Capitolo 35.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! 💋










Wstając z łóżka dotarło do mnie, że Eurowizja odbędzie się za zaledwie sześć dni. Z jednej strony już nie mogłam się doczekać, praktycznie wszystko było dopięte na ostatni guzik. Tak naprawdę zostały jedynie szczegóły do ustalenia. Z drugiej strony, to oznaczało, że ta piękna przygoda, która mnie spotkała niedługo się skończy. Na tę myśl zachciało mi się płakać. Niby wiedziałam, że mogłam utrzymać kontakt z zespołem przez social media, ale jaka była szansa, że to się uda? Może spotkamy się raz czy dwa razy, a później? Najprawdopodobniej zapomną o moim istnieniu i tyle będzie z pięknej przyjaźni. Nie chciałam tego. Naprawdę mi na nich zależało.

Przejrzałam się w lustrze i omal nie zeszłam na zawał. Poprzedniego dnia zasiedziałam się z Vic przy filmie i wróciłam do swojego pokoju po czwartej, co oznaczało, że miałam jedynie trzy godziny, aby się zregenerować. Trudne, aczkolwiek wykonalne zadanie.

Westchnęłam, widząc wory pod oczami. Wyglądałam po prostu na zmęczoną i nie dało się tego ukryć. Może mocniejszy makijaż by mi pomógł... Jednak nie byłam zbyt dobra, jeśli chodziło o tego typu sprawy. Potrafiłam się pomalować i od czasu do czasu, cudem, zrobić dwie proste kreski. Tyle.

Jęknęłam i niechętnie chwyciłam za kosmetyczkę, zbliżając się do toaletki. Musiałam działać, gdy już chwyciłam za podkład i gąbeczkę do makijażu, ktoś zaczął się dobijać do moich drzwi. Jęknęłam i ruszyłam, aby je otworzyć.

-Damiano? - mruknęłam zaskoczona obecnością Włocha - Co ty tutaj robisz o siódmej rano? Przecież próbę zaczynacie od dziewiątej. Wywiadów dziś nie macie. Nie możesz spać czy po prostu się za mną stęskniłeś? - parsknęłam, przygryzając zaczepnie dolną wargę.

-Ymm... Ja... - zauważyłam, że ma lekko podkrążone oczy i rozbiegane spojrzenie. Był wyraźnie zestresowany i zmęczony, a to nie wróżyło nic dobrego.

-Damiano, co się dzieje? - odsunęłam się, aby zrobić mu miejsce i pozwolić mu spokojnie wejść do pokoju.

-To się jeszcze nigdy nie zdarzyło. - mruknął, przełykając ślinę. Usiadł na skraju łóżka i przetarł twarz dłońmi. - Nie mogę pogadać z Vic, Ethanem czy Thomasem, bo cały czas ich zapewniam, że nie ma się czym martwić. Wszystko będzie dobrze, że pojdzie zgodnie z planem i... Chyba sam przestaje w to wierzyć i... - uniósł wzrok, aby na mnie spojrzeć. Powoli docierało do mnie, co miał na myśli. Miał tremę. Najzwyczajniej w świecie dopadła go trema, jak każdego artystę w pewnym momencie.

Uśmiechnęłam się pod nosem i biorąc głęboki wdech, podeszłam bliżej niego. Ukucnęłam, aby patrzeć mu prosto w oczy.

-Trema to nic złego. Zdarza się najlepszym. Myślę, że nie ma na tym świecie artysty, który przez to nie przechodził. - starałam się go pocieszyć.

-Nie rozumiesz. - westchnął - Jeśli Vic się pomyli i zagra nie ten dźwięk, nie będę zły. Ta sama sytuacja z Thomasem czy Ethanem. Tylko... Jeśli to ja będę tym, który się pomyli... Nie wybaczę sobie tego. Nie chcę, żeby przeze mnie przegrali lub znaleźli się nisko w rankingu. - wyznał.

-Damiano, ja nigdy, w całym swoim życiu, nie spotkałam drugiej tak utalentowej osoby, jak ty. Masz genialny głos i świetnie sobie radzisz na scenie. Dosłownie, jesteś osobą, która została stworzona by śpiewać. - mruknęłam, układając dłonie na jego policzkach - Jeśli będzie trzeba to przez te sześć dni, codziennie będę Ci powtarzać, że masz talent, że scena to miejsce dla ciebie i musisz w siebie wierzyć. - dodałam, uśmiechając się do niego. Wierzyłam w niego. Wierzyłam w nich i w to, że opuszczą Rotterdam jako tegoroczni zwycięzcy Eurowizji.

-Jeśli coś odwalę... Pomylę teskt lub...

-Damiano, skarbie - przerwałam mu - Nie masz sobie równych. Za sześć dni wejdziesz na scenę i zrobisz to, co robisz codziennie. Wejdziesz na scenę i ją rozniesiesz! - nagle jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech. Chyba mi się udało, poprawiłam mu humor! Byłam z siebie dumna.

-Możesz powtórzyć to, co przed chwilą powiedziałaś? - zapytał szczerząc się, jak debil. Wzruszyłam ramionami I skinęłam głową.

-Nie masz sobie równ...

-Nie. - pokręcił głową - Nie o tym mówię. - zmarszczyłam brwi.

-Wejdziesz na scenę i...

-To też nie. - szyderczy uśmieszek na jego twarzy jasno wskazywał, że Włoch grał w jakąś grę. Nie miałam jednak pojęcia jaką.

-Nie wiem, co masz na myśli. - zaśmiałam się nerwowo.

-Jak mnie nazwałaś? - doprecyzował. Omal nie wybuchłam śmiechem. Tyle zachodu, ponieważ zwróciłam się do niego skarbie? Zrobiło to na nim aż takie wrażenie?

-Skarbie? - parsknęłam - Damiano, od tygodni zwracasz się do mnie per bella, a takie wrażenie wywarło na tobie słowo skarbie? - zakpiłam.

-Bella, ja ciągle z tobą flirtuję, ale ty ze mną nie. - parsknął - Momentami wręcz mnie unikałaś, więc... Nie dziw się, że mnie zaskoczyłaś. - wzięłam głęboki wdech. Nie sądziłam, że w taki sposób mnie widział. Nie chciałam, aby tak o mnie myślał, choć zdecydowanie dawałam mu ku temu powody. Zachowałam się beznadziejnie...

-To nie tak, jak wygląda. - stwierdziłam - Bardzo cię lubię, chyba nawet za bardzo, ale... - zastanowiłam się chwilę, aby dobrze ubrać w słowa to, co miałam w głowie - Po prostu jestem realistką. Potrzebuję tej pracy, tak jak moja ciocia. Nie mogę się wdawać z uczestnikami w prywatne relacje i... Naprawdę od początku chciałam się z tobą umówić, ale wiedziałam, że i tak nic by z tego nie wyszło. - wzruszyłam ramionami.

-Dlaczego? - spytał - Dlaczego nic by z tego nie wyszło? - miałam ochotę wyśmiać go za to absurdalne pytanie.

-Przypomnieć ci ile kilometrów dzieli nas na codzień? Nawet, jeśli coś by z tego wyszło... Nawet, gdyby udało nam się umówić... - pokręciłam głową - Jaki byłby sens, żeby... - Nie zdążyłam powiedzieć ani słowa więcej. Położył dłonie na moich policzkach i po prostu przyciągnął mnie bliżej siebie, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Mimowolnie się uśmiechnęłam i mu na to pozwoliłam. Lubiłam go i takie krótkie chwile, pozwalały mi cieszyć się życiem.

Niepewnie uniosłam się wyżej i objęłam go wokół karku, aby znaleźć się jeszcze bliżej. Nie przeszkadzało mu to, wręcz przeciwnie. Przeniósł jedną dłoń na moją talię i mocna zacisnął na moim boku, wyzywając z moich ust westchnienie.

-Nie powinniśmy... - wyszeptałam między pocałunkami. Odwrócił nas miejscami i gdy moje łydki zderzyły się z krańcem materaca, lekko pchnął mnie do tyłu. Nie przerwał jednak pocałunku. Opadł na łóżko wraz ze mną i przygniótł mnie swoim ciałem.

-Wiem o tym... - mruknął i znów wpił się w moje wargi. Powinnam była się od niego odsunąć. Nie pozwolić, aby jego dłonie wciąż błądziły po moim ciele.

To było niczym narkotyk. Człowiek wiedział, że to złe i nie powienien, ale czuł się po tym niesamowicie, więc podejmował ryzyko.




*****
Postanowiłam spróbować swoich sił w prowadzeniu bookstagrama i booktoka, więc jeśli komuś się nudzi w życiu to zapraszam: zaczytana_02 🖤

Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro