Capitolo 30.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Szczęśliwych walentynek! 💋











Po skończonym wywiadzie Måneskin było szczęśliwe, jak nigdy. Dziennikarka była wyjątkowo profesjonalna, nie skupiła swojej uwagi tylko na Damiano, nie zadawała nieodpowiednich pytań i była wyjątkowo uprzejma wobec całego zespołu.

Dopisałam ostatnie zdanie do raportu i ruszyłam w stronę biura Philipa i Arthura, aby oddać im moją pracę. Gdy w końcu zatrzymałam się przed drzwiami do ich biura musiałam wziąć głęboki wdech, aby się uspokoić. Nie chciałam, aby puściły mi nerwy.

Ze sztucznym uśmiechem wymalowanym na twarzy weszłam do pokoju i niepewnie rozejrzałam się wokół. Na moje nieszczęście oboje byli w środku. Philip w porządku, Arthur... nie bardzo! Facet nie trawił mnie, ja nie trawiłam jego.

-Dzień dobry. - mruknęłam. W głowie miałam tylko jedną myśl. Że uda mi się opuścić to pomieszczenie w ciągu kilku sekund. Inaczej mogłabym sie wpakować w kłopoty, wystarczyło, żeby Arthur miał do mnie pretensje o cokolwiek, a ja tym razem bym wybuchła. Nerw mi nie starczy na tego gościa.

-Rebeco, witaj. - Philip z uśmiechem wstał z krzesła i podszedł bliżej mnie - Jak ci idzie z naszym Włoskim zespołem? - zainteresował się, jednocześnie odbierając ode mnie papiery. Szybko zeskanował je wzrokiem i pobieżnie sprawdził raport.

-Nie jest źle. - westchnęłam - Dobrze się z nimi dogaduję. Nie sprawiają żadnych kłopotów. Są wobec mnie wyjątkowo kochani i opiekuńczy. Tak naprawdę nie mam żadnego powodu, aby na nich narzekać. - wzruszyłam ramionami - Jestem bardzo szczęśliwa, że dostałam pod opiekę akurat ich. - wyznałam. Po tym tygodniu z nimi nie wyobrażałam sobie, że mogłam dostać kogoś innego. Oni byli idealni.

- Bardzo mnie to cieszy. Niestety twoja koleżanka nie opowiada w takich samych alternatywach o artyście, który był ci pierwotnie przypisany. - dotarło do mnie, że przecież miałam pracować z Rafałem Brzozowskim i tylko przez głupotę innej asytetentki dostałam Måneskin.

-Ymmm... coś nie tak z reprezentantem Polski? - zdziwiłam się, marszcząc brwi. 

-Według Victorii... - zastanowiłam się chwilę. Kobieta, która flirtowała z Damiano nie miałam na imię Victoria. - Tak, wiem. Nie kojarzysz Vic. To dlatego, że Pan Brzozowski przepędził już cztery asystenki... Aktualnie pracuje z nim Victoria i mówi, że więcej talentu znajdzie w pudełku po butach niż w tym facecie. Jednak nie mnie oceniać. - prychnął, wzruszając ramionami.

Nie wiedziałam, co powinnam była odpowiedzieć, wiec po prostu przytaknęłam.

-Nie powinnaś być w tak bliskich relacjach z zespołem. - usłyszałam karcący głos Arthura. Zacisnęłam szczękę, aby nie zacząć krzyczeć. Nienawidziłam tego człowieka.

-Przyjaźnię się z nimi. I wcale nie utrudnia mi to pracy, wręcz przeciwnie. Oni mi ufają i nie muszę się martwić, że zrobią coś głupiego i wpakują siebie i mnie w kłopoty. - oznajmiłam twardo - Nie łączy nas nic nieodpowiedniego. - dodałam zgodnie z prawdą.

-Sarah twierdzi, że widziała ciebie i Damiano na korytarzu i nie wyglądaliście, jak przyjaciele. - prychnął, krzyżując ręce na piersi. Nagle naszła mnie ochota, aby go spoliczkować. Zasłużył sobie.

-Sarah przeleciała podczas imprezy zapoznawczej czterech facetów, z którymi powinny ją wiązać wyłącznie profesjonalne relacje. Nie mówię, że to coś złego i nie mnie oceniać jej życie. Jednak to ostatnia osoba, która ma prawo oceniać mnie i mówić, co i z kim mnie łączy. - wysyczałam, zaciskając dłonie w pieści - A między mną a Damiano jest tylko przyjaźń. Nic więcej. Żadnych podtekstów czy nieodpowiednich zachowań. - dodałam i biorąc głęboki wdech, przeniosłam wzrok na Philipa - Nie rozumiem, czemu pan Arthur ciągle się mnie czepia, ale proszę o zareagowanie, bo zaczynam mieć wrażenie, że najzwyczajniej w świecie się na mnie uwziął. Nie zamierzam tego tolerować. - dodałam, kierując się w stronę drzwi.

-Nie pozwolę, aby taka gówniara, jak ty tak się wypowiadała na mój temat! - wrzasnął, uderzając w biurko dłonią. Odwróciłam się na pięcie, krzyżując ręce na piersi.

-Wydawania poleceń to jedno, a mobbing to drugie, panie prezesie. - zakpiłam - Nie dam się traktować, jak śmieć, tylko dlatego, że jestem młoda i nie mam doświadczenia. - zaoponowałam - Nie jestem głupią małolatą.

Arthur nie zdążył już nic więcej dodać, gdyż rozległo się pukanie do drzwi, a sekundę później w środku znalazł się Damiano.

-Przepraszam, że przeszkadzam, ale muszę zabrać ze sobą bellę. - wskazał na mnie dłonią. Nim zdążyłam przemyśleć, czego ode mnie chciał, poczułam uścisk na nadgarstku i zostałam wyciągnięta z biura przełożonego.

-Co... Co to miało być? - wyjąkałam, gdy wokalista ciągnął mnie za sobą w nieznanym dla mnie kierunku. Nie rozumiałam tego, co się właśnie stało. - I gdzie ty mnie ciągniesz? - zdziwiłam się, gdy minęliśmy drzwi wejściowe.

-Pozwól, że najpierw odpowiem na drugie pytanie. - odchrząknął - Obiecałaś mi randkę, więc zabieram cię na randkę. - widząc, że zamierzam otworzyć usta, znów zaczął gadać - Tak, to randka. Nie kłóć się ze mną, bo w tym temacie nie wygrasz, bella. - przewróciłam oczami - Odpowiadając na pytanie pierwsze, podsłuchiwałem was pod drzwiami, bo spodziewałem się, że wybuchniesz i narobisz sobie kłopotów.

-I miałeś rację... - westchnęłam - Zresztą i tak zdążyłam trochę napyskować, więc konsekwencje mnie dosięgną. - prychnęłam.

-Dlatego postanowiłem cię stamtąd wyciągnąć, żebyś nie narobiła sobie większych kłopotów. - wyszczerzył się, ukazując szereg idealnie prostych, białych zębów.

-Dziękuję... - posłałam w jego stronę delikatny uśmiech i rozejrzałam się, gdy przechodziliśmy przez przejście dla pieszych - Ym... Powiedziałeś, że zabierasz mnie na randkę. Gdzie idziemy? - spojrzałam na niego z zainteresowaniem.

-Niespodzianka, bella. To niespodzianka. - zarzucił mi ramię na barki, przyciągając bliżej siebie. Westchnęłam i nie mówiąc niż więcej, oparłam głowę o jego ramię. Czekał mnie wyjątkowo ciekawy dzień...










Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro