głos, płacz i grób
Dziś... pogrzeb Nathana.
Chce mi się tak bardzo płakać....
Ale wszystkie łzy chowam na pogrzeb...
- Chce umrzeć.... - szepnełam do siebie.
Właśnie jechaliśmy autem na cmętarz gdzie będą chować Nathana...
- Ej, młoda. Nawet tak nie mów. Nawet masz tak nie myśleć że chcesz umrzeć.
Słuchaj, Nathan... On nie żyje.
I koniec sprawy, trzeba się podnieść.
Przecież jak byśmy ciągle tak płakali to już by było po nas.
Trzeba żyć dalej. On zawsze będzie z nami ale jako duch. Więc już tak nie płacz, nikt nie jest wart twoich łez.
Umar, to umar nic nie zrobisz.
A on sam jest za to odpowiedzialny, ty byś nic nie zrobiła. Wydrapał se twoje imię wdało się zakażenie,koniec.
- Ale..
- Nie ma żadnego ale. Po pogrzebie jedziemy na lody, co ty na to?
- Shane! Nathan umar a ty tylko o jedzeniu!
- głodny jestem.
Już nic nie mówilam.
Jak on rąk może...
☆☆☆
Właśnie zakopują trumnę z Nathanem.
Płaczę... emily tez płacze...ale reszta... nie.
Nie rozumiem gdybym ja umarła to też by za mną nie płakali?...
- Nie płacz....Nie jestem tego wart... niech twoje łzy nie lecą...- usłyszałam głos..
Ale nikt nie mówił...
- Nathan?...- szepnełam.
- Tak.
- jak to możliwe to nie możliwe.- mówiłam. A bracia i emily zaczeli sie na mnie patrzeć.
- Dziewczynko, wszystko ok?- zapytał dylan.
- Nie mów im że mnie słyszysz... bo jak komuś powiesz, kontakt się urwie...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro