Capitolo 31.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Miłego czytania, ludziki! 🖤










-Nikt nie powienien nas widzieć razem... - syknęłam, gdy Damiano uparcie ciągnął mnie za sobą w nieznanym mi kierunku.

Naprawdę cieszyłam się na myśl o wspólnym spędzeniu czasu, jednak z tyłu głowy wciąż miałam to, że gdyby ktoś się dowiedział, ja zostałabym zwolniona a Damiano i zespół mogliby przez to zostać zdyskwalifikowani. Ta myśl mnie paraliżowała.

Dodatkowo nie wiedziałam, czego się spodziewać po Damiano. Zdawałam sobie sprawę z tego, że zespół był dla niego najważniejszy, więc wątpliwym było, aby nasza randka miała się odbyć w miejscu bardzo obleganym przez ludzi.

Wzięłam głęboki wdech i pozbywając się niechcianych myśli, ponownie skupiłam całą swoją uwagę na wokaliście.

-Damiano, zaczynam się bać, gdzie mnie ciągniesz. Nie odzywasz się do mnie od kilku minut i jakby tego było mało, totalnie ignorujesz wszystkie moje pytania. - jęknęłam. Szatyn wciąż trzymał mój nadgarstek w ciasnym uścisku i szedł przed siebie. - Mam nadzieję, że nie jesteś członkiem Włoskiej mafii i nie ciągniesz mnie na jakieś odludzie, aby mnie zabić. - tym razem nie wytrzymał i parsknął głośnym śmiechem, kręcąc przy tym głową. Obejrzał się w moją stronę i popatrzył na mnie z niedowierzaniem.

-Nie jestem częścią żadnej mafii. - parsknął wyraźnie rozbawiony moim pomysłem - Czy ja ci wyglądam na jakiegoś gangstera? - zakpił, wskazując na swój ubiór i mocny make up.

Zastanowiłam się chwilę, mierząc go wzrokiem od stóp aż po głowę. Przygryzłam dolną wargę i po chwili niepewnie skinęłam głową.

-Często ubierasz się w skórzane ubrania lub garnitury. Masz dość nietypowy sposób bycia. Jesteś wyjątkowo pewny siebie i wyróżniasz się z tłumu. Sprawiasz wrażenie osoby, która nie obawia się nikogo ani niczego. - wzruszyłam ramionami - Zatem odpowiadając na twoje pytanie, tak. Uważam, że mógłbyś należeć do mafii. - odparłam po chwili zastanowienia. Roześmiał się wesoło, obserwując moją twarz z uwagą. Nie mogłam dłużej się powstrzymywać od roześmiania się, więc dodałam. - Jednak charakter wszystko psuje. Gdy tylko zaczynasz mówic nie da się zachować powagi a to raczej nie jest dobra cecha dla przestępcy. - puściłam mu oczko.

-To było wredne. - wytknął język - Załóżmy, że puszczę tę uwagę mimo uszu. - dodał i zrobił krok w moją stronę, aby objąć mnie ramieniem - A teraz... - rozejrzał się wokół - Jesteś już po pracy, prawda? - dokładnie lustrował każdy mój najmniejszy ruch. Nie rozumiałam, co miał na myśli.

-Tak... - odparłam niepewnie.

-Więc... Nie jesteś za mnie w tym momencie odpowiedzialna? - Chciał się upewnić. Wzruszyłam ramionami.

-Sama nie wiem. - wyznałam zgodnie z prawdą - Chyba nie. Aczkolwiek musiałabym sprawdzić w umówię czy aby na pewno...

-Nie masz umowy przy sobie, więc pozostało nam wierzyć, że tak jest. - oznajmił, szczerząc się od ucha do ucha. Chwycił mnie za dłoń i pociągnął za sobą w jakiś zaułek przy okazji rozglądając się, czy aby na pewno nikt nie zwracał na nas uwagi.

-Co robisz? Gdzie mnie ciągniesz? - spanikowana próbowałam zrozumieć, co kombinował. Nie zdążyłam jednak zadać kolejnego pytania, gdy Włoch mocno szarpnął za klamkę starych, metalowych drzwi. Te otworzyły się z hukiem, a ja zostałam wciągnięta do środka. - Damiano! - pisnęłam przerażona - Tak nie można! Przecież to włamanie, jeśli ktoś się o tym dowie to...

-Nikt się nie dowie. Zresztą... To nie do końca włamanie. - zaśmiał się wesoło - Zaraz ci wszystko wyjaśnię. Trochę cierpliwości, bella. - szatyn zatrzasnął drzwi za moimi plecami i ogarnęła nas ciemność. Przełknęłam gulę w gardle i niepewnie przesunęłam się bliżej Damiano, aby poczuć się bezpieczniej. Obawiałam się tego, co może się stać.

Nie znałam miasta, nie wiedziałam, w jakim budynku się znajdowaliśmy ani do kogo on należał. Nie rozumiałam też, dlaczego Włoch był tak opanowany... Wszystko to zaplanował?

Zauważyłam strumień światła, który pojawił się dzięki latarce z telefonu Damiano. Wokalista wyciągnął dłoń w moją stronę. Bez namysły ją ujęłam, a szatyn poprowadził mnie w stronę schodów. Pokonywaliśmy je stopień po stopniu. Początkowo starałam się je liczyć, jednak gdy ich ilość minęła trzydzieści zrezygnowałam.

Mocniej ścisnęłam dłoń Damiano, gdy potknęłam się o jeden ze stopni i mało nie wywróciłam się, nie gubiąc przy tym zębów.

-Nic ci nie jest? - spytał zaniepokojony. Pokręciłam głową.

-Nie, nie. Spokojnie, nic mi nie jest. Jestem po prostu straszną niezdarą. - parsknęłam nerwowym śmiechem, starając się ukryć moje zażenowanie.

-Na pewno? - Chciał się upewnić.

-Tak. - odparłam niemal natychmiast.

-To dobrze, bo zostały już tylko cztery stopnie i szkoda by było, żebyśmy teraz musieli zrezygnować z celu naszej podróży. - uśmiechnął się tajemniczo i mocniej zacisnął palce na mojej dłoni. Pokonaliśmy ostatnie stopnie i Włoch mocno pchnął w metalową powłokę, aż ta pod siłą nacisku ustąpiła.

Szatyn wskazał, abym wyszła pierwsza, więc tak też zrobiłam. Minęłam go, jednocześnie czując, jak do mojego nosa dotarła mocna mieszanka dymu tytoniowego i jego wody kolońskiej. Miałam niegrzeczne myśli przez sam zapach... Dodajcie teraz jego urok osobisty, charyzmę i ten niesamowity głos. I ja nie mogłam sobie pozwolić na jakiekolwiek prywatne relacje z nim. Musiałam się powstrzymywać.

Gdy zrobiłam kolejny krok zaparło mi dech w piersiach. Znajdowaliśmy się na dachu, wokół panowała kompletna cisza i spokój. Powoli było widać zachód słońca, co tylko dodawało uroku całej tej scenerii. Odwróciłam się w stronę Damiano, ale nim skupiłam uwagę na jego osobie, ujrzałam koc i koszyk piknikowy tuż za jego plecami.

-Jak... Przecież... - patrzyłam na uśmiechniętego Włocha, będąc w totalnym szoku - Kiedy ty to zrobiłeś? - rozejrzałam się wokół - Co to za budynek? Ym... Ja... - widząc, jak bardzo rozbawiony był moimi pytaniami, postanowiłam się zamknąć. Wzięłam głęboki wdech i spojrzałam mu prosto w oczy. - Powiedz mi, jak. - poprosiłam go z prawdziwym zainteresowaniem. Puścił mi oczko i lekko wzruszył ramionami.

-Magik nigdy nie zdradza swoich tajemnic, ale wiedz, że zaskoczenie ciebie było chyba najtrudniejszym zadaniem w moim życiu. Zwłaszcza biorąc pod uwagę wszystkie twoje warunki, co do naszej randki. - zaśmiał się, ukazując te idealnie proste, śnieżnobiałe zęby - Widząc twoją minę, wiem, że warto było się postarać.

-Podlizałeś się już wystarczająco. - parsknęłam, robiąc krok w jego stronę. Zmarszczył brwi, bacznie przypatrując się moim działaniom. Ja jednak nie zastanawiałam się nad niczym. Po prostu stanęłam na palcach i złożyłam krótki pocałunek na jego policzku. - Dziękuję. - dodałam.

Czułam, że czekał mnie cudowny wieczór.











Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro