Rozdział 7 - Aleksander

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


•Will

- T-tata?

Wysoki blondyn, z długimi do pasa włosami i złotymi, zimnymi oczami szybko przelustrował mnie wzrokiem, po czym spojrzał na Mabel. Jego zwykle szlachetne rysy twarzy wykrzywiły się w grymasie obrzydzenia.

- Nie wierzyłem, kiedy mi to powiedział, ale rzeczywiście. Mój syn wziął za żonę ludzką kobietę! Czy nazwisko Cipher coś jeszcze dla ciebie znaczy?!

Do moich oczu napłynęły łzy. Znów się poczułem jak w dzieciństwie, kiedy to karał nas za każde, najmniejsze przewinienie. Ale teraz nie było w pobliżu Billa który wziąłby winę na siebie.

- Jest jeszcze gorzej. Zrobiłeś bachora tej kurwie!
.
.
.
.
.

Moje łzy wyparowały w wybuchu wściekłości. Nim zdążyłem pomyśleć zatrzymałem czas i doskoczyłem do niego, złapałem za frak i przyparłem do ściany. Nie spodziewał się tego. Wściekłość i oburzenie w jego oczach na chwilę zmieniły się w wyraz zaskoczenia.

- O mnie możesz mówić co chcesz, ale nie waż się obrażać Mabel!

Z łatwością mnie od siebie odepchnął.

- JAK TY SIĘ ODZYWASZ DO OJCA!?

- Will? Co się stało?

Do salonu wbiegł Dipper. Na twarzy miał widoczne zdziwienie. Gdy zobaczył mojego ojca zmaterializował nad dłonią sztylet od Victora. Najwyraźniej właśnie dzięki niemu uniknął zatrzymania.

- Nie wiem kim jesteś, "Blondi", ale jak dotąd tylko raz widziałem Willa w takim stanie...- Zdjął marynarkę i rzucił ją na kanapę. Jego blizna wyraźnie odcinała się na tle opalenizny.- Dowiedziałem się wtedy trzech rzeczy. Po pierwsze wkurzona beksa jest gorsza od mojej siostry z okresem. Sorki Mab.- Rzucił w kierunku brunetki, zamrożone w czasie.- Po drugie rany zadane magiczną bronią sprawiają ból nawet po latach. Po trzecie lepiej być z nim w jednej drużynie.- Stanął obok mnie i wycelował sztylet w blondyna.

- Czy ty wiesz do kogo mówisz kmiocie? NAZYWAM SIĘ ALEKSANDER CIPHER!

Dipper nawet nie mrugnął.

- Uprzejmie proszę opuścić mój dom. Zanim przetestuje na tobie prezent od Victora.

- Ty mały...

Furia w oczach demona znów przygasła.

- No proszę. Ktoś pofatygował się aż do tego wymiaru. Ile czasu minęło od kiedy ostatnio opuściłeś piekło?

Za moimi plecami znikąd pojawili się Kill i Bill. Na ich dłoniach lśniły symbole, takie jak ten który pozostawiło zaklęcie dziadka. Bill miał na sobie bluzę z kapturem i dżinsy, a Kill swój czerwono-czarny mundur.

- Witaj ojcze. Dawno się nie widzieliśmy.- Kill skłonił się lekko, kładąc rękę na sercu. Bill się nie przejmował czymś takim jak maniery.

- Co wy tu robicie? A z resztą, nawet dobrze. Czy wiecie co wasz brat zrobił? Nawet ta twoja półdemonica, Bill była mniejszym zawodem dla rodziny!

- Hahaha...- Chłopak zgiął się w pół że śmiechu, narzucając sobie kaptur na głowę.- Faktycznie, ty chyba jeszcze nie wiesz. Jednak przekaże nazwisko dalej. Okazało się, że Elizabeth urodziła mi syna, Willy'ego. Dodatkowo mam chyba podobny gust do brata. Bo wiesz, tak jakby poślubiłem jej odpowiedniczkę z innego wymiaru.

Wskazał na Mabel. Ojciec przez chwilę stał jak słup powoli robiąc się czerwony z wściekłości.

- Kill, ty zawsze byłeś najmądrzejszy z tej trójki. Powiedz coś tym imbecylom zanim stracę resztę wiary w moje dzieci! W końcu Bill zrujnował ci karierę na wiele wieków!

Kill spojrzał najpierw na nas, potem na ojca. Wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał.

- Zastanawiałem się, jak ci to powiem... Cóż. Kodeks Straży nie obejmuje celibatu.

Potrzebowałem chwili żeby zrozumieć jego słowa. Pierwszy zareagował Bill zarzucając bratu ramię na kark.

- No wreszcie! Już zaczynałem bać się o twoją orientację. Gratuluję! Chwila, bo mówisz o dziewczynie tak?

- Nie wiem, czy ci podziękować, czy dać w ryj. Tak, o dziewczynie.

- Jak chcesz możesz oba. Kim ona jest?

- Nazywa się Stephanie Black.(Dzięki Cyfereczka^_^) Jest moim zastępcą.

Z całych tych emocji zapomnieliśmy o ojcu. Na nasze nieszczęście szybko dał i sobie znać.

- Jesteście porażką. Wszystkich was wydziedzicze!

Ojciec naprawdę dostał szału. Nigdy jeszcze nie widziałem go w tak wściekłego. Jest straszny, ale...
Doprowadzenie go do takiego stanu sprawiło mi dziwną przyjemność. Chyba ludzie mają rację mówiąc że zemsta jest słodka.

- A-a niby jak chcesz to zrobić. Głową rodziny jest Victor. Tylko on ma taką władzę.

- Hahaha! Chyba zapomniałeś gówniarzu, że dla niego rodzina jest najważniejsza!

Bill wziął z stołu butelkę wody i spokojnie się napił, nie zwracając uwagi na ojca.

- No własnie. Rodzina, nie nazwisko. Tak się składa, że ostatnimi czasy często go widywaliśmy.

- P-poza tym jestem pewien, że by nas poparł.- Hahaha...dziadek mnie zabiję...- Ostatnio gdy go odwiedziłem zastałem go w łóżku z pokojówką. (To tylko w połowie kłamstwo...)

Ojciec zbladł. Tego się chyba nie spodziewał. Otrząsnął się dopiero gdy Kill złapał go za ramię.

- Lepiej będzie jak już pójdziesz, ojcze.

Demon odwrócił się i wyszedł, klnąc pod nosem. Jego wyjście oznajmił nam trzask drzwi.

- Stary! Victor na serio przespał się z pokojówką?

- Bill! A ty tylko o jednym. Daj mu spokój. Ja muszę już wracać na patrol.

Czerwono włosy dosłownie zapadł się w podłogę.

- Jestem pewien, że zwiał bo nie chciał mówić o swojej dziewczynie. Ale mów, co z tą pokojówką.

- Sam zapytaj dziadka.

Przywróciłem bieg czasu. Mabel wyglądała na zdezorientowaną. Popatrzyła na nas po kolei.

- C...co tu się stało?

- Żałuj, że tego nie widziałaś. Will tak pocisnął naszego Staruszka, że ten się stąd zawinął. Ja też muszę już uciekać. Obiecałem Mabel rodzinną kolację z jej wujkami. Na razie!

Bill rozpedzileś się i w biegu otworzył przed sobą portal.

- Chyba mu się naprawdę spieszyło. Skoro już wszystko dobrze wrócę do swojego gabinetu.

Dipper zarzucił marynarkę na ramię i wyszedł z salonu. Spojrzałem na Mabel, wciąż lekko zdezorientowaną.

- Usiądź, wszystko ci teraz wyjaśnie.

*Jakiś czas później*

•Will

Przechodziłem się wzdłuż okna, od ściany do ściany, co jakiś czas spoglądając, to na znajdującą się kilka pięter niżej ulice, to na siedzącego za biurkiem po drugiej stronie pomieszczenia doktora, to na leżącą na kozetce Mabel...

Czemu to musi być takie stresujące?

Na twarzy brunetki tkwił wesoły, uspokajający uśmiech, choć wiem, że ona też się denerwuje.

- Państwo Cipher.

- Tak.- Odwróciłem się szybko w stronę lekarza.

- Jak rozumiem nie chcą państwo poznawać płci, tak?

- Tak, zgadza się. Razem z mężem wolimy mieć niespodziankę.

- Rozumiem. Cóż, ciąża przebiega prawidłowo, tylko pozazdrościć. Wstępnie ustalony termin mija chyba za jakieś półtora miesiąca prawda?

- Z-za pięć tygodni.

- Więc na kolejną kontrolę umówimy się za dwa tygodnie o tej samej porze. A i panie Cipher, proszę się tak nie denerwować. Wszystko będzie dobrze...

***************************

Witam was po dłuuugiej nieobecności. Ktoś się stęsknił? Bardzo was przepraszam, ale jakoś nie mogłem się zabrać za to żeby spisać ten rozdział. Po kolejnym zakończymy już akt 2. W akcie trzecim zamierzam zakończyć książkę.

Bardzo przepraszam także wszystkich którzy mnie nominowali. Postanowiłem wybrać jedną z nominacji(były chyba że 4 albo 5). Pojawi się ona w najbliższych dniach.

Chciałbym również zaprosić wszystkich czytelników z województwa wielkopolskiego do konkursu fantastyczny Miłosław, w którym sam biorę udział.

Chciałbym w końcu podziękować Cyfereczka za to, że nie tylko czyta moje wypociny, ale podrzuca mi też pomysły na postaci.
Zapraszam was do zapoznania się z jej pracami.

Miłego dnia, lub nocy★

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro