Rozdział 33. Jego powrót.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Beatrice Hithrope wiedziała, jak powinna postępować, żeby w życiu osiągnąć to, czego chciała.

Jej determinacja w dążeniu do celu przekładała się nie tylko na jej życie osobiste, ale również i to z taką samą siłą, na jej plany zawodowe, które musiała dopiąć, choćby cały świat się jej przeciwstawiał.

Wszelkie przeciwności traktowała jako wyzwania, z którymi musi sobie poradzić i to z pozytywnym skutkiem.

Nigdy nie poradziła sobie ze śmiercią syna oraz odejściem męża, który nie mógł znieść tego wszystkiego, co ich spotkało.

Wiedziała, że wyjechał do Stanów Zjednoczonych i z dala od tego, co go bolało, wiódł dobre, spokojne życie.

Nie winiła go za to, że ją opuścił, godząc się z jego decyzją. Regularnie przysyłał jej listy i kolorowe kartki, pamiętając o jej urodzinach i rocznicy ślubu.

Miała wrażenie, że miłość i tak z niej wyparowała, gdy pochowała ciało syna w zimnej, nieprzyjemnej ziemi. Nie byłaby w stanie już go kochać ani wspierać.

Rzuciła się w wir pracy i tam znajdowała pocieszenie.

Straciła w swoim życiu zbyt wiele, żeby teraz pozwoliła sobie na jakiekolwiek odpuszczanie i rezygnację.

Stawiła się na umówionym wcześniej spotkaniu z aurorem Rodriguezem, przygotowana do ciężkiej batalii na argumenty i potyczki słownej.

Starała się zapomnieć o łączącej ich przeszłości, chociaż wiedziała, że to nie będzie proste, szczególnie że kiedyś darzyła go szczerym, prostym uczuciem. Nigdy nie zapomina się o swojej pierwszej, prawdziwej miłości.

Gdy weszła do pomieszczenia i dziarsko zamknęła za sobą drzwi, była przekonana o swoim zwycięstwie.

W ciemnych oczach aurora widziała rezygnację, co delikatnie wyprowadziło ją z równowagi, bo była przygotowana na walkę.

Usiadła z gracją na krześle, które jej wskazał i spojrzała odważnie prosto w oczy mężczyźnie, który był jej winien wiele, o czym doskonale wiedział.

Poprawiła kapelusz, na którym misternie ułożone przez projektanta owoce, zmieniły pozycję i posłała mu uprzejmy uśmiech.

– Witaj, Edwardzie. Wyglądasz fatalnie – zaczęła spokojnym tonem, przypatrując się uważnie jego lekko przygarbionej sylwetce.

Był blady, a ciemne sińce pod oczami, odznaczały się niezdrowo na jego oliwkowej cerze.

– Witaj, Beatrice – odpowiedział, nie spuszczając z niej wzroku. – Znowu się widzimy i mam wrażenie, że przychodzisz do mnie w tej samej sprawie.

– Musisz przyznać, że od początku miałam rację, a ty w konsekwencji musiałeś wypuścić Dracona Malfoya, co przewidywałam już w chwili jego niesłusznego zatrzymania. Dzięki determinacji panny Granger mam już jeden problem z głowy. Pozostały jeszcze dwa problemy – stwierdziła, układając dłonie na biurku.

– Miałaś i wiem, do czego zmierzasz – odparł, nie potrafiąc przerwać z nią kontaktu wzrokowego. – Nic się nie zmieniłaś, a Malfoy, jak wiemy wszyscy, dzięki doniesieniom z gazet, miał niepodważalne alibi, a ja oraz Wizengamot nie mieliśmy wyjścia w takich okolicznościach.

– Oczywiście, że się nie zmieniłam – odpowiedziała szybko. – Nie zmieniaj tematu.

– Co mam zrobić, żeby się ciebie pozbyć? – zapytał.

– Wypuść chłopców. Nie skazuj ich na to cierpienie – warknęła, a jej głos przepełniony był bólem, którego do końca nie potrafiła ukryć. – Dobrze wiesz, że błądzisz. To nie oni są odpowiedzialni za te morderstwa. Tej nocy byli w obozie, w Dover, nie widziałam ich przez cały czas, ale jestem przekonana, że nie miliby czasu na teleportację i tak okropne czyny. Nie oni.

Rodriguez nie odpowiedział, tylko spojrzał na nią smutnym wzrokiem, a po chwili ciężko westchnął. Zapadło pomiędzy nimi milczenie, którego żadne nie chciało przerywać, bo potrzebowali chwili na przemyślenie dalszych słów.

Auror wstał i podszedł do dużej komody, opierając się o nią ciężko.

Wpatrywał się w urządzenie składające się z kilkudziesięciu lusterek, ustawionych pod różnymi kątami. Pod zwierciadełkami odbijającym światło świec, znajdowała się sieć kanalików, łączących probówki, w których mieściły się kolorowe eliksiry.

– Po co mi te dziesiątki urządzeń szpiegowskich, magia i najsilniejsze eliksiry na świecie, skoro i tak nie jestem w stanie dotrzeć do prawdy i odnaleźć ludzi winnych tak okrutnych zbrodni? – rzucił w przestrzeń pytanie, wcale nie oczekując na nie odpowiedzi.

– Och, Edwardzie – powiedziała Beatrice, zdejmując z głowy kapelusz, a pojedyncze kosmyki jej siwych włosów, wysunęły się z lekko spiętych włosów.

Wstała i poprawiła swoją suknię, a następnie zbliżyła się do niego, kładąc mu pokrzepiająco dłoń na plecach.

– Jesteś bardzo dobrym aurorem.

– Nie jestem. Zawiodłem cię, gdy raz w życiu poprosiłaś mnie o pomoc. Nie byłem w stanie wyrwać z ich szponów twojego syna. Spóźniłem się, a oni w tym czasie podrzucili pod twój dom jego ciało.

– Nie mogłeś nic zrobić – stwierdziła, wciąż stojąc bardzo blisko. – To Bernard popełnił błąd, gdy do nich przystąpił. Od Voldemorta nie można było odejść, a on chyba do końca nie zdawał sobie z tego sprawy.

– Byłem bezradny, tak jak i teraz jestem w tej sprawie. Skończyły mi się pomysły, a muszę ich wypuścić. Muszę, bo są niewinni. Popełniłem potworny błąd, zamykając ich w Azkabanie.

Wyprostował się z mocno zaciśniętą szczęką i odwrócił się w stronę kobiety.

– Popełniłeś błąd, ale w nim nie trwaj. Jeżeli będziesz potrzebował pomocy, to ci pomogę. Kiedyś byliśmy nierozłączni.

– Byliśmy nierozłączni, a ja miałem i wciąż mam do ciebie słabość – stwierdził z uśmiechem, którego nie potrafił ukryć. – Nawet gdy jesteś stara i zgryźliwa, to wciąż jesteś tak samo zachwycająca, jak wtedy gdy razem siedzieliśmy nad jeziorem w Hogwarcie i mówiłaś, że zawsze będziemy razem, gdy uczyliśmy się zielarstwa, które żadnemu z nas nie leżało.

– Nasze drogi się rozeszły, nie byliśmy sobie przeznaczeni – powiedziała cicho Hithrope. – Ale zawsze cię podziwiałam. Nigdy nie odpuszczałeś, nie rób tego teraz. Jestem pewna, że znajdziesz winnych.

– Wezwę ich i ponownie przeprowadzę przesłuchania, a jeżeli wciąż będą zeznawać dokładnie to samo i nie będę miał już żadnych wątpliwości, to wycofam zarzuty – stwierdził, podchodząc do swojego biurka, aby wyciągnąć pergamin i przygotować listy.

Beatrice stała i patrzyła z zainteresowaniem na urządzenia, zastanawiając się nad tym, w jaki sposób potrafią znaleźć odpowiedzi na pytania, na które ludzi nie mogli.

Dzisiaj wygrała i wiedziała, że to, co zrobiła, było dobre.

– Może nie byliśmy sobie przeznaczeni wtedy – zaczął auror, nie podnosząc głowy. – Ale teraz może dasz się zaprosić na kawę – zaproponował nonszalanckim tonem.

– Oczywiście, że pójdę z tobą na kawę, Edwardzie. Będziemy pasować do siebie idealnie, ja i moja kolorowa kreacja zwieńczona kapeluszem z egzotycznymi owocami oraz czerń twojego munduru, dwa przeciwieństwa.

***

Draco obudził się, ale wciąż miał zamknięte oczy.

Wciągnął nosem powietrze i z ulgą stwierdził, że jeden ze zmysłów dał mu sygnał, że znajduje się we własnym, dusznym domu.

Potem powiódł palcami po delikatnej tkaninie pościeli, aby się jeszcze raz upewnić.

Następnie wiedząc, że już nie śpi, zaczął sobie powoli przypominać ostatnie tygodnie swojego życia, aby nabrać pewności, że ma kontrolę nad własnym umysłem.

Zaczynał od ciasnego pomieszczenia, w którym tkwił przez wiele miesięcy z Ruthmorem, pracując w Biurze Doradztwa w Zwalczaniu Szkodników.

Później odtwarzał w głowie wszystkie wydarzenia związane z otrzymaniem zaproszenia do wstąpienia w szeregi Niewymownych, współpracę z Hermioną, Paryż, bal, ich Kenilworth, a potem, chociaż przychodziło mu to z ogromnym trudem Dover, morze, przesłuchanie i Azkaban.

Po cichu, w swojej głowie, zadawał sobie pytania, starając się uporządkować wspomnienia oraz związane z nimi jego własne uczucia, których miał w sobie zadziwiająco dużo, co go samego wprawiało w dyskomfort.

Ostatnie miesiące przyniosły mu dużo satysfakcjonujących doświadczeń, dlatego lubił przypominać sobie o tym, co sprawiało, że czuł się dobrze.

Było to między innymi ciepłe uczucie, jakim darzył Franka oraz raczkująca, zupełnie niespodziewana przyjaźń z Oliverem Woodem.

Na koniec układał sobie to, co było dla niego najistotniejsze i co sprawiało, że znajdował siłę niezbędną do podniesienia się z łóżka.

Miłość do kobiety. Miłość, która go pochłonęła i zmieniła jego postępowanie oraz podejście do życia.

Analizował wszystkie spojrzenia, gesty i słowa, przechowywane skrupulatnie w zakamarkach jego pamięci i przeżywając je codziennie, na nowo, zdrowiał, a na jego twarzy pojawiał się delikatny uśmiech.

Musiał przyznać, że przebywanie w domu, z dala od wścibskich oczu i ciekawskich języków, przynosiło mu ulgę.

Ale przyszedł czas, żeby pożegnał się ze swoją cichą samotnością.

Łatwiej jest pomyśleć o nowym początku, niż rzeczywiście zrobić cokolwiek w tym kierunku.

Otworzył oczy i ze złością spojrzał się w stronę okna, przez które w nachalny sposób wpadały promienie słońca. Westchnął cicho, odwracając się na drugi bok i przykrywając szczelnie kołdrą, licząc na to, że w ten sposób skutecznie poradzi sobie z niechęcią związaną z podjęciem jakiejkolwiek czynności w kierunku wyjścia z domu.

Chciał zniknąć, odejść, a najlepiej, jakby mógł zasnąć i obudzić się w nowej rzeczywistości.

Długo myślał nad tym, co przyniosłoby mu zadowolenie i spełnienie.

Nie oczekiwał zbyt wiele, bo chociaż jego przeszłość i rodowód wskazywały na to, że powinien mierzyć wysoko, to on jednak wiedział, co przyniosłoby mu prawdziwe szczęście.

Szczęście, którego zasmakował, gdy pozwolił sobie na ukryty związek z Hermioną Granger.

– Na brodę Merlina – pomyślał z goryczą, lecz ku jego zdziwieniu, słowa popłynęły cichym szeptem z jego ust.. – Dlaczego to wszystko nie mogłoby być, choć odrobinę łatwiejsze?

Zastanawiał się, co może zrobić, żeby odwlec moment, w którym nie będzie miał już wyjścia i zostanie zmuszony przez okoliczności, wyrzuty sumienia i oczekiwania Hermiony do opuszczenia swoich bezpiecznych czterech kątów.

Zamknął mocniej oczy, prosząc podświadomie swój organizm, aby mógł zapaść w głęboki sen i odpłynąć myślami tam, gdzie nic go nie prześladowało, poza jego własną głową.

Zrobiło mu się nieprzyjemnie gorąco, dlatego odrzucił z siebie kołdrę i przewrócił się ciężko na plecy. Wiedział, że już nie będzie w stanie zasnąć.

Z jednej strony był zadowolony, że Hermiona zostawiła go w spokoju, ale z drugiej przez wciąż niezaspokojoną tęsknotę, denerwował się, że zbyt długo jej nie widział.

Chwilami przychodziły mu do głowy myśli związane z tym, że mogłaby w czasie jego nieobecności poznać kogoś innego, a o nim zapomnieć, ale przeganiał je szybko, przypominając sobie ich ostatnie spotkanie.

Wciąż powtarzała, że go kocha, a te słowa wryły mu się tak mocno do podświadomości, że nie przyjmował innej możliwości związanej z tym, że mogłaby go kimś zastąpić.

Pokochać kogoś, kto byłby dla niej lepszy.

Minęły cztery długie dni, odkąd ostatni raz widział Hermionę i sądził, że zaznaczony w kalendarzu dzisiejszy dzień spowoduje, że nie mając wyjścia, wstanie i się ubierze, a następnie przeniesie do Dover.

Przeklął siarczyście i usiadł, aby za chwilę spuścić nogi na chłodną podłogę. Wstał i ruszył w stronę łazienki, ale potknął się po drodze o porozrzucane ubrania i w ostatniej chwili, złapał się ściany, aby zachować równowagę i nie runąć jak długi, nabijając sobie więcej siniaków.

Z jeszcze większym zniechęceniem wszedł do pomieszczenia i zrzucając ubranie, wszedł pod prysznic. Chłodne krople wody pozwoliły mu zmyć z siebie nieświeżość i po chwili stał przed lustrem, wpatrując się w swoją twarz.

Podniósł różdżkę i wypowiadając odpowiednią formułę, sprawił, że z jego twarzy znikał kilkudniowy, gęsty. Nie był skupiony na tej czynności, dlatego w kilku miejscach zaklęcie skaleczyło go, a po jego bladym policzku, zaczęła powoli spływać czerwona krew.

Czując delikatne pieczenie, sięgnął po chusteczkę, aby przyłożyć ją do twarzy i zatamować krwawienie.

Długie, zakrywające uszy włosy, postanowił w międzyczasie zaczesać do tyłu, bo nie odważył się eksperymentować z zaklęciami fryzjerskimi, obawiając się o to, że na skutek ich niewłaściwego zastosowania pozostanie łysy, a tego zdecydowanie by nie zniósł.

Jeszcze gorzej by było, gdyby zupełnie niechcący zmienił ich barwę na rudą.

Po kilku minutach wyszedł z łazienki i rozpoczął poszukiwania ubrań, które byłyby odpowiednie na upalny, sierpniowy dzień.

Nie wiedział, co będzie musiał dzisiaj robić, ale sama myśl o jakichkolwiek zadaniach, wyczerpywała go psychicznie.

Zszedł ciężko po schodach, dopinając ostatnie guziki lnianej, kremowej koszuli, chociaż pokonując każdy kolejny stopień, miał ochotę zawrócić.

Wchodząc do kuchni, postanowił zjeść resztki chleba tostowego, wysyłając dwie kromki do tostera. Otworzył szafkę, w której znalazł resztki otwartego dawno temu dżemu i powąchał go z odpowiednią dozą ostrożności.

Stwierdził, że nie powinien próbować czegoś tak starego i wyrzucił słoik prosto do pojemnika.

Potrzebował dużej dawki kofeiny, dlatego po nabraniu wody do czajnika, postawił go na gazie, a jednocześnie przelewitował gotowe grzanki na talerz, który wyskoczył posłusznie z innej części pomieszczenia.

W duchu uśmiechnął się, widząc fruwające nad jego głową tosty, które zgrabnie wylądowały w docelowym miejscu. Dzięki uwagom Hermiony, za każdym razem z większą uwagą rzucał to zaklęcie, wypowiadając ze skupieniem "Wingardium Levioosa".

Szukał swojego ulubionego kubka z godłem swojego hogwarckiego domu, ale odnalazł jedynie jego części leżące w kącie razem z czarną plamą po kawie, niesprzątnięte od kilku dni.

Nie pamiętał, co się mogło wydarzyć, ale poczuł ukłucie niezrozumiałego zawodu.

Z zamyślenia wyrwał go znajomy odgłos, dlatego powiódł wzrokiem w stronę lekko uchylonego okna.

Podszedł i otworzył je szerzej, wpuszczając do środka szarego puchacza, który upuścił na podłogę egzemplarz gazety, czekając na zapłatę.

Draco sięgnął na półokrągłą półkę, gdzie zawsze znajdowały się jakieś drobne monety i po odnalezieniu dwóch sykli, włożył je do niewielkiego woreczka, przywiązanego do nogi sowy. Odleciała, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem, a on schylił się po Proroka.

Wziął kubek parującej kawy oraz gazetę i usiadł przy stole. Rozłożył dziennik i spojrzał z niesmakiem na pierwszą stronę.

Gorący płyn parzył mu usta i gardło, ale nie był w stanie się tym przejąć i odpowiednio zareagować.

"TOKSYCZNY ROMANS! HERMIONA GRANGER, PRZYJACIÓŁKA HARRY'EGO POTTERA I BYŁY ŚMIERCIOŻERCA DRACON MALFOY – CZY TO WSZYSTKO ZOSTAŁO UKARTOWANE, ŻEBY WYCIĄGNĄĆ GO Z AZKABANU? CZY HERMIONA GRANGER MOGŁA BYĆ POD WPŁYWEM ZAKLĘCIA NIEWYBACZALNEGO?" – więcej informacji na szokującego artykułu znaleźć można na piątej stronie.

Draco bez zastanowienia przerzucił kartki, aż zatrzymał się na fotografii, która sprawiła, że zaczęło mu się z wściekłości kręcić w głowie, gdyż widział na niej uśmiechniętą Hermionę, zamkniętą w jego ciasnych ramionach.

Byli na tym zdjęciu naprawdę szczęśliwi, co było jeszcze bardziej bolesne w kontekście tytułu zdobiącego nagłówek.

Zupełnie jakby to, co pomiędzy nimi powstało, było czymś obrzydliwym i plugawym, zasługującym na potępienie przez społeczeństwo.

Hermiona Granger odmówiła komentarza, gdy zapytana została o to, czy przyznaje się do nawiązania romansu z mężczyzną, który pozostawał w związku, podczas gdy ona sama była oficjalnie od wielu lat związana z Ronaldem Weasley'em.

Nie udało nam się również porozmawiać z Astorią Greengrass, która była wtedy związana z Draconem Malfoyem ani Ronaldem Weasley'em. Wszyscy tajemniczo milczą, widocznie mają coś do ukrycia.

Niechęć panny Granger do nawiązania rozmowy na ten temat odkrytego romansu, może być powiązana z wyrzutami sumienia oraz z tym, że żałuje swojego postępowania.

Nikt nie lubi spadać z piedestału i nosić łatki zdrajczyni, a w szczególności tak idealna osoba bez skazy jak bohaterka wojenna.

Zachowanie Hermiony Granger jest jednak znaczące, ponieważ odwołała uprzednio ustalone harmonogramy związane z przeprowadzeniem serii wywiadów na temat zbliżających się wydarzeń związanych z Międzynarodowym Kongresem Czarodziejów.

Czyżby bała się niewygodnych pytań?

Ustaliliśmy, że czarownica współpracuje ściśle od kilku miesięcy ze swoim nowym kochankiem nad przygotowaniami do wrześniowej imprezy.

Anonimowi informatorzy uchylili nam rąbka tajemnicy, zdradzając, że para wyjeżdżała razem na delegacje między innymi do Paryża oraz do Kenilworth w hrabstwie Warwickshire, gdzie mają się odbywać główne wydarzenia.

Czy to właśnie w tym czasie postanowili zagrać na nosie swoim poprzednim partnerom, oddając się cielesnym uciechom?

Podejrzewa się, że ze strony Dracona Malfoya romans miał być jedynie przykrywką, powodem do wyjaśnienia dla ciągłych zniknięć, w sytuacji kryzysowej, w jakiej się znalazł.

Wykorzystanie dawnej, szkolnej koleżanki, której nie darzył nigdy sympatią, wydaje się z jego strony mocno wyrachowanym zagraniem, ale czego należy się spodziewać po mężczyźnie noszącym nazwisko ludzi, którzy jawnie popierali i współpracowali z największym zbrodniarzem w dziejach czarodziejskiego świata.

Powstała nawet teoria, że Hermiona Granger została zmuszona do tej całej farsy poprzez zastosowanie przez pana Malfoya jednego z zaklęć niewybaczalnych.

Czy taka właśnie była prawda?

Wiemy jedynie, że ujawniony romans był powodem zwolnienia byłego śmierciożercy z Azkabanu, a ich tajemniczy związek stał się jego mocnym alibi.

Nasi reporterzy dotarli do informacji, potwierdzających fakt, iż Hermiona Granger pojawiła się ostatnio w domu swojego narzeczonego i nie opuściła go, pomimo nastania nocy.

Należy podejrzewać, że na skutek naszych wcześniejszych doniesień, postanowiła naprawić, to co zniszczyła i powrócić do byłego partnera.

Wszyscy wiemy, że związek z byłym śmierciożercą, któremu niedawno (ponoć niesłusznie, ale ciężko jest w to uwierzyć!) postanowiono kolejne, ciężkie zarzuty, nie ma przyszłości.

Szczerze jej kibicujemy w powrocie do byłego narzeczonego (miał być przecież ślub, a prawdziwa miłość jest w stanie wybaczyć wszystko!), a kolejne, gorące wiadomości w tej sprawie przedstawimy w następnym numerze!


Draco wiedział, że to, co napisał ten szmatławiec jest kłamstwem, a Hermiona na pewno nie została na całą noc u Weasley'a, chociaż sama myśl o takiej ewentualności, sprawiła, że zrobiło mu się gorąco, a wściekłość rosła w nim z każdą sekundą.

Wstał raptownie, czując, że za chwilę nie będzie w stanie zapanować nad emocjami.

Jego starania nad ułożeniem wszystkiego w głowie, spełzły na niczym po przeczytaniu krótkiego, wypełnionego fałszem artykułu.

Oskarżono go o wykorzystanie Hermiony i tego, co pomiędzy nimi powstało, zatuszowanie swojej nieistniejącej, tajemniczej działalności.

Był pewien, że nikt nie wierzył w jego niewinność i ponownie będzie musiał znosić złe spojrzenia napotkanych na każdym kroku czarodziejów.

Zimny pot zrosił jego czoło, gdy uświadomił sobie, że kogoś znowu może ponieść fantazja, a on zapłaci za to niesłusznymi oskarżeniami i ponownym Azkabanem.

Wiedział, że tego ponownie nie przeżyje.

To musi się skończyć.

Nie miał do tego siły.

Nie mógł obarczać swoimi słabościami Hermiony, a zamiast tego powinien być dla niej oparciem.

Uznał, że swoją obecnością tylko dołoży jej problemów.

Poczuł palący wstyd, gdy zrozumiał, że nie przyszła do niego, borykając się z narzucającymi się na każdym kroku dziennikarzami.

Poszedł do salonu i usiadł ciężko na kanapie, sięgając po karafkę wypełnioną po brzegi bursztynowym alkoholem i nalał go sobie do szklanki.

Wypił kilka potężnych łyków i oparł głowę o oparcie, zamykając oczy.

Dzisiaj przegrał i został w domu, uciekając od problemów, które na niego czekały za jego murami.

***

Draco nie pojawił się w Dover, chociaż był już wpisany w grafik i miał razem ze wskazanymi pracownikami pracować nad bardzo ważnym projektem.

Hithrope biegała po obozie zdenerwowana, krzycząc, że jej cierpliwość też się kiedyś skończy i będzie musiała podjąć odpowiednie kroki.

Następnego dnia po publikacji kłamliwego artykułu Astoria postanowiła zacząć działać i wziąć sprawy w swoje ręce, szczególnie po spotkaniu z Hermioną, która zrzuciła na nią kolejną, niespodziewaną wiadomość.

Nie została wtajemniczona w szczegóły, ale rozumiała to, że Gryfonkę obowiązywała tajemnica zawodowa, której nie mogła złamać.

Astoria nie bała się nikogo i nie miała nic do stracenia, dlatego z samego rano wpadła do namiotu Olivera i kilkoma krótkimi komendami podniosła go bezlitośnie z łóżka.

Chciała, żeby jej towarzyszył, aby był świadkiem pokazu jej hartu ducha i zaciętości w nierównej walce z Draconem Malfoyem. Liczyła na to, że dzięki temu będzie mogła mu pokazać, jak lojalna i waleczna jednocześnie potrafi być.

Patrzyła na Gryfona z niesłabnącym podziwem, gdy krzątał się po niewielkiej przestrzeni, szukając ubrania, chociaż bała się zrobić pierwszy krok w ich relacji.

Nie chciała reagować zbyt pochopnie, dlatego czekała, ciesząc się z każdej wspólnej chwili z nim spędzonej.

Czekała, bo była cierpliwa. Wierzyła, że w końcu i ona dostanie od gwiazd szansę na prawdziwą miłość.

– Pytałem, dlaczego zdecydowałaś się odwiedzić Dracona akurat dzisiaj i to z samego rana – powtórzył Oliver, przeczesując wilgotne włosy palcami, gdy wrócił z niewielkiej, namiotowej łazienki, znowu nie mając na sobie koszulki.

– Przepraszam, zamyśliłam się – odpowiedziała, delikatnie się uśmiechając i chociaż bardzo się starała, nie potrafiła oderwać wzroku od jego umięśnionych rąk i brzucha – Dzisiaj mam wolne i to jest dobry dzień, żeby wyciągnąć go z tego bagna. Poza tym, obiecałam Hermionie, że mu coś przekażę.

– Hermionie się ostatnio nie udało. Wróciła do niego jakaś inna, z jednej strony zadowolona, a z drugiej wyraźnie rozczarowana – powiedział, siadając niebezpiecznie blisko niej na zasłanym łóżku, aż poczuła, że się przechyliła nieznacznie w jego stronę. – Myślisz, że nam się uda?

– Oczywiście – odparła, zakładając nerwowo pasmo ciemnych włosów za ucho. – Tym bardziej po tym, co się wydarzyło wczoraj. Chcę go na to przygotować, żeby był świadomy tego, co się tutaj dzieje.

– Jest tylko jeden problem – zaczął Oliver niepewnie, patrząc jej w oczy. – Jestem niemiłosiernie głodny.

– Żaden problem! – krzyknęła wesoło dziewczyna, sięgając po coś do torebki. – Przygotowałam ci po drodze, zjesz na miejscu. Nie wiedziałam, co lubisz, dlatego każda jest inna – dodała z uśmiechem, tłumacząc mu, czym różnią się od siebie leżące na jego kolanach kanapki.

– Mówiłem ci już, że jesteś cudowna, ale teraz przechodzisz samą siebie – stwierdził Oliver, uśmiechając się do niej radośnie.

Rozpakował jedną z kanapek i wgryzł się w nią ze smakiem.

Astoria w tym momencie żałowała, że nie jest tą kanapką.

– Pyszna jest – powiedział, powoli przeżuwając to, co miał w buzi. – Uwielbiam pomidory suszone i rukolę, o i jeszcze słony ser – dodał po chwili.

– Ja też! Daj gryza – wyciągnęła rękę i wzięła od niego jedzenie. – Zacząłeś od tej, którą lubię najbardziej.

– Wiesz co, Astorio. Tak mi właśnie przyszło na myśl – zaczął Oliver, wycierając usta chusteczką, którą podała mu kobieta, gdy skończyli wspólne śniadanie. – Gdyby Hermiona swoją uprzejmością nie utemperowała chamstwa Draco i w konsekwencji nie nawiązaliby tego romansu, który tylko w teorii jest czymś złym, to my nigdy nie mielibyśmy szansy się poznać.

– To prawda – odpowiedziała Astoria, wstając i otrzepując ze swojej kolorowej spódnicy okruszki.

– I gdyby oni się w sobie nie zakochali – powiedział Oliver, stając odważnie na przeciwko niej, utrzymując z nią kontakt wzrokowy. – To...

– To ... – powtórzyła po nim jak echo.

– To nie miałbym szansy zrobić tego, co bardzo chcę zrobić. Nie chcę skradać się przez życie na palcach.

Astoria stała jak zahipnotyzowana spojrzeniem mężczyzny, którego wzrok sprawiał, że się roztapiała.

– Zamknij oczy – szepnął, zbliżając się do niej.

Czekała, wyczulona na każdy jego gest i słowa.

Poczuła jego duże dłonie na swojej talii, a po chwili ciepły oddech przy swoim uchu, gdy nachylił się nad nią.

– Najpierw chciałem ci powiedzieć, że jesteś piękna – zaczął swoją wypowiedź niskim, męskim tonem. – Zachwycasz mnie. Sprawiasz, że przy tobie wariuję, tak bardzo chcę, żebyś widziała wśród tłumu tylko i wyłącznie mnie.

Astoria poruszyła się delikatnie po usłyszeniu tych słów i już chciała coś powiedzieć, gdy jej przerwał.

– Jeżeli od początku tak miało być, to jestem wdzięczny Draconowi i Hermionie za ich odwagę – kontynuował, zbliżając swoje usta do ust dziewczyny.

– Oliver – wyszeptała jego imię z entuzjazmem, które nie potrafiła ukryć. Była po prostu przepełniona szczęściem.

Nie pozwolił jej skończyć, gdy delikatnie ją pocałował.

Stanęła na palcach, aby pogłębić pocałunek, zarzucając mu ręce na szyję.

Nie wiedzieli, czy chcą dać się porwać namiętności, czy przerwać, aby pokazać sobie nawzajem swoje szczęście na uśmiechniętych twarzach.

Wszystko zmierzało ku dobremu.

– Musimy im pomóc – powiedział Oliver, gdy niechętnie odsunęli się od siebie.

– Musimy – powtórzyła Astoria, naprawdę wierząc, że dadzą radę. – To nie może się tak skończyć.

***

Teleportowali się przed domem Dracona, rozglądając się, czy nikogo nie było w pobliżu.

– Niezła, spokojna okolica – zaczął Oliver, przyglądając się elewacji budynku.

– Chcesz wejść ze mną do środka? – zapytała Astoria, całkowicie skupiona na swoim zadaniu.

– Oczywiście – odparł Oliver, kładąc jej dłoń na plecach.

Astorii nie zdziwiło, że nie miała żadnego problemu z wejściem do domu, a drzwi nie były zabezpieczone ani mechanicznie, ani tym bardziej serią zaklęć ochronnych.

– DRACO?! – krzyknęła z progu, postanawiając nie dawać mu żadnej taryfy ulgowej.

Rozejrzała się niepewnie, ale po chwili skierowała swojej kroki do niewielkiego salonu, skąd dochodziły smętne melodie, przygnębiającej muzyki puszczane z dużego gramofonu umiejscowionego na niewielkim stoliku przy otwartym na oścież oknie.

Ślizgon leżał na środku pomieszczenia na plecach i udając, że jego różdżka jest batutą dyrygenta, niezdarnie nią wymachiwał, niezgodnie z rytmem, ale to mu nie przeszkadzało. Obok niego lewitowała przechylona pod odpowiednim kątem karafka z whisky, napełniając powoli szklankę bursztynowym płynem.

– Czyś ty z hipogryfa spadł? – warknęła, widząc go w takiej pozycji, oddającego się muzycznym uciechom. – FINITO! – dodała, a alkohol spadł na ziemię z głośnym hukiem, rozbryzgując się na boki.

– Nie spadłem, tylko jeden mnie kiedyś podrapał, ale nie wiem, czy to się liczy. Byłem wtedy mocno ranny, myślałem, że umieram – odpowiedział Draco, kręcąc głową w takt muzyki.

– Byłeś wtedy wrzodem na dupie – wtrącił się Oliver. – Przez cały rok szkolny zastanawiałem się, co ci zrobić, żebyś się odpieprzył od naszej drużyny.

– Byłem – odparł swobodnie, podnosząc się na łokciach. – Co robisz w moim domu z moją byłą dziewczyną, Wood? 

Oliver usiadł w fotelu i przyglądał się bez słowa koledze, starając się go nie oceniać zbyt krytycznie.

– Wstawaj – warknęła Astoria, ignorując jego zaczepki.

Wood podskoczył do góry, słysząc tak groźną komendę.

– Nie ty, Oliver – zwróciła się do niego łagodnie Astoria. – Siedź i patrz na to przedstawienie.

– Ja nie wstaję – odpowiedział Draco, kładąc się znowu na podłodze. – Ale wy możecie wstać i wyjść. A ty, Ast, wisisz mi butelkę whisky.

– Wstawaj, bo kończy się moja cierpliwość do ciebie – powtórzyła, biorąc się pod boki i stając tuż przy głowie Ślizgona.

– Nie wstaję i nie wracam dzisiaj. Jeżeli przysłała was Hermiona, to nic nie zdziałacie. Musi na mnie jeszcze poczekać. Nie jestem gotowy.

– Hermiona zniknęła ty pijana, żałosna, zapatrzona w czubek własnego nosa kreaturo – warknęła, mierząc w niego różdżkę. – Koniec pobłażania! Wstawaj albo sama cię podniosę, a uwierz mi, znam kilka bolesnych zaklęć.

– Jak to zniknęła – zapytał Draco, nie mogąc ukryć zdziwienia po usłyszeniu tej wiadomości.

Podniósł się ciężko i usiadł. Alkohol krążący w jego żyłach utrudniał mu zrozumienia usłyszanych przed chwilą słów.

– Wyjechała wczoraj – dopowiedział Oliver, widząc, że Astoria mruży z wściekłości oczy.

– Dokąd?

– Nie wiemy – odparła Astoria. – Oddała mi znowu pod opiekę Franka.

– Jak to wyjechała – powtórzył pytanie, gdy nie zarejestrował żadnej odpowiedzi. – A Kongres?

– Najprawdopodobniej daleko i na długo. Zapakowała naprawdę dużo ubrań – wtrącił się ponownie Wood.

– Nie pożegnała się ze mną?

– Nie zrobiła tego, Draco, bo nie chciała cię denerwować. Nie wiedziała, w jaki sposób zareagujesz.

– Zostawiła mnie tutaj samego?

– Nie jesteś sam – powiedziała Astoria, klękając tuż obok niego. – Masz nas, prosiła, żebyśmy się tobą zaopiekowali do czasu, gdy wróci.

Wyciągnęła ze swojej torebki przewieszonej przez ramię list i mu go podała.

– Co to jest? – zapytał, obracając w dłoniach zapieczętowaną kopertę.

– Prosiła, żebym ci to przekazała. Pomogę ci trochę skrócić te włosy, bo wyglądasz jak Snape.

– Pójdę na górę – powiedział, wstając ciężko, ale Astoria podtrzymała go w ostatniej chwili, ratując przed upadkiem. – Ast, mam do ciebie prośbę. Pozbądź się z domu wszystkich zapasów ognistej – dodał po chwili zmienionym głosem.

– Draco, musisz wrócić już dzisiaj z nami – powiedział Oliver, gdy Astoria zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu pełnych butelek. – Jesteś nam potrzebny.

– Ja?

– Tak, właśnie ty. Musisz nam pomóc. I tylko ty wiesz, jak sobie z pewnym problemem poradzić.

Draco kiwnął głową, dając im do zrozumienia, że się zgadza i wróci z nimi do Dover.

Opuścił pokój, zmierzając w stronę schodów. Z każdym kolejnym krokiem, trzeźwiał, a alkohol z jego organizmu wyparowywał z zadziwiającą prędkością.

Ściskał w spoconej dłoni list, którego wcale nie miał ochoty czytać, bo nie wiedział, jakiej treści może się spodziewać.

Dopóki sądził, że Hermiona na niego cierpliwie czeka, czuł, że może sobie pozwolić na wszystko.

Gdy dowiedział się, że zniknęła, a on nie miał pojęcia, gdzie się znajduje, poczuł ukłucie mdlącego strachu.

Bał się, że ją stracił.

Bał się, że popełnił największy błąd w swoim życiu, pozwalając na to, żeby jego wątpliwości, wahania i strach zwyciężyły.

Odetchnął głębiej i usiadł na swoim łóżku, a następnie rozerwał kopertę i zaczął czytać.

Przesuwał wzrokiem po zgrabnie wykaligrafowanych literach i nie mógł uwierzyć w to, co miał przed oczami.

Gdy skończył, rzucił się do niewielkiego sekretarzyka i wyciągnął z niego pergamin i gęsie pióro.

Nie miał czasu do stracenia, musiał jak najszybciej jej odpisać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro