialna. To część mojej pracy...

-Rebeca? - Philip spojrzał na mnie, dając mi do zrozumienia, że oczekiwał wyjaśnień. Przełknęłam gulę w gardle i postanowiłam przyjąć wyzwanie rzucone przez Arthura. Chciał wojny to ją dostanie...

-Pan Styles się pomylił. - postanowiłam zirytować Arthura do granic możliwości. Co złego mogło się stać? Miałam podpisaną umowę i nawet gdyby chcieli nie mogli mnie zwolnić z dnia na dzień bez powodu. Musiałabym złamać regulamin, który miałam załączony do umowy... Którą swoją drogą gdzieś posiałam. - Myślał, że Måneskin skończyło już próbę, ale zespół ma do dyspozycji jeszcze trzydzieści minut. - uśmiechnęłam się triumfalnie.

-Dziewczyna jest bezczelna i źle wychowana. - warknął Arthur, patrząc na mnie, jakby chciał mnie zabić. Zapewne to jedyna myśl, jaką miał teraz w głowie. - Rodzice nie nauczyli cię kultury? - zacisnęłam dłonie w pieści i mocno zacisnęłam szczękę. Może pogodziłam sie ze śmiercią rodziców, ale nikt nie miał prawa rzucać takimi tekstami... A już na pewno nie jakiś frajer, który najwyraźniej miał jakieś kompleksy.

Przełknęłam gulę w gardle i powstrzymałam łzy, które cisnęły mi się do uczu. Nie mogłam pozwolić mu na takie teksty w moim kierunku.

Jednocześnie poczułam wzrok całego zespołu na moim ciele. No tak, nie mówiłam im o mojej sytuacji rodzinnej. Oni ciągle opowiadali coś o sobie, ale ja byłam typem słuchacza. Nie lubiłam o sobie opowiadać i raczej nigdy nikomu to nie przeszkadzało. Zapewne zespół nie zwrócił na ten fakt uwagi. Nie miałam im tego za złe.

-Za takie teksty wobec mojej siostrzenicy powinnam cię pozwać. - zaskoczona spojrzałam w stronę drzwi, w których ujrzałam moją ciotkę. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam jak kobieta przemierzyła odległość od wejścia do Arthura. - Jeśli jeszcze raz odezwiesz się do niej w ten sposób to żadne pieniądze ci nie pomogą. Nie jesteś bezkarny, mój drogi. A jeśli chodzi o dobro Rebeci to postawie świat do góry nogami, ale nie pozwolę jej skrzywdzić. I zanim zaczniesz się tutaj wymądrzać. To nie groźba. Ja cię grzecznie uprzedzam, że za głupotę przyjdzie Ci zapłacić. Czy to jasne? - widząc chłód jej spojrzenia miałam ochotę się zaśmiać. Arthur wyglądał jakby ktoś właśnie zabił mu pół rodziny. Moja ciocia potrafiła przerazić.

-Nie masz prawa, aby...

-Arthur, odpuść. - zaskoczona spojrzałam na Philipa - Chodźmy do biura i omówmy sprawę w cztery oczy. Bez świadków. - rozejrzałam się wokół I dopiero do mnie dotarło co miał na myśli. Na sali zebrała się większa część ekipy i reprezentanci krajów.

To się porobiło...










Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro