Duch

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Namawiam dalej emily żeby się ruszyła.
A ona płacze I nie chce iść.

- Musisz że mną iść!
- Ale dlaczego...?
- Bo...bo.. Nathan! On tam jest! - sama się popłakałam na myśl że Nathan odejdzie... I już nigdy go nie zobacze.
- proszę...- podeszłam do jej okna i je otworzyłam.
- No dobrze. - powiedziała I starła łzy wierzchem dłoni.

☆☆☆

Biegłyśmy przez las.

- tam! - krzyknelam.

Stanęłyśmy przy jeziorku.
- 17⁵⁸, za chwile on będzie.- powiedziałam z nadzieją że napewno się pojawi.
Ja stałam i patrzyłam na jeziorko.
A emily usiadła na chuśtawce.

18⁰⁰.

Jest.

Przyszedł.

- Nathan.... - emily nie mogła uwierzyć.
- Hej...
- Nathan Nie odchodź...- powiedziała- proszę...
- Ale nie mam wyjścia...przepraszam... przepraszam że byłem taki głupi... przepraszam za wszystko.... przepraszam ciebie emily że cie nie szukałem wcześniej... Przepraszam że mama cie oddała do domu dziecka... przepraszam... przepraszam was... za wszystko... ja nie myślałem.....nie chciałem... chciałbym żyć.... dorastać dalej z wami....a nie tylko patrzeć z góry... - mówił a ja z emily się popłakałyśmy.

- Nathan... nie przepraszaj... to ja Ci dziękuję gdyby nie ty... - popatrzyła się na mnie po czym zaczęła dalej mówić- zabiła bym się.... to ty powstrzymałes mnie... pocieszałeś... kilka razy poszedłeś za mnie na r-rażenie prądem... dziękuję wam bo bez was bym się was bym się nie zmieniła... Nadal bym była tą buntowniczką, bad girl...- troszkę się uśmiechnęła mówiąc to.- dziękuję beż was by mnie tu nie było nie dziękowałabym nikomu ani bym tu nie siedziała... kto wie co bym zrobiła hailie tobie...

________

Chwilowa przerwa bo się popłakałam.

Heh.

Do zoba za nwm ile ale jeszcze dziś.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro