Rozdział 32. Ich spotkanie.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień dobry🍓💚🖤!

Dzisiaj jest  dla mnie wyjątkowy dzień.

Jest to dzień moich urodzin!

U mnie jest całkiem przyjemna, wiosenna pogoda.

Siedzę sobie z miseczką świeżych truskawek i kieliszkiem bezalkoholowego wina. Na talerzyku obok leży kawałek tortu czekoladowego.

Swoimi małymi, czarnymi oczkami patrzy na mnie malutki, dostojny Severus w wersji funko pop, którego dostałam w prezencie od moich przyjaciółek. JESTEŚCIE NIEZWYKŁE!

Jest dobrze i chciałabym, żeby u Was tak było.

W prezencie urodzinowym ode mnie dla Was bardzo długi rozdział.

Przesyłam Wam dużo ciepła i wirtualny kawałek tortu oraz oczywiście truskawki🎂🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓🍓!

Dziękuję, że jesteście!

Wasza

J.

p.s. w rozdziale jest niespodzianka! Mała zapowiedź poRomansowej rzeczywistości!



Hermiona przebudzając się z chwilowego stanu utraty przytomności jako pierwsze, co zobaczyła były wnikliwie w nią wpatrzone, zielone oczy swojego najlepszego przyjaciela.

Kręciło jej się w głowie i miała ochotę zwymiotować, dlatego skupiła swój wzrok na szarości sufitu, opierając ciężar ciała na podtrzymującym ją Harrym.

Za jego głową dostrzegła czujnie przyglądającego się całej scenie śledczego. Speszona tym całym przedstawieniem, usiłowała się szybko podnieść, ale była na to zbyt słaba i nogi odmówiły jej posłuszeństwa.

Harry wpatrywał się w nią przerażony, bojąc się odezwać, a ona sama nie rozumiała tego całego zamieszania, które wywołała swoim omdleniem.

– Hermiono, jak się czujesz? – zapytał Harry, nie spuszczając z niej oczu.

– Dobrze – odpowiedziała, chociaż bladość jej twarzy wskazywała na to, że nie było to zgodne z prawdą.

– Zaraz przez kominek wezwę magomedyka z Munga – wtrącił się auror, odwracając się w stronę trzaskającego ognia. – Ktoś powinien panią zbadać i to dokładnie.

– Nie ma takiej potrzeby – zatrzymała go kobieta, machając dłonią. – Zaraz dojdę do siebie. Zatrzymałeś tutaj Draco? – zapytała przyjaciela z nadzieją w oczach.

– Niestety, nie mogłem nic zrobić – odparł ze szczerym smutkiem.

Hermiona zamknęła na chwilę oczy, próbując zapanować nad swoimi emocjami.

– Mam nadzieję, że ten koszmar nie będzie dłużej trwał – skwitowała, godząc się z tym że Draco ponownie trafił do Azkabanu.

Wciąż miała przed oczami jego przerażoną, nieobecną twarz, gdy przypadkiem spotkali się na korytarzu.

– Jadłaś coś dzisiaj? – zapytał Harry, wyrywając ją z zadumy.

– Dzisiaj? Sama nie wiem, chyba coś zjadłam, ale nie jestem pewna – odparła lekko rozkojarzona. – Na pewno wypiłam kawę.

Harry w milczącym porozumieniu ze swoim szefem uznał, że czas najwyższy sprawdzić, czy przeprowadzenie przesłuchania z użyciem eliksiru prawdy, nie wywołało nieodwracalnych skutków w organizmie Hermiony, skoro w taki sposób zareagowała na podaną dawkę i nie skupia się na prowadzonej z nimi rozmowie, co jest do niej niepodobne.

– Pamiętasz, w jakiej czynności procesowej brałaś udział, zanim gorzej się poczułaś?

– Oczywiście, przesłuchiwana byłam w związku z zatrzymaniem Dracona.

– Pamiętasz mnie? Wiesz, kim jestem?

– Oczywiście, Harry, że cię pamiętam co za głupie pytanie. Harry James Potter, urodziłeś się trzydziestego pierwszego lipca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego roku. Mogę sypać innymi szczegółami, ale nie wiem, czy wszyscy mamy na to ochotę. Nie pamiętam tylko, co takiego się stało, że wylądowałam na podłodze. Nic mnie nie boli, dlatego sądzę, że ktoś asekurował mnie przed upadkiem.

– To byłem ja – ponownie wtrącił się w rozmowę starszy auror, nieznacznie wypinając pierś do przodu. – Zbladła pani, gdy szykowałem się do kontynuacji czynności i potem zaczęła się pani niebezpiecznie osuwać, ale zdążyłem panią złapać.

Hermiona usiadła pewniej, opierając się częściowo o Harry'ego, który znalazł się tuż obok niej na podłodze.

– Czy wszystko zaprzepaściłam? Czy musimy powtórzyć przesłuchanie?

– Nie. Zdążyłem zamknąć protokół, zanim to wszystko się stało.

Hermiona odetchnęła z ulgą, opierając głowę na ścianie. Przymknęła oczy, dając upust emocjom, nagromadzonemu zmęczeniu i stresowi.

Wiedziała, że odwaliła kawał dobrej roboty i była z siebie dumna, ale czekała na ostateczne rozstrzygnięcie i jeszcze nie mogła się cieszyć.

Pamiętała każde, wypowiedziane przez siebie słowo oraz rejestrowała na bieżąco reakcję aurora, wiedząc, że ma go w garści. Wygrała i dzięki temu Draco już niedługo będzie wolny.

– Udało mi się pobrać od pani wspomnienie, może być pani o to spokojna, nie uległo uszkodzeniu i jest w pełni wartościowe, gotowe do wykorzystania i zbadania przez sędziów – powiedział Rodriguez, podając jej szklankę chłodnej wody. – Moje wspomnienie również zostało pobrane i oba są w eskorcie do Wizengamotu razem z magicznie zabezpieczonymi protokołami.

Kobieta po wypiciu kilku łyków odstawiła szklankę na podłogę i drżącymi dłońmi sięgnęła do jedwabnej kokardy zawiązanej pod szyją.

Musiała ją jak najszybciej rozluźnić, żeby pozbyć się uczucia duszności, powracającego do niej falami.

Rodriguez nie mógł oderwać oczu od Granger, dlatego musiał zacząć działać.

Wstał i podszedł do niej oferując pomoc przy podniesieniu się na nogi. Uznał, że zdecydowanie wygodniej jej będzie na kanapie, zamiast tkwić na chłodnej podłodze.

– Hermiono, chcielibyśmy sprawdzić, czy jest z tobą w porządku po veritaserum – zaczął Harry, siadając naprzeciwko niej na krześle, gdy ta zajęła wygodniejszą pozycję, dziękując aurorowi. – Dlatego zadam ci kilka pytań – kontynuował po chwili, chociaż widział na jej twarzy irytację.

– Harry, nic mi się nie stało – powiedziała z lekkim zdenerwowaniem, przyciskając palce do skroni. – Zaczyna mnie boleć głowa i jest mi trochę duszno, ale to zaraz przejdzie.

– Działamy zgodnie z protokołem, panno Granger, proszę nie stawiać oporu i nie przedłużać. Nie mam ochoty być tym, który przyczyni się do zniszczenia pani umysłu – warknął Rodriguez, tracąc cierpliwość.

Hermiona zamilkła, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.

W ciszy jaka zapadła, czuła delikatne pulsowanie krwi w swoich skroniach, co potęgowało ból, rozsadzający jej coraz mocniej czaszkę.

– Pamiętasz przesłuchanie, to wiemy, a teraz sprawdzimy, czy nadal w twojej głowie są poprzednie wydarzenia, również te dawne. Jaką funkcję pełniłem w WESZ?

– Byłeś sekretarzem, Harry. Sekretarzem niewywiązującym się ze swoich obowiązków. Dobrze, że nie zapytałeś o pierwotną nazwę mojej organizacji.

– A ona miała pierwotną nazwę? – zdziwił się mężczyzna, ale zamilkł, widząc rozzłoszczone spojrzenie Hermiony.

– Już Dość Odrażającego Wykorzystywania Naszych Małych Czarodziejskich Braci – Walcz o Zmianę Statusu Prawnego Skrzatów Domowych – wyrecytowała bez mrugnięcia okiem.

– Och, to świetnie, Hermiono, że jednak zmieniłaś nazwę, bo tej nikt nigdy, poza tobą, by nie zapamiętał.

– Neville zapamiętał, kiedyś w Ministerstwie z nim o tym rozmawiałam, a był zwykłym członkiem bez funkcji – odparowała Hermiona, nie kryjąc oburzenia. Temat WESZ zawsze był jej szczególnie bliski.

– A teraz ostatnie pytanie: Co było na stronie trzysta dziewięćdziesiątej czwartej w Historii Hogwartu?

– Harry, to pytanie jest banalne i nie wiem, czy sam w ogóle znasz na nie odpowiedź, że zagłębiasz się w takie szczegóły.

– Sprawdziłem wcześniej, musiałem się do tego przygotować – powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu.

– Na trzysta dziewięćdziesiątej czwartej stronie znajdują się informacje o domniemanym romansie dwójki z założycieli Hogwartu: Salazara Slytherina i Roweny Ravenclaw. Ktoś* kiedyś pewnie opowie tę tajemniczą, romantyczną historię, jestem jej bardzo ciekawa – dodała Hermiona, zakładając ręce przed sobą. – Do chwili obecnej to są jedynie domysły badaczy i historyków – uśmiechnęła się, kończąc swoją tyradę.

Była z siebie dumna, że zdała kolejny test w swoim życiu.

Uwielbiała wypadać na nich wybitnie, dokładnie tak jak teraz.

Rodriquez, który przysiadł na swoim biurku, przypatrywał się całej scenie, czując ulgę, że przesłuchiwanej kobiecie nic się nie stało, a zastosowana specjalna procedura nie pozostawiła po sobie poważniejszych śladów, wyłączając tylko uporczywy ból głowy.

Z jednej strony był zadowolony z takiego rozwoju wydarzeń, ale z drugiej rosło z nim ponownie poczucie obowiązku związane z koniecznością szukania winnych i ciągłym poszukiwaniem sprawiedliwości.

***

Tydzień po przeprowadzonym przesłuchaniu Hermiona wstała rano długo przed nastawionym budzikiem z uczuciem dziwnego niepokoju.

Przetarła zaspane oczy, zastanawiając się, czy będzie w stanie jeszcze zapaść w sen, ale szybko zrezygnowała z tego pomysłu.

Za każdym razem, gdy starała się zasnąć, widziała przed oczami Dracona i nie mogła pogodzić się z tym, że wciąż nie ma żadnych wieści z Wizengamotu ani Biura Aurorów, mimo że codziennie wysłała sowę do Rodrigueza albo błagała Harry'ego, żeby się czegoś dowiedział o wyroku.

Nie mogła spać ani jeść, bo wciąż się zamartwiała, że to wszystko trwa zbyt długo i pozostawi na Draconie głębokie ślady, a on w pewnym momencie się załamie pod naporem złych, czarnych mocy.

Podniosła się z łóżka i poszukała czystych ubrań, zastanawiając się, co dzisiaj musi zrobić.

Głośno wypowiadając zadania, zmusiła swoje samonotujące pióro do sporządzenia planu dnia.

Gdy skończyła, przyjrzała mu się uważnie, stwierdzając, że nie ma nigdzie luk czasowych, a ona dzięki temu nie będzie marnować czasu na troski i poczuła ulgę.

Podniosła głowę, gdy do jej namiotu weszła Astoria, co wprawiło ją w zdziwienie, ponieważ Ślizgonka nigdy jej nie odwiedzała z samego rana.

Przez ułamek sekundy pomyślała, że może wcale nie opuściła obozu, spędzając noc ze swoim nowym obiektem cichych westchnień, ale odegnała od siebie tę myśl, przypominając sobie, w jakim tempie ta dwójka się do siebie zbliża.

– Hermiono, musimy porozmawiać – zaczęła Astoria, pocierając nerwowo dłonie o swoją służbową szatę.

– Wpadłaś przed pracą, coś się stało? – zapytała kobieta, oglądając się przed wyjściem w lusterku. – Trochę się spieszę, Hithrope na mnie czeka, mam dzisiaj sporo rzeczy do zrobienia.

– Draco wrócił – wyrzuciła z siebie szybko.

Hermiona zatrzymała się nagle, trzymając w dłoni kurczowo różdżkę. Ta wiadomość spadła na nią, jak grom z jasnego nieba. Patrzyła na Ślizgonkę szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami i nie mogła przez dłuższą chwilę sformułować, jakiejkolwiek, rozsądnej odpowiedzi, tak bardzo była zaskoczoną tą wiadomością.

– Co to znaczy wrócił? – zapytała przez zęby, a z jej różdżki zaczęły niebezpiecznie strzelać różnokolorowe iskry. – Wyszedł z Azkabanu? Jest wolny? – mówiła dalej, walcząc z łzami.

– Poleciałam po niego w nocy, gdy tylko dostałam sowę, musiałam go odebrać z Biura Aurorów i dzisiaj z samego rana przyszłam po ciebie – Astoria zaczęła się tłumaczyć, patrząc w oczy Gryfonce.

– Dlaczego mnie nie zawiadomiłaś? Poleciałabym z tobą.

– Draco wyraźnie zakazał. Chciał, żebym go odebrała tylko dlatego, że mam zapasowe klucze do jego domu i...

– Czy on jest teraz u siebie?

– Tak, ale...

– Powiem tylko Hithrope, że mnie nie będzie i przeniosę się do niego...

– Hermiono, zaczekaj, proszę – czarnowłosa złapała ją mocno za rękę, zatrzymując w miejscu. – On jest w strasznym stanie, okropnym, mam wrażenie, że to nie jest ten sam człowiek, którego znałam. Tak samo było po ostatnim pobycie w Azkabanie, ale teraz jest zdecydowanie gorzej. On potrzebuje czasu.

– Pytał o mnie? – zapytała przez łzy, które niechciane napłynęły do oczu, a jej głos zaczął drżeć w niekontrolowany sposób.

– Trochę rozmawialiśmy, ale...

– Czy pytał o mnie? – powtórzyła głośniej.

– Nie, nie zapytał o ciebie, ale...

– Cholera jasna! – krzyknęła, nie potrafiąc ukryć rozczarowania, które boleśnie poczuła gdzieś bardzo głęboko w sobie..

– Gdy tylko pomogłam mu z teleportacją, bo był bardzo słabo i znaleźliśmy się w jego domu, od razu mi powiedział, że między nami wszystko się skończyło. On myśli o tobie poważnie, jestem tego pewna.

– Czy to ma mnie pocieszyć? – zapytała Hermiona z goryczą. – Dlaczego nie chciał mnie widzieć?

– Nie wiem, zatrzasnął mi drzwi przed nosem, gdy tylko dotarliśmy na miejsce. Zza drzwi krzyknął, że mam odejść.

– To skąd wiesz, że nie chciał mnie widzieć?

– Poprosił mnie o to już w Biurze, gdy dotarłam na miejsce. Miałam ci nic nie mówić, ale wiedziałam, że tego nie zrobię, bo widziałam, jak bardzo cierpisz, a poza tym i tak jakoś byś się dowiedziała o tym, że go wypuścili.

– Nie rozumiem jego zachowania – powiedziała Hermiona szczerze, próbując szybko znaleźć najlepsze rozwiązanie w zaistniałej sytuacji i spróbować zaplanować dalsze kroki.

– Słuchaj, nie znasz go jeszcze, znasz go tylko z najlepszej strony, którą chciał Ci pokazać, żeby cię sobą zainteresować. Pewnie nie chce, żebyś poznała go od tej drugiej...

– Wiem, na co go stać – odpowiedziała kobieta, próbując się uspokoić. – Pokazywał mi to przez lata w Hogwarcie.

– Nie porównuj młodzieńczych przepychanek słownych z tym, w jaki sposób on się może teraz zachować. On wiele przeszedł, o czym sama doskonale wiesz.

– To powinniśmy dojść do porozumienia, bo ja przeszłam niewiele mniej. Dziękuję, Astorio, że mi powiedziałaś o jego powrocie, wbrew jego woli.

– Nie chcę, żebyście popełnili jakikolwiek błąd. Błąd, który zniszczyłby wszystko między wami. Draco potrafi być bardzo zaborczy i niedostępny, zamknięty w sobie. Będzie cierpiał w samotności, najprawdopodobniej z butelką ognistej w ręce, tracąc kontrolę nad sobą i sytuacją, w jakiej się znalazł. Kiedyś, w lepszych dla nas czasach, opowiedział mi o tym, jak źle przeżył pobyt w Azkabanie i jak koszmary tam przeżywane, zabrał ze sobą na wolność. Momentami nie potrafił rozróżnić, co jest jawą, a co snem, dlatego zaczął pić. Wszystko teraz do niego wraca ze zdwojoną siłą.

– Mogę się jedynie domyślać, jak wiele przeszedł i przez jakie piekło przechodził przez ten ostatni miesiąc w Azkabanie, bo ja tego nie przeżyłam i nigdy nie byłam przez tak długi czas pod wpływem działania dementorów, ale chcę go zobaczyć. Muszę go zobaczyć.

– Wiem, że chcesz, ale nie wiem, czy to jest najlepszy pomysł.

– Tak bardzo za nim tęsknię – szepnęła Hermiona, zakrywając dłońmi twarz. – Tak bardzo tęsknię, muszę go zobaczyć. Muszę się przekonać na własne oczy, że to przetrwał.

Poczuła silny uścisk Astorii, która objęła ją ramionami.

Potrzebowała ludzkiego dotyku, którego od dawna tak bardzo jej brakowało. Dodało jej to siły, aby kolejny raz w swoim życiu zawalczyć o coś, co mogło być przez innych ocenione jako przegrana sprawa.

***

Hermiona wyjaśniła Hithrope, że potrzebuje koniecznie jednego dnia wolnego i po początkowej niechęci przełożonej, po wyjaśnieniu przyczyny nagłej nieobecności, uzyskała wolne. Na twarzy starszej kobiety zakwitł uśmiech, będący wyrazem niewysłowionej ulgi, gdy otrzymała tak dobrą wiadomość.

Po krótkiej rozmowie, którą przeprowadziły, Beatrice postanowiła w trybie pilnym udać się do aurora – śledczego, aby przedyskutować z nim kwestie, jak najszybszego przeprowadzenia czynności procesowych w sprawach pozostałych Ślizgonów.

Stwierdziła, że skoro jeden z nich już odzyskał wolność, to nie wolno dopuścić się zwłoki w stosunku do dwóch pozostałych według niej również niesłusznie oskarżonych młodych mężczyzn.

Po pożegnaniu się z młodą Gryfonką Hithrope przebrała się w bardziej kolorowe ubranie, dobierając mocną, pomarańczową marynarkę do kapelusza, na którym umieszczone były dojrzałe, letnie owoce i okręcając się w miejscu, zniknęła, aby po chwili stawić się na rozmowie z Rodriguezem, którego zamierzała ostatecznie przycisnąć, biorąc sprawy w swoje ręce.

Po przeniesieniu się na przedmieścia Londynu do domu zamieszkałego przez Dracona Hermiona stanęła z lekkim wahaniem na chodniku tuż przed odpowiednim numerem i tak naprawdę nie wiedziała, czy nie popełnia błędu.

Z nieznanego jej powodu, Draco nie chciał jej widzieć, pomimo, że Wizengamot musiał go w trybie natychmiastowym zwolnić z Azkabanu, a on sam nareszcie odzyskał wolność.

Jego dom niczym się nie wyróżniał spośród pozostałych w okolicy, a jednak Hermiona czuła dziwny chłód, spoglądając na szare, zasłonięte zasłony w oknach.

Ciepłe, sierpniowe słońce wyglądało radośnie zza śnieżnobiałych chmur, a ptaki ukrywające się w cieniu i gęstwinie okazałych drzew cicho śpiewały, dodając temu sielankowemu obrazkowi jeszcze więcej słodyczy i ciepła.

Hermiona spojrzała ostatni raz na siebie, oceniając szybko, czy ubrała się odpowiednio na pierwsze spotkanie z Draconem po tak długim i nieszczęśliwym dla nich czasie.

Ze smutkiem stwierdziła, że jasnożółta sukienka ozdobiona dziesiątkami czerwonych, drobnych kwiatków, delikatnie się poruszających za pomocą magii może się okazać zbyt radosna, jak na te wszystkie okoliczności, ale już było za późno.

Trzymając kurczowo w jednej dłoni koszyczek ze świeżymi truskawkami, drugą przygładziła włosy zwichrzone powiewami wiatru.

Podniosła dłoń do góry i delikatnie zapukała do drzwi, czekając na to, aż ktoś jej otworzy.

Minęło kilka minut, ale nic się nie wydarzyło, dlatego zaczęła stukać mocniej, bo była pewna, że Draco nigdzie nie był w stanie wyjść.

– Draco! – krzyknęła, ponawiając swoją czynność, lekko zniecierpliwiona.

Nacisnęła na klamkę i ze zdziwieniem stwierdziła, że drzwi ustąpiły.

Weszła do środka, wciągając do płuc ciężkie, zatęchłe powietrze. Postawiła koszyczek z owocami na szafce przy lustrze i rozejrzała się niepewnie po wnętrzu.

Weszła dalej, mijając kuchnię i zatrzymała się w szerokootwartych drzwiach do salonu, ale z rozczarowaniem zobaczyła, że również był pusty.

Odwróciła się nagle, gdy usłyszała odgłos kroków, dochodzący do niej z oddali. Spojrzała do góry i ujrzała go, schodzącego powoli po schodach.

– Och, Draco – powiedziała cicho na jego widok.

– Co ty tu robisz? – zapytał, mijając ją bez słowa, gdy dotarł na dół.

Poszedł w stronę kuchni, gdzie od razu sięgnął do górnej szafki po szklankę, ale ta wyskakując mu z dłoni, spadła z głośnym hukiem na podłogę, tłukąc się na milion kawałków.

– Zostaw – warknął, gdy dostrzegł, że chciała zaklęciem naprawić szkodę.

Sięgnął po kolejną szklankę i nalał sobie wody z kranu, którą wypił jednym haustem. Celowo nie proponował Hermionie niczego do picia.

– Co tutaj robisz? – powtórzył, uciekając od niej wzrokiem, chociaż była tak blisko, że miał ochotę się na nią rzucić i już nigdy nie wypuszczać ze swoich objęć.

Czuł jej delikatny kwiatowy zapach, który rozpoznałby zawsze, ale walczył ze swoimi odruchami.

– Chciałam cię zobaczyć – odpowiedziała, bawiąc się nerwowo włosami. – Musiałam cię zobaczyć. Musiałam sprawdzić, czy wszystko z tobą w porządku.

– Nie jest ze mną w porządku – mruknął nieprzyjemnie. – I nie wiem, czy kiedykolwiek będzie.

Jej cała pewność siebie zniknęła w obliczu jego obojętności. Patrzyła na niego czujnie, zwracając uwagę na każdy, najdrobniejszy szczegół, doszukując się zmian w jego wyglądzie.

Wyglądał chorobliwie źle, a kolor jego twarzy przypominał papier.

Zachowywał się tak, jakby chciał, żeby zniknęła, a on mógł przestać się już wysilać.

Oddychał ciężko, sprawiając wrażenie, jakby tracił siły.

– Spałeś? – zapytała, chcąc trochę pociągnąć za język.

– Ja nie sypiam – odparował. – Wariuję, bo nie wiem, co jest prawdą, a co fikcją. Sen jest dla mnie ostatecznością.

– Mogę z tobą zostać na noc – zaproponowała, oferując swoją pomoc. – Gdy będę z tobą, to może będziesz spokojniejszy.

– Żebym cię niechcący udusił w czasie snu, uznając za zagrożenie? – zadał z ironią pytanie. – Nie panuję nad sobą.

– Draco, chciałabym ci jakoś pomóc. Pozwól mi.

– Nie możesz mi pomóc. Idź już – warknął, opierając się ciężko dłońmi o blat.

– Nie odpychaj mnie, proszę – powiedziała cicho, smutnym głosem. – Wiem, że jesteś wyczerpany, chcę ci dać to, czego potrzebujesz, ale proszę, ja ... – podeszła do niego, chwytając go za przedramię.

Chciała go zmusić, żeby na nią spojrzał, ale zorientowała się lekko się skrzywił pod jej dotykiem.

– Co się stało? – Podciągnęła rękaw jego koszuli i ze zdziwieniem stwierdziła, że jego ręka jest cała zabandażowana.

– Nic – odparł słabym głosem.

– Co się stało, Draco? – powtórzyła, gładząc go delikatnie po ramieniu. – Jesteś ranny? Znak się znowu odzywa?

– Nie, tylko trochę krwawiłem – odpowiedział, nie będąc w stanie zrezygnować z ciepła jej dotyku.

Dał za wygraną, nawiązując z nią krótką rozmowę.

– Dlaczego? – zapytała, będąc wciąż blisko.

– Chyba chciałem go sobie wydrapać w czasie jednego ze spotkań z dementorem.

– Och... – odparła, nie będąc w stanie nic powiedzieć, gdy zalała ją fala współczucia.

– Musisz już iść – powtórzył, odwracając się do niej twarzą.

Zatrzymał chwilę wzrok na jej pięknej twarzy, wpatrzonej w niego z uwielbieniem, celebrując każdy detal, aż zatrzymał się na jej ciemnych oczach, aby potem prześlizgnąć się wzrokiem po jej pełnych ustach i smukłej szyi.

Jej jasnożółta, podkreślająca smukłą talię sukienka, przyozdobiona dziesiątkami maleńkich, czerwonych kwiatków, dodawała jej uroku, którym i tak była przepełniona, choćby miała na sobie worek na czyrakobulwy.

Wyglądała pięknie, wyglądała jak jego najskrytsze, ziszczone Marzenie.

Stanęła na palcach i oplatając ciasno jego talię ramionami, wtuliła się w niego najmocniej, jak potrafiła. Położyła głowę na jego klatce piersiowej, wsłuchując się w rytm jego serca, wciąż bijącego mocno i głośno, pomimo wszystko.

Stali tak kilka minut, trwając w tej ciszy i bliskości, która ich pochłonęła.

– Hermiono, błagam cię, nie może tutaj zostać – powiedział głosem, przesiąkniętym bólem i rozpaczą jednocześnie przytulając ją mocniej do siebie. – Nie możesz mnie widzieć w takim stanie, nie zasługujesz na to. Daj mi czas. Daj mi przestrzeń.

– Jeżeli tego chcesz, to odejdę. Zostawię cię, skoro samotność jest tym, czego potrzebujesz. Ale pamiętaj, że nie odchodzę od ciebie. Jestem.

Odsunęła się od niego i z czułością pogładziła go po zarośniętym szorstką szczeciną policzku.

Po chwili ponownie stanęła na palcach, aby krótko go pocałować na pożegnanie.

Nie spodziewała się, że Draco straci nad sobą panowanie, a jego silne ręce, przyciągną ją do niego bliżej, a jego usta, otworzą się, pogłębiając pocałunek.

Położyła dłonie na jego szyi i przysunęła do siebie.

Chciała go mieć jak najbliżej.

Czuć pod palcami jego żywe, wciąż bijące serce.

Draco w czasie pocałunku wyczuwał słodki smak truskawek, które wcześniej Hermiona musiała jeść przed przyjściem do jego domu.

Zahipnotyzowany zapomniał o wszystkim, co złego mu się przydarzyło i chciał więcej i więcej.

Tak cholernie za nią tęsknił.

– Draco – wyszeptała jego imię z namaszczeniem, pozwalając, aby pieścił z namiętnością szyję, nie wypuszczając jej z mocnego uścisku.

Jej spokojny głos, wypowiadający jego imię z tak silnym uczuciem, roztapiało mu serce.

– Draco – powtórzyła, zanim jego wargi ponownie zamknęły jej własne w żarliwym pocałunku.

Jego niecierpliwie dłonie, badały jej ciało, odkrywając je na nowo. Sprawdzając, czy jej skóra jest nadal tak delikatna i ciepła w dotyku.

Żadne z nich nie podejrzewało, że to się wydarzy, ale nikt nie odważył się jeszcze przerwać tej chwili.

Jego palce delikatnie głaskały ją po karku, potęgując każde doznanie, które odczuwała.

– Idź już – wychrypiał Draco, odsuwając ją od siebie. – Musisz już iść, bo jeszcze chwila i nie pozwolę ci odejść.

Hermiona patrzyła na jego twarz, przez którą przelatywało tysiące sprzecznych myśli i emocji.

– Kocham cię i nigdy nie przestanę – powiedziała, patrząc mu prosto w oczy.

Nie musiał odpowiadać, bo ona wiedziała, że ją kocha.

Poprawiła dół sukienki, wygładzając materiał, gdy odchodziła, kierując się w stronę drzwi.

– Do zobaczenia, Draco. Wiesz, gdzie mnie znaleźć, gdy będziesz mnie potrzebował.

Patrzył, jak odchodziła, ale nie zebrał się na odwagę, żeby ją zatrzymać.

Był wyczerpany, potrzebował czasu, ciszy i samotności.

Nie wiedział już, czy jego wolność jest tylko snem, czy koszmarem, z którego zaraz się obudzi w zatęchłej celi w Azkabanie.

Potrzebował dowodu, bo chwilowa obecność Hermiony w jego domu, mogła być jedynie złudzeniem.

Kręciło mu się w głowie, potrzebował snu, ale pozbawionego mar i złych podszeptów jego zmordowanego umysłu.

Chciał szybciej sobie poradzić z tym, co przeżył, ale nie znał skutecznego sposobu.

Podszedł do szafki, na której zauważył pozostawiony koszyk wypełniony po brzegi świeżymi truskawkami.

Wziął jedną z nich i zjadł ze smakiem.

To był znak. Wierzył, że każdego dnia będzie czuł coraz więcej.

Chciał to przyspieszyć i już wiedział, co zrobi. Postanowił odnaleźć zapasy ognistej.

Wiedział, że ona mu pomoże szybciej zasnąć, odpłynąć i przeczekać to wszystko.

Bo teraz był beznadziejnie pusty, ponieważ musiał się wyzbyć wszystkiego, co w nim tkwiło, żeby przetrwać.

Tęsknił.

***

Hermiona po trudnej rozmowie z Draconem wróciła do Dover, aby zająć się pracą. Zajęcie umysłu pomagało jej zachować spokój i równowagę, pomimo że miała ochotę krzyczeć i uciec stąd jak najszybciej i jak najdalej.

Plotki o wypuszczeniu Dracona z Azkabanu rozeszły się po obozie oraz w całej społeczności czarodziejów z prędkością błyskawicy.

Każdy chciał wiedzieć, co takiego się wydarzyło, że został zwolniony i oczyszczony ze wszystkich zarzutów. Po kilkunastu godzinach węszący wszędzie dziennikarze dowiedzieli się, że Draco Malfoy miał romans z Hermioną Granger i nakręcili machinę domysłów i nowych wiadomości w sprawie.

Hermiona żałowała, że wszystko zostało ujawnione w ten sposób, ponieważ codziennie inne osoby nagabywały ją i przeszkadzały jej w wykonywania swoich obowiązków.

Nienawidziła plotek i natarczywego wściubiania nosów obcych ludzi w jej prywatne życie, co dodatkowo doprowadzało ją do furii.

Wolała jednak, żeby w tym całym szaleństwie zainteresowanie mediów skupiało się na niej, zamiast na Draconie, który nie był na to wszystko przygotowany.

Przygotowania do Kongresu ruszyły pełną parą, a Hermiona w tym korowodzie zadań czuła się bardzo dobrze.

Często rozmawiała z Hithrope i po przedstawieniu jej sytuacji, w jakiej znajdował się obecnie Draco, przełożona zgodziła się na to, że powinien odpocząć i nabrać sił, dlatego zdecydowała się na to, żeby dać mu tydzień urlopu.

Betarice zaproponowała to również Hermionie, widząc jej poświęcenie i zmęczenie, ale dziewczyna odmówiła, wiedząc, że wolny czas jej w niczym nie pomoże.
Kolejnym etapem przygotowań Kongresu było dokładne ustalenie, co znajdzie się na każdej z jedenastu wystaw.

Nowe osoby dołączyły do zespołów, ponieważ potrzebowano osób ze specjalistyczną wiedzą.

Hermiona spędzała całe dnie w podróżach pomiędzy Ministerstwem i różnymi instytucjami, z którymi nawiązywała współpracę, a wieczory spędzała zwykle w towarzystwie Harry'ego, Astorii i Olivera w swoim namiocie w Dover.

Tęsknota coraz częściej dotkliwie ją uwierała, dlatego chciała pójść do Draco.

Porozmawiać z nim, po prostu być, pomimo tego, że obiecała, że da mu czas i przestrzeń.

Minęło sześć długich dni i jeszcze dłuższych samotnych nocy.

Zdecydowanie zbyt wiele.

Ich ostatnia rozmowa i wszystkie wypowiedziane w jej trakcie słowa wracały do niej w najmniej oczekiwanym momencie, wprawiając ją w dziwną zadumę i nostalgię.

Powiedział, że nie potrzebuje jej teraz w swoim życiu, co było bolesne, ale się z tym pogodziła.

Postanowiła poczekać, aż będzie gotowy na spotkanie z nią, chociaż powoli kończyła się jej cierpliwość.

Bo tęskniła za nim cholernie, ale musiało wystarczyć jej świadomość, że jest bezpieczny i wolny.

Jeżeli potrzebował ciszy, spokoju i samotności, to nie miała wyjścia, musiała odpuścić i poczekać.

Kolejny wieczór spędzała w towarzystwie Astorii i Olivera.

Dzisiaj nie zdążyła wysłać wszystkich listów, dlatego teraz, korzystając z okazji, że zamówione przez nich jedzenie z Gospody pod Wygłodniałym Trzmielem opóźniało się przez zbyt dużą liczbę zamówień, postanowiła nadrobić zaległości.

Astoria rozsiadła się wygodnie na fotelu, który Hermiona zabrała z Kruszynki, czekając na przybycie Wood'a i ze znudzeniem przeglądała gazetę, w szczególności rubrykę sportową.

Rozchmurzyła się, dopiero gdy usłyszała z oddali głos Gryfona, wyprostowała się, zakładając nogę na nogę i przygładziła włosy.

Gdy przyszedł, opowiadając o tym, że udało im się dzisiaj skończyć budowę mini – stadionu quidditcha w obozie dla gości Kongresu, ciemnowłosa nie mogła oderwać od niego wzroku, ciągle przytakując w czasie rozmowy.

– Musimy teraz rozpocząć rzucanie zaklęć na stadion, aby go dostosować do wymogów – powiedział Oliver, uśmiechając się szczerze do swojej rozmówczyni. Podobało mu się, że poświęcała mu sto procent swojej uwagi, odkąd wszedł do namiotu.

– Kiedy zaczynacie? – zapytała, nie potrafiąc ukryć zadowolenia z tego, że Oliver nie spuszczał z niej wzroku.

– Od jutra – odpowiedział radośnie mężczyzna. – Przebiorę się tutaj, mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko.

– Muszę się skontaktować Brytyjskim Stowarzyszeniem Opieki nad Smokami – powiedziała Hermiona, przekładając dokumenty, których cała sterta uzbierała się na wysłużonym stole. – Scena numer siedem będzie związana z ekspozycją smoków brytyjskich. Stowarzyszenie już dawno dostało od nas instrukcje, ale muszę sprawdzić, czy wywiązują się ze zobowiązań. Osobą do kontaktu jest niejaka Summer Force. Kojarzycie ją?

– Nie – odpowiedziała Astoria, udając, że z zainteresowaniem przeglądała ostatni numer Proroka, a w rzeczywistości ukradkiem spoglądała na Olivera, który zmieniał koszulkę po wielogodzinnej pracy.

Oliverowi nie chciało się wracać do swojego namiotu, tym bardziej, że Astoria przybyła do obozu i całkowicie nie widział potrzeby, żeby stąd odchodzić.

Wydawało mu się przez chwilę, że ciemnowłosa posyłała mu zaciekawione spojrzenie, ale nie chciał się łudzić, dlatego usiadł przy stole obok Hermiony i niecierpliwie tupał nogą, nie wiedząc, co zrobić dalej.

– To w naszym kraju są jakieś smoki? – zapytał, chcąc jakoś wciągnąć kobiety ponownie do rozmowy.

– Oczywiście – odpowiedziała Hermiona, nie podnosząc głowy znad pergaminu, na którym schludnym pismem pisała wiadomość. – Jest kilka gatunków chronionych. Ministerstwo ma plany na utworzenie rezerwatu dla tych kilku osobników i otoczenie ich szczególną opieką. Mają współpracować z Instytutem i ściągnąć specjalistów z zagranicy.

– Świetnie, to może Charlie Weasley nareszcie będzie miał dobry powód, żeby wrócić do kraju – zaczął Oliver. – Pytałaś o jakąś dziewczynę ze Stowarzyszenia?

– Summer Force – powtórzyła Hermiona, podnosząc do góry tekst, aby ponownie go przeczytać przed zapakowaniem listu do koperty.

– Och, Summer, oczywiście, że ją pamiętam, chociaż bardziej w pamięci utkwiła mi jej siostra Adelaine. Z sióstr Force bardziej zwracało się uwagę na tę starszą, Summer przy niej ginęła, chociaż też była atrakcyjna. Adel była niesamowicie piękną Krukonką, każdy, ale to każdy, chociaż przez chwilę w ciągu wszystkich lat w Hogwarcie, był w niej zadurzony po uszy. Summer była rok wyżej od was – zwrócił się do Hermiony. – Była w drużynie Puchonów przez parę lat, ale później odeszła, nie wiem dlaczego, ale była całkiem niezła. Była ścigającą, niesamowicie szybką i bardzo dokładną, ale czegoś jej brakowało, być może wiary w siebie. Ale i tak uwielbiam dziewczyny, które grają w quidditcha, mają w sobie ogień – skończył podekscytowany.

– Ja też lubię quidditch – odezwała się nagle Astoria, odkładając gazetę na stół. – Oglądać i o nim rozmawiać – dodała po chwili z naburmuszoną miną.

– Summer uwielbiała smoki już w Hogwarcie, kiedyś w czasie naszej randki...

– Byłeś na randce? W Hogwarcie?!

– Hej! Ja też miałem jakieś życie towarzyskie poza quidditchem, oczywiście nie szalałem, spotykałem się z dziewczynami pomiędzy treningami! W każdym razie kilka razy spotkałem się z Summer, ale cóż...Ona częściej chciała rozmawiać o smokach niż o grze, dlatego rozmowy się pomiędzy nami nie kleiły.

– Mogłeś zacząć od tego, że się nią spotykałeś, a nie rozprawiać o jej umiejętnościach w grach zespołowych – skwitowała Hermiona, obdarzając go pobłażliwym spojrzeniem.

– Spotkałem się z nią parę razy, ale to był ostatni mój rok w szkole i bardzo mi zależało na treningach i meczach, nie miałem wtedy czasu na dziewczynę.

– Rzuciłeś ją? – zapytała ze zdziwieniem Astoria.

– Nie, ona rzuciła mnie, bo parę razy się nie pojawiłem na naszym spotkaniu – tłumaczył Oliver. – Summer zawsze doskonale wiedziała, czego chce.

– To znaczy, że będę miała do czynienia z całkiem fajną i odpowiedzialną osobą – uznała Hermiona, zadowolona z tego, że współpraca ze Stowarzyszeniem nie powinna jej przynieść żadnych trudności.

– Jeżeli będziecie nawijać o smokach, to na pewno dojdziecie do porozumienia – dodał Oliver, wspominając z rozmarzeniem dawne czasy. – Summer była ślicznym, radosnym słonecznikiem🌻🌻🌻🌻🌻, tak mogę ją określić.

– Słodko, Wood. Cudownie. Zdaje się, że spotkałeś już swój ideał kobiety i nikt cię już tak nie zachwyci, jak ta słonecznikowa, smocza panna – warknęła Astoria. – Może ona grała w quidditcha, ale ja dużo o nim czytam i oglądam rozgrywki, ostatnio bez przerwy – dodała, mierząc go wściekłym spojrzeniem.

– Dziewczyny, które oglądają grę, też uwielbiam – odpowiedział z lekkim zdenerwowaniem, chcąc naprawić swój błąd i kuląc się pod jej spojrzeniem.

– To świetnie się składa, bo właśnie przebywasz na niewielkiej przestrzeni z dwiema – skwitowała Hermiona z pobłażliwym uśmiechem.

Astoria wstała i otrzepując z ubranie z niewidzialnych okruszków, wyszła z namiotu, tłumacząc, że chce sprawdzić, gdzie podziewają się ich sowy z kolacją.

– O co się tak wściekła? – zapytał konspiracyjnie Oliver, drapiąc się po głowie.

– A jak myślisz? – Hermiona odbiła piłeczkę, zginając kartkę i zamykając ją w kopercie.

Odpowiedziało jej wymowne milczenie Gryfona, który zdawał się być w relacjach damsko – męskich kompletnie zagubiony.

– Lubi cię – powiedziała Hermiona, patrząc mu w oczy ze szczerością. – Bardzo cię lubi, a ty się zachwycałeś cechą kobiet, której ona nie posiada i myśli, że nie zwracasz na nią uwagi.

– Oczywiście, że zwracam! Specjalnie chciałem przy niej zmienić koszulkę, żeby sprawdzić, czy jest mną zainteresowana. Taki miałem sprytny plan.

– Czasami się zastanawiam, ile razy dostałeś w głowę kaflem – odparła Hermiona, kręcąc z niedowierzaniem głową. – Idź i jej powiedz, że jest cudowna!

– Kilka razy – odpowiedział burkliwie i w tym samym momencie wróciła Astoria z trzema opakowaniami jedzenia. – Ale niezbyt mocno, jestem dobrym obrońcą i zwykle kafel trafiał w moje ręce.

– Zapłaciłam dzisiaj, jutro wy stawiacie – powiedziała spokojnym tonem. – Co jest?

– Jesteś cudowna – powiedział Oliver, dumnie wypinając pierś. – I uwielbiam to, że czytasz rubrykę sportową w Proroku!

Hermiona uśmiechnęła się pod nosem, patrząc na zarumienioną Astorię i roześmianego chłopaka. Cieszyła się ich szczęściem i powolnym rozwijaniem się ich uczucia. Kibicowała im i chciała, żeby już niedługo stali się parą.

Ten świat potrzebował więcej miłości.

Zastanawiała się, jak będzie się układała jej współpraca z nieznaną jej Summer Force. Ze szczątkowych informacji uzyskanych od Olivera, dowiedziała się, że była o rok od nich starszą Puchonką, która grała w quiddtcha i interesowała się smokami.

Nie mogła się doczekać, kiedy ją bliżej pozna.

Przyglądała się swoim pieczonym ziemniaczkom i grillowanemu kurczakowi, ale całkowicie straciła apetyt.

Tęskniła.

***

Draco nie zjawił się w poniedziałek, chociaż jego urlop się skończył i został wpisany do harmonogramu zadań. Hithrope patrzyła na Hermionę z lekką naganą i niepokojem w czasie porannego zebrania, na którym odbyła się odprawa z dopracowaniem szczegółów i zaleceń.

Gryfonka wiedziała, że powinna wbrew jego woli go dzisiaj ponownie odwiedzić.

Musiała sprawdzić, co było powodem jego nieobecności, ale podświadomie bała się tego kroku.

Teleportowała się na przedmieścia Londynu i bez pukania weszła do jego domu, mając złe przeczucia.

– Draco?! – krzyknęła z progu, rozglądając się czujnie. – Gdzie jesteś?

Odpowiedziała jej głucha cisza.

Uderzył ją dziwny, kwaśny odór, dlatego w pierwszej chwili machnęła różdżką, uchylając okna w kuchni i korytarzu, aby utworzyć przeciąg.

W salonie zastała obraz, który ją zniesmaczył, ale nie zamierzała teraz tego komentować.

Wszędzie porozwalane puste butelki i resztki jedzenia, zajmowały większość miejsca w pomieszczeniu, potęgując wrażenie bałaganu w zwykle schludnej przestrzeni.

– A więc tak właśnie wygląda twoja potrzeba czasu i przestrzeni – mruknęła, wypowiadając zaklęcia, które miały, chociaż w niewielkim stopniu zaprowadzić porządek.

Przeszła z powrotem do korytarza i zdjęła marynarkę, wieszając ją na wieszaku, ponieważ temperatura na zewnątrz sprawiała, że robiło jej się coraz goręcej.

– Draco! – zawołała go ponownie, tracąc powoli cierpliwość.

Postanowiła wejść na górę do jego sypialni, sądząc, że upił się i zasnął.

Stąpając cicho po stopniach, odgarniała butem szkło, które pochodziło najprawdopodobniej ze stłuczonego okna, otwartego na oścież w korytarzu na górze.

Pozwoliła mu na samotność, ale teraz wiedziała, że popełniła błąd, bo Draco przez ten czas tylko się zatracał w swoim nieszczęściu.

Znalazła go w łóżku, śpiącego na wznak.

Stanęła w progu, patrząc z niesmakiem na plamy zaschniętych wymiocin.

Nagle Draco zaczął wydawać z siebie dziwne odgłosy, przypominające rzężenie, a jego oddech stał się urywany i krótki.

Poruszył się raptownie, przekręcając się instynktownie na bok.

Hermiona szybko do niego dopadła, przeczuwając, że może się dusić własnymi wymiotami.

Wyciągnęła różdżkę i użyła zaklęcia, dzięki któremu oczyściła mu dogi oddechowe.

Siedziała z nim na łóżku, głaszcząc go troskliwie po plecach, czekając aż się uspokoi i będzie mógł spokojnie złapać oddech.

Głośno westchnęła, gdy przetoczył się znowu na plecy i spojrzał na nią złowrogo.

Miała ochotę nakrzyczeć na niego i zapytać, co najlepszego ze sobą wyprawia, ale znalazła w sobie resztki cierpliwości, które pomogły jej zachować milczenie.

– Co tutaj robisz? – warknął nieprzytomnie.

– Nie pojawiłeś się w Dover – odpowiedziała twardo. – A twój urlop się już skończył.

– I się nie pojawię.

– Dlaczego?

– Nie mam siły.

– Wszyscy tam na ciebie czekają. Ja na ciebie czekam.

– Gówno mnie to obchodzi.

– Tak nie będziemy rozmawiać – żachnęła się, zeskakując z łóżka. – Idź się wykąp.

– Ale...

– ŻADNYCH "ALE", IDŹ SIĘ WYKĄP, DRACO! – krzyknęła, mierząc go stanowczym spojrzeniem.

Ku jej zdziwieniu podniósł się ciężko i zaczął się rozbierać po drodze, rozrzucając po drodze nieświeże ubrania. Poszedł nago do łazienki, nie zaszczycając jej spojrzeniem.

Po chwili usłyszała szum wody, gdy napełniał wannę. Odetchnęła z ulgą, widząc, że się jej posłuchał. Postanowiła w tym czasie przewietrzyć jego pokój i oczyścić go z nagromadzonych nieczystości i śmieci.

Krzątała się po jego mieszkaniu, doprowadzając je przynajmniej w niewielkim stopniu do normalnego stanu.

Odprowadzała zaklęciem kilka pustych butelek ognistej do kosza, gdy usłyszała przeraźliwie krzyki dochodzące z łazienki.

Przerwała czynność i rzuciła się w stronę schodów, przeskakując o kilka stopni, wpadając z impetem do zaparowanego pomieszczenia.

– Tonę! Tonę! Merlinie! Ratunku! – krzyczał, będąc tak naprawdę w innej, przerażającej rzeczywistości, gdzie ona nie miała dostępu. – Duszę się!

– Jestem! – powiedziała Hermiona, szarpiąc go za rękę. – Obudź się!

Ale on się nie budził, całkowicie pochłonięty przez swój umysł i jego projekcje.

– Draco! Jestem tutaj! – krzyczała, a przerażenie w niej rosło, gdy Draco krztusił się nieistniejącą wodą.

Gdy widziała, że nic nie pomaga, ściągnęła buty i weszła do gorącej wody, usiadła na nim i przyciągnęła z całej siły do siebie, poklepując mocno po plecach.

Gdy się uspokoił, tuliła go do siebie, gładząc go delikatnie po mokrych włosach..

– Jesteś bezpieczny – szeptała mu czule do ucha, chcąc w ten sposób go wybudzić. – Jesteś bezpieczny, Draco. Nic ci nie grozi.

Po kilkunastu ciężkich sekundach poczuła jego ręce na swoich plecach, które mocniej ją do siebie przytuliły.

– Ciągle tonę – wychrypiał, nie wypuszczając jej ze swoich objęć. – Tonę i umieram.

– Draco, jesteś już bezpieczny, nie pozwolę, żebyś cierpiał. Nie umrzesz. Nie odejdziesz ode mnie.

– Jestem wrakiem – powiedział cicho, tłumiąc łzy. – Nie mogę, nie umiem już żyć normalnie. To wszystko do mnie wraca, ciągle, w dzień i w nocy – mówił obojętnie, po czym puścił ją i odsunął od siebie. – Odejdź, powiedz Hithrope, że nie wracam.

– Oczywiście, że wracasz. Wracasz ze mną – odpowiedziała stanowczo, nie przewidując innej możliwości.

Patrzyli się na siebie złowrogo.

Każde z nich chciało wygrać.

– Wychodzimy z tej wanny, pakujesz rzeczy i lecimy do Dover.

– Powinnaś już iść.

– Świetnie! Znowu to samo, co tydzień temu, tak? – warknęła, wychodząc szybko z wanny, aż ochlapała Dracona wzburzoną falą, na co warknął nieprzyjemnie. – Idź sobie, Hermiono, ja sobie poradzę, daj mi czas i przestrzeń – powtarzała po nim, nie potrafiąc ukryć oburzenia. – Wracam do ciebie i co zastaję po tym tygodniu? Ty ledwo żywy, a dom... Już nawet nie będę tego komentować.

– Zaczynam tracić do ciebie cierpliwość – wycedził przez zęby, stając tuż obok niej i zakrywając się ręcznikiem.

– Nie zostawię cię tutaj samego, bo gdy wrócę następnym razem, to zastanę trupa! – krzyknęła, dziobiąc go boleśnie palcem w klatkę piersiową.

– Może tak będzie lepiej.

– TAK NIE BĘDZIE LEPIEJ DLA MNIE! ZROZUM TO WRESZCIE!

– ALE JA NARESZCIE POCZUJĘ ULGĘ! NIE WIESZ, CO JA TAM PRZEŻYŁEM!

– A TY NIE WIESZ, DRACO, CO JA PRZEŻYŁAM TUTAJ! – krzyczała, a jej oczy ciskały gromy. – Nie wiesz, jak mi było ciężko bez ciebie, gdy nie mogłam ci pomóc, a wiedziałam, że cierpisz. Bałam się, codziennie się bałam każdej sowy, bo myślałam, że przyniesie mi wiadomość o twojej śmierci.

Draco patrzył na nią złym wzrokiem, nie mogąc zapanować nad swoimi emocjami.

Było mu wstyd, że zastała go w takich okolicznościach.

Było mu wstyd tego, że widziała go tak słabego, umierającego.

Było mu wstyd, że ją rozczarowuje swoim zachowaniem.

Łatwiej mu było, gdy jej nie było w pobliżu, bo nie musiał się starać, mógł się zatracać w swoim cierpieniu i ciężkich depresyjnych myślach.

Było mu bez niej łatwiej, ale nie lepiej.

Cholera.

Nie wiedział już, co powinien ze sobą robić.

Czuł, że powinien pójść razem z nią.

– Pójdziesz ze mną? – usłyszał jej pytanie, które ponownie wytrąciło go z równowagi.

– Nie – odpowiedział, patrząc jej prosto w oczy.

– Świetnie – warknęła, przykładając dłoń do czoła. – Nie dam rady tak dłużej, Draco.

– Wiedziałem, że szybko ze mnie zrezygnujesz – odpowiedział cicho.

– Nie rezygnuję z ciebie – podniosła ponownie na niego wzrok. – Po prostu nie mogę z tobą walczyć. Kocham cię. Chcę z tobą być, ale widzę, że nie jesteś gotowy. Nie chcesz mnie w swoim życiu, a ja już nie wiem, jak powinnam reagować, jak postępować, żeby cię nie ranić, nie prowokować.

– Hermiono ...

– Wystarczy – zaczęła, uciszając go. – Musisz sam się zastanowić, czego tak naprawdę chcesz – dodała, kładąc mu dłoń na klatce piersiowej.

– Ja ...

– Nie musisz odpowiadać teraz – powiedziała spokojnie, obdarzając go łagodnym, troskliwym spojrzeniem. – To, co robisz cię zabija. Zobacz, co tutaj się dzieje.

– Nie wiem, jak mam wrócić. Nie wiem, od czego powinienem zacząć – wyszeptał, powoli się przed nią otwierając i obnażając swoje największe obawy. – Boję się, że stoczysz się razem ze mną. Boję się, że będę powodem twojego nieszczęścia.

– Draco, jesteś moim szczęściem – powiedziała z mocą. – Niech to do ciebie dotrze. Jesteś dla mnie najważniejszy. Wybrałam cię, rozumiesz? Musisz wiedzieć, że masz koło siebie ludzi, którzy chcą twojego dobra i otoczą cię opieką, jeżeli tylko im na to pozwolisz.

– A ty?

– Ja też – stwierdziła z uśmiechem. – Ale nie mogę walczyć ze światem za nas oboje. Nie mogę walczyć z tobą. Nie mam tyle siły.

– Hermiono...Ja jeszcze nie jestem w stanie wrócić. Jeszcze potrzebuję czasu.

– Nie potrzebujesz czasu, Draco. Potrzebujesz jedynie swojej własnej decyzji. Ja wciąż tęsknię za tobą. Ciąglę tęsknię, w każdej chwili dnia i nocy. Codziennie, bez przerwy i jestem już tym bardzo zmęczona. Praca mi pomaga, pomaga mi uporać się z tym, co się nam przydarzyło, ale nie mogę się tym cieszyć bez ciebie. Moje życie jest niepełne, a ty nie chcesz do mnie wrócić – skończyła z wyrzutem.

Zapadło pomiędzy nimi ciężkie milczenie, którego żadne z nich nie przerwało dobrym słowem, czy gestem.

– Zatem wysuszę się i wracam do pracy – powiedziała Hermiona, patrząc z niesmakiem na kałużę, jaka powstała pod jej stopami.

– Wrócisz?

– Nie wiem, Draco. Teraz twoja kolej. Teraz ty musisz mnie odnaleźć – odpowiedziała, znikając za drzwiami łazienki.

Draco przeklął siarczyście w myślach, walcząc ze swoją głupią dumą, która nie pozwoliła mu jej zatrzymać.

Obrócił głowę w lewą stronę i przyjrzał się z rozgoryczeniem swojemu mizernemu obliczu.

– Tyle walczyłem, żeby teraz się poddać i po co to wszystko – powiedział do siebie głośno, wsłuchując się w sens wypowiedzianych słów.

Przeżył nierówną walkę z niszczycielską mocą rozszalałego morza.

Przeżył przesłuchanie, kiedy miał wrażenie, że traci swój umysł na rzecz chorych wyobrażeń.

Przeżył ponad miesięczny pobyt w Azkabanie, gdzie miał wrażenie, że nie przeżyje kolejnej godziny.

Coś go pchało do życia.

Coś go pchało do przetrwania.

Miłość.

Miłość go ocaliła.

Zrobił wszystko, że teraz tutaj być.

Zrobił wszystko, żeby do niej wrócić.

I co najlepszego robił teraz ze swoim życiem?

Marnował je, zatapiając się w morzu alkoholu.

"Nigdy nie jest za późno, żebym zmienił swoje życie" przypomniał sobie własne słowa i poczuł ulgę, bo już wiedział, co chce zrobić.

Wiedział, o kogo powinien walczyć.

Chciał wykorzystać w swoim życiu szansę, którą dostał od losu, najlepiej jak potrafił.

Na przekór całemu światu, postanowił walczyć o ich wspólne szczęście.



* KTOŚ, czyli Atramentova   napisze i opublikuje wkrótce wspaniałą miniaturkę, w której w głównych rolach wystąpią, nie kto inny tylko sama Rowena Ravenclaw oraz Salazar Slytherin!

znajdziecie ją tutaj: https://www.wattpad.com/story/246191772-my%C5%9Blodsiewnia-%E2%80%A2-miniaturki

A najlepiej, gdybyście się zapoznali z całą serią Lawendowe Niebo i Pięknym Clair de Lune

https://truyen2u.pro/tac-gia/Atramentova

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro