Capitolo 28.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cześć i czołem! 👋 Udanego tygodnia wam życzę! 💋













Do Eurowizji pozostało zaledwie osiem dni a sytuacja stawała się coraz bardziej napięta. Między uczestnikami kończyły sobie relacje a zaczynała czysta rywalizacja. Uprzejmości zeszły na boczny plan, a każdy z uczestników starał się, jak najlepiej poznać program rywali. Jednak moim największym problemem był Arthur i jego ciągłe pretensje wobec mojej osoby. Nie mogłam patrzeć na tego człowieka.

Westchnęłam, wychodząc z łóżka. Ze snu wybudziło mnie głośne walenie do moich drzwi. Niechętnie podreptałam w ich stronę i uchylając drewnianą powłokę miałam zamiar zacząć krzyczeć. Jednak gdy ujrzałam zespół z grobowymi minami od razu odechciało mi się wyżywać za obudzenie mnie. Coś musiało się stać.

-Ktoś umarł? - zapytałam zestresowana, badając ich od stóp aż po głowę - No powiedzcie coś, bo zaczynam się martwić. - mruknęłam, zakładając ręce na piersi.

-Przyszliśmy, aby porozmawiać o sytuacji, która miała miejsce wczoraj. - wyjaśnił Ethan. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, co konkretnie miał na myśli. Ostatnio dużo się działo i nie byłam pewna, o której sytuacji mówił.

-Ymm... A konkretniej? Bo nie bardzo rozumiem, co masz... macie? - poprawiłam się - Na myśli. Mówcie konkretnie. - poprosiłam, jednocześnie wpuszczając ich do mojego pokoju - W ogóle która jest godzina? - spytałam lekko zdezorientować.

-Siódma rano. - mruknęła Vic - Jak się czujesz? - ponownie nie wiedziałam, co powinnam była odpowiedzieć. Nie miałam pojęcia, o czym oni mówili.

-Słuchajcie, ja naprawdę nie mam pojęcia o czym my rozmawiamy. - mruknęłam, zarzucając na siebie szlafrok, gdyż ubrana byłam jedynie w za dużą o kilka rozmiarów koszulkę z logiem zespołu AC/DC.

-O twojej ostatniej rozmowie z Arthurem. - odparł Damiano - I o tym tekście o twoich rodzicach. - sprecyzował - Nie wspomniałaś nam, że...

-Zginęli w wypadku kilka lat temu. Pogodziłam sie z tym, ale raczej nie jest to historia, którą opowiadam każdemu nowo poznanemu człowiekowi. - wzruszyłam ramionami - Nie wiem, co chcecie wiedzieć. Po prostu pytajcie. - uśmiechnęłam się lekko.

-Nie powinien się do ciebie odzywać w ten sposób. - stwierdził Thomas. Przytaknęłam w pełni się z nim zgadzając.

-Owszem, nie powinien. Jednakże zrobił to i trudno. Nie ma, co płakać nad rozlanym mlekiem. - stwierdziłam, starając się zmusić do uśmiechu. Patrzyli na mnie niepewnie, bojąc się powiedzieć choćby jedno słowo. Parsknęłam śmiechem, kręcąc głową. - No dalej. Pytajcie, jeśli chcecie coś wiedzieć. - starałam się brzmieć obojętnie, ale nie miałam pewności czy mi się to udało.

-Jak... w jaki sposób zginęli? - blondynka przerwała panującą wokół ciszę. Głośno wypuściłam powietrze z płuc.

-Miałam szesnaście lat, gdy mój ojciec zaczął pić. - mruknęłam, starając się wyjaśnić całą historię - Rok później był już uzależniony. Nie pił do nieprzytomności, ale nie było dnia żeby nie wypił choćby jednego piwa. Nigdy nie zrobił nic mnie ani mojej matce. Wszyscy wokół traktowali go niczym ideał. Ideałem nie był, ale złym człowiekiem również. W każdym razie. Miałam siedemnaście lat, gdy po wypiciu kilku piw stwierdził, że musi jechać do sklepu po fajki. - westchnęłam i jednocześnie starałam się odgonić niechciane łzy. Pogodziłam sie z tym, ale nie był to łatwy czy przyjemny temat. - Mama wsiadła z nim do samochodu. Spowodował wypadek. Zginęli na miejscu. - wyjaśniłam - Tyle. Cała historia. - wzruszyłam ramionami. Przygryzłam dolną wargę, aby zapanować nad drżeniem. Dłonie schowałam w kieszeniach szlafroka, aby nie zauważyli mojego stanu.

-Biedactwo. - wydusiła z siebie i rzuciła mi się na szyję. Niepewnie objęłam blondynkę w pasie. W zasadzie, nigdy nikomu nie opowiedziałam całej tej historii. A gdy już z kimś rozmawiałam to z ciocią, która wiedziała o wszystkim od początku. Dziwnie było podzielić się tą informacją z kimś dla mnie obcym. Jednak z drugiej strony poczułam się lżej, jakbym zrzuciła z siebie jakiś ciężar. - Tak mi przykro.

-W porządku, Vic. - zaśmiałam się cicho, mocniej wtulając w koleżankę - Miałam wystarczającą ilość czasu, aby się z tym pogodzić.

-My ciągle zwierzaliśmy Ci się z naszych problemów. Tych mniejszych i tych większych, a ty milczałaś. Przecież mogłaś nam powiedzieć. - lekko się ode mnie odsunęła, chwytając w dłonie moje nadgarstki - Mogłaś się wygadać i byłoby ci łatwiej. Nie musiałaś tego w sobie dusić. - uśmiechnęłam się do niej z wdzięcznością.

-Mimo wszystko, ja pracuję dla was. Logicznym jest zatem, że wam pomagam...

-Owszem. W sprawie typowo służbowych, ale my zwierzaliśmy Ci się również z problemów prywatnych. Mówiliśmy o kłótniach, sercowych rozterkach, marudzeniu rodziców... - spojrzałam na Damiano - Mogłaś nam powiedzieć. - westchnął.

-Nie bądźcie źli. - poprosiłam - To serio nie jest najlepszy temat, gdy się kogoś poznaje. - zaśmiałam się, odsuwając od Vic - Nie sądziłam zresztą, że ma to dla was jakieś znaczenie. - wyznałam zgodnie z prawdą.

-Polubiliśmy cię. Chcielibyśmy cię lepiej poznać. Fajnie by było, gdybyś wiedziała, że możesz na nas liczyć. - dodał Ethan. Uśmiechnęłam się do niego. Byli tacy kochani.

-Dziękuję wam. Za wszystko. - Damiano nic nie mówiąc, zmniejszył odległość między nami i mocno mnie objął. Z wdzięcznością mocniej się w niego wtuliłam, opierając głowę o jego bark. Poczułam, jak pochyla się w moją stronę i składa krótki pocałunek na czubku mojej głowy.

I to był moment. To był moment, gdy przepadłam i dotarł do mnie jeden, istotny fakt.

Zauroczyłam się w wokaliście Włoskiego, rockowego zespołu. Czy mogło być gorzej?












Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro