Capitolo 45.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! 🖤

Udanego weekendu, kochani! 💋










Zmęczona przetarłam powieki i spojrzałam na zegarek wiszący na ścianie. Do Eurowizji pozostały zaledwie dwadzieścia cztery godziny. Tak, dokładnie. Event miał się odbyć już jutro, a ja musiałam mieć wszystko dopięte na ostatni guzik.

Kosmetyczka miała pomalować zespół godzinę przed występem.

Ubrać się mieli czterdzieści pięć minut przed wejściem na scenę, gdyż nie mogli zniszczyć stroi. Ubrania szyte były na miarę i nie było opcji, aby zmienić cokolwiek w ostatniej chwili... Dlatego jakiekolwiek choćby minimalne zniszczenie mogłoby wróżyć katastrofę.

Musiałam dopilnować, aby zespół wypadł idealnie. Ich wtopa oznaczała moją porażkę.

Nie mogło dojść do nawet najmniejszego błędu. A ja musiałam tego wszystkiego dopilnować...

Zaczynałam odczuwać ogromną presję.

-Boże święty, za jakie grzechy? - jęknęłam jednocześnie przewracając ostatnią stronę z grafiku. Miałam do dyspozycji jedną z najlepszych fryzjerek, ale mój ulubiony wizażysta przypadł reprezentacji Francji. Co oznaczało, że jutro przyjdzie mi się męczyć z blondynką o imieniu Nicole i charakterystycznym pustym spojrzeniu.

A moja ocena wcale nie miała nic wspólnego z tym, że blondi śliniła się do Damiano. Nic a nic.

Już miałam się zabrać za kolejny raport, gdy drzwi do mojego pokoju zostały otwarte a do środka wparowała uśmiechnięta od ucha do ucha Victoria.

-Od godziny powinnaś grzecznie spać w  łóżku, żeby nie mieć jutro worów pod oczami. Co ty tu robisz, pomiocie szatana? - parsknęła na moje określenie i nic sobie z tego nie robiąc, zatrzasnęła za sobą drzwi i szybko zajęła miejsce na łóżku tuż obok mnie.

-Wiesz, co jest jutro? - wyszczerzyła się, ukazując idealnie białe zęby.

-Eurowizja. - odparłam niemal od razu.

-To największe wydarzenie w jakim kiedykolwiek wzięliśmy udział! - pisnęła, rzucając się na mnie. Parsknęłam, szybko obejmując blondynkę, gdy ta wylądowała na mnie, a ja na miękkim materacu i satynowej, hotelowej pościeli.

-Bardzo się cieszę, że wam się udało. - wyznałam.

-Wiesz, że jeśli zajmiemy miejsce w pierwszje trójce to mamy wielką szansę na ogromną karierę? - spojrzała na mnie, nie zmieniając naszego położenie. Wciąż wygodnie sobie na mnie leżała. - Może uda nam się zrobić jakiś koncert poza Europą... Wyobrażasz sobie koncert na przykład w... Los Angeles? - widząc, jak zabłyszczały jej oczy miałam ochotę się zaśmiać - Jutro będzie najpiękniejszy dzień mojego życia. - westchnęła i zsunęła się ze mnie, aby położyć się tuż obok.

-Jestem pewna, że zajmiecie wysokie miejsce. - posłałam w jej stronę szczery uśmiech.

-Beca, myślisz... - zerknęłam na nią kątem oka i widziałam wahanie na jej twarzy - Myślisz, że mamy szansę wygrać? - idiotyczne pytanie.

-Vic, ty kretynko. - prychnęłam - Oczywiście, że macie szansę. Ba! Myślę, że jesteście faworytami i...

-Odwiedzisz nas po Eurowizji. Prawda? - uniosłam lewą brew. Co za nagła zmiana tematu? Przed chwilą martwiła się o zwycięstwo zespołu w konkursie, a teraz o to, czy utrzymamy kontakt?

-Vic...

-Nie chcę głupich odpowiedzi typu "jasne, że tak" albo "co to za głupie pytanie?". Chcę widzieć, Bex. Czy będziemy się przyjaźnić, gdy to wszystko się skończy? - widząc łzy w jej oczach sama miałam ochotę zacząć płakać.

-Tak, Vic. Będziemy się przyjaźnić. A przynajmniej mam taką nadzieję, bo po ostatnich tygodniach nie wyobrażam sobie mojego życia bez ciebie i chłopaków i...

-I głównie Damiano? - parsknęła, uderzając we mnie poduszką.

-Pieprz się. - prychnęłam, chowając twarz w przyjemnie miękkim materiale - Mówię o was wszystkich, a nie...

-A nie o facecie, z którym sypiasz? - zakpiła, patrząc na mnie z wargą między zębami.

-Raz. Spałam z nim raz. I... I nie ustaliliśmy na czym stoimy. - westchnęłam - Wszystko potoczyło się tak szybko... Znaczy, dał mi do zrozumienia, że mu na mnie zależy, ale nie... - spojrzałam na nią i zmarszczyłam brwi - Do kogo ty dzwonisz, kretynko? - widząc jej podły uśmiech, wiedziałam, co mnie czekało - Nie! - pisnęłam, rzucając się w jej stronę.

-Damiano? Hej! - próbowałam wyrwać jen telefon z dłoni, ale była silniejsza. Kto by pomyślał, że ta mała istotka ma w sobie tak ogromne pokłady siły? - Rebeca, puść mnie! Staram się ci pomóc! - wrzasnęła, odpychając mnie od siebie - Dami, przyjdź do pokoju Bex. Koniecznie musicie ze sobą porozmawiać. Inaczej Beca może nie przyjechać do nas do Włoch. A ja chcę, żeby mnie odwiedziła! - zachowywała się jak dziecko, ale jednocześnie była tak urocza, że brak słów - Super. To ja się zbieram i po drodze dam ci klucze. - wyszczerzyła się w moją stronę i zakończyła połączenie, jednocześnie odsuwając telefon od ucha.

-Coś ty zrobiła... - ukryłam twarz w dłoniach - On tu zaraz przyjdzie i przez Ciebie...

-Nie przeze mnie, tylko dzięki mnie. - przerwała mi - I wiesz, co? Dzięki mnie będziesz dziś miała seks. A jeśli dobrze pójdzie to będziesz też miała chłopaka. - cmoknęła mnie w policzek i ruszyła do drzwi - Tak, jak mówiłam. Klucze zostawię Damiano. Ja lecę do łóżka, bo muszę odpocząć przed jutrem. A ty baw się dobrze i nie pozwól by Dami był zbyt głośno, bo musi oszczędzać głos przed jutrem. - Moja dłoń zderzyła się z czołem.

- Nienawidzę cię. - mruknęłam pod nosem. Usłyszłam jeszcze śmiech blondynki. Później był tylko trzask drzwi, a dziewczyna zniknęła z mojego pokoju.

-Kochasz mnie! - jej wrzask musiał się roznieść po całym hotelu... Zaśmiałam się pod nosem.

Miała rację.

-No kocham, kocham... - westchnęłam do siebie.

A teraz czekała mnie rozmowa z Damiano. Wieczór, który mógł się skończyć... Nie. Rozmowa. Tylko rozmowa. Nic więcej.

Chyba, że będzie okazja na seks... Grzechem by było nie skorzystać.











Emilia Mikaelson

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro