20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

... i wtedy usłyszałam pukanie. Westchnęłam nieco wściekła, gdyż obecnie chciałam pobyć sama. Mimo to warknęłam:

- Proszę!

Drzwi się otworzyły, a w nich stanęła Maya.

- Hej, możemy pogadać?

- Zależy czy dalej mam słyszeć bzdury o moich zaręczynach - burknęłam.

- Nie, nie. Po prostu... To nie tak miało zabrzmieć

- A jak? - zakpiłam. - Ja tu innego znaczenia tego nie widzę. Z tego co się orientuje, to po prostu chcieliście pozbyć się problemu i zwalić go na obcą wam dziesięciolatkę..

- Nie jesteś nam obca. Jesteśmy rodziną.. W sensie może ja jeszcze nie, ale ty i Monty to tak - szepnęła, wzruszając lekko ramionami. Z wahaniem przysiadła się na brzegu mojego łóżka. Ja nie zmieniałam swojego położenia, siedząc w kokardkę na środku ogromnego łoża.

- Wcześniej mnie nie widzieliście, nie mówiąc o tym, że nie wiedzieliście o moim istnieniu - wzruszyłam ramionami.

- Niby tak, ale.. Wiesz co, masz rację. Nie ma co owijać w bawełnę. Jak o tym wcześniej rozmawialiśmy brzmiało to dobrze, ale sama teraz widzę, że nie powinniśmy Ci niczego narzucać. Przepraszam - spojrzała ciepło na mnie. W duchu roześmiałam się, doznając już chyba po raz trzeci tego déjà vu z przeprosinami, jednak na zewnątrz pozostał mi chłodny, nieco groźny wyraz twarzy. Mierzyłam się z nią chwilę wzrokiem, ale czując jak jej aura pani Lato na mnie przechodzi, szepnęłam w odpowiedzi:

- Okej. Po prostu może o tym więcej nie rozmawiajmy - sama się zdziwiłam, słysząc od siebie tak przyjemne i ciepłe słowa. Kobieta się uśmiechnęła.

- Dzięki. Wiesz, tak sobie pomyślałam, że w ramach rekompensaty, może pójść na jakieś damskie zakupy czy coś. Na wyspie nie opodal jest ogromna galeria, gdzie byśmy mogły spędzić czas we dwoje, co? Jakaś lemoniada, kawa i zakupy. Co o tym myślisz?

Sama nigdy nie lubiłam żadnych takich wyjść. Rzadko na takich bywałam, ale same z definicji zawsze wydawały mi się nudne. Mimo, to zgodziłam się z nią. Może zmieni mi się do tego podejście.

- Pewnie. Jeżeli chłopaki mi pozwolą, to pewnie

- Na pewno pozwolą. To w końcu ty tu rządzisz nimi - uśmiechnęła się, a się zaśmiałam.

Następnie obie ruszyłyśmy na dół, gdzie czekała nas obiado-kolacja. Złożona była z paelli z owocami morza oraz różnymi tego podobnymi przystawkami. Pomimo, tego, że na mieście się najedliśmy strasznie, to i tak musieliśmy spróbować tej wykwintnej kuchni.

Po niej każdy ruszył do salonu, gdzie chłopaki, przygotowali różne chłodne napoje, chrupki i żelki. Dodatkowo koło stolika leżało pełno planszówek. Uśmiechał mi się taki wieczór, w dodatku, że w między czasie udało mi się pogodzić z wujkiem Monty'm. Tak, więc wieczór minął nam w przemiłej atmosferze żartów i śmiechów.

******

- Może zajdziemy jeszcze do tego sklepu? Tu naprawdę są genialne sukienki - zawołała Maya. Kiwnęłam głową, mimo niechęci do wzmianki o sukienkach.

Od godziny chodziłyśmy po sklepach w tej wielkiej galerii. Na chwilę obecną jeszcze mało rzeczy kupiłyśmy. Przynajmniej według Mayi, gdyż według mnie jedna wielka torba z ubraniami to dużo. No, ale cóż, nie straszyła mnie obecnie cena żadnego z produktu. Od jakiegoś czasu przestałam się przejmować tak cenami jak kiedyś. Co prawda zdarza mi się czasami tam zajrzeć, ale nie robię już wielkich oczu itp.

Na chwilę obecną te zakupy nie wydawały się takie złe. Trzymając w ręce kubek z jakąś egzotyczną mrożoną lemoniadą i przeglądając ubrania, było nawet ciekawie. Bracia cudem nas puścili. Oczywiście Maya zagwarantowała, że na to spotkanie tylko damskie, pójdą z nami nasi ochroniarze i chyba to ich przekonało.

Tak, już od jakiegoś czasu wiedziałam o tym, że miałam własnego ochraniarza (nawet niekiedy więcej niż jednego). Moim głównym, który zawsze mnie obserwował, poza domem był Arthur. Rzadko kiedy rozmawialiśmy, lecz czasami nam się zdarzało. Konwersacja ta nawet była interesująca. Arthur był znany mojej rodzinie od lat. W zasadzie od momentu, gdy był młodym dzieciakiem. Razem ze swoim bratem Sonnym pracowali jako ochroniarze od wielu lat, dlatego moi bracia mieli do nich największe zaufanie. Obecnie stał niedaleko nas, obserwując.

Dodatkowo bracia i wujek byli od rana czymś podenerwowani, a jak udało mi się podsłuchać kawałek ich rozmowy (bo inaczej bym niczego się nie dowiedziała), to podobno komuś nie udało się jeszcze przyjechać. Może chodziło o jakiegoś kolejnego gościa, czy coś. Do tej pory nie niczego nie wiedziałam w tym temacie. Maya miałam wrażenie, że też nie wiedziała, albo nie dawała po sobie tego poznać, bo od rana wędrowała w kolorowej falowanej sukience z uśmiechem pani Lato.

- No to może ta? - dobiegł mnie głos Mayi, pokazującej mi jakąś białą zwiewną sukienkę.

- Jest fajna - powiedziałam niepewnie. Miałam nadzieję, że mówiła o sukience dla siebie, ale niestety się przeliczyłam:

- No to zaraz znajdziemy jakiś mniejszy rozmiar - zaczęła szukać.

- Mniejszy?

- No, raczej nie nosisz L? - zaśmiała się promiennie. - Mam.

- Nie, ale ja w ogóle nie noszę sukienek - wzruszyłam ramionami.

- Jak to nie nosisz? - spytała zdziwiona kobieta.

- Po prostu. Praktycznie nigdy nie nosiłam, bo.. w sierocińcu dostawałam to co było i no..

- No to teraz to zmienimy, kochana. Masz - wręczyła mi sukienkę, a zabrała napój. - Idź przymierzyć w przebieralni, a ja zaraz coś więcej wybiorę.. - powiedziała,  a widząc, że ja dalej stoję w miejscu, dodała - No go, go, go

Gdy ruszyłam szybkim krokiem, słyszałam za sobą jej ciepły śmiech. Podeszłam do przebieralni i zaczęłam się przebierać w sukienkę. Gdy skończyłam, przejrzałam się w niej. Wyglądałam..

.. inaczej. Nosiłam już wcześniej sukienki, ale nie takie.

- Maise? Gdzie jesteś? - usłyszałam Mayę.

- Tutaj - zawołałam. Po chwilę już z bliższej odległości, usłyszałam:

- Mogę zajrzeć?

- Tak.

Kobieta zajrzała i mi się przyjrzała. Wzruszyłam tylko ramionami.

- Jest genialna. Obróć się - posłuchałam jej. - Czekaj daj trochę otrzepiemy twoje włosy

To co powiedziała, zrobiła. Uśmiechnęłam się, widząc mnie bardziej rozczochraną, ale wyglądało to dosyć zjawiskowo. Okręciłam ponownie przyglądając się swojemu odbiciowi. Zawsze myślałam, że w sukienkach będę źle wyglądać, jednak teraz było inaczej. 

- Czyli rozumiem, że bierzemy, co? - uśmiechnęła się dumnie, a ja kiwnęłam.

- Tak. Tak, bierzemy - uśmiechnęłam się.

- To przymierzaj kolejne - zawiesiła mi w przymierzalni sukienki.

Przez najbliższe kilka minut przebierałam się w najróżniejsze sukienki. Śmiałyśmy się i wygłupiałyśmy z Mayą. Podczas tego ostatecznie wybrałyśmy takie sukienki jak i nawet spódnice i topy. Ostatecznie ja wybrałam między innymi te:

Za to Maya między innymi takie:

Obie szczęśliwe po wędrówce po wielu sklepach, gdzie kupiłyśmy sobie jeszcze wiele ubrań, przez co skończyłyśmy ostatecznie w strefie gastronomicznej z 5 dużymi pełnymi torbami. Oczywiście z część oddaliśmy ochroniarzom, dzięki czemu zostałyśmy tylko z jedną torbą. Zamówiłam sobie kolejny jakiś fajny napój (już chyba czwarty dziś), tym razem czerwony (bo wcześniej był niebieski, fioletowy i zielony), Maya jakąś mrożona kawę (też chyba którąś z rzędu dziś) oraz wspólnie wybrałyśmy takie smaczne jedzenie.

Następnie usiadłyśmy gdzieś w przytulnym kącie, z dala od innych ludzi. Ochroniarze usiedli niedaleko nas.

- I jak? Podoba się? - spytała Maya, a ja kiwnęłam głową.

- Zdecydowanie.

- Dlatego obowiązkowo będzie trzeba to powtórzyć - uśmiechnęła się. - A tak w ogóle to gdzie jeszcze idziemy? Mamy jeszcze godzinę, więc możemy iść do jakiegoś sklepu z zabawkami, książkami czy coś, jeśli chcesz.

Pokiwałam głową. Po tym jak zjadłyśmy, ruszyłyśmy dalej. Kupiłam książkę, którą chciałam kupić w samolocie oraz parę innych. Pochodziłyśmy po kilku innych sklepach, jednak nic nas nie zainteresowało, do momentu przejścia koło sklepu LEGO.

Zatrzymałam się i przyjrzałam budowlą z klocków.

- Wow - szepnęłam.

- Jakie piękne budowle. Ile musiał się ktoś przy nich napracować. - po chwili spojrzałam na mnie. - Lubisz je układać? - spytała Maya.

- Nie wiem. Szczerze to nigdy ich nie układałam - pamiętałam jak inne dzieciaki w szkole chwaliły się nimi, jednak ja o czymś takim mogłam tylko pomarzyć.

- No to mamy kolejną rzecz, którą musimy zmienić.

Weszłyśmy do sklepu i po długich poszukiwaniach znalazłyśmy największy zestaw w tym sklepie, kosztujący około kilka tysięcy, a przedstawiał on francuską Wieżę Eiffla. Podczas jego kupna, czułam na sobie spojrzenia zazdrosnych dzieci. Z jakiegoś powodu, uśmiechnęłam się pod nosem.

Po chwili wyszliśmy, obładowane zakupami. Nasi ochroniarze pomogli nam zanieść parę rzeczy, aż doszliśmy na statek. Dowiózł on nas w radosnej atmosferze do domu.

Przywitali nas roześmiani (i trochę już opaleni) bracia plus wujek. Streściłyśmy im ostatnie godziny, aż ja postanowiłam zanieść nowo zakupione rzeczy do szafy. Bracia mi w tym pomogli, a następnie poszli, oznajmiając, że mam zaraz przyjść, bo przyjechał jeszcze jeden gość. Czyli dobrze się domyślałam. Odpakowałam parę rzeczy, a następnie ruszyłam na dół.

Wciąż rozpromieniona zeskakiwałam ze schodków, do momentu gdy zetknęłam się spojrzeniem z jakimś mężczyzną. Stał on na dole. Był lekko opalony. Miał ciemną brodę w barwie swoich długich za ramię, ciemnych brązowych włosów. Był bardzo podobny do mężczyzny z mojego snu. Tyle, że teraz nie miał on garnituru, a luźną koszulę i spodnie letnie. Przyglądał mi się z uśmiechem, jednak ja już go nie odwzajemniłam.

On za to się odezwał:

- Witaj Maise...


_________________________________________

Oto piękna przerwa na reklamy xD (wiem, pewnie większość z was teraz chce mnie udusić, a reszta utopić za przerwanie w takim momencie, ale no cóż..)

Co myślicie o tej części? Kolejny raz za ciekawe najlepsze pomysły odnośnie następnej części, gdzie możecie zostać oznaczeni (czekam na jak najbardziej intrygujące pomysły).

Miłego dnia/popołudnia/nocy

opętana_przez_książki

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro