Rozdział 20. Jego zmarnowane szanse.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień dobry! 💚🖤

W to niedzielne południe zapraszam Was na nowy rozdział!

Kolejny raz zamierzam Wam podziękować. Wasze komentarze sprawiają, że mam siłę i energię do pisania. Dziękuję, że daliście mi szansę, swój czas i zaangażowanie i wracacie tutaj, aby razem ze mną przeżywać tę historię. 

Odpocznijcie i nabierzcie sił na kolejny tydzień!

Trzymajcie się ciepło, pomimo tego listopadowego chłodu.

Kolejny rozdział zostanie opublikowany równo za dwa tygodnie, czyli 6 grudnia! 

Wasza

Justinemariem 🍓💚🖤


Jeżeli zdrada smakuje tak, jak ciało Hermiony Granger, to godził się z tym co zrobili oraz ze wszystkimi konsekwencjami, które na nich czekały po opuszczeniu namiotu. 

Niczego nie żałował, ciesząc się w duchu z każdej spędzonej z nią chwili. 

Zdradził Astorię już dawno temu, chociaż teraz nie potrafił odnaleźć we wspomnieniach tej jednej chwili, która sprawiła, że odwrócił się od tego, co miał, dostrzegając coś, co go przyciągało dużo silnej.

Wydarzenia ostatniej nocy zmieniły wszystko, ale musiał przyznać, że był na tę zmianę przygotowany i z utęsknieniem jej oczekiwał. Nie wiedział, w jaki sposób powinien to zinterpretować, ale stwierdził, że właśnie przeszedł przyspieszony kurs rozwoju osobistego.

Do tej pory nie chciał się przyznać, że w jego dotychczasowym życiu czegoś boleśnie mu brakuje, ale teraz nie miał już wyjścia ani możliwości zaprzeczenia. 

Zmiana ta rozpoczęła się z chwilą pojawienia się Granger, pod powierzchnią jego codzienności, tydzień po tygodniu, dokonywała jego przeobrażenia, aż znaleźli się tu, całkiem sami. 

Schowali się przed wszystkimi, w maleńkim świecie zbudowanym z beli pozszywanego materiału. Obnażeni ze swoich uczuć, odnaleźli spełnienie w swoich ramionach. 

Przyzwyczajony do tego, w czym funkcjonował od wielu miesięcy, trwał w iluzji, że tak już pozostanie, a to zawężało perspektywę jego widzenia i zamykało oczy na to, co było tuż obok.

Zobaczył ją i w niewytłumaczalny dla niego sposób, nie potrafił od niej odejść.

– Cześć – uniosła wolno rękę, by pogłaskać jego szczękę pokrytą jasnym, drażniącym zarostem. - Jak się czujesz?

Jej pytanie sprawiło, że poczuł się nieswojo i miał ochotę wstać i uciec jak najszybciej. W jej tonie głosu usłyszał troskę i uczucie, w którym miał ochotę się zanurzyć, zapominając o reszcie świata, ale nie chciał sobie na to pozwolić. 

Odwrócił się na plecy, przerywając z nią kontakt wzrokowy. Założył ręce za głowę, chcąc pokazać jej, że nie powinna się tak nim przejmować i interesować jego samopoczuciem. Do tej pory sam świetnie sobie radził i nie był jeszcze gotowy na zmiany w tym aspekcie swojej codzienności.

Za wszelką cenę chciał odseparować w swojej głowie uczucia od pragnień. Zdecydowali się na seks, bo oboje tego pragnęli, ale w żaden sposób nie zamierzał wiązać tego z uczuciami. 

Uznał, że jak się bardzo postara, to będzie w stanie to rozdzielić. Leżał teraz wpatrując się w szarość materiału, stanowiącego sufit namiotu i czekał aż jego problemy same się rozwiążą. 

Traktowanie jej w chłodny sposób było według niego jedyną formą pokazania jej tego, czego od niej teraz oczekuje.

A oczekiwał ciszy i spokoju i niewtrącania się w sprawy zajmujące jego głowę, przynajmniej dopóki sam ich sobie nie poukłada.

Przede wszystkim teraz, dokładnie w tym momencie, nie miał odwagi, żeby odpowiedzieć na zadane przez nią pytanie, bo tak naprawdę nie wiedział, jak się teraz czuł.

Nigdy nie lubił się nad tym zastanawiać, bo nikogo do tej pory nie obchodziło to, co myślał ani odczuwał.

Istotne było to, co zrobił i do czego go to doprowadziło oraz to, co mógł zyskać na skutek takiej, a nie innej, podjętej decyzji.

Sądził, że emocjonalnie nigdy nie dojrzał, bo tego nie potrzebował. Najłatwiej było mu nazwać to, co czuł, gdy spotykał nielubianych przez niego ludzi na korytarzach Hogwartu.

Nienawiść, niechęć i zazdrość, w tym był naprawdę dobry.

Po spędzeniu nocy z Hermioną, postanowił, że przyszedł już czas na koniec z udawaniem tego kim tak naprawdę nie jest. 

Nie chodziło mu o to, że od teraz będzie kimś nowym, a jedynie o decyzję o zaprzestaniu ukrywania swoich emocjonalnych potrzeb i problemów.

Zastanawiał się nad tym, czego oczekiwała od niego Hermiona.

Czy potrzebowała silnego mężczyzny, który będzie dla niej opoką i wsparciem w trudnych chwilach?

Chciała go, nie mówiąc o tym, że powinien się zmienić. Takim, jakim jest.

Wyartykułowanie emocji nie znajdowało się jeszcze w zasięgu, ale mógł, chociaż w swojej głowie, zwerbalizować to, co miał nadzieję, kiedyś będzie w stanie jej powiedzieć.

Czuł się z nią dobrze, ale to wyznanie nie przeszłoby mu przez gardło.

Czuł spełnienie, bo wydarzyło się coś, na co czekał od dawna.

Czuł podniecenie, bo miał wciąż ochotę na więcej.

Czuł podekscytowanie, bo sądził, że czekają ich jeszcze piękne chwile przepełnione gorącym seksem.

Czuł niepokój, bo nastał ranek, a on mógł przynieść ze sobą nowe okoliczności, w których jakoś oboje musieli się odnaleźć, a to mogło okazać się bardzo trudne.

Czuł złość, bo wciąż nie był pewien, dokąd ich to wszystko doprowadzi.

Czuł dezorientację, bo nie siedział w jej głowie i czekał na jej reakcję.

Dudniły mu w głowie jej słowa związane z jej trudną sytuacją. Nie był jeszcze gotowy na kolejny krok związany z dalszymi decyzjami o ich związku. Potrzebował czasu i miał nadzieję, że nie będzie przez nią naciskany. 

Wszystko, co pomiędzy nimi powstało, rozwijało się bardzo powoli i teraz nagłe i nieprzemyślane ruchy, mogły wszystko zepsuć.

– Bo ja się czuję dobrze – powiedziała opierając się na jednym łokciu, zbliżyła się do niego i położyła ciepłą dłoń na jego klatce piersiowej. – Dziękuję, że pytasz – dodała z kpiną.

Uśmiech nie schodził z jej wyspanej twarzy, a rozczochrane włosy delikatnie łaskotały jego skórę. Była piękna, pomimo tego, że pierwszy raz widział ją w tak naturalnej odsłonie.

Dostrzegał w jej spojrzeniu coś, co bardzo mu się podobało. Odwrócił głowę w jej stronę i nie mógł powstrzymać naturalnej reakcji swojego ciała. Jej uśmiech rozbudzał w jego sercu ciepło, z którym nie mógł walczyć. 

Mógł myśleć o różnych rzeczach, zarzekać się, że będzie to wszystko wolniej się z rozwijało, przynajmniej z jego strony.

Ale przegrywał ze swoimi założeniami i planami, gdy była blisko.

Odczuwał przy niej szczęście, czyste zadowolenie z tego, co ma. Właśnie tu i teraz.

Nigdy wcześniej tego nie doświadczał, a na pewno nie w takim natężeniu.

Miał wrażenie, że ich relacja od początku polegała na tym, że on przegrywał, a ona wygrywała.

A może oboje wygrywali? 

Uwielbiał patrzeć na nią i rejestrować jej reakcje, ucząc się na pamięć jej oddechu i cichych westchnień, gdy swoim postępowaniem wywoływał w niej uczucie przyjemności. Teraz jednak nie mógł zastąpił słów czynami, które uratowałyby go przed koniecznością przeprowadzenia rozmowy, na którą ona jego zdaniem, czekała.

– Lubię cię, Granger – wyrwało mu się, zanim zdążył przemyśleć to, co ukształtowało się w jego głowie.

– Też cię lubię, Malfoy.

– Nie żartuję teraz, naprawdę cholernie cię lubię.

– To dobrze, bo leżę teraz obok ciebie naga, a lubienie jest zdecydowanie pozytywnym uczuciem, które mi odpowiada – skwitowała, łapiąc go za tył głowy i przyciągnęła do pocałunku.

– Hermiono – zaczął, przerywając na chwilę to, co zaczęła.

– Nie mówmy nic. Nie chcę rozmawiać – szepnęła. – Bo powiesz zbyt wiele. Czasem boję się twoich myśli i nie chcę, żebyś je wypowiadał.

Walczył ze sobą przez chwilę, wiedząc, że słowa sączące się z jej ust są kłamstwem. Kłamstwem, za które kiedyś będą musieli boleśnie zapłacić. Ona potrzebowała rozmowy, ale tak, jak on, nie była jeszcze gotowa.

Przesuwał dłonią po jej nagich plecach, zapominając o tym, co siedziało w jego głowie jeszcze przed chwilą.

Serce przyspieszyło rytm, tłocząc z zawrotną prędkością krew do jego żył. Słyszał jej ciche westchnienia i jęki, które tylko pobudzały go do działania.

Tym razem postanowił się rozkoszować się każdą sekundą, doceniając i odkrywając każdy milimetr jej ciała.

Pragnął jej równie mocno, co wcześniej i wydawało mu się to dziwne. Myślał, że gdy już ją zdobędzie, jego żądza zmaleje, bo przecież już dostał to, czego chciał, ale jemu było wciąż mało.

Spragniony jej dotyku, poddawał się wszystkiemu, co mu oferowała.

Ale ona milczała, ucinając temat rozmowy.

Oddawała mu się kolejny raz.

Wracał spojrzeniem do jej twarzy, zatrzymując się na seksownych ustach, okrągłych piersiach i ciemnych, wpatrzonych w niego oczach.

Postanowił, że nie jest w stanie teraz zrezygnować z tego spojrzenia.

Usiadł na kolanach i przyciągnął ją do siebie, zatapiając się w niej.

Patrzył na nią, poruszając się delikatnie, wprawiając ich ciała w delikatne kołysanie.

Kolejny raz przeżywanie ich zbliżenia, doprowadzało go do takiego samego wniosku.

Jej serce było tak blisko jego własnego, że był przekonany o tym, iż biją równym rytmem, zgrywając się ze sobą.

Chciał widzieć, jak jej oczy zachodzą mgłą zapomnienia, będąc jawnym okazaniem, jak dobrze się z nim czuje i jak wiele on jej teraz daje. Jej wilgotne, rozchylone w uniesieniu usta, które razem z jej twarzą przyjęły zatracony wyraz, gdy całkowicie mu się oddała, doprowadziło go do skraju wytrzymałości.

Jest cała jego.

Sprawiając jej przyjemność, sprawiał ją również sobie, ale to nie było dla niego najważniejsze.

Wplótł dłonie w jej włosy i odchylił jej głowę, aby mógł ją pocałować.

– Draco – jego imię wypowiedziane jej miękkim głosem, spowodowało, że coś zakuło go w klatce piersiowej.

Wypełnił nią wszystkie zmysły, chłonąc wydawane dźwięki, zapach, który go oszałamiał i dotyk.

Gdy oboje nie byli już w stanie wytrzymać rosnącego w ciałach napięcia, Draco poczuł jak Hermiona oplata go ciasno ramionami, wbijając w jego plecy ostre paznokcie, potęgując buzujące w nim doznania. On w tym czasie przyspieszył, chcąc odnaleźć spełnienie razem z nią, w tej samej chwili dotrzeć do miejsca, gdzie nic poza nimi, już nie będzie miało znaczenia.


***


Nadszedł czas, kiedy powinni się rozstać, zanim reszta obozu wyjdzie ze swoich namiotów i część z nich dziwnie zareaguje na tak wczesną wizytę Dracona Malfoya w prywatnej strefie należącej do Hermiony Granger.

Siedział na łóżku i patrzył, jak mały Frank przeskakiwał pomiędzy jego wyciągniętymi nogami, ćwicząc sprawność i spryt. Ukradkiem spoglądał na Hermionę, która miotała się po tej niewielkiej przestrzeni, próbując odnaleźć czyste części garderoby.

– Naprawdę powinieneś już iść – powiedziała z przestrachem, wyglądając przez wąską szparę w przejściu. – Coraz więcej osób wstaje.

– Zjesz ze mną śniadanie? – zapytał, podnosząc nogę, stawiając Frankiemu wyżej poprzeczkę w zdobywaniu nowych umiejętności. Zaśmiał się, gdy kotek, pomimo szczerych chęci i determinacji, nie zdołał przeskoczyć takiej wysokości i walnął główką w jego odsłoniętą łydkę.

– Nie bądź okrutny – żachnęła się, biorąc malucha na ręce. – On jest jeszcze za mały na tak trudne wyzwania. Zjem z tobą śniadanie, chociaż to może dziwnie wyglądać, bo do tej pory siadałam z Gryfonami.

- Nie bądź śmieszna – odparł, wciąż nie spuszczając z niej wzroku. – Jakie to teraz ma znaczenie? Ślizgoni, Gryfoni, Puchoni, Krukoni, to nie Hogwart, tu nie ma wyznaczonych stołów i sztucznych podziałów. Dorośnij, Granger, nie walczysz o punkty dla swojego domu. Nie walczysz o uwagę i zainteresowanie nauczycieli.

– Nie jestem śmieszna. Nie walczę o niczyją uwagę może poza twoją i Hithrope, bo to moja szefowa – odpowiedziała z przekąsem. – Po tym co się wydarzyło, chciałabym ograniczyć pokazywanie się razem wśród ludzi.

– Myślisz, że masz na czole wygrawerowane, że uprawiałaś ze mną gorący seks?

– Mam nadzieję, że nie – zażartowała, uśmiechając się lekko – Muszę wziąć prysznic, a ty powinieneś już...

– Tak wiem, mówiłaś. Zastanawiam się nad wysunięciem propozycji dołączenia do ciebie, ale po pierwsze widzę twoją zniesmaczoną minę i od razu mi się odechciewa, a po drugie nie jestem fanem tego typu rozrywek. Podejrzewam, że to może być niewygodne, gdy mokre... – z rozbawieniem przyglądał się, jak na jej twarz występują delikatne rumieńce, a ona bezwiednie przygryza dolną wargę.

– Idź już. Draco, nie żartuję, jeszcze jedno twoje słowo, a użyję jakiegoś skutecznego zaklęcia, które...

– Czekam na ciebie w stołówce.


***


Obawiał się tego poranka, ale wszystko poszło nadzwyczaj gładko. Spodziewał się, że Hermiona zacznie panikować i wyrzucać sobie i jemu, że popełnili błąd, idąc na całość. Zachowywała się spokojnie, przekonana o słuszności tego, co się pomiędzy nimi wydarzyło. Wydawało mu się, że on bardziej denerwował się od niej, dlatego teraz chciał również zachować spokój.

Oboje zrobili to, czego potrzebowali, żeby po prostu poczuć się lepiej.

Siedział na wąskiej ławce w stołówce, z łokciami opartymi na stole i przeglądał Proroka Codziennego, udając, że jest zainteresowany wypisanymi tam bredniami. Przekładał kolejne stronice, coraz bardziej zniesmaczony treścią artykułów, ale to pomagało mu znieść oczekiwanie na Hermionę, tym bardziej, że do końca nie był pewien, co postanowiła zrobić.

Dwa kubki parującej kawy, sprowadzonej z Panamy, stojącej tuż przed jego nosem, potęgowały uczucie niepokoju, które od jakiegoś czasu umiejscowiło w samym środku jego serca.

Małymi krokami, tłumaczył samemu sobie, co chce w swoim życiu osiągnąć. Postanowił skupić się na małych sukcesach.

Teraz po prostu chciał, żeby po ich wspólnej nocy, napiła się z nim tej cholernej kawy.

Podniósł głowę, gdy ujrzał cień tuż przed swoim nosem. Oliver Wood siadł naprzeciwko niego, przesuwając przygotowane przez niego kubki na bok. Na jego talerzu parowała sterta jajecznicy i chrupiącego bekonu, na widok którego Draconowi zaburczało w brzuchu.

– A więc, Draco, powiedz mi jak to jest z tymi rozgrywkami – zaczął, wyciągając z kieszeni spodni pergamin. Machnął różdżką, rozrysowując tabelę wraz z ostatnimi wynikami, wpatrywał się ze skupieniem w Ślizgona.

– Wood, czy mógłbyś iść i być Woodem, gdzieś indziej? – powiedział z rozpaczą, składając gazetę na pół.

– Nie mogę, nie teraz – odparł Oliver niezrażony niechęcią w głosie Malfoya. - Do tej pory sądziłem, że pomimo mojej nieobecności i obowiązków związanymi z Kongresem, mamy szansę przynajmniej na trzecie miejsce, ale po naszej ostatniej rozmowie z Zabinim, zwątpiłem w to i muszę wysłać mojemu zastępcy i zawodnikom sowę z nowymi wskazówkami. Miałeś bardzo ciekawe pomysły związane z taktyką, ale wszystkiego nie zapamiętałem.

Malfoy wzniósł oczy do góry, aby po chwili odłożyć gazetę i złączyć razem palce w geście skupienia. Miał ochotę przegonić stąd Olivera, aby Hermiona mogła bez problemu do niego dołączyć, ale uznał, że to i tak zapewne się stanie, a on w tym czasie będzie mógł przeprowadzić rozmowę na temat, który lubił.

Ktoś miał ochotę go słuchać, a to sprawiało, że był z siebie dumny, co nie zdarzało się często.

– O, kawa – powiedział Wood, patrząc proszącym wzrokiem w stronę kubka. – Mogę? Zapomniałem wziąć dla siebie.

Draco myślał, że więcej nie zniesie, ale przesunął w stronę Gryfona z kamienną twarzą, wciąż ciepły płyn.

– Słuchaj, Wood, musisz wyjść z tych schematów, które powielacie w meczach. Zobacz – dodał, otwierając stronę gazety na dziale sportowym. – Kolejny raz czytam o tym, że twoja szukająca wykonała manewr Martineza...

– Zwykle jej wychodzi...

– Kolejny raz jej nie wyszedł. Wyszkol ją w czymś innym, niech zaskoczy następnych przeciwników...

– Wolałem, żeby doskonaliła już zdobyte umiejętności, tym bardziej, że ciężko przyswaja nowe sprawności.

– Przeciwnicy czytają waszą grę, dlatego przegrywacie i możecie przegrywać dalej. Musisz to przerwać.

– Możesz mieć rację – powiedział Wood dłużej zastanawiając się nad usłyszanymi słowami. – Powinienem wprowadzić coś nowego, ale niezbyt spektakularnego, tak żeby Kathrine zdążyła opanować technikę. Świetny pomysł, naprawdę się na tym znasz.

– Od zawsze lubiłem quidditch.

– Malfoy, wszyscy wiemy, w jaki sposób dostałeś się do drużyny w szkole – powiedział Wood poważnym tonem. – Jednak ja przyglądałem się twoim poczynaniom i pomimo tego, że cię nie lubiłem i nie pochwalałem takiego postępowania, to widziałem, że jesteś w tym dobry. Byłeś szybki i skupiony, ale za bardzo zagubiony, nieprzygotowany i obciążony presją. Nikt nie wymagał od ciebie zaangażowania i ciężkiej pracy, bo uważali, że wystarczą drogie miotły, którymi wyposażył zawodników twój ojciec, ale miałeś potencjał. Gdyby ktoś wymagał od ciebie więcej, mógłbyś być najlepszy.

Draco przyglądał mu się, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Przywoływanie przeszłości, z której nie był dumny, sprawiło mu ból oraz rozlewający się po jego ciele wstyd. 

Nie potrafił walczyć z tym nieprzyjemnym uczuciem, pogodzić się z nim i wyciągnąć odpowiednich wniosków na przyszłość. Zapiekał się w tym negatywnych emocjach, czując rozchodzący, nieprzyjemny żar, wypływający na jego blade policzki w postaci rumieńców. Widoczny dla wszystkich ślad jego zmieszania, który potęgował jego zakłopotanie. 

Kiedyś zachowałby się agresywnie, podniósłby głos, wdał się w awanturę. Ale teraz wiedział, że nie powinien tego robić, bo to nie postawi go w dobrym świetle. Nie wiedział, w jaki sposób powinien na to zareagować, ale był świadomy, że nie może wyjść i uciec, a bardzo miał na to ochotę.

Był dorosłym mężczyzną z bagażem złych doświadczeń i beznamiętną, zimną twarz, ale zaklęty w jego wnętrzu mały chłopiec, poczuł ukłucie tak silnego żalu, że na moment stracił siłę na dalszą dyskusję.

Jego życie mogło wyglądać zupełnie inaczej i boleśnie zdawał sobie z tego sprawę, ale czasu nie mógł cofnąć.

Wbrew pozorom dziecko, które w oczach świata miało wszystko, otrzymało od losu tylko zmarnowane szanse.

Powinien zrobić wszystko, żeby tego, co ma teraz nie zaprzepaścić, ale nie wiedział, jak to zrobić. 

Potrzebował pomocy, potrzebował uspokojenia.

– Cześć – usłyszał jej ciepły głos tuż nad głową, gdy podeszła ze swoją tacą ze śniadaniem.

Swobodnie usiadła tuż obok niego, stawiając talerz z podwójną porcją grzanek, marmolady, masła orzechowego i dwa kubki kawy. - Przyniosłam ci kawę, Draco – dodała głosem przepełnionym spokojem, którego tak bardzo teraz potrzebował.

Zachowywała się tak, jakby dawno go nie widziała, a przecież jeszcze przed chwilą byli razem.

– O czym rozmawialiście? – zapytała z pełną swobodą, upijając łyk gorącej kawy. – Zobaczyłam was z daleka i byłam bardzo ciekawa, o czym możecie tak zażarcie dyskutować.

– Mówiłem Draco, że mógłby być bardzo dobrym zawodnikiem, gdyby był lepiej wyszkolony, ale nikomu na tym nie zależało, na czele z nim samym.

Kolejna osobista uwaga wypowiedziana przez Wood'a dotknęła go, ale postanowił, że nie będzie się kłócił i psuł atmosfery. W głębi duszy, zgadzał się z usłyszaną opinią, ale teraz nie mógł nic z tym zrobić, poza przełknięciem goryczy dawnej porażki.

– Profesorowi Snape'owi zależało na sukcesie jego drużyny – odpowiedziała Hermiona, angażując się w rozmowę. Posmarowała grzankę marmoladą i masłem orzechowym, a następnie podsunęła ją Draconowi na talerzyku pod sam nos. – A Draco, jak każdemu zawodnikowi również zależało na wygranej, rywalizacji i świętowaniu sukcesów. Nie możesz wiedzieć Oliverze, co było dla niego wtedy priorytetem, czy zdobycie pucharu, czy uznanie wśród pozostałych uczniów. Twój osąd nie jest obiektywny, bo byłeś kapitanem przeciwnej drużyny. Nikt z nas nie znał wtedy pobudek Draco i motywów postępowania, ponieważ nikt nie znał prawdziwego Dracona Malfoya.

– Ale... – zaczął Oliver całkowicie zbity z tropu.

– Cicho, Wood. Już wystarczy – skończyła posyłając mu krótki uśmiech, ale w jej oczach Gryfon dostrzegł ciskające w niego gromy. Przełknął głośno ślinę i sięgnął po kawę.

- Przepraszam - powiedział Oliver cicho, zwracając się do Ślizgona, na co tamten tylko kiwnął głową. - Przesadziłem.

Po chwili Hermiona uśmiechała się i zagadywała Wooda na tematy związane z quiddtichem, wprowadzając radosną atmosferę, której Draconowi bardzo brakowało. Umiejętnie i szybko obroniła go, kierując rozmowę na bezpieczniejsze tory.

Nagle do ich stolika podszedł Roger Davies, tłumacząc się, że usłyszał wcześniej rozmowę o najnowszych rozgrywkach i nie mógł odpuścić takiej okazji, bo jego nowa dziewczyna mugolskiego pochodzenia, kompletnie nie rozumiała jego zainteresowań związanych z tą magiczną dyscypliną, a on sam szukał towarzystwa zaznajomionego z jego ulubioną rozrywką.

Draco stracił wcześniejszy rezon i jedynie przysłuchiwał się rozmowie lub odpowiadał zdawkowo zapytany wprost o konkretne zagadnienie. 

Jadł grzanki, które podawała mu Hermiona i popijał przyniesioną przez nią kawę, odnajdując w jej obecności otuchę.

Jej bliskość budowała w nim poczucie pewności siebie i spokój.

Nie wiedział, skąd wiedziała o tym, że potrzebuje wsparcia, ale był jej za to wdzięczny.

W pewnej chwili, położyła dłoń na jego udzie, aby potwierdzić to, że jest tutaj z nim i pomaga mu, jak tylko może w tych okolicznościach, a on nie potrzebował niczego więcej.

Do największego namiotu, w którym mieściła się tymczasowa stołówka wpadła z impetem kobieta, rozglądając się za kimś, kogo w pierwszej chwili nie mogła dostrzec w tłumie rozgadanych twarzy. Miała na sobie ciemnofioletową, wielowarstwową suknię, przyozdobioną falami falban z rękawkami opinającymi ramiona, przypominającą kreacje tancerek flamenco oraz kapelusz z ogromnym rondem.

– Hithrope zaszalała – zaśmiał się Davies, pokazując pozostałym, w którą stronę powinni spojrzeć.

Wszystkie głowy zwróciły się w odpowiednim kierunku, ale zanim ktokolwiek zdążył zareagować, czarownica podeszła w ich stronę, postukując głośno obcasami na ułożonej, drewnianej podłodze.

– Granger, Malfoy – zaczęła bez wstępu od razu przechodząc do rzeczy. - Mamy problem, pakujecie się i jedziecie do Kenilworth.

– Jaki problem? – zapytał Draco, wycierając ukradkiem usta serwetką.

– CZY TO JEST WAŻNE, PANIE MALFOY! – warknęła kobieta, wyciągając z kieszeni wachlarz pasujący do jej stroju. – Za pół godziny macie świstoklik. Musimy przyspieszyć z harmonogramem i postanowiłam już teraz was tam wysłać.

Machnęła różdżką i ogromny stos pergaminów, który do tej pory lewitował w okolicach wejścia, zaczął sunąć w ich stronę, aby opaść tuż przed nosem Hermiony.

– Tutaj macie wszystkie plany, rozpoczniecie prace, za trzy dni pojawią się budowniczowie, a wy musicie nad wszystkim czuwać. Macie zarezerwowane pokoje w Gospodzie pod Samotnym Hipogryfem. Ja się nie rozdwoję. Wykańczają mnie te przygotowania i upały i nie wiem co bardziej... – zakończyła, posyłając im naglące spojrzenie.

– Czas na nas – powiedział Draco, wstając i zabierając tace tych, którzy już skończyli śniadanie, po czym wrócił, aby wziąć plik powierzonych im dokumentów.

Wyszli razem z namiotu i szli wolnym krokiem w stronę części sypialnej obozu.

– Draco, słuchaj – zaczęła niepewnie, rozglądając się na boki, czy nikt przypadkiem nie stoi na tyle blisko, aby usłyszeć ich rozmowę. – Oliver przesadził, widziałam twoją minę, gdy podeszłam. Nie słyszałam wszystkiego, ale chciałam, żebyś wiedział...

– Przestań, nie musimy tego robić.

– Czego?

– Nie musisz mnie pocieszać. Wood przypomniał mi o tym, jakim byłem kretynem i jak niewiele osiągnąłem bez pomocy ojca. Podkreślił to, że byłem nikim, w otoczce największego dupka Hogwartu, ale tego nie jestem w stanie już zmienić.

– Nie znałam cię wtedy – odparła szczerze Hermiona. – Sam wiesz, jak wyglądały nasze relacje i jak często zasługiwałeś na to, żeby przywalić ci w nos – dodała z uśmiechem, odtwarzając w głowie wspomnienia z czasów szkolnych. – Ale nie wolno patrzeć teraz na ciebie tylko przez pryzmat błędów z przeszłości, ja na to nie pozwolę.

– Zasłużyłem sobie na to.

– Nie – odpowiedziała pewnym tonem. – Zasłużyłeś na więcej. Teraz pracujesz na swój nowy początek. To, co było odgradzasz od siebie i idziemy razem dalej.

– Wierzysz, że nam się uda? – zadał pytanie, nie wiedząc, czego tak naprawdę ono dotyczy.

– Oczywiście, ale musimy oboje w tym być. Nie wycofuj się, gdy zrobi się ciężko. Nigdy ci tego nie wybaczę, jeśli to zrobisz.

– Nie chcę, żeby było ciężko, myślałem, że „ciężko" mam już za sobą.

– Nie powinieneś tak myśleć, bo nigdy nie wiesz, co cię jeszcze czeka – odpowiedziała ze smutkiem w głosie.

– Myślałem, że ...

– Nie spodziewałam się tak szybkich przenosin do Kenilworth – powiedziała Hermiona, dokonując szybkiej zmiany tematu, zatrzymała się niedaleko swojego sektora.

– Ja też nie, ale czuję, że to będzie wspaniała przygoda – powiedział poważnym tonem, który kłócił się z jego rozbawionym spojrzeniem.

– Przygoda?

– Uwierz mi, w Gospodzie pod Samotnym Hipogryfem na pewno nie będziesz samotna, Granger.

– Jedziemy tam pracować – upomniała go, posyłając delikatny uśmiech.

– A po pracy będziemy odpoczywać – odparł oficjalnym tonem, odpowiadając jej łobuzerskim uśmiechem. – Bez wścibskich oczu i ukrywania się przez całe trzy dni.

– Prawie jak wakacje.

– Prawie jak zakosztowanie codzienności z tobą, Granger.

Uśmiech rozświetlił jej twarz, a on mógł jej odpowiedzieć tym samym. Gdy odwróciła się i odeszła w stronę namiotu, pomyślał coś, co powinien jej powiedzieć.

„Nigdy nie pozwól mi odejść, Hermiono, bo zbyt wiele szans już zmarnowałem."

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro