zamieszanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cz.2

Magnus nagle wyszedł z innego portalu na środku dziedzińca, a teraz znalazł się pomiędzy przerażonym i zamarzniętym Angusem, który upuścił swoje wyciągnięte serafickie ostrze ze strachu, kiedy prawie rozciąło dolną część pleców Magnusa i szybko zbliżający się Ravi szarżujący do przodu z pełną prędkością, dziecięcy guzek Magnusa w bezpośrednim niebezpieczeństwie dźgnięcia wyciągniętym ostrym serafickim ostrzem.

Jace zrobił jedyną rzecz, o której mógł pomyśleć,  nawet gdy zszokowany krzyk Raviego rozbrzmiał na dziedzińcu, gdy próbował wykręcić swoje ciało, próbując jednocześnie szarpnąć atakującą rękę do tyłu – gigantycznym akrobatycznym skokiem, Jace rzucił się się na swojego rażąco oszołomionego ciężarnego szwagra, owijając ramiona wokół Magnusa i szarpiąc  go, w samą porę – gdy Ravi gwałtownie zatrzymał się, gdy jego ostrze przecięło puste powietrze, gdzie Magnus stał zaledwie sekunde temu - Jace owinął ramiona wokół dziecięcego guza Magnusa i zamortyzował jego upadek własnym ciałem, lądując mocno na ziemi.

Ravi upuścił swoje serafickie ostrze, jakby go spaliło, biegnąc do miejsca, gdzie strasznie drżący Magnus ostrożnie usiadł i teraz gorączkowo przesuwał dłońmi po zdyszanym Jace'u, szukając jakichkolwiek obrażeń, które mógł odnieść podczas ich upadku - Alec  podbiegł, gdy tylko Jace wzbił się w powietrze - Angus, Caleb i Kai spieszyli, by do nich dołączyć. Kai kładzie obie ręce na swoich drżących ramionach Parabataia, aby nieco go uspokoić.

- O Boże, tak mi przykro, nie widziałem cię - w ostatniej chwili - prawie  cię dźgnąłem , twoje  dziecko... o Razielu, o anioły...!-absolutnie szalony Ravi padł na kolana bełkocząc wylewnie przeprosiny, załamując ręce w swoim szaleństwie, wielkie oczy wypełnione łzami zmartwienia.

Magnus gwałtownie potrząsał głową na Raviego, kilka razy przełykając ślinę, jakby starał się mówić, jego mąż schował głowę w zagłębieniu jego szyi i teraz ciężko dyszał, łkając, z jedną ręką przyciśniętą do dziecięcego guza Magnusa

Jace mocno trzymający rękę swojego Parabataia, gdy owijali ramiona wokół pleców Magnusa, jego wolną ręką pocierał Daniela po plecach przez nosidełko, uciszając go z delikatnym uśmiechem na twarzy.

-To nie twoja wina, drogi chłopcze, moja magia...wszystko poszło nie tak! Chciałem przenieść nas do pokoju przygotowań w  środku !kiedy zdałem sobie sprawę, że wyjdziemy na zewnątrz, puściłem rękę Aleksandra" - Magnus teraz zwrócił się w pełni do swojego roztrzęsionego męża, ze łzami lśniącymi w jego oszołomionych kocich oczach - Tak mi przykro kochanie! Nasze dziecko mogło mu się coś stać...

- W porządku – uspokoił go Jace, pocierając go czule po plecach. Alec puścił rękę, by czule uściskać szyję Magnusa, potrząsając głową ze łzami w oczach na słowa Magnusa. - Już wszystko w porządku, Magnus. Nie przejmuj się zbytnio, co, bracie?- Jace powiedział łagodnie, zmartwione oczy spoglądały na ciało Magnusa w poszukiwaniu jakichkolwiek obrażeń. - Nigdzie nie zostałeś ranny, prawda? Mam nadzieję, że nie złapałem cię zbyt mocno?

Magnus zaczął szlochać, słysząc delikatny ton Jace'a, gdy Alec złożył kilka pocałunków czystej ulgi na płaczących rysach Magnusa. Na pytanie Jace'a o samopoczucie dziecka, Magnus wydał zduszony szloch, a następnie objął ramionami swojego szwagra, który delikatnie przytulił go do siebie, podczas gdy on płakał, wpatrując się w oczy jego wdzięczności. Parabatai.

- Dziękuję, Jace! Gdyby cię nie było w pobliżu... -Magnus urwał z gwałtownym dreszczem, powodując, że Alec przytulił go i Jace'a jedną długą ręką, jednocześnie szepcząc uspokajające słowa czule do ucha męża, podczas gdy drugi ocierał z powrotem, Daniel uspokoił się nieco pod wpływem delikatnego, opiekuńczego tonu jego wuja Jace'a i kojącego masowania pleców.

- Chodź, zabierzmy cię do środka, może Isabelle powinna cię sprawdzić? - zastanawiał się głośno Jace, gdy trio zaczęło powoli wracać do tylnego wejścia do Instytutu, wciąż z ramionami owiniętymi wokół siebie.

Magnus potrząsnął głową ze smutkiem, jedną ręką ostrożnie trzymając krwawiący lewy łokieć Jace'a, tak jak Alec zrobił to samo z prawym.

- Nic mi nie jest, dziecku też, dzięki Aniołom – mruknął Magnus, czule poklepując swój dziecięcy guzek – Po prostu boję się portalu; od teraz nie ma dla mnie portali, dopóki to dziecko się nie narodzi!- oświadczył, na co jego mąż, któremu bardzo ulżyło, mógł tylko żarliwie kiwać głową w odpowiedzi, wciąż usiłując złapać oddech

-Ty jednak musisz dostać się do ambulatorium, oczyścić te paskudne zadrapanie. -Wysoki Czarnoksiężnik z Brooklynu chwycił się mocno nieuszkodzonej części lewej ręki swojego szwagra i zaczął kierować go do Instytutu w kierunku ambulatorium z mężem, dyrektorem Instytutu, niosącym syna i dwie inne pary Parabatai, które posłusznie wlokły się za nim.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro