Capitolo 29.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział dedykowany _little_sunshine_69 która nie dawała mi spokoju haha 🖤









Siedziałam z Damiano i zajadałam się frytkami, jednocześnie kończąc kolejny raport. Tym razem dla Arthura... Uznał, że mój poprzedni nie był wystarczająco wnikliwy i ambitny, więc musiałam zacząć od początku. Ten facet naprawdę chciał mnie zrujnować.

-I jak ci idzie? - spytał wokalista, kończąc swoją zapiekankę. Wzruszyłam ramionami, zmęczona pisaniem kolejnego dokumentu.

-Słabo. - westchnęłam, jednocześnie zabierając się za kolejną frytkę - Jestem zmęczona i nie mam pojęcia, co było źle z poprzednim. - burknęłam, wskazując stos kartek przede mną.

-Arthur aż tak się na ciebie uwziął? - zdziwił się. Przytaknęłam. - Nasz zespół ma z tym coś wspólnego?

-Z pewnością nie pomaga mi to, że was lubię i bronię przy każdej możliwej okazji. - zaśmiałam się - Ale wydaje mi się, że nie przepada za mną przez mój niewyparzony jęzor. - wzruszyłam ramionami - Tyle.

-Mogę ci jakoś pomóc? - zainteresował się, z uśmiechem pokręciłam głową - Na pewno?

-Damiano, gdybyś mógł mi pomóc to bym Ci powiedziała. W tej sytuacji nie ma się czym martwić, w końcu mu przejdzie. Zresztą, zostało już tylko osiem dni. - machnęłam dłonią - Nie ma powodów by się nim przejmować. - stwierdziłam.

-Skoro tak mówisz. - westchnął - Masz plany na dziś? - spojrzał na mnie, unosząc lekko prawą brew. Moja uwaga od razu skupiła się na jego przebiegłym uśmiechu. Wpatrywał się we mnie, jednocześnie przejeżdżając językiem po zębach.

Cholera jasna. Znów to robił. Flirtował ze mną. To był jawny flirt! Czy on musiał mi to robić? Choć jedyne o czym marzyłam to spotkanie z nim na polu prywatnym to musiałam zachować się odpowiedzialnie. Jeśli złamałabym regulamin nie tylko ja poniosłabym tego konsekwencje. Moja ciocia również. Arthur by o to zadbał.

-Damiano... - jęknęłam.

-Tak, wiem. - przewrócił oczami - Nie powinniśmy, bo musisz zachować posadę. Ale ja nie proponuję ci seksu na stole podczas wspólnego posiłku z innymi artystami, tylko wyjście na kawę po pracy. Zwykła, niewinna kawa. Co w tym złego? - przygryzł lekko dolną wargę. Wciąż nie spuszczał ze mnie wzroku.

-Nie wierzę w to, co ci zaraz powiem, ale może wtedy zrozumiesz. - wzięłam głęboki wdech. Zacisnęłam wargi, zastanawiając się nad tym, jak ubrać w słowa to, co miałam w głowie. - Podobasz mi. - powiedziałam, nie zastanawiając się nad konsekwencjami moich słów - Ciągnie mnie do ciebie. - wzruszyłam ramionami - Chciałabym się z tobą umówić. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak bardzo bym chciała, ale nie mogę aż tak narażać stanowiska pracy mojej cioci. - wyznałam - Musisz mnie zrozumieć. - spojrzałam na niego błagalnie.

-Proszę cię tylko o wyjście na kawę. - przerwał mi - Przysięgam, że przez cały czas będę się zachowywał niczym prawdziwy dżentelmen. - przygryzłam lekko wargę, aby nie uśmiechnąć się zbyt szeroko na jego słowa. Naprawdę skłaniałam się ku jego propozycji.

-Jeśli będę miała przez Ciebie jakieś problemy, to cię zabiję. - oznajmiłam, starając się zachować poważny wyraz twarzy - Mówię poważnie, David. Jeśli wpakujesz mnie w tarapaty to nie dożyjesz finałów. - parsknęłam śmiechem, gdyż nie mogłam dłużej wytrzymać jego wyrazu twarzy.

-Zrozumiałem przekaz. - puścił mi oczko - Czyli... Umówisz się ze mną? - pokręciłam głową ze śmiechem.

-Źle się zrozumieliśmy, mój drogi. Idziemy jako przyjaciele, a nie na randkę. Nie zamierzam wpakować się w kłopoty, bo Ty masz ochotę na zabawę. - wytknął język w moją stronę.

-Nie mam złych zamiarów! - uniósł ręce w gescie poddania.

-Wierzę, bo muszę. - zacmokałam w powietrzu.

-Bella, będzie fajnie. Wyluzujesz się trochę. Zresztą... I tak nie masz żadnych planów na dzisiejszy wieczór. Teraz musisz skończyć raport, później odprowadzić nas na wywiad i tyle. - uśmiechnął się, ukazując szereg zębów - Wieczór masz wolny. I ja również. Szkoda to zmarnować.

-Zgadzam się, ale na moich zasadach, bo...

-Nie! Nie. Nie. Nie. - gwałtownie zareagował, kręcąc głową - Żadnych takich. Żadnych zasad. Zlituj się, masz dwadzieścia lat a nie siedemdziesiąt. Zacznij korzystać z życia i się bawić. Nie przejmuj się aż tak bardzo konsekwencjami. Nie warto. - uśmiechnęłam się na jego słowa - Obiecasz mi to? Dziś wieczór, ty i ja. Czysta zabawa i zero zasad. Będziemy robić wszystko na, co będziemy mieli ochotę. - zaproponował - Pasuje? - niepewnie skinęłam głową.

- Niech będzie. Załóżmy, że Ci ufam i nie będę tego żałować. - westchnęłam.

-Żałować czego? - obok nas zjawiła się blondynka z uśmiechem od ucha do ucha. Nim zdążyłam zareagować i powiedzieć choćby słowo, Damiano mnie uprzedził.

-Udało mi się ją namówić na randkę, ale teraz się boi, że wpakuję ją w kłopoty. Powiedz jej, że będzie fajnie. - Vic popatrzyła na mnie z niedowierzaniem.

-W końcu się umówiliście! To świetnie. Dziewczyno, masz fatalny gust... - zaśmiała się - Damiano to...

-Miałaś m pomóc, a nie ją odstraszać. - zgromił przyjaciółkę wzrokiem - Co z ciebie za przyjaciółka? - parsknęła śmiechem.

-Mam nadzieję, że będziecie się razem dobrze bawić. - dodała i zgarniając frytkę z mojego talerza, ruszyła w swoją stronę.










Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro