Rozdział 18. Jej suknia. Część 2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Siedziała przy biurku i czytała kolejny raz ten sam raport dotyczący systemu zabezpieczeń w bazie noclegowej w Dover i nie mogła się skupić, przyglądając się rzędom cyferek oraz uwag naniesionych przez kolejnych pracowników zaangażowanych w ten element organizacji Kongresu. Powinna skończyć to w ciągu godziny, ale ciągle coś wyprowadzało ją z równowagi. Podniosła głowę w stronę zegara, którego wskazówki w sposób nieubłagany przesuwały się po tarczy. Podniosła się i ukryła twarz w dłoniach, wyczerpana po ciężkim wieczorze i nieprzespanej nocy. Wiedziała, że Draco dzisiaj jest w Dover i nie będzie mogła się z nim spotkać, ale pomimo tego, odczuwała boleśnie jego nieobecność.  

Przyzwyczaiła się do jego chłodnego głosu, ciepłego uśmiechu i ciętych ripost, którymi częstował współpracowników, drażniących go na tyle mocno, że pozwalał sobie na pokazanie swojej ciemniejszej strony. 

Przechadzała się po gabinecie, w którym spędziła wcześniej z Draconem tyle długich dni, w czasie których mogła go poznać i stopniowo się do niego zbliżyć. Niczego nie żałowała, tego była pewna. Spojrzała z nostalgią na jego opuszczone biurko i tęskniła, a tęsknota od niedawna stała się jej nieodłączną przyjaciółką.

Tęskniła za kimś, kto zajmował coraz więcej miejsca w jej duszy i sercu, a ona nie była w stanie tego powstrzymać.

Zerknęła z niepokojem w stronę drzwi, które uchyliły się, gdy duża koperta wleciała przez nie z impetem i wylądowała w jej dłoniach. Nerwowo złamała ministerialną pieczęć i wyciągnęła list, przelatując szybko wzrokiem po kilku linijkach ręcznie napisanego, eleganckiego tekstu.

Nowe wieści sprawiły, że się uśmiechnęła, chociaż zapowiadały się kolejne zmiany w jej życiu.

***

Teleportowała się na Pokątną tuż przed umówioną godziną, pomimo że obiecała Ginny, że jeżeli zdąży, to wybierze się z nią na lunch. Specjalnie została chwilę dłużej, przedstawiając zaakceptowane przed nią dokumenty dyrektorce, żeby mogła wymówić się od niezręcznego spotkania, na które wcale nie miała ochoty.

Myśl o tym, że kilka najbliższych godzin spędzi w salonie sukien ślubnych w towarzystwie Ginny i jej matki, sprawiała, że czuła skrępowanie i rosnące zmęczenie, które odbijało się na jej twarzy.

Zbierając w sobie resztki cierpliwości, przywitała się z nimi, a potem podała chłodną dłoń Astorii.

- Masz lodowatą dłoń – powiedziała ze zdziwieniem, biorąc ją pod rękę i prowadząc do wielkiej sali, w której na wieszakach umiejscowionych po trzech stronach pomieszczenia, znajdowało się dziesiątki kreacji. - To dziwne w taki upał.

- Jak się denerwuję, to tak mam – odpowiedziała, wyswobadzając ramię.

- Nie denerwuj się. Powinnaś być podekscytowana – powiedziała Astoria beznamiętnym tonem. - Czekają cię jedne z najpiękniejszych dniu w twoim życiu, a ja jestem dzisiaj twoją konsultantką i pomogę zrobić pierwsze kroki w stronę zamążpójścia.

Hermiona poczuła, że się dusi, nie mogąc w pełni nabrać do płuc powietrza. 

Dotarło do niej, że jeszcze chwila i wycofanie się z tego, będzie trudniejsze niż początkowo zakładała.

Nałożyła pierwszą suknię o kształcie rybki, ale gdy podniosła na siebie wzrok w lustrze uznała, że taka kreacja całkowicie jej nie pasuje. Sztywny materiał zbyt ciasno opinał jej biodra i uda, miała wrażenie, że krępuje jej każdy ruch. Głęboki dekolt, odsłaniający częściowo jej piersi, sprawił, że czuła się skrępowana i miała ochotę się jak najszybciej zakryć. Duże wycięcie na plecach potęgowało uczucie nagości, z którym nie czuła się dobrze i miała ochotę tylko i wyłącznie ściągnąć z siebie tę kreację. Fason sukni jej nie odpowiadał, ale uznała, że wyjdzie w niej do swoich towarzyszek, bo od czegoś musi zacząć. 

Sięgnęła po fałd materiału i uniosła go do góry, aby się nie potknąć. Szła, ostrożnie stawiając każdy kolejny krok aż dotarła do podestu, na który niezgrabnie się wdrapała. Wypuściła ze świstem powietrze i uśmiechnęła się do Ginny. 

- Fatalna – mruknęła rudowłosa, zniesmaczona widokiem Hermiony w czymś tak do niej nie pasującym. 

- Pokazuje zbyt dużo – dodała Molly Weasley.

- Tak, to nie to – dopowiedziała Astoria, podchodząc i poprawiając dół sukni, aby lepiej się ułożyła na podeście. - I zabrakło blasku glassgoldena*.

- Co to takiego? - zapytała przyszła panna młoda.

- Kilka tygodni temu byłam w Ministerstwie, bo starałyśmy się razem z Madame Malkin o pozwolenie na sprowadzenie włókien tworzonych z piór tych niezwykłych ptaków, które występują tylko i wyłącznie na terenie Arabii Saudyjskiej. Obecnie tylko w naszym salonie można znaleźć suknie z tą złotą nicią.

- Och! To cudownie! - powiedziała Molly z podekscytowaniem. - To bardzo ułatwi nam poszukiwania! Hermiono, to działa w taki sposób, że zakochana panna młoda, gdy odnajdzie swoją jedną jedyną suknię i jest pewna swojego wyboru, materiał zaczyna się świecić! I wtedy koniec wątpliwości! Te zwierzęta wyczuwają podświadomość, dobrą wolę i prawdziwe pragnienia, są potwierdzeniem prawdziwej miłości łączącej zakochanych.

Hermiona odwróciła się do pozostałych tyłem i wpatrzyła się z przerażeniem w swoje odbicie w lustrze, którego nie potrafiła ukryć. Ukradkiem otarła pojedynczą łzę, która spłynęła po jej policzku. Mogła oszukiwać siebie, mogła oszukiwać Ronalda, ale czy była w stanie zrobić to samo z magią? Podejrzewała, że nie będzie w stanie się jej przeciwstawić i zaraz wszyscy dowiedzą się o jej sekrecie.

„Proszę Państwa, oto przed Wami najsmutniejsza panna młoda w historii."

- Czy to zawsze działa? - zapytała Hermiona, nie wiedząc sama, jakiej oczekuje odpowiedzi.

- Jeżeli wszystko jest na swoim miejscu, to tak – powiedziała Astoria, podając jej dłoń przy schodzeniu z podestu. - Magia to potęga, Granger. Wyczuje każdy fałsz i od tego nie można uciec.

Drugą suknią, która została przyniesiona Hermionie do garderoby, znajdującej się w bocznym pomieszczeniu nieopodal pracowni, była kreacja uszyta ze sztywnego materiału w kolorze szampana, sięgającym jej do połowy łydki. Góra była szczelnie zabudowana długimi rękawami, kończącymi się tuż za zgięciem łokcia. Dekolt wycięty w kształcie litery V subtelnie zwracał uwagę na biust młodej. Dół sukni był uszyty na bazie koła, co sprawiało, że pomimo ciężkości materiału, układał się lekko, tworząc odpowiednią, zwiewną i zabawną formę. Dodatkowe warstwy tiulu pod spodem, uniosły całą strukturę sukni, ostatecznie przypominając kształt bombki. 

Astoria spojrzała niepewnie na Hermionę, ale po chwili przygryzając wargę ze skupieniem, zdjęła z półki grubą opaskę, udekorowaną perłami w podobnym odcieniu i wsunęła ją kobiecie we włosy. Przywołała zaklęciem czółenka na wysokim obcasie i naglącym wzrokiem, zasugerowała swojej klientce, aby je nałożyła na stopy.

- Wyglądasz dobrze. Nie przepadam za tobą, Ganger, ale zawsze staram się, aby moje panny młode wyglądały najlepiej, jak tylko mogą – oceniła z uśmiechem. - Chodźmy.

Zdania Astorii nie podzieliła ani Molly Weasley ani tym bardziej Ginny, która orzekła, że suknia jest zbyt zwyczajna i w żaden sposób nie pasuje do jej przyszłej bratowej. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że tym razem należy znaleźć kreację, która swoim przepychem podkreśli urodę Gryfonki.

Kolejna suknia, którą miała przymierzyć zgodnie z oczekiwaniami gości, była kreacja godna prawdziwej księżniczki. Hermiona posłała Astorii zdziwione spojrzenie, ponieważ o taką suknię nawet nie prosiła i przeczuwała, że zostało jej to narzucone, ale nie miała siły z tym walczyć. Przytrzymując się jedną ręką ściany, weszła na szpilkach do otworu w rozłożonym materiale, który za chwilę miał ją opleść niczym wąż dusiciel. Zsunęła z ramion tymczasowy szlafrok i pozwoliła, aby asystentka, wypowiadając skomplikowane zaklęcia, poderwała suknię do góry i odpowiednio ją dopasowała, ściskając jej talię ciasnym gorsetem, przez który przez chwilę zapomniała o oddychaniu. Drapiące koronki, oplotły ciasno jej ręce, potęgując dyskomfort. Łzy ponownie wezbrały w jej oczach, ale powstrzymała się przed ich uwolnieniem. 

Nie tak to wszystko powinno wyglądać.

Ponownie wyszła do głównego pomieszczenia, podnosząc ciężkie fałdy materiału, które wysmykiwały się spod jej rąk. Stanęła chwiejnie na podeście, gdy Astoria rozkładała długi tren, który spływał kaskadą na podłogę. Suknia była cudowna, wyszywana tysiącami kryształków, które świeciły się przy każdym jej ruchu, a koronka, stanowiąca główną wierzchnią warstwę kreacji została ułożona w niespotykanie skomplikowane wzory, przypominające różnorodne magiczne rośliny i kwiaty. Hermiona musiała przyznać, że suknia była piękna, ale całkowicie do niej nie pasowała. Przytłaczała ją, sprawiając, że w niej ginęła. Gorset obszyty dziesiątkami drutów, mających nadać jej odpowiednie kształty, boleśnie wbijał się w jej żebra, powodując ból i dyskomfort nie do opisania. Marzyła o tym, żeby jak najszybciej ktoś z niej ją zdjął. 

- Wyglądasz cudownie!

- Pięknie! Jak prawdziwa księżniczka.

- Jak przerośnięta beza obrzygana brokatem – usłyszała głos, który ją zmroził i zelektryzował powietrze w pomieszczeniu. Odwróciła się niezgrabnie, z impetem, potrącając niechcący, kucającą u jej stóp Astorię.

- Kochany Merlinie, a tego tu, to jakie hipogryfy przygnały – żachnęła się Ginny, posyłając Ślizgonowi spojrzenie przepełnione niechęcią.

- Draco, przyszedłeś za wcześnie, mówiłam ci, że mam przymiarki z Hermioną i będę wolna dopiero po czwartej po południu – wtrąciła się Astoria, chcąc zwrócić na siebie uwagę, podnosząc się w tym czasie niezgrabnie z podłogi.

- Pomyliłem się, ale w takim razie chętnie zostanę i pomogę w dokonaniu wyboru koleżance z pracy – odparł przysiadając na oparciu kanapy i zmuszając Ginny do przesunięcia się bliżej matki. - Dzień dobry – mruknął w stronę Pani Weasley, kiwając przy tym głową, nie zapominał o manierach.

- Hermiona na pewno nie życzy sobie twojej obecności – warknęła Ginny z przekąsem.

Przyszła panna młoda patrzyła na przybysza tępym wzrokiem, nie wiedząc sama, jak powinna się w tej sytuacji zachować. Postanowiła kiwnąć głowę, aby jak najszybciej przerwać spór i wyjść stąd, pozbywając się sukni, utrudniającej jej oddychanie. 

- Niech zostanie - powiedziała, mając ochotę wykrzyczeć, że to on jest wszystkiemu winien.

Była zmęczona i chciała stąd uciec. Schodząc z podestu, rzuciła Draconowi szybkie spojrzenie, którego nie odwzajemnił, będąc zajętym sięganiem po kieliszek z szampanem należącym do niej. 

Wchodził coraz głębiej do jej świata, nie bojąc się konfrontacji z ludźmi, z którymi nigdy wcześniej nie miała do czynienia.

Odchodząc w stronę garderoby, słyszała odgłosy kłótni pomiędzy nim i siostrą Roną i resztką sił, uśmiechnęła się, gdy zrozumiała, że możliwe, że on tu się pojawił specjalnie dla niej.

Chciał ją wesprzeć albo zakłócić jej spokój.

Astoria weszła z nią do niewielkiego pomieszczenia, niosąc kolejne suknie, gdy usłyszały odgłos pukania i czarnowłosa podeszła ponownie do drzwi. Asystentka wymieniła kilka zdań ze swoją szefową i spojrzała przelotnie na Gryfonkę.

- Zaczekasz tutaj na mnie chwilę – powiedziała przepraszającym tonem. - Wrócę za kilkanaście minut z kolejnymi sukniami, bo te które przygotowałam jakoś do ciebie nie pasują. Jesteś trudna, nie mogę odgadnąć, w czym byłoby ci dobrze.

- Zaczekam – odpowiedziała, chociaż miała ochotę błagać ją, żeby najpierw uwolniła ją od tej ściskającej żebra kupy szmat.

- Granger – zwróciła się do niej Astoria mniej oficjalnym tonem, gdy już miała opuścić pomieszczenie. - Czego ty tak naprawdę tutaj szukasz?

- Sukni – odparła spokojnie, nie wiedząc do czego zmierza ta krótka wymiana zdań.

- Nie wyglądasz i nie zachowujesz się jak podekscytowana panna młoda. Widzę, że chcesz stąd uciec, ale nie wiem, dlaczego to robisz. W co ty grasz

Hermiona nie odpowiedziała, głośno przełykając ślinę. Patrząc w oczy kobiecie, oficjalnie związanej z mężczyzną, które pokochała, nie była w stanie skłamać.

Milczała, co było bardziej wymownym znakiem od jakichkolwiek słów.

Odpowiedziało jej głośne trzaśnięcie drzwiami.

Astoria coś podejrzewała, co oznaczało, że ktoś jeszcze może się dowiedzieć, a na szyi Hermiony zaciskała się pętla, zmniejszana przez powiększający się w jej sercu strach przed wyjawieniem tej wielkiej tajemnicy światu.


Odwróciła się w stronę dużego lustra o owalnym kształcie i przyglądała się swojemu odbiciu. Suknia, którą miała na sobie była niezaprzeczalnie piękna, ale do niej nie pasowała. Przytłaczała ją swoim blaskiem i przepychem, sprawiając, że w niej ginęła. Kolejny raz w swoim życiu znikała. Jej uroda nie była wystarczająco silna, żeby udźwignęła taką kreację. Odgarnęła włosy z czoła, przytrzymując je z tyłu nad karkiem. Obracała się, chcąc zapamiętać tę chwilę, bo być może się już ona więcej nie powtórzy. 

- Nie wyglądasz jak beza obrzygana brokatem – usłyszała znajomy głos i dostrzegła odbicie jego sylwetki w lustrze.

 Nie spodziewała się, że go tutaj zobaczy, ale przytłoczona wszystkimi wydarzeniami, przyglądała się jedynie, jak zbliżał się do niej, zmniejszając dzielący ich dystans. Gdy był tuż za nią, położył dłonie na jej ściśniętej talii i złożył na jej wciąż odsłoniętej szyi ciepły i czuły pocałunek.

- Nie musisz się martwić – zaczął szybko, zanim zdążyła zareagować. - Zablokowałem drzwi, a Astoria razem z Madame Malkin walczą z nieistniejącym donosem w sprawie kontroli jakości z Ministerstwa. Wywabiłem ją stąd, tak, żeby nikt się nie zorientował.

- Co tutaj robisz? Myślałam, że będziesz w Dover - zapytała, odwracając się do niego twarzą, wprawiając suknię w specyficzny szelest.

- Musiałem cię zobaczyć – odparł rozbrajająco, składając na jej ustach krótki i czuły pocałunek. - Jesteś piękna, wyglądasz cudownie, ale nie w tej masie materiału.

- Nie podobam ci się? - zapytała ze smutkiem, który samoistnie wezbrał w jej gardle.

- Widzę cię zupełnie inaczej. Kiedyś znajdziesz suknię idealną, ale teraz tego nie musisz robić. 

- Pomóż mi – powiedziała, odsuwając się od niego. - Jeżeli za chwilę nie rozluźnisz mi tego gorsetu, to tutaj zemdleję. 

Wzięła się pod boki, trwając w oczekiwaniu na uwolnienie jej płuc i powrót swobodnego oddychania.

- Z tego, co pamiętam, masz już doświadczenie z gorsetami – dodała z uśmiechem, który rozświetlił jej twarz.

Draco podniósł dłonie do góry, zastanawiając się od czego by tu zacząć. Przypominał sobie swoje skrępowanie sprzed kilku tygodni, gdy podejmował się podobnej czynności.

- Za takie złośliwości, Granger, powinienem zacisnąć te sznureczki mocniej. Może wtedy oduczysz się zakładania na siebie istnych narzędzi tortur.

Złapała głęboki haust powietrza, gdy rozluźnił więzy, którymi była skrępowana.

- Uciekaj stąd – powiedział. - Nawiązałem rozmowę z twoja niedoszłą teściową oraz szwagierką, przekonałem ich, że dzisiaj sukni ślubnej nie znajdziesz.

- Jak to zrobiłeś?

- Nie interesuj się – odparł, podchodząc do drzwi. - Walczę o ciebie, tak jak potrafię.

Uspokojona jego słowami, nasycona jego krótką obecnością, postanowiła go posłuchać i jak najszybciej wrócić do domu.

Coś jednak nie dawało jej spokoju. Wzdłuż przeciwległej ściany rozciągał się długi drążek, na którym wisiało dziesiątki sukien, których wcześniej nie miała szansy zobaczyć. Wyswobodziła się z obecnej, ociągając ją delikatnie na sofę i ubierając ponownie szlafrok podeszła na palcach do szeregu wieszaków.

Coś ją tam przyciągnęło, niewidzialna siła przeznaczenia, wskazująca jej odpowiednią drogę.

Gdy dotknęła drżącą dłonią wybranej sukni, poczuła dreszcze na plecach. Sięgnęła po nią i przyjrzała się z zachwytem, którego nie zamierzała ukrywać.

To była ta jedyna. 

Wróciła razem z nią w stronę lustra i nałożyła ją ostrożnie, uważając na delikatny materiał.

Hermiona wyglądała w niej zjawiskowo, chociaż suknia była wyjątkowo skromna.

Miała jednak w sobie to coś, co sprawiało, że w połączeniu z odpowiednią kobietą, tworzyło niepowtarzalny ideał piękna. 

Dziewczyna machnęła różdżką, wyczarowując wianek z drobnymi kwiatami piwonii, który z gracją opadł na jej włosy. Z tyłu pojawił się welon utkany z najdelikatniejszego muślinu, okalający jej rozradowaną twarz, dopełniając pięknego obrazka.

Otworzyła oczy i starała się zapamiętać każdy szczegół tak, żeby kiedyś mogła po nią wrócić.

Wtedy, gdy przyjdzie jej czas.

I właśnie w tym momencie jej suknia zaczęła błyszczeć, a blask ten rozchodził się promieniście, zaczynając od dołu sukni, unosił się wyżej aż objął ją całą. 

Poczuła niespotykane i niedające się porównać do niczego ciepło.

Przyglądała się temu cudownemu zjawisku z rosnącą radością w sercu.

Kochała magię i jej moc.

***

Hermiona oparła ciężar ciała na kolanach, wychylając się mocniej, aby sięgnąć głębiej do przygotowywanej przez nią grządki, w której zamierzała posadzić bratki i prymulki. Podniosła wzrok na dalszą przestrzeń, którą miała zagospodarować w najbliższej przyszłości, zakładając tam uprawę najpotrzebniejszych ziół i magicznych roślin. Gdy następnym razem będzie w Kenilworth, pokusi się o pobranie zaszczepek tych wspaniałych czarnych róż, które skradły jej serce. 

I bez, musi posadzić krzew bzu. 

Rozejrzała się też za odpowiednim miejscem na umieszczeniu kilka odmian lawendy.

Początkowo była zła na Molly za powiększenie ogródka, ale w pewnym momencie przestała się buntować i odnalazła w tym zajęciu spokój i wytchnienie, którego ostatnio bardzo potrzebowała. Popołudniowe słońce prażyło niemiłosiernie, ale ona pracowała niezmordowanie, chcąc zapomnieć.

Pragnęła zapomnieć o sukniach, weselu i Draconie. Dzisiejsze spotkanie w salonie sukien ślubnych tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że jej serce szaleje na jego widok. 

Ze złością wbiła łopatkę w ziemię i pociągnęła mocniej, aby zrobić głębszy dołek. Nie rozumiała wszystkich swoich emocji, które często targały nią do takiego stopnia, że nie mogła nad sobą zapanować. 

Gubiła się w tym wszystkim, a bardzo nie lubiła tego uczucia, za bardzo ją obezwładniało i była bezbronna.

Z wielkim rozczarowaniem ze strony jej towarzyszek spotkało się jej dzisiejsze opuszczenie salonu bez sukni ślubnej. Nie zamierzała sprawić im zawodu, ale nie była w stanie tego zrobić, szczególnie po tym, co wydarzyło się w garderobie.

Nie po tym, gdy w tym miejscu pojawił się Draco. 

Nie po tym, gdy ubrała suknię, w której się bezsprzecznie zakochała. 

Nie po tym, gdy zaświeciła ona magicznym blaskiem.

Nie po tym, gdy wyobraziła sobie, że idzie w niej w stronę ołtarza, ale tuż obok duchownego stoi Draco Malfoy, a nie Ronald Weasley.

Usiadła na piętach, odłożyła niewielką łopatkę i sięgnęła po różdżkę, którą machnęła kilka razy, aby podnieść i umiejscowić w ziemi kwiaty. Miała zadanie do wykonania i zamierzała to zrobić, jak najlepiej. Zmęczyć ciało, używając jak najmniejszej ilości magii i spróbować zapomnieć o wszystkim. Zadowolona z efektu otarła pot z czoła i poprawiła łokciem, zsuwający się jej z głowy słomkowy kapelusz ozdobiony kokardą w lawendowym kolorze. Podniosła się na nogi i oparła ręce na kolanach, chcąc odczekać aż minie nieprzyjemne mrowienie, które przesuwało się wzdłuż jej łydek. Z niesmakiem popatrzyła na ciemne ślady ziemi na nogach, ale nie zamierzała się teraz tym przejmować. Poprawiła szorty, które niebezpiecznie zsunęły się poniżej linii bioder i żałowała, że zawczasu nie nałożyła paska. Ostatnio chudła, ale nadmiar problemów i pracy powodował, że często zapominała o jedzeniu.

Stanęła nad samodzielnie wykonaną rabatką i ze skupieniem wysunęła przed siebie różdżkę, przypominając sobie kolejne zaklęcia związane z ogrodnictwem i po wypowiedzeniu odpowiedniej inkantacji, wykonywała delikatne ruchy ręką, aby przysypać ziemią rośliny. 

Gdy skończyła, otrzepała się pobieżnie z kurzu i z satysfakcją ruszyła w stronę domu, pamiętając, aby wcześniej posprzątać wszystkie narzędzia. Musiała o tym pamiętać za każdym razem, gdy zajmowała się ogrodem, ponieważ pozostawienie ich na zewnątrz groziło atakiem gnomów ogrodowych, które ostatnio ponownie zamieszkały w ich otoczeniu, a na walkę z nimi zupełnie nie miała ochoty. 

Zmęczona usiadła na schodkach prowadzących na ganek i przywołała bliżej siebie dzbanek z lemoniadą oraz szklankę, które wcześniej zostawiła na prowizorycznym stoliku, stworzonym ze starego pieńka. Musiała przyznać, że Ron potrafił czasem stworzyć coś z niczego i nie lubił pozbywać się przedmiotów, które kiedyś mógł ponownie wykorzystać. 

Głośny odgłos teleportacji zaniepokoił ją i ze zdziwieniem obejrzała się w stronę dobiegającego ją od strony wschodu hałasu. Podniosła do czoła rękę, zakrywając oczy przed rażącym słońcem, jednocześnie ściskając mocno różdżkę. Opuściła ją, gdy zorientowała się, że tuż przed jej domem zmaterializował się człowiek, którego nie miała ochoty oglądać.

Za dużo Dracona Malfoya.

Potrzebowała chwili oddechu. 

Wyciągnęła z kieszeni szortów kieszonkowy zegarek z podobną funkcją, jak zegar w rodzinnym domu Rona i upewniła się, że jej narzeczony nadal jest w pracy. 

Przypatrywała się mężczyźnie i dziwiła się widząc go w tak luźniej stylizacji w postaci białej koszuli z długim rękawem i lnianych krótkich spodniach. Na nosie miał duże, ciemne okulary, na ustach nieodłączny kpiący uśmiech, a na ramieniu dużą jasną bawełnianą torbę.

- Zgubiłeś się, Draco? - zapytała tonem pełnym złości, ale nie mogła nad nim zapanować.

- Nie – odpowiedział, podchodząc do niej bliżej. 

- Napijesz się? - zapytała, gdy dostrzegła, że spojrzał w stronę dzbanka, na którego ściankach wystąpiły zimne krople wody.

Usiadła ponownie i przywołała kolejną szklankę, obserwując kątem oka, że Draco usiadł tuż obok i sięgnął po jej niedopitą wcześniej szklankę i opróżnił ją do dna kilkoma dużymi pociągnięciami. Przysunął ją w jej stronę, oczekując, że napełni ją ponownie. 

- Gorąco – powiedział, ocierając dłonią zwilżone płynem usta. - Jakaś mocna ta lemoniada.

- Z ginem. Truskawkowym. Bez tego nie przetrwałabym tego dnia – mruknęła, przechylając dzbanek. - Co tutaj robisz?

- Myślałem, że ucieszysz się na mój widok – odparł, kładąc delikatnie torbę pomiędzy swoimi stopami.

- Mam cię dzisiaj dość – odpowiedziała przez zaciśnięte zęby.

- Dlaczego? - zaśmiał się krótko, ściągając okulary. Przeczesał włosy palcami i posłał jej naturalny, normalny uśmiech.

- Chciałam, żebyś o mnie walczył – warknęła, patrząc mu prosto w oczy. - Ale walczysz ze mną. Dlaczego przyszedłeś dzisiaj do salonu?

- Byłem ciekawy.

- Złośliwy raczej.

- Nie chciałem być złośliwy. Musiałem tam być, po prostu.

- To nie było dla mnie komfortowe. Była tam Molly i Ginny i oczywiście Astoria! Co by się stało, gdyby ktoś coś zauważył? Dodatkowo, twoja wizyta w garderobie, to było bardzo ryzykowne!

- Było, ale nikt niczego nie zauważył. Wszystko przemyślałem, Granger. A tak w ogóle, urocza jesteś, gdy się tak złościsz.

- Nie jestem.

- Oczywiście, że jesteś i miałbym ochotę cię teraz pocałować, pomimo tego, że jesteś jakaś cała brudna – powiedział, przesuwając wzrok na jej okurzone ręce i uwalane ziemią kolana.

- Musiałam wyładować frustrację w ziemi, która nagromadziła się we mnie po spotkaniu z tobą.

- Jak twoja ręka? - zapytała, patrząc na jego zakryte przedramiona. - Duszno mi, gdy na ciebie patrzę. Zagotujesz się w takim stroju w tym upale.

- Zagojona, raczej bez zmian. Wezmę twoje słowa mimo wszystko za komplement – odparł, wciąż się z nią drocząc. - Miałem inny powód, przez który mam na sobie koszulę z długim rękawem, ale o tym za chwilę. Mam coś dla ciebie – powiedział rozbawionym tonem, które dziwnie brzmiał w jego ustach. - Ale musisz się uspokoić.

Hermiona popatrzyła na niego podejrzliwie, mrużąc przy tym niebezpiecznie oczy, ale zaciekawienie wygrało ze złością i delikatnie skinęła głową.

- Zamknij oczy – zmierzył ją wzrokiem z tryumfem w oczach. - I nie podglądaj. 

Wykonała jego polecenie, chociaż tak naprawdę była w tym momencie niepewna wszystkiego i lekko zaniepokojona. W każdej chwili mógł pojawić się Ron, a ona nie miała pojęcia, w jaki sposób miałaby wytłumaczyć obecność znienawidzonego Ślizgona na ich ganku. Musiała się ciągle pilnować.

- Spokojnie, skarbie – usłyszała jego słowa, a potem poczuła na ustach krótki, delikatny pocałunek.

Trwała w oczekiwaniu, zapominając o wcześniejszych rozterkach, jej rozbudzone zmysły zostały wprawione w przyjemne drżenie i pomimo przeciwności, jej serce wołało o więcej kontaktu z tym zakazanym mężczyzną. 

Nagle poczuła coś dziwnego i szybko otworzyła oczy. 

Na jej nogach leżała mała, drżąca kudłata kulka, która odwróciła się w jej stronę, wlepiając w nią malutkie, szare przestraszone oczka. Podniosła wzrok i spotkała się z ciepłym, nieodgadnionym wyrazem twarzy mężczyzny, po którym nie spodziewałaby się takich gestów. Uśmiechnęła się do niego, wdzięczna za to, że znalazł się w jej życiu. Był przy niej blisko, kucnął na schodkach naprzeciwko, a ona czułe błogie szczęście, które na nią spłynęło.

- O mój Merlinie najsłodszy – szepnęła, nie mogąc dobyć z siebie głosu. - Czy to jest...?

- Kot – odpowiedział Draco z zadowoleniem. - Pamiętam, jak targałaś kiedyś zawsze takie wielkiego, rudego sierściucha na King's Cross, ale nigdy o nim nie wspominałaś, pewnie nie żyje i pomyślałem, że oddam ci tego małego znajdę.

Hermiona drżącymi z emocji dłońmi ujęła maleństwo i przytuliła je mocniej do siebie, aby mógł poczuć jej ciepło. 

- Pamiętasz Krzywołapka?

- Pamiętam, że miałaś kota, Granger – zaśmiał się krótko. 

- Krzywołapek odszedł dwa lata temu, był moim ukochanym koteczkiem, ale zachorował – powiedziała cicho. - Bardzo to przeżyłam. Ron nie chciał się zgodzić na kolejnego kota, ale tak bardzo mi go brakowało.

- To tym bardziej się cieszę, że go tutaj przyniosłem – mruknął wyraźnie z siebie zadowolony.

- Skąd go wziąłeś? - zapytała, gładząc delikatnie malutkie stworzenie, które przylgnęło do niej.

- Znalazłem na mugolskim śmietniku zaraz po burzy, zaraz po tym, gdy wczoraj odeszłaś – odparł, kładąc dłonie na jej nogach. - U mnie nie byłoby mu dobrze, ale ty dobrze się nim zaopiekujesz.

- Draco, to jest...to znaczy... - Nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, aby oddać, to co chciała mu przekazać. - Uszczęśliwiłeś mnie – szepnęła, a z jej oczy spłynęły łzy.

- Nie płacz, głuptasie – powiedział ocierając je dłońmi. - Walczę o ciebie, tak jak mnie prosiłaś. Tak, jak umiem.

- To potrafi zrozumieć tylko ktoś, kto kiedykolwiek pokochał kotka, to zmienia życie.

- Gdy mnie tutaj z tobą nie będzie, to będziesz miała jego – dodał, delikatnie głaszcząc kotka po głowie. - Każdy zasługuje na takiego przyjaciela, a ty teraz już nie będziesz sama i będę spokojniejszy. Smelly cat dotrzyma ci towarzystwa, gdy będziesz samotna. Gdy nie będziesz miała ochoty na rozmowę, to on będzie z tobą.

- Smelly cat? Tak go nazwałeś?

- Tak. Strasznie śmierdział, gdy go znalazłem, ale to nie jego wina i to imię idealnie do niego pasowało. Wykąpałem go.

- Kotki nie lubią kąpieli – powiedziała Hermiona, podnosząc do góry zwierzątko i pocałowała go czule w główkę. - Jak to przeżyłeś Smelly?

- Nigdy nie miałem zwierzątka i nie wiedziałem, czy on to polubi, czy nie, ale nie miałem wyjścia, bo skoro wcześniej wykąpał się w odchodach, to teraz musiał wykąpać się w wodzie. Nie protestował, gdy nalałem ciepłej wody do umywalki. Wydawał się zadowolony, gdy nalałem tam trochę płynu i powstały bąbelki. 

- Słodka historia, Malfoy, ale zabierz ręce od mojej narzeczonej, bo ci je urwę – powiedział Ronald grobowym tonem, wyrastając ponad nimi nagle i niespodziewanie. 

Draco przerwał i wstał, aby za chwilę odwrócić się w stronę nowo przybyłego z niechęcią wymalowaną na twarzy. 

Hermiona zbladła, ale nie miała siły się poruszyć. Smelly, wyczuwając jej niepokój wspiął się maleńkimi pazurkami po materiale jej koszuli i umiejscowił się blisko zagłębienia jej szyi. Uniosła tam dłoń, przytrzymując go, aby nie spadł i wypuściła głośno powietrze, czekając na rozwój wydarzeń. Drugą ręką sięgnęła po różdżkę, leżącą nieopodal, tak, aby mogła zareagować w razie niebezpieczeństwa.

- Luzuj gacie, Weasley – powiedział spokojnym tonem Malfoy, mierząc się wzrokiem z Ronem. - Pracuję z Hermioną od kilku tygodni, mieliśmy do przegadania kilka pilnych spraw.

- Pracujesz? Ty? Z moją Hermioną?

- I to bardzo intensywnie – jego ton brzmiał uprzejmie, ale był przesycony cynizmem.

- Hermiono? - Ron zwrócił się do niej bezpośrednio, wpatrując ze zdziwieniem, chciał odnaleźć w jej oczach zaprzeczenie tego, co przed chwilą usłyszał.

- Pracujemy razem – odpowiedziała niepewnie, dobierając ze strachem słowa. 

- Nie mówiłaś – odparł obrażonym tonem, przepełnionym skrywanymi pretensjami.

- Nie mogłam, bo to była praca dla Departamentu Tajemnic, byliśmy objęci zaklęciami, a potem...

- A potem to przede mną zataiłaś – warknął, a od złości w jego głosie, poczuła ciarki na plecach.

W tym samym momencie Draco wyciągnął różdżkę i wycelował ją w pierś Rona.

- Nie waż się na niej za to odgrywać – krzyknął, będąc przygotowanym do ataku. 

Weasley nie pozostał mu dłużny, dobywając różdżki równie szybko. Mężczyźni mierzyli się wzrokiem przepełnionym nienawiścią i kipiącą w ich żyłach agresją.

Hermiona podniosła się i podeszła do nich pewnym krokiem. Stanęła pomiędzy nimi i podniosła jedną ręką, drugą wciąż podtrzymując Smelly'ego.

- Przestańcie w tej chwili, opuście różdżki. Ron, idź do domu.

- Nie pójdę teraz do domu!

- Ron, na litość boską, idź do domu, zanim poleje się krew. Ja to załatwię. Malfoy zaraz stąd zniknie.

- Masz dwie minuty – warknął. - I wracasz do domu.

Narzeczony opuścił różdżkę i spojrzał Hermionie prosto w oczy, postanawiając jej zaufać. Gniew kipiał w nim, ale nie zamierzał stracić nad sobą panowania. Uznał, że później wszystko zostanie mu ze szczegółami wytłumaczone. Wspinając się po schodkach, prowadzących do drzwi wejściowych, spojrzał ostatni raz w stronę intruza i wszedł do środka, głośno trzaskając drzwiami.

Hermiona spojrzała prosto w oczy Dracona i nie umiała powiedzieć wszystkiego, co chciała mu przekazać, a wiedziała, że nie ma zbyt wiele czasu.

- Smelly będzie u mnie bezpieczny – powiedziała łagodnie.

- Chcę, żebyś ty była bezpieczna – odparował z mocą. - Nie ufam Weasley'owi.

- On mnie nie skrzywdzi – wyznała z pewnością w głosie. - Jest tylko wściekły.

- Wściekły mężczyzna potrafi być zagrożeniem. Już ci kiedyś o tym mówiłem. Nie bagatelizuj tego.

- Draco, proszę, odejdź – szepnęła, zerkając w stronę okna, za którym dojrzała poruszającą się firankę.

- Jeżeli jutro znajdę na twoim ciele chociaż ślad jego agresji... – zaczął, podchodząc do niej, ale ona o taką samą odległość się cofnęła.

- Nie martw się o mnie, potrafię o siebie zadbać.

- Teraz ja chcę dbać o ciebie.

- A co będzie dalej?

- Nie wiem, ale nie zamierzam cię opuścić. Do zobaczenia w Dover, Hermiono. 




*glassgoldeny to magiczne stworzenia wymyślone w całości przez autorkę

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro