Rozdział 9 - Do następnego

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


•Veys

Kiedy weszliśmy do sypialni Victor leżał na łóżku. Nie wyglądał najlepiej, ale chyba nic mu nie było. Zamierzałam go na spokojnie wypytać o to co się stało, ale Daria miała inny plan. Szybkim krokiem znalazła się przy nim, złapała go za ramiona i potrząsnęła nim energicznie, ze łzami w oczach.

- Coś ty sobie myślał?

- To nie moja wina że mnie dźgnięto!

- Jesteś Autorem! Nas nie jest w stanie zranić nic w tym świecie! Gadaj co zrobiłeś.

- Daria ma rację.- Do rozmowy włączył się Łukasz.- Autora jest w stanie zranić tylko inny Autor. Chyba że...

Podążyłam za jego spojrzeniem na czarną szablę. No tak. Victor do perfekcji opanował przekształcanie atrybutów w inne przedmioty. Dowodem tego jest mój zegarek, kosa Darii, czy nawet jego laska.

- Victor... Ty chyba nie...

- Myślisz, że przyczyniły się do swojej śmierci! No prawie śmierci!

- To czemu się nie broniłeś?

- No bo... Ech... Za drzwiami miała czekać iluzja. Miała mnie zaatakować, a Willy by mnie uratował. Chciałem tak dodać mu odwagi, by mógł wreszcie porozmawiać z ojcem.

Zdenerwowanie Darii osiągnęło poziom krytyczny, o czym szybko przekonało sie ramie rannego.

- Brak mi słów, by opisać debilizm tego planu!

- Tak, wiem. Nie przewidziałem, że sługa Vaha to wykorzysta. Ugh...

Victor zrobił się strasznie blady. Powinien odpoczywać. Lekko złapałam ramię Darii i ruszyliśmy do wyjścia. Była wkurzona na niego, ale też się martwiła. W milczeniu dotarliśmy do sali balowej.

•Daria

Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Postanowiłam wyjść z sali i przejść się po korytarzach. Zalała mnie fala wspomnień. Przyjemnych chwil, kiedy to przychodziliśmy tu z Billem i resztą, żeby uciec od ich surowego ojca i uległej mu matki. Byłam właśnie na skrzyżowaniu dwóch, długich, oświetlonych blaskiem świec w kandelabrach korytarzy. Zauważyłam cienką, głęboką rysę na idealnie wypolerowanej podłodze. To moja robota. Kiedyś przypadkiem zachaczyłam tutaj swoją kosą, w trakcie nauki latania. Byłam wtedy młoda i nieostrożna. Bill powiedział potem Victorowi, że to jego wina, a ten tylko minął blondyna, podszedł do mnie położył mi rękę na głowie i powiedział, że Bill naprawdę słabo gra. Poprawił się od tamtego czasu. Nagle po drugiej stronie korytarza przemknęła postać w bieli. Zamiast leżeć i odpoczywać przekrada się po własnym zamku! Niech ją go dorwę! Ruszyłam w ślad za nim. Jeżeli pamięć mnie nie myliła to droga na wieżę.

•Bill

Mimo, że ogród był dość rozległy znalezienie chłopaka nie zajęło mi wiele czasu. Siedział na ławce pośrodku różanego ogrodu. Powoli podszedłem i usiadłem obok. Przez ogród przeszedł powiew zimnego wiatru. Nie wiedziałem, jak rozpocząć rozmowę.

- Cześć.

- Witam.
...
Pewnie już wiesz.

- Tak.

- Jeżeli wolałbyś o tym zapomnieć, nie mam ci tego za złe. Dobrze mi się tu żyje pod opieką Victora. Poprostu, czasem chciałbym, no wiesz poczuć, że ktoś tam na mnie czeka. Gdzieś w świecie.

- Nie ukrywam, trochę mi z tym ciężko. Kiedyś myślałem, że uciesze się gdy coś stanie się Victorowi, ale naprawdę się przestraszyłem. Dodatkowo dowiedziałem się, że mam syna. Ale nie chciałbym o tobie zapomnieć. Jestem słownym człowiekiem, tak jak każdy w rodzinie, a kiedyś obiecałem, że dla swoich dzieci będę lepszym ojcem niż mój. Zjebałem. Przez tyle lat nawet nie wiedziałem o tobie. Co ze mnie za ojciec?

- Jesteś dobrym ojcem. Widziałem, że troszczysz się o Natalie i Lily.

- Pewnie naprawdę dobrze ci się tu żyje, ale gdybyś chciał kiedyś spędzić z nami trochę czasu, drzwi naszego domu są zawsze otwarte.

- Jeszcze się pytasz? Pewnie, że bym chciał.

Horyzont powoli zaczął się rozświetlać blaskiem wschodzącego słońca. Już świtało.

- Dziewczyny są u Willa w Reverse Falls. Przeniosę je do domu i wrócę po ciebie.

- Spokojnie. Wiem jak tam trafić. Victor uczył mnie magii, więc nie masz się o co martwić. ... Naprawdę mogę do was przyjść?

- Jesteś moim synem, oczywiście, że możesz, a nawet musisz. Przygotuje ci pokój.

Zrobiło się niezręcznie.

- To co? Do zobaczenia Willy.

- Do zobaczenia... Tato.

•Daria

Doszłam za nim do balkonu w połowie wysokości wieży zegarowej. Stanęłam za filarem i przyglądała się temu co robi. Victor przez chwilę stał i patrzył się na ogród poniżej. Zawiał zimny wiatr.

- Cieszę się, że jesteś.

Usłyszał, że tu jestem? Postanowiłam wyjść na balkon, gdy w ciemnym kącie balkonu pojawiła się wysoka postać. Dziwny mężczyzna był niezwykle wysoki, jego ubranie było czarne, skóra trupio blada. Ale najstraszniejsze było to, że mężczyzna nie miał twarzy.

- Jak mógłbym odrzucić prośbę starego przyjaciela?

Nieludzki, zimny, jakby podwojony głos kreatury rozbrzmiewał jakby bez źródła, prosto w mojej głowie.

- Cieszy mnie to. Proszę przypilnuj go. Możecie robić z nim co chcecie, ranić, torturować, jeśli wam się uda, to nawet zabić. Tylko nie pozwólcie mu uciec.

- A w zamian...

- Tak, wiem. Pod tym względem jesteśmy tacy sami. Obaj dbamy o swoje dzieci.

Victor spojrzał w dół, na ciągnący się po horyzont ogród. Już świt. Postać otworzyła wcześniej niewidoczne usta, wyglądające jak rozdarte ciało. Utworzył coś w rodzaju makabrycznego uśmiechu. W świetle poranka błysnął rząd ostrych kłów. Istota zniknęła równie niespodziewanie, jak się pojawiła.

- Możesz już wyjść. Już go nie ma.

Powoli opuściłam kryjówkę

- Od kiedy ty...

- Próbowałaś mnie śledzić w szpilkach. Takie echo się niosło, że dziwne, że nikt się nie zainteresował.

- Tak, żartuje sobie więcej. Czy ty nie miałeś leżeć w łóżku?

- Zaraz tam wracam, musiałem tylko porozmawiać z przyjacielem. Zresztą widziałaś.

- O co chodziło? I kto to był?

- Slendy? To niegroźny znajomy który dba o swoich przyjaciół.- Chyba nie myśli, że mu uwierzę.- A co do powodu, to chciałem rozwiązać sprawę Vaha. Raz na zawsze.

- I udało się?

- Zajmie się nim. Nie wiem ile czasu nam kupi, ale ten dureń przekona się, że dzieciaki Slendy'ego to nie byle zagrożenie. Chodź. Stawiam ci herbatę.

- Unikasz odpowiedzi.

- Gofry?

- Nie odpowiesz, prawda?

- Kolejny akt będzie o Willu?

- Ech... Dobra, i tak nic z ciebie nie wyciągnę.

- Super.

- Ale gofra przygarnę.

- Hahaha. Zapraszam więc do kuchni.

Tak czy siak się dowiem. Wystarczy poczekać na publikację.

•????

Gdy tylko drzwi sie za nimi zamknęły pojawiłem się na balkonie.

~Szybko się wylizał. Mogłem go mocniej dźgnać. Ale to jeszcze nie koniec. Wkrótce znów nadaży się okazja do ataku. Nawet jeżeli nie na niego, to na jego cenną rodzinkę. Co on tam mówił? Następny będzie Will? Dobrze.~

W mojej dłoni pojawił się czarny sztylet. Po ostrzu powoli spływała krew. Ta po chwili została zmyta przez ciepły deszcz który wisiał nad pałacem już od kilku godzin. Deszcz mi nie przeszkadza, lubię go. Jeszcze raz spojrzałem na nóż.

~Nieźle się sprawdził, ale potrzebuje czegoś większego.~

Otoczył mnie obłok czarnego dymu.

~Czekaj na mnie piękna!~

•Victor

Zostawiłem Darię w kuchni i ruszyłem do siebie. Po drodze postanowiłem odwiedzić Willy'ego. Lekko zapukałem do drzwi jego pokoju.

- To ja.

- Wejdź Vic.

Otworzyłem drzwi by ujrzeć dwie, sporych rozmiarów walizki unoszące się w obłoku czarnej mgły. Zwykle czysty pokój wyglądał, jak po tornadzie. Rzeczy wyciągnięte z szafy leżały na podłodze i łóżku. Rozejrzałem się wokół. Ten pokój nie będzie już taki sam bez tego chłopaka. Na półkach leżały dziesiątki książek, obok na regale stała nowoczesna wieża stereo i stary gramofon. Regał był zamknięty, ale wiedziałem co zobaczę w środku. Setki płyt, kaset i winyli. Przy szerokim oknie balkonowym stało też białe pianino. Sam Willy ubrany był jak zwykle w skórzany płaszcz, jego ciemno rude włosy były lekko wilgotne. Najwyraźniej właśnie się kąpał.

- Wracasz do domu?

- Tak... Będę tęsknił Vic.

- Zawsze możesz wpaść jak cię ojciec wkurzy. Chociaż on może nie być z tego zadowolony.

- Już nie jest tak oziębły w stosunku do ciebie. Nawet się martwił, gdy cię...

Wskazał na mój płaszcz, pod którym widać było wybrzuszenie od bandażu.

- Nie przejmuj się. Może ci pomogę?

- Dzięki, poradzę sobie, a ty powinieneś odpoczywać.

- Hahaha. Aż tak źle nie jest, ale jak wolisz. Gdybyś czegoś jeszcze potrzebował będę w kuchni. Do następnego!

- Do następnego.

Wyszedłem i zamknąłem za sobą drzwi. Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.

***************************

Także ten...

Bohaterem drugiego aktu będzie Will, decyzja już podjęta, liczę, że wam się to spodoba.

Macie jakieś pytania do mnie, albo o książkę? Może zrobię takie Q&A? Wrzucajcie pytania, o co chcecie. Obiecuję że Odpowiem na wszystko, nawet te najbardziej żenujące.

Q&A pojawi się w "Nominację i ogłoszenia parafialne", więc, jeżeli jesteście zainteresowani, zapraszam tam. Będzie podzielone na trzy (Cztery głupku) części:

- Witaj Gwiazdeczko
- Rodzina Cipher
- SCP: Dziennik Dr. Verse'a
- Autor

Kto wie, może zainteresuje was do przeczytania tak niedocenianego SCP...(sory nie chce mi się pisać nazwy, macie wyżej.)

To najdłuższe zakończenie w mojej karierze.

Miłego dnia, lub nocy★

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro