Rozdział 8 - Szpital

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

•Bill

Czy może być coś lepszego niż spędzenie czwartkowego wieczoru z rodziną? Nie!

Więc czemu zamiast siedzieć w salonie robię w kuchni za zmywarkę?
A, no tak. Bo dałem się wrobić w zakład. I na co my ustaliliśmy harmonogram, jak i tak Mabel zawsze się czymś wykręca?

Rozejrzałem się po pomieszczeniu. Drewniane ściany i szafki niedawno odmalowane podczas mini remontu przyciągały moją uwagę. Kwestia nie przyzwyczajenia. Za oknem było już ciemno. Dni robią się coraz krótsze. Talerze po kolacji już się umyły i teraz za pomocą mocy (i ręcznika) wycierałem je.

- Bill pośpiesz się. Zaraz reklamy się skończą!

- I tak nie mam zamiaru słuchać tego disco polo. Jak można tego w ogóle słuchać!?

Odłożyłem talerze do szafki i Skierowałem się do salonu. Na przeciwko telewizora, za stołem stała zajęta przez plotkujące dziewczyny i Mabel kanapa. Po obu jej stronach stały skórzane fotele, z których na jednym rozłożył się Willy z zeszytem do nut. Victor natomiast unosił się pod sufitem z ...
Co?!

- Victor, co ty tu robisz?

Moja droga rodzinka nie wytrzymała już dłużej z wstrzymywaniem śmiechu. Starszy Demon obniżył nieco lot, wciąż popijając herbatkę.

- Will chciał was wezwać, ale z nerwów nie wyszło mu.

- Jakich nerwów? Czy to z przez jego ojca?- No tak, opowiedziałem o wszystkim Mabel. Tyle się ostatnio działo, że o tym zapomniałem.

- Nie, spokojnie. Z Aleksandrem już sprawę załatwiłem. Ale Will jeszcze mnie po pamięta! To Mabel. Chyba rodzi...

Gdy tylko ta wiadomość do nich dotarła Mabel i Natalie zerwały się z miejsca, i zaczęły mnie ciągnąć w stronę drzwi, mówiąc tak szybko, że ciężko było zrozumieć. Wywnioskowałem tylko, że mnie popędzają. Za nami spokojnie ruszyli Lili i Willy. Za drzwiami czekał już na nas lśniący bielą portal. Po przejściu znaleźliśmy się w jasno oświetlonym korytarzu. Wzdłuż ścian stały metalowe krzesła z skórzanymi, miętowymi obiciami. Przy dwuskrzydłowych drzwiach siedział trzymający się za głowę Will, ubrany w sweter, taki sam jaki miał na sobie gdy się widzieliśmy ostatnio. Na przeciwko niego Pacyfika i Dipper, z jak zwykle kamienną twarzą. Jedyną różnicą w jego wyglądzie stanowiło nerwowe spojrzenie, które co chwilę kierował na zamknięte drzwi. Mabel podbiegła do ubranej w zielono-niebieską sukienkę Pacyfiki i gorąco ją uściskała.

- Hej, wiadomo już coś?

- Hejka Mab. Na razie nic. Musimy czekać.

Blondynka zerknęła na siedzącego na przeciwko demona, a potem na siedzącego obok chłopaka.

- Wszyscy się trochę martwimy.

Mabel uśmiechnęła się i stuknęła bruneta w czoło.

- Nie martw się. Twojej siostrze nic nie będzie.

- Jakbym miał się o co martwić. Ona nie jest taka delikatna jak ty. Powinnaś raczej zająć się nim.

Wskazał na Willa, który nie zwracał uwagi na otoczenie. Gdy tylko Mabel się od niego odwróciła zauważyłem że lekko drgnęły mu kąciki ust. W jego przypadku można to chyba nazwać uśmiechem. Chyba nawet on czasem potrzebuje dobrego słowa.

- Cześć Will. Jak się trzymasz?

Mój brat podniósł wreszcie wzrok i niepewnie się uśmiechnął że łzami w oczach.

- J-jakoś idzie. S-strasznie się d-denerwuje...

- A nie powinieneś być tam z nią?

- B-byłem, ale...

- Zemdlał.- W rozmowę wciął się Dipper.- Echh. Potem tam wrócił, ale...

- Znowu zemdlał.- Tym razem przerwał Victor, niosący tackę, a na niej kubki pełne czegoś parującego.- Zielona herbata na uspokojenie. Przyda nam się. Dodatkowo strasznie tu zimno, nie sądzicie?

Biorąc od niego szklankę rozejrzałem się wokół. Wszędzie biało, sterylnie, zimno. Chociaż to właśnie biel powinna Victorowi pasować najbardziej. Odwróciłem się w jego stronę, żeby rzucić mu tą kąśliwą uwagę i prawie mnie zamurowało. Od Victora biło ciepło wyraźnie odcinając go od chłodu ścian. W sumie zawsze tak było. Victor zawsze był w pobliżu gdy się kłóciliśmy z chłopakami. Zawsze miał czas wysłuchać naszych głupich kłótni, przy filiżance herbaty, oczywiście. Tak samo było teraz. Nagle wszyscy jakby się rozluźnili, wystarczył do tego jeden uśmiech tego stukniętego starucha. Mabel i Natalie rozmawiały z Pacyfiką, Lili próbowała podnieść na duchu Willa. Willy zagadał do Dippera, chyba nawet nieźle się dogadują. Victor stanął obok mnie z tacą pod ręką i cicho liczył.

- 30,29,28...

- Co liczysz?

- Czas do mojej zemsty. Ćśśś. 15,14...

Gdy miał już dojść do zera ciężkie drzwi otworzyły się. Wyszedł zza nich doktor w białym kitlu wycierając ręce w ręcznik. W ułamki sekundy Will i Dipper znaleźli się przy nim.

- Który z panów jest ojcem?

- T-to j-ja.

- A Pan to zapewne brat Pani Mabel?- Doktor spojrzał na Dippera.

- Tak.

Doktor zerknął na wszystkich zgromadzonych w korytarzu, na chwilę zatrzymując wzrok na Mabel. Przez cały czas z jego twarzy nie dało się nic wyczytać.

- Mam dla panów dwie wiadomości...



















I to tyle.


















Czemu dalej skrolujecie?


















Następny rozdział będzie... kiedyś.


















Och spokojnie nic się Mabel nie stało...
...jeszcze.

Miłego dnia, lub nocy★

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro