Capitolo 38.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! 🖤









Po skończonym wywiadzie udało mi się zorganizować audytorium, aby zespół mógł przećwiczyć piosenkę jeszcze kilka razy. Czas nam uciekał nieubłaganie szybko, więc musieliśmy pracować z takim samym przytupem.

Skończyłam kolejny raport i szybko dostarczyłam go do Philipa.

-W takim razie... - ponownie zerknął na grafik - Måneskin wejdą na scenę jako... - zmarszczył brwi - Ostatni? - zwątpiłam, czy mnie pytał czy stwierdzał fakt.

-Myślałam, że mieli wystąpić w pierwszej dziesiątce... - mruknęłam lekko zagubiona. Początkowo mówił mi coś totalnie innego, jednak teraz sam wyglądał jakby coś się nie zgadzało.

-Ja nie rozumiem. Rozmawiając z Arthurem, jasno dałem mu do zrozumienia w jakiej kolejności miały się odbyć występy. Coś tu jest nie tak. - oznajmił, patrząc na mnie wyraźnie wzburzony.

-Może to jakaś pomyłka? - zasugerowałam.

-Tak, to może być pomyłka. - zgodził się - Pomyłka lub interwencja mojego wspólnika, który najwyraźniej nie może znieść, że jego wpływy są o dzisięć procent mniejsze niż moje i próbuje mi udowodnić, że ma do powiedzenia tyle, co ja. - prychnął. Zmarszczyłam brwi.

To była jakaś kpina. Dorosły facet podczas tak istotnego eventu postanowił robić jakieś sceny zazdrości? Przecież to akcja wyjęta rodem z podstawówki.

-To... Wydaje się naprawdę nieprawdopodobne. - szepnęłam - Przecież...

-Rebeco, nie znasz mojego przyjaciela. Choć to naprawdę dobry człowiek to jest uparty niczym osioł. Kiedy postawi sobie jakiś cel to zrobi wszystko, aby go osiągnąć. - westchnął przeczesując dłonią zmierzwione włosy.

Nim zdążyłam na to odpowiedzieć, drzwi do biura otworzyły się z hukiem, a do środka wszedł wyraźnie zirytowany Arthur.

-Philipie, mam do ciebie pewną sprawę... - Wciąż wpatrywał się w papiery trzyamne w dłoniach, zastanawiając się nad czymś - Czy... - uniósł głowę, a jego wzrok od razu spoczął na mnie. Na jego twarzy od razu pojawił się grymas, przez co przełknęłam gulę w gardle. Obawiałam się kolejnej ostrej wymiany zdań... - Co ona tutaj robi? - spojrzał na Philipa. Zmarszczyłam brwi.

Co to niby miało być? Przecież stałam obok niego, a on mówił jakby mnie tam nie było. Co za złamas...

Wzięłam głęboki wdech, aby nie wybuchnąć i nie zacząć krzyczeć. Musiałam się zachować profesjonalnie, gdyż krzyczenie na przełożonego to najgłupsze możliwe rozwiązanie...

-Jestem tutaj. - oznajmiłam dobitnie - I nie życzę sobie, aby mówiono o mnie, jakby mnie tu nie było. - dodałam, piorunując tego głupka wzrokiem.

-Dobrze... - prychnął - W takim razie... Co tutaj robisz? - odchrząknął, przybierając na twarzy najbardziej dwulicowy uśmiech jaki kiedykolwiek widziałam.

-Przyszłam, aby dostarczyć raport i dowiedzieć się, które miejsce na liście kolejności występów zajmuje Måneskin. Muszą wiedzieć po kim wchodzą na scenę. - odparłam najspokojniej jak tylko potrafiłam - Jednak doszło do jakiegoś nieporozumienia. - dodałam z cwanym uśmieszkiem.

Zauważyłam, jak ciało Arthura spięło się na mój komentarz. Dotarło do niego, że jego wspólnik odkrył jego intrygę.

-Philipie, mogę to wyjaśnić...

-Możesz wyjaśnić, dlaczego zmieniłeś kolejność występów nic mi o tym nie mówiąc? - prychnął zły - Alleluja! No bogom niech będą dzięki, że możesz to wyjaśnić. - zadrwił - Czy ty zdajesz sobie sprawę, że kwestia kolejności występów to tylko i wyłącznie moją działka? - wściekły uderzył dłonią w biurko, a ja poczułam nachodzący mnie stres. Zdecydownie nie powinno mnie być podczas tej rozmowy. Ta kwestia mnie nie dotyczyła. - Arthur, to nie był przecież błąd. - westchnął, siadając za swoim biurkiem - Obaj wiemy, że zrobiłeś to celowe. Miej więc teraz choć odrobinę honoru i odwagi i powiedz mi po jaką cholerę, żeś to zrobił?

-Powiedzieć ci czemu? - parsknął zirytowany - Najpierw zatrudniasz po znajomości tą swoją Ritę. - przełknęłam z trudem, gdy dotarło do mnie, że mówił o mojej ciotce - Później pozwalasz jej, aby sprowadziła tu tę gówniarę. - wskazał na mnie - I nie pytasz mnie zdanie! - parsknął oburzony - A ja mam pytać o zdanie ciebie?

Zmęczony mężczyzna potarł palcami skronie. Starał się nie dać wyprowadzić z równowagi.

-Chcesz mi powiedzieć, że zmieniłeś kolejność występów, żeby się na mnie zemścić, bo bez pytania ciebie zatrudniłem dwie osoby na jakieś setki pracowników? Czy ty jesteś normalny, człowieku? - ponownie uniósł głos, mordując przyjaciela wzrokiem.

Przełknęłam gulę w gardle i cofnęłam się o krok, chcąc podejść bliżej drzwi i zniknąć. Już i tak za dużo usłyszałam...

-Rebeco, zostań. - Arthur chyba po raz pierwszy był tak spokojny. Szczerze mówiąc, spokój w jego głosie bardzo mnie zaniepokoił. Zaledwie sekundy wczesniej darł się, jakby ktoś chciał go zabić, a teraz ten spokojny i opanowany ton. - Masz odwagę powiedzieć jej prawdę czy ja mam to zrobić? - zmarszczyłam brwi. Co to niby miało znaczyć?

-Nie rób tego, Arthurze. To nie twoja sprawa.

-Zatem jej nie powiesz. - zaśmiał się - Dobrze. Więc ja to zrobię. - przeniósł wzrok ze wspólnika na mnie. Zacisnęłam dłonie w pięści, aby opanować ich drżenie. - Zdajesz sobie sprawę z tego, że Twoja ciotka od ponad czterech miesięcy sypia ze swoim przełożonym. - wytrzeszczyłam oczy.

Moja ciocia... Kobieta nie łamiąca zasad. Kobieta, która wychowywała mnie przez tak wiele lat. Nie powiedziała mi, że się z kimś spotykała? Tylko dlaczego? Przecież była dorosła i miała prawo robić, co jej się żywnie podobało. Nie zamierzałam jej za to oceniać. Nie miałam ku temu prawa.

Niepewnie spojrzałam na Philipa, który wyglądał za wściekłego i zdruzgotanego jednocześnie. Odchrząknął i przybrał obojętny wyraz twarzy.

-Rebeco, sądzę, że tę sprawę powinnaś omówić ze swoją ciocią. Ja nie mam prawa...

-Ja... chyba wolę nie. - przerwałam mu - Znaczy... Nie moja sprawa, co robicie po godzinach. Jeśli coś was łączy to... - zastanowiłam się chwilę - To spoko. - spoko? Kurwa Rebeca! Nie mogłaś wpaść na nic głupszego i jeszcze bardziej bezosobowego? - Znaczy nie spoko... W sensie... - zastanowiłam się chwilę - Jeśli jesteście szczęśliwi to nie moja sprawa. I Pan i moja ciocia jesteście dorośli i wiecie, co robicie. - uśmiechnęłam się kwaśno. Naprawdę się starałam, aby wyszło to naturalnie, ale czułam czułam zażenowana. Nie interesowały mnie sprawy łóżkowe mojej cioci.

-Miło, że podchodzisz do tego w tak dojrzały sposób. - skinął głową w geście uznania - Arthurze, czy skoro wyjaśniliśmy już tę kwestię to...

-Myślisz, że to jedyny powód? - przerwał mu. Zaintrygowana uniosłam prawą brew. Co ten dziwak miał na myśli tym razem?

-Nie rozumiem, co masz na myśli. - wyznał Philip - Jaki powód? Czego powód?

-Powód, dla którego nie mogę patrzeć na nią. - skinął głową w moją stronę. Zmarszczyłam brwi. Wyżywał się na mnie, bo moja ciotka sypiała z jego kumplem? I miał więcej powodów? Przecież ja nic mu nie zrobiłam! - O nie. Ona na każdym kroku broni tych... aroganckich gówniarzy. - Okej, zapewne mówił o Måneskin. Niestety dla niego, żaden z członków zespołu nie był arigancki. - A ty myślisz, że można im ufać? Że są tacy nieskazitelni? - zakpił.

-Jeśli mam być szczera, to nie mam pojęcia, o co Panu chodzi. Nikt z zespołu nie robi żadnych kłopotów. Stosują się do zasad i zachowują profesjonalnie, więc...

-Profesjonalnie! - prychnął oburzony - Sypianie z córką prezesa uważasz za profesjonalizm?! - wrzasnął. Zmarszczyłam brwi. O czym on opowiadał?

-Arthurze, o czym ty mówisz? - zdziwił się Philip.

-Damiano David przespał się z moją córką, a później postanowił udawać, że taka sytuacja nie miała miejsca. Całkowicie urwał z nią kontakt. - rozchyliłam usta. Damiano by czegoś takiego nie zrobił. To nie było w jego stylu.

-Kiedy to było?

-Niecałe dwa tygodnie temu. - odparł. Wstrzymałam oddech.

Wtedy, kiedy między mną a Damiano doszło do nieporozumienia w kwestii pocałunku. Gdy pojawił się na stołówce z piękną blondynką...

Czy była możliwość, aby Damiano się z nią przespał?









Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro