Rozdział 15. Jej Paryż.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Chciałabym serdecznie podziękować za taki wspaniały odzew pod ostatnim rozdziałem. Jestem oczarowana taką ilością pozytywnych opinii. Dajecie mi tyle radości, że nie jestem w stanie ubrać tego wszystkiego w słowa, aby w pełni oddać sens tego, co chciałabym przekazać.

Po prostu dziękuję, że jesteście.

Pozdrawiam ciepło

Trzymajcie się

💚🖤Justinemariem 💚🖤



Weszła za nim do ciemnego pomieszczenia, które po chwili rozjaśniło się delikatnym blaskiem świec. Draco zniknął za drzwiami prowadzącymi do łazienki. Hermiona podeszła powoli w stronę łóżka i przysiadła ostrożnie na jego skraju. Odłożyła na bok torebkę, w której mieściły się najważniejsze, potrzebne jej przybory. Odruchowo chciała po nie sięgnąć, aby poprawić szminkę na ustach i róż na policzkach, ale nie wiedziała, ile zostało jej czasu, a nie zamierzała pokazać mu, że denerwuje się jego obecnością i bliskością. Przygryzła z przejęciem wargę, gdy dotarło do niej, na co się zgodziła. Zrobiło jej się gorąco i zimno. 

Marzyła o tym. 

Zbyt wiele się dzisiaj wydarzyło, a noc się jeszcze nie skończyła.

Poczuła dreszcz ekscytacji.

Rozglądała się z zaciekawieniem po przestrzeni, którą zajmował mężczyzna, którego tak naprawdę nigdy nie miała okazji poznać. Te kilka ostatnich pozwoliło jej na stworzenie nowego obrazu Dracona Malfoya. Człowieka, który potrafił ująć ją swoim zachowaniem. Był troskliwy i czuły, chociaż ciągle próbował sprawiać wrażenie zimnego twardziela. Jego słowa potrafiły zranić ją do żywego, ale słowa i gesty wszystko naprawiały.

Pod przeciwległą ścianą stał okazały kufer w kolorze ciemnej zieleni, z wielkim herbem domu rodu Malfoyów umiejscowionym na środku, a po obu jego stronach znajdowały się grube pasy, przypominające węże. Tuż obok niego leżały jego rzeczy osobiste, które sprawiały, że przekonywała się, że ma do czynienia z prawdziwym człowiekiem.

Powoli i spokojnie, zdzierała z niego jego ochronne warstwy, aż dotarła do tego, kim był naprawdę. Wstała i podeszła do niewielkiego stolika, na którym zauważyła różdżkę, kilka galeonów oraz bawełniane, eleganckie równo ułożone, w zdobionym pudełku, chusteczki z wyhaftowanymi jego inicjałami. Tuż obok leżał stary, klasyczny zegarek kieszonkowy z doczepionym do niego ciężkim łańcuchem.

Podniosła do góry smukłą butelkę wykonaną z grubego szkła, w którym znajdował się płyn, będący istotą jego zapachu. Znała go i potrafiła rozróżnić w tłumie, ale nie miała pojęcia, z jakich składników został stworzony, dlatego postanowiła sama to sprawdzić. Otworzyła korek i powąchała, odnajdując nuty pieprzu, kadzidła, kolendry i świeżego jabłka, które zmieszane ze sobą, tworzyły niesamowitą całość, wyróżniającą się waniliową bazą z mocnym akcentem drzewa sandałowego.

Cały Draco, ten intensywny zapach ją odurzał, doprowadzał zmysły do szaleństwa. Zamknęła butelkę, odstawiając ją pod samą ścianę. Nie mogła bardziej się w nim zatracać, dopóki jeszcze resztkami sił, zachowywała trzeźwe myślenie.

Wszystkie należące do niego przedmioty były pozbawione osobowości, niewiele mówiły o ich właścicielu poza tym, że nie lubił niczego, co mogłoby cokolwiek o nim powiedzieć. Czysta klasyka.

Przypomniała sobie rozgardiasz, który zostawiła w swoim pokoju hotelowym, wychodząc na prezentację i uśmiechnęła się, gdy zrozumiała, jak wiele ich różni.

Hermiona nie potrafiła w żaden sposób sklasyfikować tego, co czuła do Dracona Malfoya, chociaż bardzo chciała to zrobić. Była związana z innym mężczyzną, a to powodowało, że jej myśli były drastycznie w tym momencie ograniczone. Spojrzała z roztargnieniem na swoją dłoń, na której brakowało symbolu oznaczającego, że należała do innego mężczyzny. Z każdym kolejnym dniem, oddalała się od Ronalda, ale doskonale wiedziała, że to nie była wina Dracona. Malfoy pojawił się jej w życiu, w chwili, gdy ona, pełna wątpliwości, zastanawiała się nad tym, co powinna zrobić ze swoim związkiem, który umierał. Uczucie do Ronalda w niej gasło i coś, czego nie umiała nazwać, pchało ją w ramiona ślizgona.

Tylko czy prawdziwa Hermiona Granger jest zdolna do zdrady? Czy jej gryfońska natura pozwoli jej zrobić coś tak haniebnego? Czy porzuci coś stabilnego, co budowała przez wiele na rzecz przelotnego romansu? Czy będzie na tyle silna, żeby być partnerką w zbrodni razem z Draconem?

- Czego się napijesz? - usłyszała jego pytanie, gdy stanął tuż za jej plecami. Tembr jego głosu sprawił, że mimowolnie zadrżała.

Odwróciła się do niego, odczuwając bliskość, jaka się pomiędzy nimi wytworzyła. Zrobiła krok do tyłu, uderzając pośladkami o stolik.

Nie miała dokąd uciec.

Nie chciała od niego odchodzić, ale wcześniejsze rozmyślania sprawiły, że straciła energię.

- Napiję się wina – odpowiedziała, wykrzesując z siebie ostatnie pokłady spokoju, chociaż głos nienaturalnie jej drżał. Podniosła do góry głowę, napotykając jego wzrok.

Jego oczy były pełne ciepła i zainteresowania, którym ją obdarzał. Liczyła się teraz tylko ona.

Odsunął się od niej, wychodząc z jej strefy komfortu i sięgnął po swoją różdżkę.

- Alohomora – szepnął, celując zaklęciem w stronę herbu symbolizującego Paryż, zdobiącego szafkę z alkoholem, ukrytą pomiędzy dwiema kolumnami, znajdującymi się w przeciwległym kącie pomieszczenia.

Hermiona przyglądała się z zaciekawieniem, jak niewielki statek umieszczony w godle, nagle ożył, a jego żagle wypełniły się magicznym tchnieniem wiatru, wzmacnianym przez ruch gałązek dębu oraz liści laurowych poruszających się jednostajnym rytmem. Dziób statku ustawił się w stronę przeciwną od wiatru i odpłynął w stronę zachodzącego słońca, żegnany delikatnym ruchem fal. Po zakończonym przedstawieniu, zamek szczęknął przeraźliwe, a ze środka wyfrunęła taca, na której znajdowała się szklanka wypełniona do połowy bursztynowym płynem oraz wysoki kieliszek z jasnozłotym winem.

Draco wziął whisky i podał Hermionie jej alkohol. 

W pokoju było niewiele mebli, które mogliby wykorzystać, żeby się zrelaksować, usiąść i na spokojnie porozmawiać.

Było łóżko, ale ona było niebezpieczne.

Stali więc blisko siebie, blisko, ale w odpowiedniej odległości.

- To było niesamowite – jej głos był przepełniony zachwytem, którego nie zamierzała ukrywać.

- Tak, muszę przyznać, że tak, za pierwszym razem na mnie też zrobiło wrażenie.

Wszystko, co się między nimi działo, zmierzało w złym kierunku.

Nie mogła oderwać od niego wzroku, bo jego widok sprawiał, że miała ochotę się w nim zatracić, bez pamięci.

Nie mogła oddychać, bo jego zapach wypełniał wszystkie komórki jej ciała, co powodowało napływ gorących wyobrażeń.

Nie mogła myśleć, bo mózg nie współpracował z jej najszczerszymi pragnieniami.

Potrzebowała jego ciepłych i miękkich ust. Słuchała wypowiadanych przez niego słów, uśmiechała się, gdy tego od niej oczekiwał, ale z każdą kolejną chwilą i kolejną dawką alkoholu w organizmie, chciała czegoś więcej.

Nie chciała już z tym walczyć.

Ale...Był Ron i Astoria.

- Mamy ogromne szanse na wygraną. Patrzyłam na reakcje komisji po każdej przedstawianej przez nas części i... - zaczęła nerwowo, chcąc rozluźnić gęstniejącą pomiędzy nimi atmosferę i zmienić temat na bezpieczniejszy.

- Granger - powiedział spokojnie. - Przestań tyle mówić, nie masz już na to wpływu. Byłem tam, wszystko widziałem.

- To dziwne, że jesteśmy tu razem – powiedziała, kurczowo ściskając kieliszek.

- Dziwnie, to ty się zachowujesz – odpowiedział, upijając łyk.

- Ale ja się denerwuję, że nie wypadliśmy wystarczająco dobrze – jęknęła.

- Wypadliśmy, ty zrobiłaś na nich wrażenie, gdy stanęłaś w mojej obronie i pokazałaś im...

- Moją bliznę.

- Twoją bliznę. Czy mogę ją zobaczyć?

Skinęła głową i pozwoliła, żeby mężczyzna podciągnął delikatnie rękaw sukni. Przesunął palcami po żłobieniach na skórze, układających się w słowo, którym sam ją wielokrotnie ranił. Ujął jej nadgarstek i pochylił się, składając na nim delikatny pocałunek.

- Pamiętam każdą chwilę, gdy byłaś krzywdzona i nie mogłem niczego zrobić, chociaż bardzo chciałem. Byłem tylko przerażonym dzieciakiem, ale wiedziałem, że to było złe. To, w czym uczestniczyłem, było złe.

- Draco, co ty robisz – odpowiedziała, przepełniona wachlarzem emocji, z którymi sobie nie radziła.

- Powiedziałaś, że mi wybaczyłaś. Powiedz, jak tego dokonałaś, bo ja wciąż nie jestem w stanie wybaczyć sobie.

- Wybaczyłam ci już dawno – odparła, przytrzymując dłużej jego dłoń. - Naprawdę możesz to zrobić, Draco. Zamknij już ten rozdział, idź dalej.

- Nie mogę iść dalej. Zatrzymałem się, bo się pojawiłaś. Miałem wszystko zaplanowane i powoli realizowałem kolejne punkty, ale teraz nie mogę tego zrobić. Nie mogę tego zrobić sam.

Hermiona nie wiedząc, co powinna teraz zrobić, usiadła znowu na łóżku. Skrępowanie związane z przebywaniem z nim sam na sam, rosło w niej z każdą kolejną sekundą i miała ochotę zniknąć. Wyciągnęła obolałe stopy, chcąc dać im wytchnienie po wielogodzinnej męczarni na cienkich szpilkach.

Draco obserwował czujnie każdy jej ruch, wodząc za nią leniwie wzrokiem.

- Co robisz? - zapytał.

- Po prostu bolą mnie stopy – odparła speszona, podkurczając nogi i chowając je w stronę łóżka.

Uklęknął przed nią na jedno kolano, odstawiając szklankę na podłogę, zabrał też jej kieliszek.

- Pozwól – powiedział, ujmując jej stopę delikatnie.

Sięgnął do zapięcia i odginając sprzączkę, rozpiął but, uwalniając nogę. Postawił go na ziemię i to samo zrobił z drugim.

Podniósł na nią oczy, które pełne były pożądania. Nie przerywając kontaktu wzrokowego, przesunął ręką z kostki na jej szczupłą łydkę, a następnie wobec braku jej sprzeciwu, sunął wyżej aż zatrzymał się na udzie, delikatnie głaszcząc palcem ciepłą skórę.

- Drżysz – powiedział ochrypłym głosem.

- Draco – szepnęła, kładąc dłoń na jego gładkim, ogolonym policzku. Potrzebowała jego dotyku, aby móc dalej oddychać.

Przytulił twarz do jej dłoni. Chciała, żeby to wszystko oznaczało coś więcej.

Patrzył na nią tak intensywnie, że ona nie była w stanie odwrócić wzroku.

Widział ją, dotykał jej duszy.

Uklęknął na drugie kolano w geście poddania.

W geście oddania.

Uśmiechnął się, a ona coraz bardziej się w nim zatracała. Położył drugą rękę na jej udzie i przesuwał ją powoli do góry w stronę talii.

Uczył się jej na pamięć. 

- Zobacz, co ze mną robisz, jestem tutaj przed Tobą, na kolanach - powiedział, wzmacniając uścisk, tak jakby chciał się upewnić, że jest tu z nim i nigdzie nie odejdzie. On jej na to nie pozwoli.

Był blisko, a ona pragnęła mieć go jeszcze bliżej.

Dzieliły ich od siebie milimetry. Tak niewiele brakowało, aby mogli przekroczyć granicę. Kolejną.

Ale on czekał. Czekał na jej pozwolenie.

- Powiedz, jeżeli mam przestać – powiedział, przeszywając ją coraz gorętszym spojrzeniem.

Powinien przestać, a ona powinna być w stanie mu to powiedzieć, głośno i wyraźnie, bez wahania.

Nie chciała tego zrobić, ale nie miała innego wyjścia. Przymknęła z bólem oczy i zabrała swoją dłoń. To musiało się skończyć. Teraz. Zanim będzie za późno i przekroczą kolejne granice.

- Proszę, proszę... – powiedziała ze smutkiem.

Draco podniósł się i wypił resztkę alkoholu.

- Gdyby to ode mnie zależało – zaczął pewnie. - Nie przestałbym.

Czuła się winna, ale nie mogła postąpić inaczej, gdyż była zaręczona, a on był związany z inną kobietą. Hermiona nie potrafiła postąpić niezgodnie ze swoim sumieniem.

Brnęli w coś, czego oboje chcieli, ale ona bała się zaryzykować. Hermiona Granger była odpowiedzialna i lojalna, była Gryfonką z krwi i kości i nie potrafiła świadomie zdecydować się na zdradę.

Świat wirował jej przed oczami, miała ochotę odejść, ale pragnęła też zostać. To wszystko ją przerastało. Potrzebowała jasnych i klarownych odpowiedzi, gdy wokół niej krążyły jedynie sprzeczające się ze sobą pożądanie i poczucie obowiązku wobec ludzi, z którymi oboje byli związani.

- Pójdę już – odparła również wstając, schyliwszy się po buty, odstawiła na szafkę niedokończonego drinka.

- Zostań – odparł Draco. - Nie dotknę cię i nie przekroczę granic, ale nie wychodź.

- To co w takim razie będziemy robić?

- Będziemy spać, bo już jest późno.

- Spać? Razem?

- Już spaliśmy razem, gdy byłaś chora i wtedy ci to nie przeszkadzało, a ja musiałem słuchać twojego chrapania.

- Nie chrapałam.

- Oczywiście, że chrapałaś, a ja nie mogłem tego znieść, dlatego doceń moje poświęcenie.

- Nie mam tutaj ubrań – odparła skonsternowana.

- Bieliznę chyba masz na sobie, a ja ci dam jedną z moich koszulek – odpowiedział, jakby to było coś oczywistego.

- Nie mogę zostać z tobą na noc. Nie mogę z tobą spać.

- Dlaczego? - zapytał, podchodząc bliżej. - Dlaczego? - powtórzył. - Bo będziesz chciała czegoś więcej?

Nie odpowiedziała, ale on doskonale znał odpowiedź na to pytanie.

- W takim razie, zjedzmy jutro razem śniadanie – powiedział. - Przyjdź po mnie rano. Będę na ciebie czekał.

***

Jasne promienie słońca wdzierały się przez niezasłonięte zasłony, budząc ją i informując o rozpoczęciu nowego, pięknego dnia. Dnia, który mogła spędzić z Draconem w innym świecie, tak jakby dostali od losu szansę na sprawdzenie wszystkiego, co powstało pomiędzy nimi i udzielenie odpowiedzi, co chcą z tym dalej zrobić. Przeciągnęła się, odwracając na plecy i przecierając oczy.

Żałowała.

Żałowała swojej słabości i rezygnacji z Dracona.

Ale podświadomie wierzyła, że to dopiero początek, a nie koniec.

Szybko wstała i podeszła do kufra, aby wyciągnąć ubranie przygotowane na dziś.

Nie było chwili do stracenia, czekał na nią ktoś wyjątkowy.

Była daleko od swojej codzienności i w tej pięknej bajce zamierzała się zatracić, wykorzystując każdy, niepowtarzalny moment.

Postawiła na krótką sukienkę w pastelowym odcieniu lawendy, do której dobrała wygodne sandały na wysokim obcasie.

Zapukała do drzwi jego pokoju i gdy długo nie usłyszała odpowiedzi, postanowiła wejść, przekręcając gałkę.

- Draco! – zawołała z progu, chcąc zaznaczyć swoją obecność.

Mężczyzna wyszedł z łazienki, owinięty w pasie jedynie ręcznikiem. Krople wody spływały po jego nagich plecach, wtapiając się w materiał. Nie patrzył na nią, uciekał wzrokiem.

Głośno wypuściła powietrze i w pierwszej chwili nie mogła oderwać wzroku od jego nagiego ciała, ale coś innego przykuło jej uwagę.

Zmartwiona, podbiegła do niego i chwyciła mocno za rękę.

- Krwawisz – powiedziała odwracając jego rękę, gdy ten chciał ją wyrwać z mocnego uścisku. - Co to jest? - zapytała z przerażeniem, gdy biały bandaż z każdą chwilą mocniej nasiąkał szkarłatem.

- Nic takiego – warknął Draco mocniej szarpiąc ramieniem. - Puść, sam sobie poradzę.

- Czy to znak? - Nie dawała za wygraną, jednocześnie ostrożnie zdejmując warstwy bandaża. - To się zdarzyło nie pierwszy raz, prawda? Pamiętam, jak mój dotyk czasem sprawiał ci ból.

- Granger – jęknął zrezygnowany, bo zorientował się, że nie ma szans w starciu z gryfonką, ale nie zamierzał odkrywać przed nią wszystkich swoich tajemnic.

- Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałeś – warknęła, zła na siebie za to, że wcześniej nie zrozumiała jego dziwnego zachowania.

- Bo to nie jest twoje zmartwienie – odpowiedział.

- Och, na litość boską – żachnęła się, gdy zorientowała się, że nie jest ubrany. - Ubierz się i wróć tutaj, a ja poszukam odpowiedniego eliksiru, żeby zatamować krwawienie.

- Mogę się rozebrać, będzie szybciej i łatwiej...

- Ale nie romantyczniej, idź – mruknęła, grzebiąc w swojej zaczarowanej torebce, z którą nie rozstawała się od wielu lat.

- Dlaczego tak się przejmujesz?

Nie odpowiedziała, tylko posłała mu naglące spojrzenie.

- Chociaż spodnie nałóż – burknęła, chociaż musiała przyznać, że miał bardzo ładne nogi, na które w innych okolicznościach mogłaby z chęcią popatrzeć dłużej.

- Wiesz, że to jest klątwa? - ciągnęła, gdy wrócił i usiadł na łóżko, wylewając kilka kropel eliksiru na rozjątrzoną ranę. - To nie jest cholerny tatuaż! Co z tym zrobiłeś? Episkey – mruczała pod nosem kilkukrotnie, aby zamknąć jego rany.

- Jakiś czas temu użyłem zaklęcia, które miało usunąć znak, ale się nie udało i czasem krwawię.

- Boli cię to? - zapytała, zatrzymując wzrok na jego odkrytej klatce piersiowej i z trudem ukryła swoje zażenowanie, gdy on to zauważył.

- Trochę.

- Musisz z tym skończyć.

- Nie będziesz mi mówić, co mam robić ze swoim życiem.

- Jeżeli widzę, że popełniasz błąd, to mogę...

- Nie możesz. Możesz tyle, na ile ci pozwolę.

Hermiona spojrzała na niego gniewnie, maskując ból, jaki jej sprawił swoimi słowami. Gdy skończyła bandażowanie jego ręki, wrzuciła do torebki zużyte fiolki z eliksirami.

- Zjem śniadanie w hotelu – powiedziała obrażonym tonem. - Do zobaczenia – dodała, ruszając w stronę drzwi.

- Colloportus – mruknął Draco, rzucając zaklęcie, które przemknęło tuż obok jej głowy.

- Przecież otworzę sobie te drzwi zaklęciem! - krzyknęła, wyciągając różdżkę.

- Zjesz ze mną to cholernie śniadanie – warknął Draco, wstając i sięgnął po koszulę w miętowym odcieniu. - Jak będziesz się rzucać, to oberwiesz Petrificus Totalus, opanowałem to zaklęcie do perfekcji, zapytaj Pottera.

- Nie odważyłbyś się tego zrobić.

- Nie zmuszaj mnie, żebym ci pokazał.

- Nie wiem, jak mogę... - zaczęła, ale nie chciała kończyć, żeby się nie odkryć ze swoimi uczuciami.

***

Wyszli z hotelu, zmierzając w stronę Jardins du Trocadero, mijając po drodze Palais de Chaillot, skąd rozciągał się zapierający dech w piersi widok na wieżę Eiffla i Pola Marsowe. Uznali, że w tłumie mugoli, będą mogli liczyć na anonimowość, której tak bardzo potrzebowali. Mieli zamiar sprawdzić, jak pomiędzy obcymi, będę na siebie nawzajem oddziaływać. Chcieli zjeść śniadanie, tak jak się umówili w nocy, chociaż po kłótni, która miała miejsce w pokoju kilkanaście minut temu, oboje byli nachmurzeni i sfrustrowani.

Hermiona szła z rękami założonymi na piersiach, ledwo nadążając za szybkim krokiem Malfoya.

- Dobra, zaczekaj. Nie będę za tobą biec - zawołała za nim, gdy uznała, że już nie da rady utrzymać tak szybkiego tempa, a on zaczął ją wyprzedzać.

Zatrzymał się, ale nie odwrócił w jej stronę.

- Draco - powiedziała stanowczo. Widziała, że walczył, ale nie wiedziała z czym i nie zamierzała znosić jego humorów. Podeszła do niego bliżej i złapała go za zdrowe ramię, odwracając w swoją stronę. - Wiesz, że mam rację. Dużo o tym kiedyś czytałam i nie jesteś w stanie niczego z tym zrobić. Mroczny znak zostanie z tobą na zawsze. - Ostatnie zdanie wypowiedziała szeptem.

- Myślałem, że ten temat został już zamknięty - wycedził przez zęby.

- Nie jest - odparła spokojnie. - Pomogę Ci, poszukamy rozwiązania, bo może jest coś, o czym oboje nie wiemy. Voldemort był potężny, ale był tylko człowiekiem, który na pewno znalazł jakieś zaklęcie z dziedziny czarnej magii, tworzące znak. A my znajdziemy przeciwzaklęcie albo i nie, ale spróbujemy, jeżeli na tym ci zależy.

Milczał, ale patrzył na nią ze spokojem w oczach, a jego twarz łagodniała z każdą kolejną sekundą.

- Jesteśmy w Paryżu. Idziemy na śniadanie. Proszę, to się może już nigdy nie powtórzyć, cieszmy się każdą chwilą – powiedziała.

Draco nic nie odpowiedział, tylko ku jej ogromnemu zdziwieniu, splótł jej palce ze swoimi, i ruszył wolniejszym krokiem w pierwotnym kierunku.

- Jesteśmy wystarczająco daleko od hotelu, żeby nikt nas tutaj nie zobaczył - powiedział, spoglądając na nią z góry, chcąc wytłumaczyć swoje zachowanie.

Paryskie ulice oczarowywały ich swoim przepychem i atmosferą. Rozglądali się z zaciekawieniem, dostrzegając cuda architektoniczne, które mogli podziwiać na każdym kroku. Nowoczesny styl, przeplatający się z historycznymi bryłami i detalami. 

Mijali tysiące turystów, którzy z roztargnieniem chłonęli piękno miejsca, w którym znaleźli się pierwszy lub kolejny raz w życiu. Spacer po Paryżu był spełnieniem marzeń wielu z nich, więc czerpali z energii miasta tyle, aby mogli zachować wszystko w pamięci, a potem latami wspominać wspaniałe chwile.

Przystanęli na moście Pont d'lena, rozkoszując się ciepłem majowego słońca, ogrzewającego ich blade twarze.

Hermiona oparła dłonie na kamiennej balustradzie i ze spokojem obserwowała piękno otaczającego ją miasta. Draco stanął tuż za nią, obejmując ją w pasie. Pozwoliła mu na to.

Był blisko.

- Podobno Paryż jest najpiękniejszy w deszczu – powiedziała rozmarzonym głosem, wyobrażając sobie miasto spowite nostalgiczną aurą.

- Mało ci deszczu w Londynie – mruknął, zmniejszając odległość pomiędzy nimi.

- Co my wyprawiamy? - zapytała zmieszana, gdy poczuła, że przyciągnął ją do siebie bliżej.

- Jesteśmy w Paryżu. Nikt się nigdy nie dowie, a to może być nasz mały sekret.

- Sekret? - przymknęła oczy, gdy jego usta musnęły delikatnie jej szyję tuż pod płatkiem ucha.

Marzyła o pocałunku, marzyła o tym, żeby nareszcie to między nimi wybuchło, bez ograniczeń, bez rozmyślania, bez konsekwencji.

Ale, czy godziła się na to, żeby być jego sekretem. Czy jej wystarczyłoby być jego brudnym sekretem?

Odsunęła się od niego, chociaż ten gest ją wiele kosztował. Odwróciła się, patrząc mu prosto w oczy. Z nadzieję szukała w nich odpowiedzi na nurtujące ją pytania, ale zabrakło jej odwagi, by trwać w tym spojrzeniu. 

- Czy jest szansa, że coś się zmieni? Czy coś z tymi zrobimy? - zapytała z nadzieją.

Potrzebowała od niego zapewnienia. Potwierdzenia, że to wszystko nie jest snem i jej wyobrażeniem, nadinterpretacją faktów.

- Nie wiem - odpowiedział. - Po co zmieniać cokolwiek, skoro nie wiemy, co może z tego wyniknąć?

- Moglibyśmy spróbować - szepnęła.

- Nie wiem.

Pozwoliła, żeby znowu ją objął ramieniem i ruszyli razem w stronę najpopularniejszej atrakcji turystycznej miasta.

Ciesz się chwilą, Hermiono. Chwila ta nie powtórzy się nigdy.

Po kilkunastominutowym spacerze usiedli na patio Bistrot de la Tour Eiffel przy niewielkim, okrągłym stoliku, obok którego stały wiklinowe, wygodne fotele, w których z ulgą usiedli. Sięgnęli po menu, przebiegając wzrokiem po niekończącej się liście francuskich smakołyków.

- Na co masz ochotę?

- Kawę – odparł, odkładając kartę. - Zmęczyłem się czytaniem, wybierz coś dla nas.

Przesunął pod stolikiem nogę, trącając jej kolano. Hermiona podniosła na niego wzrok, gdy poczuła jego rękę na swojej skórze. Zrobił, to tak swobodnie, że zaparło jej dech w piersi. Brał, co chciał, a ona nie oponowała. Zatapiała się w nim i wszystkich wspaniałych doznaniach, które w niej rozbudzał.

- Weźmiemy croissanty z marmoladą pomarańczowo – mandarynkową – powiedziała udając pewność siebie, choć nie mogła pozbyć się całkowitego drżenia głosu. Jego ręka niebezpiecznie przesuwała się w górę jej nogi. - Kawę i kawę mrożoną – dodała, czując na twarzy gorąco, nad którym nie potrafiła zapanować. - Muszę ostudzić emocje.

- Po co? - zapytał, uśmiechając się do niej łobuzersko.

Hermiona nie odpowiedziała, tylko popatrzyła na niego z pożądaniem.

- Mugole mówią, że Paryż to miasto miłości? - zapytał.

- Tak.

- Coś w tym jest. Muszę przyznać, że mogą mieć rację.


W tym miejscu możemy zacząć już śpiewać!

https://youtu.be/G4u3sAnOU9g

* zdjęcie wstawione na górze rozdziału pobrane z https://weheartit.com/entry/305609673?context_page=10&context_type=user&context_username=ebonyenchants

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro