Rozdział 5 - Obserwator
•Bill
Natalie powoli weszła do domu. Jeszcze nie spodziewała się, co ją czeka. Razem z Lily siedzieliśmy w salonie, Mabel poszła do ogrodu. Nie wiem jak to się skończy, wolałbym rozwiązać to na spokojnie, ale już nie raz dowiodłem, że jestem w gorącej wodzie kąpany.
- Część tato, już ci lepiej?
- Tak. Victor jak raz się na coś przydał. A tobie jak dzień minął?
- Ymmm, też dobrze.
- Załatwiłaś co miałaś?
- Tak.
- A jak się nazywa ten chłopak, z którym się spotkałaś?
Natalie przestraszona spojrzała na siostrę.
- Spokojnie, Lily nic mi nie powiedziała, Victor was widział. Próbowałem się czegoś dowiedzieć od twojej siostry, ale nie chciała cię wydać. Więc?
- To... to był mój były chłopak. Zerwaliśmy jakiś czas temu. Dostał wolne w pracy, więc postanowił się ze mną pogodzić. Nie wiedziałam jak ci o tym powiedzieć, więc...
- Hahaha.
Natalie była szczerze zdziwiona moją reakcją. Ja sam zresztą też. Przypomniały mi się czasy, gdy zacząłem umawiać się z Lizy. Ojciec urządził mi niezłą awanturę. Bo w końcu "to zbrodnia mieszać szlachetną krew Cipherów z krwią podrzędnych demonów". O dziwo wtedy wstawił się za mną... Victor!
- Nie martw się. Nie zamierzam cię karać. Nie jestem swoim ojcem. Ważne, że jesteś szczera.
- Tak... tak naprawdę to jest jeszcze coś. Tylko się nie wkurz...
- Dajesz, wytrzymam wszystko.
- Toby... on należy do Straży.
- Niby czemu miałbym się wkurzyć? To świetnie.
- Co?
- Straż nie przyjmuje byle kogo. Pewnie jest godny zaufania.- Natalie była zaskoczona, ale też szczęśliwa.- Co nie zmienia faktu, że poproszę Killa o sprawdzenie go!
- Nie ma sprawy.
- Świetnie. Może za prosisz go na zlot?
- Mogę?
- Jeśli chcesz. A teraz...
Lily, która dotąd siedziała cicho wyjęła zza kanapy trzy słoiki dżemu, i łyżki. Przygotowała je na wypadek, gdyby nerwy mi puściły.
*Time Skip*
Kiedy Mabel wróciła z ogrodu siedzieliśmy już z herbatą nad albumami. Spędziliśmy resztę dnia na rozmowach. Nat opowiedziała nam o Tobym, a Lily żaliła się, że nie może znaleźć chłopaka. O 22 wszyscy poszli już spać. Leżałem obok Mabel, nie mogłem zasnąć. Lekko wstałem, żeby jej nie obudzić.
- Bill...?
- Ćśśś. Śpij. Nie mogę zasnąć. Przejdę się trochę, i wrócę.
- Aha...
Zszedłem na parter, do kuchni. Wstawiłem wodę w czajniku. Naprawdę mam nadzieję, że można mu zaufać. Zalałem dwie herbaty i wyszedłem z nimi na ogródek. Usiadłem przy stoliku i zamknąłem oczy. Gdy je otworzyłem Victor już siedział na przeciwko.
- Napijesz się?
- Z miłą chęcią.
Przypomniało mi się jak kiedyś siadaliśmy tak w piekle zawsze jak pokłuciłem się z ojcem. Kiedyś naprawdę dobrze się dogadywaliśmy.
Co mnie tak na wspomnienia wzięło?
- Dowiedziałeś się czegoś?
- Udało mi się go prześwietlić. Nie wygląda za dobrze, ale nie jest pod wpływem Otchłani.
- To dobrze.
- Coś cię niepokoi?
- Nie, tylko... cała ta sytuacja przypomniała mi o Vahu. Pojawiłeś się wtedy. Wyciągnąłem mnie stamtąd. Czy wiesz może... znaczy, czy masz pewność, że on...
- Vah żyje.
- Co?!
- On nie jest zwykłym demonem. Jest manifestacją czystego zła. Póki co trzymam go w ryzach, ale jego moc jest olbrzymia. Nawet ja nie jestem w stanie go całkowicie kontrolować.
- Czyli on wróci?
- Zapewne tak. Więc musicie uważać. Pomogę wam w miarę możliwości.
- Dzięki.
- Nie ma za co.- Siedzieliśmy tak jeszcze pół godziny, podziwiając nocne niebo.- Wybacz, muszę już iść. Zostało sporo przygotowań, a bal za ledwie tydzień. Nie zapomnij poinformować brata.
- Victor. Mam pytanie.
- Słucham?
- To ty wtedy powiedziałeś Gleefulom jak oszukać Kontrakt Willa, prawda?
- Tak. Pewnie obaj mnie za to nienawidzicie?
- Mogę mówić tylko za siebie, a moje zdanie już znasz.
- Fakt. Wybacz, muszę już iść.
Skinąłem mu głową, a ten zniknął w miejscu. Jego moc była naprawdę zdumiewająca. Wyniosłem puste szklanki do zlewu i wróciłem do Mabel
•??????
~Siedzieli za domem i rozmawiali, pijąc herbatę. To bez sensu. Ale jeżeli ON ma rację będę mógł z nimi porozmawiać. Jeden zniknął, a drugi wrócił do domu. To jeszcze nie czas. Za kilka dni bal. Wtedy kazał mi uderzyć. Już niedługo w ziemię wsiąknie krew Victora Ciphera!~
Moją kryjówkę na gałęzi wysokiej sosny otoczyła mroczna aura.
~Pora wracać, bo inaczej mi się oberwie.~
Ostatni raz rzuciłem okiem na dom Ciphera i zanurzyłem się w ciemności.
***************************
Mowa końcowa nie jest tu chyba potrzebna.
W następnym rozdziale bal u Victora.
Za miesiąc piszę technika, więc że względu na naukę rozdziały będą się pojawiać rzadziej.
Miłego dnia, lub nocy★
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro