Rozdział 14. Jego Paryż.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chciałabym zadedykować ten rozdział wszystkim, którzy pokochali mojego Dracona i Hermionę.

Każdej osobie, która tu kiedykolwiek zajrzała.

Dziękuję, że jesteście. Kocham Was 💚🖤

Wyjazd do Paryża zbliżał się nieubłaganie, co wprawiało Dracona w dziwny nastrój, który podszyty był nieuzasadnionym strachem przed niewiadomym.

Nie wiedział, jaka będzie jego rola. W delegację włączonych było wiele znanych czarownic i czarodziejów, co tym bardziej wprawiło go w osłupienie, że znalazł się w tym gronie razem z Granger. 

Z drugiej jednak strony podejrzewał, że obecność przyjaciółki Pottera była nieprzypadkowa. Zastanawiał się, co przesądziło o tym, że pojedzie tam razem z nią. Hithrope na pewno miała plan, opracowany ze wszystkimi szczegółami, o których powiadomi wszystkich już na miejscu. 

Odwrócił się do śpiącej obok niego kobiety i spojrzał na nią bez wyrazu.
Jego świat się zmieniał, a on nie wiedział, jak powinien na to zareagować. W najgorszych koszmarach, nie spodziewał się, że jego dalekosiężne plany i zamysły, zaczną się psuć przez pojawienie się w jego życiu Granger.

Musiał to sobie wszystko poukładać.

Po pierwsze polubił Granger, nie chciał już dłużej temu zaprzeczać.

Po drugie, odczuwał niewytłumaczalną potrzebę pomagania jej, szczególnie wtedy, gdy widział ją chorą i półprzytomną.

Po trzecie, spędzenie nocy u tej pyskatej czarownicy, sprawiło, że musiał teraz zadośćuczynić kobiecie, z którą był oficjalnie związany. Świadomie zrezygnował z wcześniej zaplanowanej randki, aby zająć się kobietą, która do niedawna nic dla niego nie znaczyła.

Ale to się zmieniało, z każdym kolejnym spędzonym z nią dniem, a teraz miało być tylko gorzej, bo czekał ich wspólny wyjazd do Paryża.

Granger.

Hermiona.

Cholera jasna.

Powiedział to głośno, co spowodowało, że kobieta się obudziła, przecierając leniwie oczy.

- Dlaczego nie śpisz, Draco? - zapytała Astoria, opierając się na łokciu. Musnęła palcami jego włosy, ale zabrała rękę, gdy się wzdrygnął. - Mówiłeś coś?

- Nie - odpowiedział szybko, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem.

- Nasze randki częściej mogą się kończyć w taki właśnie sposób - mruknęła, kładąc mu dłoń na klatce piersiowej. - Jesteś w tym taki dobry, a tak się przed tym wzbraniasz - dodała aksamitnym, pełnym namiętności głosem.

- Raczej nie.

- Wiedziałam, że to powiesz - powiedziała, całując go w policzek. - Idę pod prysznic. Oczywiście, nie zostanę na noc, nie martw się o to na zapas.

Przyjął z ulgą jej zniknięcie, bo mógł zatopić się ponownie w swoich myślach.

Dawniej lubił być sam. Był sobą i nikt nie miał sposobności osądzania go i oceniania. Nikt mu nie przeszkadzał, a jego dni wypełnione były codziennymi obowiązkami, które go nie przytłaczały.

Miał czas na uporanie się ze swoją przeszłością i powolne, mozolne budowanie przyszłości.

Zorientował się, że czegoś mu brakuje, aby uzupełnić układankę zwaną pełnym wejściem w dorosłość. Potrzebował żony, z którą mógł spędzić resztę życia. Kolejnym krokiem było posiadanie dzieci, przedłużenie rodu, budowa większego domu, znalezienie lepszej pracy. Postanowił to wszystko, po kolei zrealizować. Odnowił kilka starych kontaktów i zaczął spotykać się z Astorią Greengrass, której zapatrywania na przyszłość było zadziwiająco tożsame z jego planami.

- Może niedługo zaczniemy organizować wesele? - usłyszał pytanie dziewczyny, gdy wróciła z łazienki.

Draco nie odpowiedział, wciąż wpatrując się w czerń nocy, która przynosiła mu pokrzepienie. Była cicha i spokojna, a dzięki jej aurze, on również koił skołatane nerwy.

- Może najpierw poczekaj na oświadczyny, co? - mruknął.

- Przecież i tak się pobierzemy – powiedziała, zakręcając mokre włosy w ręcznik.

Usiadła po turecku na łóżku i patrzyła na niego wymownie. Astoria Greengrass była przyzwyczajona do czekania. Odznaczała się cierpliwością, więc jej to nie przeszkadzało, chociaż związek z Draconem wystawiał jej nerwy na wiele mniejszych i większych prób. Ślepo zapatrzona w swoje zadania, realizowała je po kolei, nie zastanawiając się nad tym, czy to wszystko ma i będzie miało w przyszłości sens.

- Astorio. A co będzie jeśli nie weźmiemy ślubu?

- Nie przywiduję takiej ewentualności – odparła spokojnie. - Już przyzwyczaiłam się do tego, że zostanę twoją żoną.

- Nie jesteśmy oficjalnie zaręczeni, jeszcze wszystko może się zmienić.

- Co takiego miałoby się wydarzyć, żeby to się zmieniło? - zapytała, rysując palcem kółka na pościeli.

- Mógłbym kogoś poznać – powiedział.

- Draco, jesteśmy do siebie podobni, chociaż tego nie dostrzegasz. Ty nie potrafiłbyś nikogo pokochać, tak jak ja.

- Kto tu mówi o kochaniu?

- Nie wiem, czy byłabym w stanie pogodzić się z twoją zdradą już po ślubie. Teraz jesteś jeszcze oficjalnie wolnym człowiekiem.

- To po co w to brniemy? - zapytał, odpływając myślami, tam gdzie nie było kobiety, z którą przed chwilą się kochał.

Po wyjściu Astorii, czekało na niego jeszcze kilka godzin snu przed wyjazdem. Nie mógł jednak zasnąć, nie potrafił rozluźnić się na tyle, aby odpłynąć i dać swojemu zmęczonemu ciału wytchnienie. Popełniał błąd za błędem i był tym coraz bardziej zmęczony.

Nie wiedział, jak powinien nazwać to, co łączyło go z Granger.

Zaangażowanie.

Zaangażował się w relację z nią, chcąc jej pokazać, że jest dobrym człowiekiem. Pomagał jej, opiekował się, gdy widział jej samotność i to, że ona sama nie będzie w stanie go o nic poprosić. Zaoferował jej to, co był w stanie zrobić.

Zbliżał się do niej, oddalając od swoich wcześniejszych celów.

Był jej potrzebny, a to wprawiało go w dobry nastrój.

Czuł się z nią dobrze.

Przeraziło go to i popełnił kolejny błąd. Poszedł do łóżka z Astorią, chociaż wcześniej wmawiał jej, że chce czekać do ślubu.

Sądził, że seks z Astorią, sprawi, że przestanie myśleć o Granger.

Mylił się, bo teraz obraz kobiety jeszcze częściej go nawiedzał i był coraz bardziej natarczywy.

Był pewien, że ją chce. Chce ją mieć. Chociaż ten jeden, jedyny raz, bo inaczej zwariuje. W swoim łóżku, w swoich objęciach, mieć ją całą.

Wypuścił głośno powietrze.

Zwariował przez Granger. Zwariował.

Seks z Astorią, obudził w nim to, co do tej pory było tkwiło wyciszone, żądze, z którymi przestał walczyć.

***

- Proszę Państwa, uprzejmie proszę o ciszę – magicznie zwielokrotniony głos pani Hithrope rozniósł się po wielkim pomieszczeniu, w którym zebrały się osoby wyznaczone do wzięła udziału w paryskiej prezentacji. - Każdemu z was wręczono przy wejściu bilet, który tak naprawdę jest świstoklikiem i za równo trzydzieści minut przeniesie was do hotelu w Paryżu, w którym przez te dni będziecie nocować. - Podniosła do góry świstek papieru, którym zamachała z werwą. - Hotele znajdują się bardzo blisko Bureau International des Expositions, które mieści się pod adresem Avenue d'Iéna 34. Proszę dokładnie zapamiętać tę lokalizację, ponieważ to właśnie tam będziemy występować przed komisją – dodała dobitnie akcentując każde słowo. - To nie jest wycieczka! Po dotarciu na miejsce każde z Was będzie miało trzy godziny na przygotowania. Spotykamy się w strojach wieczorowych o godzinie szóstej po południu w głównym hallu. W tym budynku swoje siedziby mają dwie instytucje, mugolskie Biuro do Spraw Organizacji Wystaw Światowych oraz nasza Główna Siedziba Światowych Kongresów Czarodziejów. Wejście do naszego świata oznaczone zostało niebieskimi drzwiami z kołatką w kształcie słońca. Proszę, uważajcie na mugoli. Nieostrożność i ekspozycja byłaby wysoce niewskazana.

Draco nie mógł się skupić na wszystkich słowach Hitrope, które go nudziły i usypiały. Nigdy nie lubił takiego ględzenia. Wzrokiem szukał Granger. Obiecała mu, że jak najszybciej wróci do zdrowia, aby razem mogli przetrwać. Była mu to winna za całe jego poświęcenie.

Odnalazł ją, ale mina mu zrzedła, gdy dostrzegł, że stała obok profesor McGonagall i tego fanatyka Quidditcha, coś tam Wooda. Śmiała się z żartów tego wysokiego, krzepkiego chłopaka. Ruszył w jej stronę, chcąc to przerwać. Był na nią zły za to, że to ona go nie odnalazła pierwsza.

- Ach i jest pan Malfoy – powiedziała stara nauczycielka z przekąsem, widząc blondyna zmierzającego w ich stronę szybkim krokiem. - Jak pan przetrwał współpracę z panną Granger? Nie był pan zadowolony z moich roszad. Jak sobie przypominam stwierdził pan, że gorzej nie mógł pan trafić.

- Nie byłem – odpowiedział, wpatrując się ponaglającym spojrzeniem w brązowowłosą. - Ale ostatecznie, jestem.

- Fantastycznie – odpowiedziała profesorka z uśmiechem. - Wiedziałam...

- Pani profesor, wracając do... - przerwał jej z przejęciem Gryfon.

- Nie teraz, Wood – warknęła.

- Ależ mnie pani nawet jeszcze nie wysłuchała...

- Nawet nie zamierzam – odpowiedziała lodowatym tonem.

- Błagam – powiedział młody mężczyzna z przejęciem. - Błagam, jeżeli nie pani, to kto mi pomoże! To się nie może tak skończyć, ale Hithrope nie chce mnie słuchać. Quidditch w całej prezentacji został zaledwie wspomniany! Powinien mieć dużo więcej miejsca, bo tak już zostanie...

- Cicho, Wood.

- Pani profesor, po pani, to się tego nie spodziewałem – jęknął, zakrywając dłońmi twarz, a entuzjazm rozpalony w jego oczach, gdy mówił o swoim ulubionym sporcie, zgasł bezpowrotnie. - Nie wiem już z kim mam o tym rozmawiać, nikt mnie nie słucha, a Quidditch na tym cierpi. Spędziłem tyle tygodni na planowaniu strategii, rozrysowywałem schematy, wybierałem z historii największe smaczki, by świat też oszalał na tym punkcie, jak ja. Taka brytyjska spuścizna, tradycja naszego kraju, serce mi się kraje...

Draco nie mogąc dłużej znieść tej jałowej dyskusji, od której miał ochotę jedynie się napić, skinął głową Granger w nadziei, że zrozumie i odejdzie z nim na bok. Potrzebował jej, chociaż na chwilę.

- W którym hotelu nocujesz? - zapytał, gdy w końcu ruszyła się i stanęła razem ze swoim kufrem bliżej niego.

- Nie wiem – odpowiedziała swobodnie, wyciągając szyję w stronę Wooda.

- Co ty robisz?

- Przepraszam, ale zawsze lubiłam Wooda i jestem ciekawa, jak skończą się te jego lamenty. Quidditch jest całym jego życiem i nie może przetrawić tego, że nie został dopuszczony do głosu w czasie prezentacji.

Draco westchnął z irytacją, gdy dziewczyna znowu spojrzała z rozbawieniem na zawodnika Quiddticha.

- Mówię do ciebie, Granger.

- Nie wiem, gdzie będę spać, ale jakie to ma znacznie skoro i tak zobaczymy się w hallu i na prezentacji, a potem na bankiecie.

Gdzieś między jej słowami, słyszał to, czego nie chciała mu powiedzieć głośno. Grała, nie pokazując tego, co tak naprawdę czuła. Mylące zainteresowanie Woodem, tak naprawdę kłóciło się z tym, jakie spojrzenia posyłała jemu. Widział to i przestał się denerwować. Chemia, o której ostatnio ciągle myślał, istniała między nimi, a jej zachowanie było tego potwierdzeniem.

- Za chwilę ruszamy – powiedziała spokojnie, patrząc na niego z delikatnym uśmiechem.

- Za minutę – dodał Draco, patrząc na swój zegarek.

- Mam nadzieję, że będziemy tam razem. - To były ostatnie słowa, które usłyszał, zanim świat pomiędzy nimi zawirował i zniknął.

***

Otworzył oczy, które odruchowo zamknął, gdy magia przenosiła go na drugi koniec Europy. Był sam w pokoju hotelowym, którego przepych i luksus przypominał mu wnętrza, w których się wychował. Puścił kufer, który spadł na drewnianą podłogę z głośnym trzaskiem. Podszedł do okna i odsunął firankę, wyglądając na zatłoczone paryskie uliczki. Przenieśli się do innego świata, w którym czekały na nich nowe przygody.

Gdzie jesteś Granger, pomyślał i spiął się mimowolnie.

Podszedł do drzwi i przekręcając kluczyk tkwiący w drzwiach, wyjrzał na korytarz.

Usłyszał glosy i postanowił pójść w ich stronę, oglądając się za siebie i zapamiętując numer swojego pokoju. Ostrożnie stawiał stopy, sunąc bezszelestnie po perskim dywanie, który delikatnie uginał się pod jego ciężarem.

- Profesor McGonagall, powiedziała mi, że to jest naprawdę niedorzeczne – zaczął niemrawo krępy mężczyzna, opierając się ze zrezygnowaniem o ścianę. - Obiecała mi, że Quidditch będzie miał jedną z największych scen na Kongresie, o ile uda nam się go wygrać, ale co będzie jak nam się nie uda? Już teraz należy uwypuklić jego znaczenie, ja mam wszystkie wykresy, statystyki! Nie ma czarownicy, ani czarodzieja w całej Anglii, którzy nie kochaliby rozgrywek!

- Oliver, skoro tak powiedziała, to na pewno tego dopilnuje, pani profesor jest jedną z największych fanek i na pewno jej zależy, ale wiesz, jesteś trochę za bardzo natarczywy – powiedziała Hermiona, cierpliwym i spokojnym tonem, jednak nie pozbawionym stanowczości.

- Wood – powiedział blondyn, stając tuż za Gryfonką. - Przestań jęczeć. Chcesz Quidditcha? TO ZRÓB COŚ! Wparuj na prezentację na miotle i złap znicza tuż przed nosem Hithrope. Mam już dość.

- Ale ja nie jestem szukającym – odparł Oliver.

- To przywal komuś pałką – syknął Malfoy. - Albo ja ci przywalę! Nie przyjęli cię do Zjednoczonych z Puddlemere i nie zrobili kapitanem drużyny dla zabawy, działaj!

Te słowa otrzeźwiły Gryfona, który z uśmiechem na twarzy odszedł w stronę swojego pokoju.

- Nie musisz mi dziękować – odpowiedział Draco.

- Nie zamierzałam, to była bardzo ciekawa i pouczająca rozmowa. Podziwiam Olivera za jego pasję. Pasję, która stała się jego życiem i ukształtowała jego charakter – dodała odwracając kufer i ruszając w stronę swojego pokoju. - Mój świstoklik przeniósł mnie na korytarz.

- Ja też lubię Quidditch, w sumie nie znam nikogo, kto nie lubi – mruknął Draco, sięgając po rączkę jej kufra. Gdy ich dłonie się spotkały, poczuł, że zabrała swoje palce.

- Muszę się przygotować – odpowiedziała, gdy zatrzymali się pod właściwym numerem i wyciągnęła różdżkę, aby otworzyć drzwi. - Możesz mi oddać kufer.

- Do zobaczenia – powiedział, gdy ruszyła w stronę pokoju. - Uczesz się.

Zaśmiała się, zamykając mu drzwi przed nosem.

***

Denerwował się do tego stopnia, że czuł dziwne skurcze w brzuchu, a to raczej mu się wcześniej nie zdarzało. Przyjmował nowe wyzwania i w miarę możliwości je realizował.

Teraz było inaczej. Stał przed lustrem i przypatrywał się swojemu mizernemu obliczu. Biła od niego elegancja, ale również chłód. Przez zimne oczy, przedzierało się zmęczenie, z którym walczył od długiego czasu.

Pierwszy raz w życiu zależało mu na tym, żeby zrobić na kimś wrażenie. Chciał zrobić wrażenie na niej. Cała reszta świata go nie obchodziła.

Poprawił czarną muszkę i strzepnął niewidoczne pyłki z szaty wyjściowej, którą miał na sobie. Wyszedł z pokoju hotelowego i czekał na Granger w umówionym miejscu przy windach. Usiadł na zdobionym krześle i tępo wpatrywał się w pracownika hotelu, który odpowiedzialny był za obsługę maszyn.

Był pewien, że Hermiona się nie spóźni, ale wciąż nie mógł pozbyć się zdenerwowania. Trzęsły i pociły mu się ręce, potrzebował odrobiny alkoholu, żeby się uspokoić.

Gdy poczuł jej ciepłą dłoń na swoim ramieniu, wiedział, że się pojawiła. Nie musiał się odwracać, żeby upewnić się, że to ona.

Wiedział.

Wstał, poprawił szatę i wtedy ją zobaczył.

Wyglądała jak bogini, ale jej spięty wyraz twarzy mówił, że wcale nie zdaje sobie z tego sprawy.

Była cudowna.

Była piękna.

Włosy miała upięte w wysoki kok, ale w taki sposób, że część pasm, mocno skręcona, spływała jej na twarz i kark.

Miała na sobie suknię w kolorze chłodnego różu, z długimi, rękawami, skrywającymi szczelnie jej smukłe ręce. Dekolt w kształcie serca, podkreślał jej biust, od którego nie mógł oderwać wzroku przez dłuższą chwilę. Kontynuując wędrówkę po jej ciele, dotarł do długiego rozcięcia w sukni, które kończyło się na wysokości połowy jej uda. Cały materiał pokryty był czymś błyszczącym, co przykuwało całkowicie uwagę, gdy delikatnie się poruszała. Nie mogąc się powstrzymać, zerknął na jej stopy, na których znajdowały się sandałki na wysokim obcasie, ciasno oplatające jej kostki, złotymi paseczkami.

Swoją piękną twarz, przyozdobiła szczerym, ciepłym uśmiechem, przez który czuł coś tak przyjemnego, że nie chciał się już z nim rozstawać. Nigdy w życiu.

Był oczarowany. Zaczarowany.

Przełknął głośno ślinę.

Tego było za wiele, jak na jednego Dracona Malfoya.

- Wyglądasz...

- Tak? - zapytała wyczekująco, poprawiając torebkę na cieniutkim łańcuszku, która zsuwała się z jej ramienia. - Bardzo się denerwuję, boję się, że się wygłupiłam.

- Wygłupiłaś?

- Czyli jednak? Wiedziałam, że przesadziłam i ta sukienka się nie nadaje. Materiał zmienia kolor, zobacz - powiedziała i przymknęła na chwilę oczy. Gdy je otworzyła, suknia mieniła się czystym kolorem lazuru. 

- Nie nadaje – powtórzył bezwiednie zachwycony jej widokiem, przenosząc wzrok na jej zmartwioną twarz. - Nadaje się – powiedział. - Wyglądasz, naprawdę, słodnie.

- Słucham?

- Ładnie – powiedział już pewniejszym tonem, plując sobie w brodę za niemożność zapanowania nad emocjami i słowami w jej obecności. - Chodźmy, bo się spóźnimy – dodał, kiwając głową w stronę pracownika, aby ten przywołał windę. - NIE GAP SIĘ – warknął do niego, gdy zauważył, że ten zbyt długo i intensywnie przygląda się kobiecie.

Hermiona Granger szła tam razem z nim i tylko on mógł na nią tak patrzeć.

- Zaszyj ten rozporek – powiedział, gapiąc się na jej nogę.

- Rozcięcie. Rozporek to masz w spodniach – odpowiedziała z przekąsem.

Show must go on, jak to śpiewał ten mugol z dziwnymi zębami.

***

Po kilkudziesięciu minutach i zaprezentowaniu się kilku krajów, przyszedł czas na wystąpienie i prezentację Wielkiej Brytanii. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, cała delegacja, miała wejść na postument, w uzgodnionych uprzednio miejscach tak, aby tworzyć jedność.

Bzdury. Każdy tu grał do swojej bramki.

Przemowę rozpoczęła Hithrope, następnie dopuszczając do głosu wyznaczone osoby. Każdy z nich miał przedstawić swoją część, a inni przedstawiciele w tym czasie za pomocą czarów, obrazowali ich słowa na wielkim, rozciągniętym za ich plecami, płótnie.

Gdy nadszedł odpowiedni moment, Hermiona i Draco wyszli przed pozostałych i wyciągnęli różdżki i za pomocą odpowiedniego zaklęcia, połączonego z ich wspomnieniami przechowywanymi w myślodsiewni w Departamencie, pokazali zebranym miejsce, w którym planowano zorganizować Kongres.

Postanowiono wcześniej, że zostanie to ukazane w formie dokumentalnej i teraz komisja mogła podziwiać piękno zamku w Kenilworth, wzbogacone zachwytem Hermiony Granger, która z niepohamowanym wzruszeniem chłonęła niezaprzeczalną magię tego wspaniałego miejsca wraz z przejściem do drugiego przepełnionego miłością i spokojem świata. Odkrywała przed obcymi tajemnice zamku i jego historię.

Klify w Dover, zostały pokazane oczami Dracona, który z odwagą w sercu, wyciągnął rękę do Hermiony Granger, wzbudzając jej zaufanie i pociągając za sobą w przepaść, gdzie czekał na nich ujarzmiony czarami, gniew, wzburzonego morza.

Komisja starała się zachować profesjonalne miny, ale w ich oczach można było dostrzec zachwyt, z którym nie potrafili się kryć. Rozległy się gromkie brawa.

Po zakończonej części, Hermiona z lekko zaróżowionymi policzkami, ścisnęła dłoń Dracona w radosnym geście. Cofnęli się na swoje wcześniejsze miejsca, aby pozwolić kolejnym na przedstawienie swoich punktów planu.

Profesor Minerwa McGonagall rozpoczęła swoją część od przedstawienia w skróconej formie historii Hogwartu, co było niebywale trudnym zadaniem, a następnie przeszła do nakreślenia przedmiotów i celów nauczania w szkole. Uśmiech przyozdobił jej pomarszczoną twarz, gdy mówiła o szkolnych rozgrywkach Quidditcha.

- W szkole uczyliśmy nie tylko magii, ale również współpracy, współzawodnictwa na każdym polu, hartu ducha i oddania przyjaciołom – zaczęła drżącym głosem. - Uczyłam wielu uczniów, wielu zapamiętałam, wielu straciłam – ciągnęła, ignorując przerażone spojrzenie Zastępczyni Dyrektora Departamentu. - Chciałabym Państwu przedstawić Olivera Wooda, mojego ucznia, wychowanka mojego Domu, zawodnika Quidditcha, który wykazał się ogromnym męstwem, biorąc udział w Bitwie o Hogwart, narażając swoje własne życie w walce z poplecznikami Voldemorta. Panie Wood, ma pan swoje pięć minut – zakończyła, klaszcząc w dłonie. Posłała Hithrope groźne spojrzenie, po którym ta nawet nie próbowała interweniować.

Oliver Wood wykorzystał ofiarowany mu czas tak, jak powinien i tak, jak oczekiwała od niego jego ulubiona nauczycielka. Mówił z pasją, zarażając zebranych swoich entuzjazmem i prawdziwą miłością, którą darzył tę dyscyplinę sportu. Pokazał wszystkim, że po wojnie, czarodzieje żyją dalej, podążając za swoimi marzeniami. Mieli przyszłość i ją wykorzystywali w każdy możliwy sposób.

Wystąpienie Wooda, zakończyło gromkimi brawami, co sprawiło, że Hithrope również się uśmiechnęła, pomimo małych wyłomów w harmonogramie.

- Między wami jest śmierciożerca! - krzyknęła anonimowa kobieta, zajmująca miejsce w trzecim rzędzie.

Część głów odwróciła się w jej stronę, a pozostali wpatrywali się w brytyjską delegację, chcąc znaleźć tego, o kim mówiono, tak jakby mroczny znak miał mieć wypalony na czole.

Hermiona instynktownie stanęła przed Draconem, chcąc go zasłonić swoim ciałem, choćby przed złym wzrokiem tłumu.

Draco zapomniał o oddychaniu, widział tuż przed swoim nosem czubek głowy Granger, ale wyłączył się i nie wiedział, co się dzieje.

Śmierciożerca.

Słyszał jej cichy szept i powoli się uspokajał.

- Tak – odpowiedziała Hithrope spokojnie. - Ta osoba została oczyszczona z zarzutów i to nie podlega ponownej dyskusji.

Po skończeniu oficjalnej prezentacji każdego państwa, które starało się o uzyskanie statusu gospodarza Kongresu Czarodziejów, rozbrzmiała muzyka, a wszystkich obecnych zaproszono do częstowania się smakowitościami, które pojawiły się znienacka na okrągłych stołach.

Draco stał tuż obok Granger i beznamiętnym wzrokiem spoglądał na pozostałych, którzy z nieznanych mu przyczyn, mieli ochotę na nawiązanie z nią rozmowy. On sam milczał, uznając, że nie ma siły i ochoty na uczestniczenie w dyskusji na temat tego, jak wielki szanse mają na wygraną. Jego zdaniem nie mieli zbyt wielkich, szczególnie po tych krzykach, które do tej pory rozbrzmiewały mu w głowie.

Śmierciożerca.

Wypił jakąś dziwną francuską odmianę whisky do dna, smakującą jak perfumy, bo tego potrzebował.

- Zaraz znajdę ci jakąś przystawkę z truskawką, to się trochę rozchmurzysz – powiedziała Hermiona zaglądając z zaciekawieniem na kilkupiętrowe lewitujące tace z jedzeniem.

- Nie jestem głodny.

- Nie gardź truskaweczką – zaśmiała się, chcąc rozładować napięcie i podała mu mini grzankę, na której znajdował się grillowany ser francuski z bazylią i świeżym owocem.

Gdy Draco zaczął przyglądać się z zainteresowaniem jedzeniu, usłyszał tuż za sobą szelest szat.

- Granger, Malfoy, idziecie ze mną – zwróciła się do nich Hithrope, ruszając w stronę dużych, oszklonych drzwi, za którymi przebywało wielu nieznanych im czarodziejów. - Musimy wyciągnąć nas wszystkich z bagienka, w które niechcący wpadliśmy.

Stanęli ponownie przed komisją, rozdzieleni rezolutną czarownicą, która miała zamiar prowadzić całą rozmowę.

- Pani Hithrope, o czym chciała pani jeszcze porozmawiać? - zwrócił się do niej ciemnoskóry czarodziej, przewodniczący komisji, którego akcent wskazywał na amerykańskie pochodzenie.

- Pan Malfoy chciał przedstawić państwu swoją tragiczną historię – zaczęła, popychając Dracona do przodu. - Pokaż im, chcą zobaczyć mroczny znak, rozmawiali o tym – szepnęła mu do ucha.

Draco nie chciał z nimi rozmawiać. Nie zamierzał im niczego opowiadać, bo to była jego prywatna tragedia. Tragedia, która zadecydowała o całym jego życiu, przyklejając mu niezrywalną łatkę zbrodniarza, był naznaczony i musiał się z tym borykać do końca swoich dni.

- To jest niedopuszczalne – powiedziała Hermiona ze zgrozą, patrząc na swoją szefową. - Jeżeli potrzebują państwo sensacji, to proszę spojrzeć na to – dodała podciągając z trudem rękaw sukni.

- Hermiono – zaczął Draco, gdy zorientował się, co planuje zrobić.

- Tu macie bliznę wojenną, która jest taką samą tragedią, jak ta Dracona – podsunęła im pod nos rękę, na której srebrzyła się dawno zagojona rana, układająca się w obelgę. - Nie miałam wpływu na to, co się mi się przydarzyło, tak jak i on nie mógł się temu przeciwstawić. Był po złej stronie barykady. Ale teraz jest tutaj. Jest tutaj ze mną. Oprawca i ofiara. Razem. Ja mu wybaczyłam. Niech i świat mu wybaczy, bo na to zasłużył – zakończyła, ocierając łzy, które zaczęły spływać po jej policzkach.

Był zszokowany jej reakcją i słowami, patrzył za jej znikającą za drzwiami sylwetką. Nie wiedział, co powinien teraz zrobić. Zrozumiał, że powinien wykazać się taką samą odwagą, jak ona.

- Jestem śmierciożercą i będą nim do dnia mojej śmierci – zaczął pewnym głosem. - Będę odpokutowywał swoje winy do końca moich dni, ale pozwolono mi wrócić do społeczeństwa. Obdarzono mnie zaufaniem, za co jestem niezmiernie wdzięczny. Hermiona Granger jest bohaterką wojenną, a ja jestem zbrodniarzem, ale razem pracujemy i funkcjonujemy. Mam nadzieję, że moja obecność nie będzie miała wpływu na Państwa decyzję w sprawie kandydatury naszego kraju. Proszę.

Skłonił się delikatnie i wyszedł, nie oczekując odpowiedzi. Powiedział wszystko, a teraz musiał ją odnaleźć.

Rozejrzał się po sali, ale nigdzie jej nie widział. Wood pokiwał głową w stronę wyjścia na taras.

Ruszył w tamtą stronę, ale bał się tego, co może się tam wydarzyć.

Stała samotnie, opierając dłonie na kamiennej balustradzie, okalającej taras. Jej oczy utkwione były w magicznej panoramie miasta.

- Nie musiałaś – powiedział, stając obok.

- Musiałam, bo to było niesprawiedliwe – odpowiedziała, podnosząc na niego wzrok.

- Płakałaś przeze mnie? Dlaczego?

- Nie wiem. Zraniły mnie ich słowa. Zraniły ciebie, Draco.

- Mam twardą skórę, przyzwyczaiłem się do tego.

Jej zapłakane spojrzenie, pełne niezrozumiałych uczuć, rozdzierało mu serce. Chciał znowu być odważny. Tym razem dla niej. Położył ręce na jej plecach i przyciągnął ją do siebie, zamykając w uścisku swojego ciepłego ciała. Początkowo opierała mu się, ale po chwili przylgnęła do niego całą sobą.

Nie obchodziło go to, że ktoś może ich zobaczyć.

Potrzebował jej i miał nadzieję, że ona potrzebowała jego tak samo rozpaczliwie.

Czule gładził rękami jej plecy, chcąc ukoić jej nerwy i dodać otuchy.

Jednak chwila ta przeminęła, a do ich maleńkiego świata zapukała rzeczywistość. Hermiona odsunęła się od niego, speszona tym, co przed momentem się wydarzyło.

- Zjedzmy coś – powiedziała, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Ruszyła w stronę sali. Draco poszedł za nią.

Oboje nie mieli ochoty na rozmowę, chociaż robili dobrą minę, odpowiadając na zadawane pytania, bądź śmiali się, gdy ktoś opowiedział coś zabawnego, ale tak naprawdę ich tu nie było. Gdy zrobiło się już późno, zniknęli, żegnając się ze znajomymi.

Szli obok siebie, zlęknieni swoich pragnień.

- Hermiono - zwrócił się do niej po imieniu, gdy znaleźli się pod jej drzwiami. - Czy masz ochotę wypić ze mną drinka?

Dojmująca cisza uderzała ich z całą swoją niszczycielką siłą.

Draco pierwszy raz od dawna wiedział, czego chce.

Postanowił, że jeżeli ona też tego będzie chciała, to nie będzie się powstrzymywał.

Patrzył na nią tak, jakby już była jego.

Hermiona miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi albo wydarzy się coś równie niespodziewanego, z czym nie będzie potrafiła sobie poradzić.

Patrzyła na Draco i nie wiedziała, czego teraz od niego oczekuje, a czego sama nie chce zrobić, a może chce.

Wahała się, analizując wszystkie za i przeciw, gubiła się i traciła głowę.

Nie chciała się jeszcze z nim rozstawać. Lubiła jego obecność. Czekała na słowa wypowiadane jego obcymi do tej pory, ustami. Słuchała jego opowieści i śmiała z jego żartów.

Jego obcość, stawała się jej codziennością, a to co przed nią skrzętnie ukrywał, otwierało się z każdym, kolejnym wspólnie spędzonym dniem.

Otworzyła usta i odpowiedziała, posyłając mu spojrzenie, które mówiło wszystko.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro