Magnus!!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- ,,Nie mogę uwierzyć, że to dopiero za dwa tygodnie"- tryskała Clary, jej smukłe palce zakręciły włosy z tyłu za uszami, pod wełnianą zieloną czapką na głowie, w tym samym kolorze co jej bomberka.

Idąc obok niej ze złotą grzywką Jace nie mógł powstrzymać się przed chichotaniem z jej rozmarzonej miny, zyskując przewrócenie oczami w bok od swojej dziewczyny.

- ,,Nawiasem mówiąc, dokąd mnie zabierasz? Byłeś dziwnie tajemniczy" - zamyśliła się Clary, szarpiąc ramię swojego chłopaka - miał obie ręce wepchnięte w przednie kieszenie swojej czarnej skórzanej kurtki.

Jace posłał jej swój charakterystyczny bezczelny uśmiech, tyle że tym razem w jego wielokolorowych oczach pojawił się błysk, w nich czaiła się nieczytelna emocja.

- ,,Wkrótce się przekonasz" - powiedział tylko, zanim skierował ją dalej, z lekkim szarpnięciem ręki pod jej splecionymi dłońmi.

Zaledwie kilka minut później dotarli do wejścia do wspaniałego parku, z wysokimi drzewami o pomarańczowozłotych i karmazynowoczerwonych liściach, a ścieżki zaśmiecały ich więcej w różnych odcieniach jesieni. W samym środku znajdował się duży staw, którego powierzchnia odbijała srebrzyste połyskujące niemal w pełni księżyca. Latarnie były rozrzucone sporadycznie na obwodzie stawu, w pobliżu niektórych rzeźbionych ławek, gdzie kilka par i młodych rodzin siedziało i rozmawiało cicho. Noc była gwiaździsta, a nad głowami wisiały lekkie pasma białych chmur.

- ,,Tu jest pięknie" - zauważyła Clary przyciszonym tonem, jej wzrok wędrował z jednej strony parku na drugą, puściła ramię Jace'a i założyła ręce wokół siebie, patrząc na widok przed jej oczami.

- ,,Piękno rodzi piękno; to dlatego cię tu przyprowadziłem"- powiedział jej Jace, szczerze czekając, aż się do niego odwróci - i wyciągnie jego prawą rękę z kieszeni - wyciągając małe czarne aksamitne pudełko, które gładko opadło na jedno zgięte kolano.

- ,,C-co"- wyjąkała Clary, jej orzechowe oczy wydawały się ogromne w jej podobnej do chochlika twarzy - piękne jak zawsze w czysto bezstronnej opinii Jace'a. Zaskoczona, przycisnęła obie dłonie do ust, prawdopodobnie po to, by stłumić krzyk szoku.

Jace poczuł, że brakuje mu tchu, wpatrując się w nią - dziewczynę, z którą nigdy nie wiedział, że będzie chciał spędzić resztę swojego życia - po całym wicher, absolutnym chaosie, przez który razem przeszli.

Obserwowanie, jak jego Parabatai natknął się na własne szczęście i walczył o jego utrzymanie, a teraz wyłaniał się najbardziej zwycięsko, z przyszłym mężem i biologicznym synem, którego sam urodził - wystarczyło, by Jace chciał walczyć zębami i paznokciami na to, co miał - na tyle, żeby kochał ją bez lęku, kiedy kiedyś myślał, że nigdy nie będzie mógł, gdy złośliwie powiedziano mu, że jest jego siostrą. Teraz wszystkie te straszne kłamstwa były za nimi; w końcu mogli naprawdę kochać.

- ,,Jace! Co się dzieje?"- Clary wykrzyknęła ściszonym tonem, doskonale świadoma tego, że niektórzy ludzie po drugiej stronie stawu widzieli go klęczącego - i teraz rozmawiali podekscytowani, a kilka kobiet gruchało na romantyczny gest Jace'a.

Jace potrząsnął ujmująco głową, patrząc na nią, z półuśmiechem na ustach, nawet gdy łzy zaczęły zbierać się na jego dolnych rzęsach - ta chwila nagle wydała się monumentalna. Rzeczywiście, dla większości Nocnych Łowców, kiedy spotkali Jedynego, było to na całe życie. Jace zrozumiał to uczucie teraz, kiedy wyciągał pudełko z biżuterią - wewnątrz znajdowała się cienka obrączka z białego złota z pojedynczym owalnym peridotowym kamieniem, inkrustowanym stylizowaną literą H na środku paska. Otrzymał zgodę swojej babci na wyrzeźbienie inicjału ich nazwiska rodzinnego na tym spersonalizowanym pierścionku zaręczynowym.

- ,,Jak myślisz, co się dzieje, kochanie?" - odpowiedział, na wpół śmiejąc się, na wpół pociągając nosem - potarła jego wilgotne policzki, uśmiechając się przez własny strumień przytłoczonych łez-,, Pytam, czy ty, Clary Fairchild, ta, która uratowała mi życie - chociaż może nie musisz - ty, który zmieniłeś całe moje życie, bo nauczyłeś mnie kochać, naprawdę idź za to, ile to jest warte - i jesteś tego warta, kochanie - czy zechcesz spędzić całe życie z mnie, bez względu na to, jak krótkie czy długie może być? ”

Chichocząc od czasu do czasu i pociągając nosem, Clary pochyliła się blisko i przycisnęła usta do jego ust w przeciągającym się pocałunku, kilka kolejnych łez uciekło z jej zamkniętych oczu. Kiedy uniosła usta z jego ust, spojrzała w jego hipnotyzujące, wielokolorowe oczy, a olśniewający uśmiech okrył jej zarumienioną twarz.

- ,,Tak! Tak, zrobię to"- wykrzyknęła, chwytając jego twarz w swoje małe dłonie i żartobliwie uderzając w jego nos.

Zza stawu dały się słyszeć spontaniczne brawa, a także okrzyki gratulacyjne. Jace ze śmiechem wsunął pierścień z perydotem na lewy serdeczny palec swojej nowej narzeczonej - idealnie pasował; musiałby podziękować Magnusowi i Isabelle za ich bystre oko do rozmiarów pierścionków - i wstał z rozmachem, odwracając się twarzą do kilku gapiów i machając do nich nieśmiało.

Spojrzał z powrotem na nią, gdy stała u jego boku - gdzie zawsze była przez wszystkie te wstrząsające miesiące - i pozwolił sobie poczuć nadzieję na przyszłość, jakkolwiek nieuchwytna może być. Teraz, gdy oprócz swojego Parabatai Aleca, który był oddany Magnusowi i ich cennemu Danielowi Mikaelowi, miał ze sobą swoją kochającą narzeczoną - czuł się o wiele silniejszy niż kiedykolwiek.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu Jace poczuł się naprawdę zadowolony - i spokojny. Mocno owinął ramię wokół swojej ukochanej, w zamian otrzymując delikatny nieśmiały uśmiech, gdy związała swoje ramię z jego.

- ,,Wszystkiego najlepszego z okazji dziewiętnastych urodzin, Clary Fairchild" - wyszeptał, delikatnie muskając ustami jej lewe ucho, ciesząc się rumieńcem na jej policzkach. - ,,Może przed twoimi dwudziestymi pierwszymi będziemy mieć własnego małego, takiego jak Alec i Magnus. Chcesz tego?"

Jej oczy lśniły prawie tak jasno, jak peridotowy kamień na jej palcu - jej kamień narodzin, uświadomiła sobie jednym ruchem, który poczuła w brzuchu; jak miło z jego strony pamiętać! - skinęła głową z radością.

-„Tak,” wypłynęła, nie mogąc powstrzymać się od płaczu z radości. -„Naprawdę bardzo bym to kochała”.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Daniel Mikael wpatrywał się w przystojne rysy swojego taty, a jego dłonie sprytnie chwytały butelkę pysznej formuły. Jego tato nucił melodyjny indonezyjski rymowanek, jego silne ramiona owinęły się wokół małego ciała, ubrane w ciepły i przytulny kombinezon do spania. Wylegiwali się na sofie w pokoju dziecinnym; było pół godziny do północy.

-"Mikael, mój słodki chłopcze,"- zagruchał Magnus do swojego szeroko otwartego syna, -"dokończ butelkę, a potem naprawdę powinieneś iść spać. Jest już bardzo późno, sayangku, wiesz, że twój tatuś nie będzie szczęśliwy, jeśli wróci do domu by znaleźć cię jeszcze obudzonego. "

Miniony tydzień był gorączkowy w Instytucie dla jego biednego Aleksandra, dlatego trzeba było poczynić przygotowania do przekazania zadań Jace'owi i Isabelle przed ich ślubem i kolejnym tygodniowym miesiącem miodowym. Magnus z radością zaproponował, że odłoży swój miesiąc miodowy na późniejszy okres, kiedy Instytut był stosunkowo mniej zajęty, z nowymi rekrutami i większą liczbą studentów z wymiany z Londynu i Idrisu. Alec jednak upierał się, że Magnus i Daniel muszą mieć go tylko dla siebie, przynajmniej przez cały tydzień.

Przebywanie w Instytucie od ósmej rano do prawie północy przez ostatni tydzień oznaczało, że Magnus był w pełni zaangażowany w opiekę nad Danielem, przestając przyjmować jakichkolwiek klientów. Alec był zawsze wyczerpany, kiedy wracał do domu, kładąc się do łóżka i niemal natychmiast chrapiąc. Magnus spędził większość ostatnich nocy drzemiąc niespokojnie na rozkładanej sofie w pokoju dziecięcym ich syna. Po prostu łatwiej było natychmiast zaspokoić potrzeby chłopca, bez jego płaczu, który budził już zmęczonego Aleca.

Kiedy Daniel ssał kilka ostatnich kropli mleka modyfikowanego ze smoczka swojej butelki, frontowe drzwi zostały brutalnie otwarte, a Alec wlókł się głośno, jego palce niezgrabnie szarpały się przy klamrach kabury na udzie. Magnus podniósł się pospiesznie, by go powitać, a uśmiech pojawił się na jego twarzy - słabnąc w jego krokach, gdy ogarnęła go nagła fala zawrotów głowy. Instynktownie zacisnął ramiona wokół syna, zarabiając niespokojne skomlenie, gdy zatrzymał się, by wziąć kilka głębokich oddechów, próbując się uspokoić.

- ,,Magnus? Czy Daniel nadal nie śpi?"- Ton Aleca był głośny i pełen niedowierzania. Wydawał się zirytowany - dzisiejszy dzień musiał mu się nie podobać.

Magnus pospiesznie przywitał się z nim przy drzwiach pokoju dziecięcego - tylko po to, by Alec rzucił mu oskarżycielskie spojrzenie, gdy odepchnął uchylone drzwi na bok, powodując, że odbiły się one głośno od framugi, zaskakując Daniela, który zaczął płacz głośno ze strachu.

-„Oh sayang, w porządku, tatuś nie chciał, jest po prostu zmęczony, to wszystko.”-Magnus próbował uciszyć wyjącego chłopca, kołysząc go w ramionach, nawet gdy plamy zaczęły płynąć przed jego oczami, a ciemność skradała się na krawędziach pola widzenia. 

Alec podszedł do nich ze złością, a jego zmęczone rysy mocno wykrzywił grymas. -,, Tak, zgadza się! A tato jest z tobą w domu przez cały dzień i nie może nawet zmusić cię do spania na czas! "- zauważył Alec, jego głos zmienił się w szorstki szept, wpatrując się zaciekle w Magnusa. - ,,Spójrz, jak bardzo jesteś zmęczony, moje biedne dziecko! Chodź tutaj, daj mi go!"

Mocno pchając jego ramiona, Alec wyrwał Daniela z uścisku Magnusa, przytulając go do jego piersi, gruchając do niego, próbując uciszyć jego płacz. Magnus odskoczył od nich, a obrzydliwe uderzenie w jego brzuchu sprawiło, że poczuł się słabo i zamienił nogi w galaretę.

-,, Jak mogłeś pozwolić mu siedzieć tak późno?"- Alec zaryczał najciszej, jak mógł, podnosząc Daniela na jedno ramię. -"Powinieneś - Magnus !"

Zanim Alec zdążył go złapać, Magnus upadł do tyłu w martwym omdleniu, uderzając tył głowy o krawędź przewijaka z głośnym trzaskiem, opadając na podłogę, leżąc nieruchomo.

-"Magnus!" Alec krzyknął ze strachu, podskakując do przodu, by pospiesznie umieścić pociągającego Daniela w łóżeczku, a następnie pospieszył do nieprzytomnego narzeczonego.

Biorąc Magnusa w ramiona, Alec rzucił się, by położyć go na sofie, przełykając twardą bryłę wstydu i poczucia winy, która utknęła mu w gardle. Jego narzeczony był niczym innym, jak tylko wsparciem i miłością, odsuwając na bok własną pracę Wielkiego Czarownika, aby w pełni poświęcić swój czas niestrudzonej opiece nad synem, dzień i noc. Nic dziwnego, że upadł z czystego wyczerpania.

-"Magnus!" -Alec szlochał, łzy wezbrały, gdy jego szukające palce wykryły wielką, okrągłą, delikatną grudkę na głowie Magnusa, dokładnie tam, gdzie ją uderzył, upadając z omdlenia.

Alec zacisnął usta na chłodnym i lepkim czole Magnusa, z niepokojem gładząc kciuki po bladych policzkach. Daniel za nim w łóżeczku ucichł; Alec miał nadzieję, że wreszcie zasnął. Nie sądził, że poradzi sobie jednocześnie z nieprzytomnym Magnusem i nieszczęśliwym Danielem.

Czy Magnus nie powinien się właśnie wtedy obudzić? Alec ze złością przeciągnął dłońmi po podatnej na brzuch narzeczonej postaci, zauważając jego chłodną temperaturę ciała i cienie pod oczami. Przeszyło go kolejne wyrzuty sumienia; Magnus nie spał dobrze, bo kto wiedział, ile dni. Był jedynym opiekunem ich syna przez ostatnie kilka nocy, podczas gdy Alec chrapał przez swoje minimalne sześć godzin snu, budząc się każdego ranka i odkrywając, że śniadanie zostało już przygotowane dla niego przez jego kochającego narzeczonego.

Świeże łzy spływały po haniebnie zarumienionych policzkach Aleca, spływając na smukłe kości policzkowe Magnusa. Nadal nie wykazywał oznak odzyskania przytomności. Alec przełknął narastający strach i sięgnął do kieszeni spodni w poszukiwaniu telefonu komórkowego.

-,,Przepraszam, że przeszkadzam; potrzebujemy cię, proszę, to Magnus, on - on nagle zemdlał! Minęło prawie dziesięć minut, a on się nie budzi, nie wiem co robić,"- błagał Alec, jego drżący głos przeszedł w szlochający szept.

- ,,W tej chwili idę, Alec"- uspokoiła go już rozbudzona Catarina, a jego spanikowany, pełen strachu ton wprawił ją w pełną czujność. - ,,Gdzie dokładnie jesteś na strychu, skarbie? Jestem tam za dwie minuty, hm."

- ,,Jesteśmy w pokoju dziecięcym Daniela"- pociągnął nosem Alec, jedną ręką delikatnie głaszcząc okropną bryłę z tyłu głowy Magnusa. -,, Uderzył się w głowę, Cat, jest tam wielki, opuchnięty guzek - to wszystko moja wina, jestem niesamowicie samolubny! Byłem tak pochłonięty Instytutem, a Magnus przez cały ten czas opiekował się Danielem i w ogóle nie spał - nawet nie wiem, czy jadł wystarczająco dużo! O Boże - "

Przerwał swoją mowę, gdy znajomy portal zamigotał w pobliżu wejścia do pokoju dziecinnego. Catarina ze współczującym pomrukiem wyłoniła się z portalu i podbiegła do pary, która zamknęła się z błyskiem. Pośpiesznie narzuciła szlafrok na swoje nocne ubranie, które teraz zebrała, klęcząc obok Aleca, jej dłonie gładko przebiegały po jej wciąż nieprzytomnej najlepszej przyjaciółce, a jej rysy były napięte ze zmartwienia.

-„Proszę, Cat - co się z nim dzieje ?!” - zapytał gorączkowo Alec, jedną wielką dłonią przyciskając jedną z dłoni Magnusa do jego piersi, jego palce na pulsie narzeczonego.

Oczy Catariny zwęziły się na chwilę, po czym rozszerzyły w całkowitym zdumieniu. Kilka razy gwałtownie pokręciła głową z niedowierzaniem, po czym ponownie przesunęła dłońmi po torsie Magnusa, zatrzymując się na jego brzuchu. Drżącymi palcami powoli i ostrożnie podciągnęła luźną tunikę, odsłaniając jego brzuch, i przycisnęła tam obie ręce.

-"Kot?" - zapytał Alec, nie odrywając wzroku od gładkiej opalonej skóry narzeczonego pod ciemnymi palcami Catariny.- "Co to jest?" ponaglił ją ściszonym tonem, bojąc się jej odpowiedzi, teraz, gdy wydawała się zaniepokojona odkryciami po zbadaniu Magnusa.

Z oczami prawie tak szerokimi jak spodki, Catarina odwróciła się do niego, jej dłonie najwyraźniej przyklejone były do brzucha swojej najlepszej przyjaciółki. Alec czekał z zapartym tchem, aż zbierze słowa.

- ,,Jest - jest bicie serca - w  środku!  - tak jak - tak jak wtedy - kiedy nosiłeś Daniela"- oznajmiła wreszcie Catarina cichym tonem, a jej słowa opadały z wielką siłą w ciężkiej ciszy pokoju dziecinnego, pamiętając o śpiący Daniel.

- ,,Alec "- wyszeptała drżącym, ściszonym głosem, łapiąc jego zdezorientowany wzrok, obaj wpatrywali się w siebie we wspólnym szoku. - ,,Myślę - że Magnus jest w ciąży."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro