za trzy dni...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


- Venus, Molly, już za trzy dni dostaniecie swoją role magicznych istot. Postarajcie się abyście były wilkołakami, tak jak my. Venus, ty tym bardziej. Nie możesz być czymś innym po swoich przodkach - kazała jej moja mama.

Moja siostra - Venus - jest adoptowana. Podobno ktoś podrzucił ją rodzicą pod drzwi. Teraz musi się starać aby być wilkołakiem, bo nie wiadomo kim byli jej rodzice. Ale i tak kocham ją jak siostre. Podrzucono ją gdy miała rok tak jak ja. Dziwny zbieg okoliczności ale to dobrze bo możemy razem się wspierać w tym samym momencie przed dostaniem swoich ról.

- mhm - odburkneła ponuro.

- wierze w ciebie, siostra - uśmiechnełam się i szturchnełam ją ramieniem, na co obrażona odsuneła się trochę ode mnie.

- nie dotykaj mnie - sykneła.

Przewróciłam oczami, i zaczełam się zbierać, bo szłyśmy właśnie na dodatkowe zajęcia z magii.

- No to uczcie się tam dobrze, i idźcie już wkońcu bo nie zdążycie - pośpieszał nas tata.

Nasza rodzina od dawien dawna jest z czystej wilczej krwi. Każdy odziedzicza magiczny znak za uchem po przodkach. Wszystkie rodziny mają inne znaki. Venus też ma inny. Jednakże matka kazała jej to zasłonić, więc zakrywa to podkładem.

- Pa! - krzyknełam na pożegnanie i wyszłyśmy z bloku.

- I jak tam emocje? - spytałam, bo bardzo się entuzjazmowałam.

- a co? Ty się tak nie ciesz, bo jeśli nie zostaniesz wilkołakiem, popsujesz waszą rodzinną tradycje. - wytkneła mi.

- nie no, co ty, tyle osób w naszej rodzinie zostało wilkami, to i mi się uda - zamieszałam się.

- Nie jesteś tego w stu procentach pewna - mrukneła i wyprzedziła mnie.

Zostawiła mnie z tyłu samą zamieszaną. I oczywiście się spóźniłam.

- oho prosze, spóźnialska przyszła. - przywitała mnie pani Sara, ale na moje szczęście, wmiare mnie lubi.

- dzień dobry, przepraszam za...

- siadaj już - przerwała mi i cmokneła z aprobatą.

Uśmiechnięta, zajełam wolne miejsce obok Lily, mojej przyjaciółki. Była ona syreną więc trochę jak zakazana przyjaźń bo nie mogłam się przyjaźnić z inną istotą niż wilkołakiem. Całe szczęście niektóre lekcje mieliśmy łączone czyli z innymi magicznymi osobami niż wilkołak, więc mogłyśmy się spotykać.

- znów spóźniona? Całe szczęście, że pani Clow przymyka na ciebie oko. Tak w ogóle, przyniośłam nam herbatę w termosie - zagadneła.

- hej, ta, dzieki - odpowiedziałam szybko i zaczełam spisywać od niej notatki.

- ej widziałaś tą nową? - znów zagadywała.

- co? Kto nowy? - zdziwiona rozglądnełam się.

Mój wzrok padł na całkiem mi obcą twarz. Ubrana cała na różowo plątała ludzią w oczach. Jej strasznie neonowa różowa sukienka z blond włosami dawała wrażenie, że bardzo chciała zostać lalką. Tylko jej mocne rysy twarzy nie pasowały do tych całych różowych wymiocin.

- iuu.. Oczopląsu dostałam - skomentowałam.

- widziałam, jak podbijała do Rena. - oburzyła się.

Ren, to wielkie szkolne ciacho. Jest on bardzo tajemniczym, mrocznym, przystojnym wampirem. Ma bujne czarne loki i jest wysoki przez to, że grał w koszykówke. Prawie każda osoba się w nim buja. Prawie, ponieważ ja nie. Kiedyś z nim chodziłam, ale zrobił to tylko po to by zbliżyć się do mojej przyjaciółki i ją wykorzystać... Oczywiście nie pozwoliłam doprowadzić do tego, i Liliana niczego o tym nie wie. Na szczęście.
jednak ona dalej jest zapatrzona w jego ideał, chociaż ostatnim razem coraz bardziej udaje mi się wybicie tego z jej głowy. Ja za to mam Carla.
Carl jest ładnym, miłym, choć czasem zbyt kontrolnym niskim blondynem. W sumie to moi rodzice wcisneli mi go, abym zajeła się nim, grzecznym wilkołakiem który nie popsuje naszego drzewa genoalicznego. Jesteśmy razem jakoś od dwóch lat, i choć jest zbyt ograniczeniowy to udajemy, że jest okej.

- Molly Hold - podskoczyłam, gdy usłyszałam znajomy mi głos przy mnie - to, że przymknełam oko na twoje spóźnialstwo, to nie znaczy, że możesz bez konsekwentnie rozmawiać podczas lekcji. Prosze, przesiądź się - dokończyła nauczycielka, która staneła nade mną.

- tak jest pani kleszcz - nie zdążyłam się ugryźć w język - znaczy Clow! - poprawiłam się i szybko uciekłam do innej ławki.

,,Pani kleszcz" to nasze przezwisko dla pani Clow, ponieważ Claw* jej nazwisko różni się tylko jedną literką.

- słucham? Po lekcjach, proszę, podejdź do gabinetu dyrektora. - zapowiedziała mi kłopoty.

- oczywiście - kiwnełam głową.

Nie zbyt słuchałam na lekcji, więc aby się nie nudzić zwykle rysowałam i projektowałam tak jak i teraz zrobiłam gdy kleszcz kontynuowała. Postanowiłam narysować strój nauczycielki, ponieważ bardzo intrygował mnie swoją orginalnością i vintage vibem.
Pani Bethana Clow miała na sobie czerwony golf oraz brązową skurzaną spódnice do kolan. Na to miała białą manynarkę w zieloną, czarną i czerwoną krate. Do tego jeszcze małe czerwone okularki i beżowe butki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro